lemuriza1972statystyki rowerowe bikestats.pl
lemuriza1972
Tarnów

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37869.50 km
  • Km w terenie: 10093.00 km (26.65%)
  • Czas na rowerze: 89d 13h 22m
  • Prędkość średnia: 19.11 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team

Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







Moje rowery

Kellys Magnus 29684 km
KTM 19175 km

Szukaj

Znajomi

wszyscy znajomi(65)

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lemuriza1972.bikestats.pl

Archiwum

  • 2017, Marzec(2, 2)
  • 2016, Grudzień(1, 0)
  • 2016, Październik(4, 3)
  • 2016, Wrzesień(13, 10)
  • 2016, Sierpień(13, 5)
  • 2016, Lipiec(11, 3)
  • 2016, Czerwiec(16, 5)
  • 2016, Maj(15, 12)
  • 2016, Kwiecień(13, 4)
  • 2016, Marzec(8, 4)
  • 2016, Luty(10, 11)
  • 2016, Styczeń(14, 7)
  • 2015, Grudzień(15, 7)
  • 2015, Listopad(8, 9)
  • 2015, Październik(9, 6)
  • 2015, Wrzesień(11, 6)
  • 2015, Sierpień(25, 7)
  • 2015, Lipiec(16, 8)
  • 2015, Czerwiec(20, 21)
  • 2015, Maj(22, 19)
  • 2015, Kwiecień(15, 9)
  • 2015, Marzec(14, 29)
  • 2015, Luty(9, 27)
  • 2015, Styczeń(8, 12)
  • 2014, Grudzień(13, 11)
  • 2014, Listopad(19, 54)
  • 2014, Październik(21, 97)
  • 2014, Wrzesień(14, 59)
  • 2014, Sierpień(18, 45)
  • 2014, Lipiec(21, 66)
  • 2014, Czerwiec(16, 54)
  • 2014, Maj(19, 83)
  • 2014, Kwiecień(16, 60)
  • 2014, Marzec(16, 27)
  • 2014, Luty(22, 89)
  • 2014, Styczeń(26, 93)
  • 2013, Grudzień(23, 64)
  • 2013, Listopad(16, 87)
  • 2013, Październik(15, 38)
  • 2013, Wrzesień(22, 129)
  • 2013, Sierpień(25, 53)
  • 2013, Lipiec(25, 94)
  • 2013, Czerwiec(19, 32)
  • 2013, Maj(21, 89)
  • 2013, Kwiecień(23, 60)
  • 2013, Marzec(15, 61)
  • 2013, Luty(10, 41)
  • 2013, Styczeń(10, 47)
  • 2012, Grudzień(10, 25)
  • 2012, Listopad(13, 79)
  • 2012, Październik(9, 83)
  • 2012, Wrzesień(22, 95)
  • 2012, Sierpień(17, 61)
  • 2012, Lipiec(12, 43)
  • 2012, Czerwiec(22, 66)
  • 2012, Maj(17, 35)
  • 2012, Kwiecień(15, 32)
  • 2012, Marzec(14, 68)
  • 2012, Luty(8, 38)
  • 2012, Styczeń(15, 44)
  • 2011, Grudzień(5, 27)
  • 2011, Listopad(11, 24)
  • 2011, Październik(12, 36)
  • 2011, Wrzesień(18, 71)
  • 2011, Sierpień(21, 67)
  • 2011, Lipiec(23, 79)
  • 2011, Czerwiec(20, 36)
  • 2011, Maj(17, 115)
  • 2011, Kwiecień(26, 116)
  • 2011, Marzec(23, 112)
  • 2011, Luty(17, 88)
  • 2011, Styczeń(26, 102)
  • 2010, Grudzień(22, 91)
  • 2010, Listopad(21, 71)
  • 2010, Październik(16, 52)
  • 2010, Wrzesień(23, 129)
  • 2010, Sierpień(28, 125)
  • 2010, Lipiec(26, 83)
  • 2010, Czerwiec(19, 55)
  • 2010, Maj(24, 74)
  • 2010, Kwiecień(16, 11)
  • 2010, Marzec(25, 18)
  • 2010, Luty(26, 33)
  • 2010, Styczeń(23, 7)
  • 2009, Grudzień(14, 12)
  • 2009, Listopad(17, 14)
  • 2009, Październik(11, 27)
  • 2009, Wrzesień(20, 13)
  • 2009, Sierpień(23, 20)
  • 2009, Lipiec(3, 1)
  • 2009, Czerwiec(1, 2)
  • 2009, Maj(2, 0)

Linki

  • Rowerowe blogi na bikestats.pl
Środa, 6 kwietnia 2011

3 dni do wyścigu:)))



Piosenka dla wszystkich moich kolegów, którzy będę się ścigać ze mną w niedzielę, albo w następnych edycjach.
Powodzenia wszystkim!

( dziewczynom również rzecz jasna)

Zaglądnełam dzisiaj na zgloszenia na Murowaną… ojojoj.. rywalki mam zacne. Niektóre przeniosły się z giga, niektóre całkiem nowe twarze więc nie wiem czego się spodziewać. Nie będzie łatwo o dobre miejsce, ale będę walczyć. To jedno wiem. Tanio skóry nie sprzedam.

Jechało mi się wczoraj kiepsko.
Kuba napisał wczoraj: odpuść jutro.
Pomyślałam: ma rację..
Napisał jednocześnie, że koniecznie muszę zrobić jeden mocny trening w tym tygodniu. Zaplanowałam go na czwartek.
Ale dzisiaj wracając z pracy pomyslałam: no nie… przecież czuję się dobrze. Wezme Kateemka, pojadę do Buczyny, pokręcę sobie spokojnie po pagórkach w lesie.
Konsultacja z Kubą rzecz jasna.
Kuba pisze: lepiej zrób dzisiaj mocny trening jak się dobrze czujesz, a jutro rege…
Ja: ale dzisiaj nie zdążę 2 h, dopiero gotuje obiad…
Ale zaraz pojawiła się myśl: a może jednak spróbuję….
Obiad konczył się gotować, zjadłam , przebrałam się i o 17 byłam gotowa.
I znowu duzy wiatr. Pierwsze kilometry niełatwe.
No i plan
5 x 1 min sprint, 4 min. Przerwy między seriami, a potem 3 x 10 min tempa , przerwy 10 min reszta wytrzymałość tlenowa , i wiadomo rogrzewka ( 15 min zrobiłam).
Wraz z upływem czasu było coraz, coraz lepiej.
Gdzieś na trasie jakaś dziewczyna krzykneła do mnie: dasz radę…
Pomyślałam: to jest dobry znak…bardzo dobry.
Jechało się coraz lepiej. Może nie rewelacyjnie, ale dobrze.
Pod koniec jazdy odkryłam świetne miejsce w lesie, było pagórki i .. piach… Pomyślałam: o przyda się taki trening przed Murowaną.
Pod koniec jazdy minął mnie jakiś biker. Jechał jezdnia , ja scieżką, więc z góry bylam skazana na wolniejszą jazdę. Poza tym już byłam na etapie schłodzenia. W pierwszej chwili pomyslałam: jedź sobie..ja mam swój trening.
Ale potem.. pomyslałam sobie.. no nie, tak nie może być.
Odjechał mi sporo, sporo. Włączyłam „piąty bieg” i dawaj. Pod górkę .. rzuciłam na szalę wszystkie swoje sily ( wybacz Kuba, ale ja myslę ze to przyda się jednak przed Murowana, takie psychiczne wzmocnienie, chciałam sprawdzić na ile mnie stać). On chyba trochę zwolnił, bo nie spodziewał się pewnie pościgu, albo osłabł.
No i dopadłam go:), wtedy spostrzegłam ze jedzie na slickach i chyba dużych kołach. Pomyślałam: ach to tak:)
Powiedziałam: cześć i odjechałam.
Po treningu poszłam do sklepu ( po piwo, ale bezalkoholowe):), a tam z radia płynie sobie melodia: Pokonam siebie...
Pomyślałam: kolejny dobry znak...
Tak więc za 3 dni start.
Mam nie do konca dobre dni. Dużo problemów w pracy i poza, ale staram się to wszystko wyrzucić z głowy i koncentrować się na starcie, bo naprawdę dośc cieżko pracowałam przez całą zimę, a ostatnie dwa tygodnie to już bezwzględne podporządkowanie się rowerowi.
Trochę dzisiaj mnie częśc optymizmu opuściła jak zobaczyłam te mocne rywalki, ale potem pomyślałam: jestem przygotowana, jak dam z siebie wszystko, będzie dużo punktów, a miejsce…? Będzie jakie będzie, powinno być najlepsze na jakie mnie na chwilę obecną stać.
Jedno wiem – jestem przygotowana jak chyba nigdy, zmotywowana jak nigdy, cieszę się z tego maratonu jak nigdy.
Teraz wszystko w moich nóżkach, ale przede wszystkim w mojej głowie.
Więc raz jeszcze przeczytam ten fajny artykuł z magazynu Góry , który kiedyś cytowałam Wam tutaj. O pewności siebie w sporcie.
Nie wolno mi zapomnieć, że cięzko pracowałam, ze jakaś tam forma chyba jest, że stać mnie na dobrą jazdę , tylko to przede wszystkim ja muszę w to uwierzyć.
a jutro jeszcze jadę z Kateemkiem do serwisu, niech chłopaki jeszcze rzucą na niego okiem, zeby mi jakiejś niespodzianki nie sprawił.
  • DST 54.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 24.92km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 175 ( 93%)
  • HRavg 148 ( 78%)
  • Kalorie 926kcal
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
Wtorek, 5 kwietnia 2011

Regeneracja

&feature=related

mądre słowa.
31 maja nowa płyta:)))
a piosenka ze specjalną dedykacją dla wszystkich moich znajomych, osób mi bliskich, które przezywają własnie trudne chwile.
Tak jakos się składa, ze u wielu bliskich mi osób sa takie mniej lub bardziej trudne chwile.


Nie do konca wyszła mi ta regeneracja. Miało być spokojnie i niby było, ale był moment że uciekałysmy przed deszczem ( jechałam z Andżeliką) i trzeba było przycisnąć.
Poza tym duzy wiatr, wiec trzeba było się siłować.
Do tego nogi cięzkie dzisiaj.
Nie duzo więc przyjemności z jazdy, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nagadałam się przynajmniej z Andżeliką.
Samopoczucie .. powiedzmy.. 4:)
Miejmy nadzieję, ze jutro będzie lepiej.
  • DST 33.00km
  • Czas 01:31
  • VAVG 21.76km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 155 ( 82%)
  • HRavg 144 ( 76%)
  • Kalorie 663kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)
Niedziela, 3 kwietnia 2011

Ostatnia niedziela czyli Tarnów- Mielec, Mielec- Tarnów



Piosenka z płyty, którą sobie "podarowałam" wczoraj. Płyta ma tytuł " Być kobietą". Takie tam stare przeboje.. Alicja Majewska, Danuta Błażejczyk, Ewa Bem, Halina Frąckowiak i inne wspaniałe panie.
A w tej piosence Anny Jantar... do kogo ona śpiewa ? do Boga?


ostatnia niedziela.. przed zawodami:)
A było tak... w nocy zły sen.." jadę na rowerze, nagle patrzę , a ja nie mam koła, przerzutka urwana".
To zapewne efekt tego co zdarzyło sie wczoraj tzn zmieniając koło ( zmieniałam koło przednie gdzie mam załozonego pythonka, żeby sie nie mordować na asfalcie) z przerażeniem zauważyłam, ze koło jest nie do konca dokręcone.
A ja przecież tyle szybkich zjazdów robiłam ot choćby wczoraj.
Mało tego.. dzisiaj wynosząc rower... poczułam,że tylne sie "telepie"... też było odkręcone.
Co jest grane??? przecież ja bardzo dokładnie zawsze sprawdzam stan umocowania kół, bo już raz jechałam na niedokręconym i o mało nie skonczyło sie źle...
No... historia jak z filmu... jakby ktoś mi celowo je odkręcił:). Można byłoby tak pomyśleć.
Wczoraj dość solidny zjazd z osuwiska... czy aż tak mogły sie zaciski poluzować?
Nie sądzę.
No więc z lekkimi obawami wyruszyłam do Mielca ( przez ten sen)
Jechało się cięzko. Niestety nogi odczuły wczorajszy trening i chyba glikogenu.. niet. Męczyłam się i już w drodze do Mielca wiedziałam, ze to nie byl dobry pomysł.
No ale w planie i tak miałam trening 3 godzinny. Tyle, ze dzisiaj przekroczyłam go o 2 godziny. Oczywiście w porozumieniu z Kubą, który powiedział, ze owszem, ale mam nie jechać na czas, tylko spokojnie. Tak też jechałam, stąd czas dramatyczny. W zyciu tak długo do Mielca nie jechałam. Na usprawiedliwienie swoje mogę napisać, ze okrutny, bezlitosny wiatr wiał - ależ go wyzywałam! Nie ośmieliłabym sie zacytować:)
No ale jakoś dojechałam do Mielca i kiedy znalazłam sie na moście, nagle usłyszałam jakiś szum na oponie. Zaniepokoiło mnie to mocno, więc zatrzymałam się i zaczełam oglądać oponę.
No tak.. w oponie tkwiło szkło, ktore ją przecięło.
" O matko, jak ja wrócę" pomyślałam, "dętka pewnie przebita, a ja mam tylko jeden zapas"
Obserwowałam więc rower przez całe 5 godzin pobytu u siostry. Nic się nie działo. Z lekkimi jednak obawami wyruszyłam w drogę powrotną. Jechało sie zdecydowanie lepiej niż rano ( może dlatego ze rano - wyjechałam o 7. 40 było zimno), a po południu cieplutko.
Mirek opowiedział mi co mówił jego trener.
" Są trzy grupy zawodników. Jedni to lenie i nigdy nie trzymają się planu, drudzy to tacy co przesadzają i trenują znacznie więcej niz mają w planie, a trzeci to ci co trzymają się planu. I własnie ci wygrywają".
No.. staram się trzymać planu, więc zobaczymy, zobaczymy...
Przeczytałam dzisiaj wywiad z Olgą Krzyżanowską ( o jej ojcu słynnym generale).
Cytat:
" Pisał do mnie, że człowiek jest wart tyle , na ile jest w stanie się zdobyć, a to jest uzależnione od niego samego.
Największa trudność życiowa polega na tym, ażeby w życiu znaleźć samego siebie, w absolutnym uniezależnieniu się od warunków. I samego siebie trzeba znaleźć nie w pozycji leżąco- stękającej, lecz zawsze tylko wyprostowanej i zdolnej do powstania nawet po największym upadku. Nawet wtedy gdy człowiek jest starty na proszek - musi zawsze w nim coś pozostać, coś co powinno go zregenerować"
Przekonywał mnie, że ważne jest, by człowiek umiał uniezależnić się od klęski i powiedzieć sobie, że będzie trwał nadal i nie pozwoli sobie na taki luksus jak zbankrutowanie".
Mądre prawda?
To była moja pierwsza setka w tym sezonie.
To było bardzo pracowite dwa tygodnie i bardzo pracowita zima, zobaczymy jakie będą efekty. Już za tydzien zobaczymy.
Nie mogę się doczekać.
a dzisiaj spaliłam tyle kalorii, ze zjadłam całą czekoladę:)
Podobno dzięki niej wydzielają sie endorfiny.
mam nadzieję, przyda mi się dzisiaj. Taki to był sobie dzień...
Samopoczucie podczas jazdy i w ogóle ( trochę rodzinnych problemów) na 3.
Ale jutro będzie lepiej, będzie nowy dzień:)))i musi byc lepiej.
  • DST 112.00km
  • Czas 04:56
  • VAVG 22.70km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 165 ( 87%)
  • HRavg 141 ( 75%)
  • Kalorie 2082kcal
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)
Sobota, 2 kwietnia 2011

Lubinka razy 6 i Dolina Izy:)

Plan na dzisiaj:

TR 25-30 min, niskie strefy
Podjazdy 5-7 x 5-6 min, ostatnie 30 sek na maksa, jazda terenowa 30-40 min + WT 30 min „ 15 min cool down
Trening nie dłuższy niż 3,5 – 4 godz.

Przepiękna pogoda, więc wyruszyłam z wielką ochotą. Zresztą dzisiaj podjazdy, a to jest to co lubię najbardziej, raz ze chyba zdecydowanie więcej endorfin wydziela się podczas podjeżdzania, dwa, że mogę się napatrzeć na górki i wziąć od nich trochę energii.
Zanim dojechałam na Lubinkę już musiałam zrobić kilka mniejszych podjazdów.
No a potem się zaczęło:) Popatrzyłam w górę na Lubinkę, na samochody na szczycie i pomyślałam: Jezu.. 6 razy mam tam wjechać..
Ale zaraz pomyslałam: kobieto.. to tylko Lubinka, nie takie podjazdy robiłaś.
Pierwszy podjazd tak sobie, oddech mocno przyspieszony, drugi już zdecydowanie lepszy, ale to co zrobiłam podczas piątego przeszło moje oczekiwania.
Zjeżdzając z czwartego podjazdu spotkałam pod drodze dwóch chłopaków na rowerach, chłopaki „po cywilu”, ale podjeżdzali dziarsko. Zjechałam jeszcze jakieś 500 metrów w dół, a potem w górę.
Minęłam chłopaków w tempie naprawdę bardzo dobrym i starałam się takie samo utrzymać przez cały podjazd. W pewnym momencie na którejś z serpetyn odwróciłam się i zobaczyłam w dole chłopaków. Gonili mnie!
Mieli pecha, trafili na mój naprawdę dobry dzień.
Podjechałam do konca i zaczęłam zjeżdzać.. Chłopaków nie ma.. Myslałam, że może zjechali gdzieś w bok, ale nagle patrzę.. chłopaki siedzą gdzieś na poboczu, rowery rzucone…
No wcale się nie dziwię…może pierwszy raz wjeżdzali, a do tego zapewne narzucili sobie zbyt duże tempo. Pamietam mój pierwszy raz na Lubince… byłam wykonczona.
Podjechałam jeszcze raz i na szczycie znowu spotkałam chłopaków.. jeden miał ściagnięte spodnie ( co on robił????) . Jak mnie zobaczył szybko spodnie ubierał.
Mogę tylko podjerzewać co się stało… bo jechał w dżinsach.
Spotkałam chłopaków potem raz jeszcze, na jednym z cmentarzy wojennych.
Zrobiłam Lubinkę 6 razy.. gdyby mi ktoś powiedział kiedyś…
Zrobiłam naprawdę w dobrym tempie, a jedne z podjazdów zakonczyłam z prędkością 18 km/h.
Niebywałe. W ub roku utrzymanie 14 km/h to był sukces.
Po Lubince pojechałam sobie do mojej doliny czyli Doliny Izy.
To jest endorfinowa dolina.
Odkryłam ją 3 lata temu, w paskudnym dla mnie okresie, kiedy żyć się nie chciało.
Wtedy na jedną małą chwilę uczyniła mnie szczęśliwą.
Dzisiaj jak do niej wjechałam śmiałam się z radości. Cisza, niesamowite piękne tego lasu, śpiewające ptaki, zawilce, las zieleniejący się powoli.
Najpierw 3 km zjazd, niby z pozoru prosty, ale… to tylko pozory, masa luźnych kamieni, piach. Trzeba uważać.
Gadałam sobie sama ze sobą , zjeżdzając…” Dziecinko nie hamuj, nie hamuj, puść klamki”
Sami wiecie czym grozi hamowanie na luźnych kamieniach…
A potem z powrotem pod górę, czyli 3 km podjazdu.
Bajka.
A potem już w dół, asfaltem z pieknymi widokami, słoncem, błękitem nieba.
Pomyślałam: jaka jestem szczęsliwa.. tak nieprawdopobnie szczęsliwa, pomimo tego ze gdzieś tam czają się różne problemy i niedogoności…
Co z tego, kiedy swiat jest taki cudny!
Nie sposób słowami tych widoków opisać.
Tak się zapatrzyłam, że zgubiłam drogę i wjechałam na osuwisko w Dabrówce Szczpanowskiej. Zafunndowałam sobie dodatkową adreanlinę.
To był dopiero zjazd!
Dwóch panów z ciekawością przyglądało się moim poczynaniom.. nie mogłam dac plamy,.
Miałam ochote powiedzieć: spokojnie panowie, ja jeżdzę u GG, dam radę, nie takie rzeczy widziałam…
Ale przecież i tak nie wiedzieliby o co chodzi:)
A potem już do domku szlakiem nad Dunajcem i przez Buczynę, która cała jest w zawilcach…
Nic tylko chodzić na spacery.. ech:)
Samopoczucie: 6
Jutro czeka mnie bardzo długa i trochę nudna jazda. No ale i tak trzeba. Poza tym są też w życiu jakies obowiązki prawda?
Stuknęło mi dzisiaj 1000 km w tym roku. Może to nie jest wiele, ale myślałam, ze nie dociągnę do 1000 jak będę startować w Murowanej.
( za Wkipedią)
Niektóre bodźce, powodujące wydzielanie endorfin, to:

* poczucie zagrożenia (zjawisko analgezji spowodowanej stresem)[potrzebne źródło]
* śmiech a nawet myślenie o śmiechu[2]
* wysiłek fizyczny (chociaż niektórzy naukowcy twierdzą, iż to udział w rywalizacji sportowej ma na to znaczący wpływ); przypuszcza się, że przedłużony intensywny wysiłek powoduje wzmożone wydzielanie endorfin, objawiające się euforią biegacza
* niedotlenienie - Na tej drodze istnieje hipoteza działania euforyzującego alkoholu na organizm poprzez zwiększone powinowactwo tej substancji do tlenu (patrz również: euforia biegacza)
* niektóre (głównie pikantne) przyprawy, np. papryka chili (u szczurów)[3]
* w niektórych przypadkach akupunktura[3][4]
* czekolada[5]
* efekt placebo[3]
* seks[potrzebne źródło]
* zakochanie


Bajka w mojej dolinie © lemuriza1972



Resztki śniegu na wyciągu na Lubince i dom mojego kolegi Irka:) © lemuriza1972


Dolina Izy:) © lemuriza1972



Las Buczyna © lemuriza1972



osuwisko w Dąbrówce Szczepanowskiej © lemuriza1972


Jak w Sudetach:) © lemuriza1972
  • DST 64.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 20.21km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 174 ( 92%)
  • HRavg 147 ( 78%)
  • Kalorie 1412kcal
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(12)
Czwartek, 31 marca 2011

O Przyjaźni głównie, ale też trochę o treningu



Posłuchajcie tej piosenki bo warto. Takie moje odkrycie. Znowu dzięki Radiu Kraków. I już wiem, że kupie płytę Grzegorza Tomczaka, bo musi być wyjątkowa.
Usłyszałam kiedyś tę piosenkę w nocy, w radiu.
Nastepnej nocy znowu włączyłam radio i znowu była… tak bardzo chciałam się dowiedzieć kto ją spiewa, ze napisałam do Radia Kraków. Nie pamietałam jednak wiele słów.
Pan redaktor nie bardzo potrafił mi pomóc.
No to którejś nocy wstałam i zapisałam słowa. I znalazłam.
Dzisiaj, słowa tej piosenki mają dodatkowy wymiar.
Przyszła dzisiaj zła wiadomość. Właściwie najgorsza. Może i nie dotyczy mnie bezpośrednio, ale dotyczy mojej przyjaciółki, bardzo bliskiej mi osoby.
Płakałam nad tym co się dzieje, a jednoczesnie usmiechałam się jakoś tak wewnętrznie, bo jestem z niej taka dumna, ze tak mądrze podeszła do tych złych wieści i widzi taki głęboki sens tych okropnych zdarzeń.
I pomyslałam: to cud.. ta nasza przyjaźń.
Cud, który nieczęsto się zdarza.
I pomyślałam, że to chyba ważniejsze w życiu niż miłość. Przyjaźń. Bo miłość często przemija, a przyjaźń większe szanse ma na przetrwanie. Zwłaszcza taka wyjątkowa jak ta nasza.
Więc… miłość to za mało żeby żyć…
Za mało. Potrzebna jest jeszcze Przyjaźń. Nie zapomnijcie o tym, nie zaniedbujcie swoich Przyjaciół.
Pomyślałam też dzisiaj, po raz kolejny, że dostałam wyjątkowy dar od Losu.. Boga?
Spotkałam na swojej drodze tylu wspaniałych ludzi, którzy tyle z siebie mi dali, że nie sposób przyjąć jakąś miarę do tego wszystkiego…

A dzisiejszy trening. Wykonany.. chociaż cały dzień mysli błądziły gdzie indziej. Potrafiłam się jednak wyłączyć, sama nie wiem jak to mi się udało i plan zrealizowałam.
A plan był taki:

2 h 15 min

TR 20 min + 3 x 15 min co 10 min trening/siłowo tempowy ( kadencja 60-70), w przerwach TR 10 min cool down + 30 WT + 10 min cool down.
Kuba zalecił jeszcze jakies terenowe pagórki ( o ile będę miała siłę), siłę miałam , ale niestety nie było ich po drodze.
Trasa : Mościce- Ostrów- Bugumiłowice – Łukanowice- Isep-Wojnicz- Debina Zakrz. – Łętowice – Wierzchosławice – Niwka-Radłów- Żabno – Łęg Tarnowski – Biała – Mościce
Wyszło mi 63 km.
Jechało się.. rewelacyjnie. Noga podaje tak, że ja po prostu naprawdę nie wiem co się dzieje.
Nie znajduje jakiegoś sensownego wytłumaczenia. Bez trudności osiagam naprawdę duże szybkości.
Jedno wiem – nigdy tak dobrze pod kątem jazdy nie czułam się na wiosnę.
  • DST 63.00km
  • Czas 02:18
  • VAVG 27.39km/h
  • VMAX 37.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 165 ( 87%)
  • HRavg 149 ( 79%)
  • Kalorie 1010kcal
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Środa, 30 marca 2011

Regeneracja

W planie - regeneracja 1 h.
Wyszło znacznie więcej, ale pojechalismy z Mirkiem do Lasu Radłowskiego, no i żeby wrócić to trzeba było trochę wiecej przejechać. Jakbysmy przycisneli to wyszłaby godzina, no ale wtedy to nie byłaby regeneracja.
Chyba idzie mi lepiej już to regeneracyjnie jeżdzenie. Pilnuję się:).
W lesie sucho.
Mirek duzo mi opowiadał o swojej wyprawie na Rysy ( samotnej). Imponujące.
Bardzo.
I tak sobie pogadalismy o tych naszych wędrówkach po Tatrach. Znowu zatęskniłam za Tatrami:).
Pewnie nieprędko je zobaczę. No chyba, ze z Tarnowa przy dobrej pogodzie.
Teraz zaczną sie maratony i nie będzie już tyle czasu.
Pewnie pojdziemy latem albo jesienią, no ale to nie to samo. Zgodnie dzisiaj stwierdziliśmy, ze największa zabawa jest wtedy kiedy są trudne warunki.
Zresztą podobnie jak na maratonach.
Powiedziałam Mirkowi, ze bardzo mnie mentalnie te Tatry wzmocniły. Nie tylko mentalnie sportowo, ale zyciowo też.
Jest we mnie tyle wiary w siebie, tyle optymizmu ile nie miałam nigdy.
Mirek też to zauważył. Powiedział, ze kiedy wchodzilismy na Kozi Wierch, czekał na mnie chwilę ( był jakis bardzo stromy kawałek) i był pewien , ze jak już doczłapię się do niego, to powiem, ze mam już złe myśli. Tymczasem zobaczył mnie jak idę usmiechniętą od ucha do ucha.
No tak. Mam zupełnie inne nastawienie do wielu spraw.
Powiedziałam do Mirka dzisiaj: już nie myślę o tym żeby przejeżdzać maratony, myślę o tym żeby je przejeżdzać dobrze.
Zobaczymy jak to będzie.
Już za 1, 5 tygodnia zobaczymy.
Sama jestem bardzo ciekawa.
  • DST 33.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 22.50km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 156 ( 82%)
  • HRavg 135 ( 71%)
  • Kalorie 564kcal
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Wtorek, 29 marca 2011

Sprinty i piosenka o kradziezy roweru:)


No przyzpadkiem ją znalazłam:), niby nic śmiesznego, ale sie usmiałam i jakas taka wpadająca w ucho.

Plan: 1, 5 h

TR - 20 min + 5 x 1 min co 4 min, kadnecja wysoka ( ok 120), tętno pod próg mleczanowy + TR 10 min + WT 30 min + TR cool dwon 10 - 15 min.

Uffff... zwiększamy czyli dzisiaj minuta. Przyznam nie bez bólu. Pierwszy raz poszłam bardzo mocno ( tak mi sie wydaje). predkość dochodziła do ponad 40 km/h co jak na mnie i na ten okres treningowy to duzo.
Bolało:)))
Za drugim razem już nieco gorzej tak do 38 km/h. Podobnie trzeci raz.
Czwarty był wyjątkowy bo akurat trafiłam na kostkę brukową, wiec maks jaki udało mi sie osiągnąć to 32 km/h.
Piąty raz mocno.
Mam jednak wrażenie , ze cała reszta tzn 30 min WT zwłaszcza chyba trochę za wolno.
Nie wiem, ale tak mi cos wychodzi ze średniego pulsu i predkości.
W ub poniedziałek było lepiej.
No ale Kuba mi mówił, ze tak moze byc w drugim tygodniu, ze tętno nie będzie chciało sie podnosić.
Ogólni9e chyba nieźle, nie czuję sie b. zmęczona. Trochę nogi czuję jak wchodzę po schodach.
Jutro rege z Mirkiem :)
DZisiaj w jakichś swoich notatkach znalazłam taki cytat:
" Zwykli ludzie całe zycie uciekają przed ryzykiem,
twardziele żyją , bo go szukają"

czyli " No risk, no fun"
  • DST 40.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:32
  • VAVG 26.09km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 175 ( 93%)
  • HRavg 146 ( 77%)
  • Kalorie 627kcal
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)
Poniedziałek, 28 marca 2011

Rege:)


Miało być rege, no to w rytm IB:)


Spodziewałam się, ze Kuba zaleci mi dzisiaj wykonać cięzki trening a tu niespodzianka”
Odpoczynek albo jeśli będzie ładna pogoda 1 h TR ( ale jak zaznaczył w nawiasie TR!:) – tak przestroga dla mnie.
Z tym odpoczynkiem to jest u mnie pewien kłopot… jak to kiedyś w wywiadzie powiedziała Maja Włoszczowska ( nie lubie długo odpoczywać, muszę sobie dostarczać codziennej porcji adrenaliny).
Tym bardziej, że była sliczna wiosenna pogoda. W lesie pierwsze listki , a i żużlowcy trenują. Wiosna niechybnie:)
No to pojechałam na to rege… starając się żeby rzeczywiście zamiast rege jakiś hard rock mi nie wyszedł.
Nie jest to łatwe w moim przypadku, bo ja lubię pęd, szybkości…
Starałam się bardzo, ale jazda 20 km/h bardzo mnie.. onieśmiela.
Cóż uczę się cierpliwości.. przyda się w zyciu codziennym prawda?
No to sobie pokręciłam spokojnie, ale sobą bym nie była, jakbym sobie trochę adrenalinki nie dostarczyła. Pojechałam więc bardziej w stronę górek ( ale podjazdy Kuba robiłam spokojniutko, w zyciu tak spokojnie nie jechałam na podjazdach), no a potem wjechałam w las.
Taki fajny mi zjazd Krysia kiedyś pokazała w Bloniu.
No bezpieczny to on dzisiaj nie był, dużo liści, gałęzi, kolein przykrytych liśćmi, patyków, ale jakoś poszło.
No i tak spokojnie pokręciłam nieco dłużej niż 1 h, wdychając wiosenne powietrze.
Chyba poszło nie najgorzej sądząc po średnim tętnie i średniej prędkości.
Jak Kuba może być?:)

Przypomniał mi się dzisiaj taki fragment książki.
Pamietacie film „Godziny” ( świetny zresztą). Powstał na podstawie równie znakomitej książki.
No to lecę z cytatem

„ Urządzamy przyjęcia , opuszczamy rodziny, żeby wieść samotne życie w Kanadzie, nie szczędzimy trudu , by pisać książki, które i tak nie zmienią świata, niezależnie ile włożono w nie talentu i wysiłku, najbardziej szalonych nadziei. Zyjemy, robimy, to co robimy, kładziemy się spać – to takie proste i takie zwyczajne.
Niektórzy wyskakują z okna, inni się topią czy zażywają zbyt dużo pigułek, znacznie więcej spośród nas ginie w wypadkach, a większość zdecydowana, jest trawiona przez choroby, w najlepszym wypadku przez czas.
Na pocieszenie pozostaje jedna godzina w tym czy tamtym miejscu, kiedy nasze życie, na przekór wszystkim przeciwnościom i oczekiwaniom, otwiera się nagle przed nami, dając to, co zawsze istniało w naszej wyobraźni, chociaż wszyscy z wyjątkiem dzieci ( a może i nawet one) zdajemy sobie sprawę z tego, że po tych godzinach nieuchronnie nadejdą, znacznie bardziej ponure i trudne.
A jednak lubimy to miasto, cieszymy się porankiem, ponad wszystko żywimy nadzieję na więcej.
Bog jeden wie, dlaczego je tak kochamy…”

No to jak nawięcej godzin, kiedy zycie otwiera się przed nami…



Wreszcie kręcenie w terenie:) © lemuriza1972


Jest gdzie ćwiczyć:) © lemuriza1972
  • DST 22.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:14
  • VAVG 17.84km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 165 ( 87%)
  • HRavg 131 ( 69%)
  • Kalorie 425kcal
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)
Niedziela, 27 marca 2011

Kolejny dzień planu

Plan 3 h tlen.
Myślałam, że zrobię więcej niż 3 h, ale nie zrobiłam. O przyczynach za chwilę.
Obudziło mnie piękne słońce, więc pomyślałam, ze to będzie dobry dzień na rowerowanie. Co prawda zapowiadali temperaturę nie wyższą niż 8 stopni, ale jakoś miałam nadzieję, że będzie wyższa. Przeliczyłam się.
Do tego zapomniałam, że przecież mamy zmianę czasu i wyjeżdżam jakby wcześniej. Nie było to bez wpływu na moja jazdę.
Ubrałam się zdecydowanie za lekko, a temperatura z pewnością nie była wyższa niż 5 stopni.
Zmarzły mi stopy… na zjazdach cierpiałam bardzo , bo przewiewało mnie okropnie. To mi odebrało częśc radości z jazdy no i zapewne energii.
W sumie to nie miałam jakiejs jasno określonej trasy. Improwizowałam skutecznie.
Zaczęłam niebieskim szlakiem nad Dunajcem, bo zatęskniłam bardzo za terenem.
Błoto było a jakże, ale wiadomo najpierw Buczyna, potem Dunajec. Warto.
A potem nagle wpadłam na szaleńczy pomysł ( jak się okazało potem rzeczywiście szaleńczy) żeby podjechać na Lubinkę moją ulubioną szutrówką od Dabrówki Szczepanowskiej.
Tyle, że szutrówka zamieniła się w takie bajoro, że dojechałam tylko do połowy podjazdu.
Potem zrzuciło mnie z roweru, bulldog nie dawał rady, a pod podkową amora zebrały się takie tony błota, że nie dało rady jechać. Zawróciłam więc ( i przynajmniej zjechałam sobie po błocie), bo nachodzić to ja się pewnie jeszcze nachodzę podczas maratonów.
No to pojechałam sobie podjazdem z Dabrówki na początek Lubinki ( asfaltowym), a potem do Pleśnej i drogą wzdłuż Białej do Tuchowa. Potem Piotrkowice. Ponieważ miałam jeszcze 40 min do wyjeżdzanie, skręciłam doSwiebodzina i pojechałam jeszcze kawałek drogą do Nowodworza.
Generalnie dzisiaj nie jechało mi się rewelacyjnie.
Miałam takie etapy jak na maratonie , od euforii do znięchęcenia.
Nogi takie trochę cieżkie , ale to pewnie normalne po całym tygodniu.
Wiatr bardzo , bardzo mi przeszkadzał, ciężko się podjeżdżało.
No i to zimnooo….
Pod koniec jazdy zrobiło się cieplej i do mnie jakby energia wróciła.
Spotkałam tylko jednego kolarza ( Krzyśka Łuczkowca). Co jest ludzie? Przecież pogoda dobra.
Także oceniam ten trening w kategoriach sampoczucia na .. 4. Zdecydowanie najgorzej od poniedziałku, no ale tragedii na pewno nie ma.
Wczoraj urządziłam wraz z dziećmi oddanymi mi pod opiekę chwilowo, imprezę pożegnalną Adama Małysza.
Oj działo się działo…
W pewnym momencie stanęły mi łzy w oczach.. a Dawid mówi:
Ciocia czemu płaczesz?
Ja: a bo Adam już nie będzie skakał…
Dawid: Ciocia to dobrze, przynajmniej będzie mógł sobie teraz pojeść…

No.. jest to jakieś pocieszenie… Jak będę konczyć jazdę na rowerze, może też tak pomyślę.
Na razie wyczytałam u Friela, ze najlepsi kolarze mają stosunek wzrostu do wagi nie większy niż 0, 35. Ja mam 0, 33:). Przynajmniej tyle mam wspólnego z najlepszymi kolarzami.
No i czas na podsumowanie pierwszego tygodnia wg planu Kuby.
Było dobrze.
Jestem zadowolona. Bardzo. Mam dodatkową motywację , jeździło mi się dobrze.
Jedynie dzisiejszy dzien był trochę gorszy. Planowałam dłużej niż 3 h, ale było jak dla mnie za zimno ( tzn ja byłam źle ubrana, bo przecież nie ma złej pogody , są tylko źle ubrani kolarze).
Generalnie wyjeździłam ok 13 godzin. To sporo jak na kogoś kto pracuje , tak mi się wydaje.
Liczę na to, że będą efekty.


Dla Adama:) © lemuriza1972

Adaaaammmmm Małyszzzzz Adaaaammmmmmm!!!! © lemuriza1972



Szron w Buczynie © lemuriza1972



Dunajec i zaśnieżone górki w tle © lemuriza1972



Górki pod Tuchowem © lemuriza1972
  • DST 66.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 22.00km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 165 ( 87%)
  • HRavg 139 ( 73%)
  • Kalorie 1211kcal
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Sobota, 26 marca 2011

6.00 rano - dzień piąty



Lubię te słowa...
" Wszystko trwa dopóki sam tego chcesz,wszystko trwa, sam dobrze wiesz..., że upadamy wtedy gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem"



Plan – 3 h
Rozgrzewka 10 min + sprinty 25 min + TR 10 min + tempo ( 50 min) + tlen 75 min i schłodzenie 10 min

Zdaję sobie sprawę, że jeśli chodzi o sport jestem bardzo zdeterminowana, ambitna, zawzięta, ale o to co zrobiłam dzisiaj, nie podejrzewałabym siebie.
Życie się pokomplikowało… nie mnie bezpośrednio, ale mojej Przyjaciółce… więc wiem ze teraz muszę być przy niej bardziej niż kiedykolwiek. Pomóc w każdy możliwy sposób.
Dlatego też dzisiaj.. wiedziałam, ze czasu na trening zaplanowany ( 3 h) nie znajdę raczej.
Wróciłam w nocy ( 0.30) z koncertu Myslovitz.
Obudziłam się o 5.00 i wpadłam na szaleńczy plan. Skoro Kowalczyk zaczyna treningi o 6.00 rano , to dlaczego ja nie mogę?
Spróbować zawsze można.
Miałam obawy, że jestem niewyspana, może troche zmęczona, ale potem pomyslałam:
Przecież jak jade w góry to nie śpię więcej, a potem jest taka wytyrpa. Dam radę!
I pojechałam.
Dziwne uczucie tak wychodzić z rowerem o 6.00 rano. Cisza i spokój, ptaki spiewają.
Pusto na drogach.
Zaczęłam od rozgrzewki 10 min, a potem interwały.
Przy trzecim już było mi niedobrze, doszłam do takiej granicy.
No ale dałam radę. Potem zaczęły się „tempówki” i mam wrażenie, że szły mi gorzej niż we wtorek. Może to zmęczenie, a może wiatr, a może jednak wczesna pora i organizm taki jeszcze na wpółspiący.
Jak skonczyłam czesc własciwą, to już jechałam sobie z myslami w głowie – głównie dobrymi. Ot znowu samotność długodystansowca.
Lubię to.
Trasa: Tarnów- Zabno – Nieciecza- Otfinów- Ujście Jezuickie ( lubię to miejsce tam Dunajac wpada do Wisły) i z powrotem. Wyszło mi 80 km.
Sampoczucie tym razem odrobinę gorsze tak na 5. Może to pora, może zmęczenie całym tygodniem? Zobaczymy jak będzie jutro.
To była moja najdłuższa czasowo i kilometrowo trasa w tym sezonie.

A teraz będzie trochę off topic czyli o koncercie Myslovitz , na którym byłam wczoraj, bo ja lubie tu pisać o spełnianiu marzeń, a to było spełnienie marzenia.
Myslovitz słucham do dawna, ale na pewno nie od poczatku historii zespołu. Po prostu któregoś dnia usłyszałam, że wychodzi płyta The best of, kupiłam i tak się zaczeło. Potem zaczełam kupować inne i zakochałam się w tej muzyce.
Dlatego też koncert był marzeniem.
Kiedy jakis miesiąc temu zobaczyłam na stronie Klubu Studio , że w marcu będzie Myslovitz, wiedziałam, ze teraz nie mogę odpuścić , jak to zrobiłam w przypadku grudniowego koncertu Hey ( i do dzisiaj żałuję) i że pojade chociażby sama.
Na szczęscie nie musiałam, bo było towarzystwo miłe i całkiem spore.
Dla mnie to było coś więcej niż koncert. To było jakieś przeżycie metafizyczne.
Kiedy Oni już wyszli na scenę nie mogłam uwierzyć, ze to dzieje się naprawdę.
Tego nie da się opisać słowami. Pisałam już kiedyś, po koncercie Indios Bravos… ze słuchanie muzyki na zywo to zupełnie inna kategoria.
Cały klub pełen ludzi, ludzi wpadających w ekstazę kiedy grali największe przeboje. Tance, spiewy, zbiorowa euforia.
Uwielbiam taką zbiorową euforię czy to na stadionie, hali, czy własnie w takiej sytuacji…
Było pięknie co tu duzo mówić.
Nie chciało mi się wychodzić stamtąd. Mogłabym całą noc ich słuchać.
Czekałam na ten dzień miesiąc.. to było takie radosne, niecierpliwe oczekiwanie.
Warto było.





Dunajec wpada do Wisły © lemuriza1972



Mój kokpit © lemuriza1972



Stadion słynnego klubu z Niecieczy:) © lemuriza1972
  • DST 80.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 25.53km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • HRmax 175 ( 93%)
  • HRavg 152 ( 80%)
  • Kalorie 1451kcal
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)
  • Nowsze wpisy →
  • ← Starsze wpisy

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl