Środa, 28 kwietnia 2010
Górki
Z Mirkiem.
Podjazd na Wał asfaltem ( 6 km). Oj cięzko, cięzko, no ale w normie.
I zjazd ulubiony terenowy z Wału.
Niestety dosyć wolno, jeszcze mnie chyba jakaś taka blokada pozimowa trzyma.
No ale najwazniejsze ze bez przygód.
Tak więc jeden długi podjazd i kilka króciutkich pomniejszych.
W sobotę.. Karpacz:). Oj będzie sie działo.
Znowu będzie walka o przetrwanie, bo wciaż czuję mało mocy.
Podjazd na Wał asfaltem ( 6 km). Oj cięzko, cięzko, no ale w normie.
I zjazd ulubiony terenowy z Wału.
Niestety dosyć wolno, jeszcze mnie chyba jakaś taka blokada pozimowa trzyma.
No ale najwazniejsze ze bez przygód.
Tak więc jeden długi podjazd i kilka króciutkich pomniejszych.
W sobotę.. Karpacz:). Oj będzie sie działo.
Znowu będzie walka o przetrwanie, bo wciaż czuję mało mocy.
- DST 33.00km
- Teren 5.00km
- Czas 01:27
- VAVG 22.76km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 174 ( 92%)
- HRavg 150 ( 79%)
- Kalorie 845kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 kwietnia 2010
Płasko
Dzisiaj płasko i nie do konca szybko, ale tak tylko dla rozruszania kości po maratonie.
Płaska, głownie asfaltowa trasa.
Poczatek wertepami nad Dunajcem, potem Komorów , trochę szutru ( ale niedługo juz tamtędy nie przejedziemy, autostradę budują), Siedlec, Łąka czy Łęka Siedlecka, Radłów, Niwka, Rudka, Ostrów, Tarnów
Płaska, głownie asfaltowa trasa.
Poczatek wertepami nad Dunajcem, potem Komorów , trochę szutru ( ale niedługo juz tamtędy nie przejedziemy, autostradę budują), Siedlec, Łąka czy Łęka Siedlecka, Radłów, Niwka, Rudka, Ostrów, Tarnów
- DST 31.00km
- Teren 3.00km
- Czas 01:15
- VAVG 24.80km/h
- VMAX 41.50km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 kwietnia 2010
Daleszyce maraton Swiętokrzyska Liga Rowerowa
Zastanawialismy sie w czasie drogi dlaczego Pan Maziejuk napisał na forum, ze to bedzie dobry trening dla tych co jadą giga w Karpaczu. Teraz już wiem dlaczego:)
Dane wg mojego licznika ( organizator twierdził, ze trasa ma 68 km), ale jakos nam wszystkim liczniki pokazały ok 76...
Niby było "tylko" ok 1400 m przewyższenia...ale teren bardzo trudny, duzo wertepów, łąk podmokłych, ciezkich ścieżek w lesie, piachu,rzeczek, drzew do sforsowania po drodze ( i to na zjazdach, wiec ciekawie było).
Piekna, ale ogromnie wymagająca trasa.. ogromnie..
Moge chyba z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, ze przejechałam swoje pierwsze giga...
Wobec małej ilości km zrobionych przeze mnie w terenie w tym roku.. to bylo porywanie sie z motyką na słonce.
Najdłuzej na rowerze byłam w tym sezonie niecałe 3 h.. dzisiaj spedziłam na nim 5 h 16 min i to prawie w całości w terenie.
Było mi bardzo ciezko i za swój największy sukces chyba musze uznac to , ze nie zdezerterowałam i dojechałam do mety.
Nie jestem jeszcze gotowa do tak długich dystansów.
Idę spać.. spać.. spać...
relacja jutro.
Aha, byłam pierwsza w swojej kategorii ale regulamin jest taki, że jeśli nie wystartuje co najmniej 3 zawodniczki w danej kategorii to niestety ja wędruję w klasyfikacji do tych młodszych ode mnie nawet o .. 18 lat...
cóż...
Tak wiec było miejsce mozna powiedzieć 5 open.
Miejsce nieważne, wazne ze było solidne przetracie przed Karpaczem.
Spaliłam 3000 kalorii!!! ha dobre:)
Dane wg mojego licznika ( organizator twierdził, ze trasa ma 68 km), ale jakos nam wszystkim liczniki pokazały ok 76...
Niby było "tylko" ok 1400 m przewyższenia...ale teren bardzo trudny, duzo wertepów, łąk podmokłych, ciezkich ścieżek w lesie, piachu,rzeczek, drzew do sforsowania po drodze ( i to na zjazdach, wiec ciekawie było).
Piekna, ale ogromnie wymagająca trasa.. ogromnie..
Moge chyba z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, ze przejechałam swoje pierwsze giga...
Wobec małej ilości km zrobionych przeze mnie w terenie w tym roku.. to bylo porywanie sie z motyką na słonce.
Najdłuzej na rowerze byłam w tym sezonie niecałe 3 h.. dzisiaj spedziłam na nim 5 h 16 min i to prawie w całości w terenie.
Było mi bardzo ciezko i za swój największy sukces chyba musze uznac to , ze nie zdezerterowałam i dojechałam do mety.
Nie jestem jeszcze gotowa do tak długich dystansów.
Idę spać.. spać.. spać...
relacja jutro.
Aha, byłam pierwsza w swojej kategorii ale regulamin jest taki, że jeśli nie wystartuje co najmniej 3 zawodniczki w danej kategorii to niestety ja wędruję w klasyfikacji do tych młodszych ode mnie nawet o .. 18 lat...
cóż...
Tak wiec było miejsce mozna powiedzieć 5 open.
Miejsce nieważne, wazne ze było solidne przetracie przed Karpaczem.
Spaliłam 3000 kalorii!!! ha dobre:)
- DST 76.00km
- Teren 65.00km
- Czas 05:16
- VAVG 14.43km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 180 ( 95%)
- HRavg 155 ( 82%)
- Kalorie 3000kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 kwietnia 2010
Puchar Tarnowa
Przeejażdżka w tempie spacerowym do i z Lipia żeby obejrzeć Puchar Tarnowa.
z powrotem via myjnia via Frazes:) i zieleniak na Krakowskiej:) i trochę kluczenia po mieście.
Piekna pogoda, piekna frekwencja na zawodach, masa znajomych i żal.. ze na dzisiaj zabrakło mi odwagi zeby wystartować. No ale też to dla mnie byloby zbyt wiele. dzisiaj i jutro.
a jutro.. będzie chwila prawdy i zobaczymy jak to z tą formą jest.
P.S wszystkim startującym jutro w róznych wyścigach znajomym zyczę powodzenia.
szczególnie mocno zyczę powodzenia Sławkowi N, startującemu w swoim pierwszym w zyciu maratonie biegowym.
Bardzo podziwiam jego hart ducha.
Pomimo złamanych kilka tygodni zeber, co zakłociło jego cykl treningowy, postanowil wystartować.
kilka miesięcy przygotowywał się z wielką determinacją do tego startu. Wierzę, ze ten maraton ukonczy!
z powrotem via myjnia via Frazes:) i zieleniak na Krakowskiej:) i trochę kluczenia po mieście.
Piekna pogoda, piekna frekwencja na zawodach, masa znajomych i żal.. ze na dzisiaj zabrakło mi odwagi zeby wystartować. No ale też to dla mnie byloby zbyt wiele. dzisiaj i jutro.
a jutro.. będzie chwila prawdy i zobaczymy jak to z tą formą jest.
P.S wszystkim startującym jutro w róznych wyścigach znajomym zyczę powodzenia.
szczególnie mocno zyczę powodzenia Sławkowi N, startującemu w swoim pierwszym w zyciu maratonie biegowym.
Bardzo podziwiam jego hart ducha.
Pomimo złamanych kilka tygodni zeber, co zakłociło jego cykl treningowy, postanowil wystartować.
kilka miesięcy przygotowywał się z wielką determinacją do tego startu. Wierzę, ze ten maraton ukonczy!
- DST 25.00km
- Teren 1.00km
- Czas 01:29
- VAVG 16.85km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 kwietnia 2010
próbne xc:)
Tak mnie ciągnie do spróbowania xc.. ciągnie..
ale boję się bo na Puchar Tarnowa przyjeżdzają nie bylejakie zawodniczki i by pewnie mnie staranowały po drodze.
Mirek namówił mnie dzisiaj na rekonesans po Lipiu. Jutro są zawody.
Jak się cieszę, ze pojechałam!
odzyskałam radosc jeżdzenia!
przyszła chęć startów...
Lipie to fajny lasek... są króciutkie zjazdy i 3 krótkie ale strome ( dla mnie tylko na młynku do zrobienia i to po włozeniu w to maksimum wysiłku) podjazdy, są zakręty takie ze hoho.. można sie poduczyć techniki.
zrobilismy dwie pętle ( akurat tyle ile wynosi dystans dla kobiet). No moze niezupełne, bo cała trasa nie byla jeszcze otaśmowana, ale najważniejsze fragmenty przejechalismy.
Strasznie mi sie spodobało.
Przyszła chęć startu..
Kto wie, moze na drugi rok?
Jutro nie mogę, bo są plany na niedzielę i musze sie oszczedzac.
Pojechalismy szlakiem pieszym od Klikowej do Lipia, także było troche wytyrpy, stąd średnia nierewelacyjna.
No ale w samym Lipiu to wiecej niż 10 km/h nie dałam rady pociągnąć.
super było!!!!
to jest jeżdzenie.
MTB po prostu, nie takie jeżdzenie po Lesie Radłowskim , gdzie mozna gnać 30 km/ha i zero technicznych "przeszkód"
ale boję się bo na Puchar Tarnowa przyjeżdzają nie bylejakie zawodniczki i by pewnie mnie staranowały po drodze.
Mirek namówił mnie dzisiaj na rekonesans po Lipiu. Jutro są zawody.
Jak się cieszę, ze pojechałam!
odzyskałam radosc jeżdzenia!
przyszła chęć startów...
Lipie to fajny lasek... są króciutkie zjazdy i 3 krótkie ale strome ( dla mnie tylko na młynku do zrobienia i to po włozeniu w to maksimum wysiłku) podjazdy, są zakręty takie ze hoho.. można sie poduczyć techniki.
zrobilismy dwie pętle ( akurat tyle ile wynosi dystans dla kobiet). No moze niezupełne, bo cała trasa nie byla jeszcze otaśmowana, ale najważniejsze fragmenty przejechalismy.
Strasznie mi sie spodobało.
Przyszła chęć startu..
Kto wie, moze na drugi rok?
Jutro nie mogę, bo są plany na niedzielę i musze sie oszczedzac.
Pojechalismy szlakiem pieszym od Klikowej do Lipia, także było troche wytyrpy, stąd średnia nierewelacyjna.
No ale w samym Lipiu to wiecej niż 10 km/h nie dałam rady pociągnąć.
super było!!!!
to jest jeżdzenie.
MTB po prostu, nie takie jeżdzenie po Lesie Radłowskim , gdzie mozna gnać 30 km/ha i zero technicznych "przeszkód"
- DST 29.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:41
- VAVG 17.23km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 178 ( 94%)
- HRavg 155 ( 82%)
- Kalorie 998kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 kwietnia 2010
Zimny .. prawie maj
Piosenka Maanamu mi sie przypomniała...
Bo to przecież juz prawie maj a zimno tak, ze szok.
Nogi mi zmarzły!!!
dzisiaj miałam mało czasu, dopiero po 17 byłam w domu, więc krótka trasa do Lasu Radłowskiego.
W lesie predkość od 23-31 km/h.
Bez rewelacji ale też nie było najgorzej.
Chyba jak na ten stopień mojego wyjeżdzenia, to w miarę.
No i najważniejsze, że dzisiaj chyba jest pierwszy dzien od 5 tygodni kiedy nic mnie nie boli.
Ani gardło, ani uszy.
Hurraaaa!!!!
Bo to przecież juz prawie maj a zimno tak, ze szok.
Nogi mi zmarzły!!!
dzisiaj miałam mało czasu, dopiero po 17 byłam w domu, więc krótka trasa do Lasu Radłowskiego.
W lesie predkość od 23-31 km/h.
Bez rewelacji ale też nie było najgorzej.
Chyba jak na ten stopień mojego wyjeżdzenia, to w miarę.
No i najważniejsze, że dzisiaj chyba jest pierwszy dzien od 5 tygodni kiedy nic mnie nie boli.
Ani gardło, ani uszy.
Hurraaaa!!!!
- DST 30.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:09
- VAVG 26.09km/h
- VMAX 33.00km/h
- Temperatura 8.0°C
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 21 kwietnia 2010
Mycie razy dwa
nie wiem czy ja kiedykolwiek nauczę sie odpoczywać..
Po prostu odpoczywać.
Przyszłam z pracy bardzo zmęczona.
Na 17 umówiłam sie na trening z Mirkiem.
ale zaczeło mocno padać..
no bywało , ze nam deszcz nie przeszkadzał i jeździlismy, ale.. ja wciaż walcząca z jakąś bakterią a Mirek też dzisiaj cos mówił ze katar ma i kiepsko sie czuje.
Wiec nie pojechalismy. W sumie troche załowałam , ze sama nie pojechałam, bo przed 18 przestało padać. Mozna było z godzinke pojeździć.
No to w takim razie zeby nie marnować czasu wzięłam sie za rowery...
Odpięłam koła.. wymyłam ramy ( wannie):).. wyczysciłam kasety, łancuchy... popsikałam amorki Brunoxem i tak nie wiedzieć kiedy dwie godziny minęły.
No ale mnie to wszystko wolno idzie, nie jestem w tym biegła.
Jutro dentysta, wiec nie wiem czy zdążę jakis trening zrobić.
P.S I tak sobie pomyslałam, że musze sobie chyba jakiś zestaw narzedziowy kupić.
Bo tak patrzyłam dzisiaj na Magnusa i przecież klocki z tyłu to sama bym spokojnie zmieniła...( chyba).
Kiedyś niepojete było dla mnie ze mozna umieć zmieniać dętkę, oponę.. a teraz robię to.. wolno, bo wolno ale jakoś sie udaje:)
Po prostu odpoczywać.
Przyszłam z pracy bardzo zmęczona.
Na 17 umówiłam sie na trening z Mirkiem.
ale zaczeło mocno padać..
no bywało , ze nam deszcz nie przeszkadzał i jeździlismy, ale.. ja wciaż walcząca z jakąś bakterią a Mirek też dzisiaj cos mówił ze katar ma i kiepsko sie czuje.
Wiec nie pojechalismy. W sumie troche załowałam , ze sama nie pojechałam, bo przed 18 przestało padać. Mozna było z godzinke pojeździć.
No to w takim razie zeby nie marnować czasu wzięłam sie za rowery...
Odpięłam koła.. wymyłam ramy ( wannie):).. wyczysciłam kasety, łancuchy... popsikałam amorki Brunoxem i tak nie wiedzieć kiedy dwie godziny minęły.
No ale mnie to wszystko wolno idzie, nie jestem w tym biegła.
Jutro dentysta, wiec nie wiem czy zdążę jakis trening zrobić.
P.S I tak sobie pomyslałam, że musze sobie chyba jakiś zestaw narzedziowy kupić.
Bo tak patrzyłam dzisiaj na Magnusa i przecież klocki z tyłu to sama bym spokojnie zmieniła...( chyba).
Kiedyś niepojete było dla mnie ze mozna umieć zmieniać dętkę, oponę.. a teraz robię to.. wolno, bo wolno ale jakoś sie udaje:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 kwietnia 2010
Lubinka razy dwa
Trasa
Tarnów-Koszyce-Zgłobice-Rzuchowa-Szczepanowice-Lubinka-Janowice i z powrotem Janowice-Lubinka-Szczepanowice-Błonie-Zgłobice-Zbylitowska Góra.
Dzisiaj samotnie.
I znowu .. źle.
Co prawda plan zrealizowany tzn Lubinka podjazd od Rzuchowej, zjazd do Janowic i podjazd od Janowic czyli razem to jakies 11 km podjazdu, dodać kilka pomniejszych pod drodze... no to trochę tych podjeżdzanych km było.
Ale cięzko mi się jechało, bardzo ciężko.
Fakt, ze wiatr był,fakt ze dzisiaj znowu mocno nerwowy dzień w pracy, ale czy to wszystko tłumaczy? Czy z tą moją formą tak źle?
Po drodze jeden spotkany kolarz, albo kolarka.. nie zauważyłam. Zauwazyłam tylko niebieskie ciuchy Kellys.
Na Lubinkę od Rzuchowej odpuściłam z blatu, bo ostatnio bardzo mnie bolało kolano.
ale załozyłam ze nie wolno mi zejść poniżej 12 km/h. Nie zeszłam poniżej 12,5 km.
Od Janowic jechałam za blatu, ale niestety założenie niezejscia ponizej 15 km/ha nie udało się. Dwa razy przez chwilę było 14 km/h:).
Jak ktos patrzy z boku to chyba żałośnie wygląda.. no bo co to jest 15 km/h?
Tempo żółwie, ale ja nie potrafię mocniej pod górki.
Jak przyjechałam do domu na twarzy byłam blada.. jakbym giga przejechała...
nie wiem co sie ze mną dzieje, przecież co to za dystans 44 km.. po asfalcie.
Wiadomo górki ale jednak tylko 44 km...
Nie żebym była jakaś wyczerpana nie... ale ta blada twarz... cos mi sie to nie podoba wszystko...
ale nie tracę nadziei, ze będzie lepiej.
Musi być!
Tarnów-Koszyce-Zgłobice-Rzuchowa-Szczepanowice-Lubinka-Janowice i z powrotem Janowice-Lubinka-Szczepanowice-Błonie-Zgłobice-Zbylitowska Góra.
Dzisiaj samotnie.
I znowu .. źle.
Co prawda plan zrealizowany tzn Lubinka podjazd od Rzuchowej, zjazd do Janowic i podjazd od Janowic czyli razem to jakies 11 km podjazdu, dodać kilka pomniejszych pod drodze... no to trochę tych podjeżdzanych km było.
Ale cięzko mi się jechało, bardzo ciężko.
Fakt, ze wiatr był,fakt ze dzisiaj znowu mocno nerwowy dzień w pracy, ale czy to wszystko tłumaczy? Czy z tą moją formą tak źle?
Po drodze jeden spotkany kolarz, albo kolarka.. nie zauważyłam. Zauwazyłam tylko niebieskie ciuchy Kellys.
Na Lubinkę od Rzuchowej odpuściłam z blatu, bo ostatnio bardzo mnie bolało kolano.
ale załozyłam ze nie wolno mi zejść poniżej 12 km/h. Nie zeszłam poniżej 12,5 km.
Od Janowic jechałam za blatu, ale niestety założenie niezejscia ponizej 15 km/ha nie udało się. Dwa razy przez chwilę było 14 km/h:).
Jak ktos patrzy z boku to chyba żałośnie wygląda.. no bo co to jest 15 km/h?
Tempo żółwie, ale ja nie potrafię mocniej pod górki.
Jak przyjechałam do domu na twarzy byłam blada.. jakbym giga przejechała...
nie wiem co sie ze mną dzieje, przecież co to za dystans 44 km.. po asfalcie.
Wiadomo górki ale jednak tylko 44 km...
Nie żebym była jakaś wyczerpana nie... ale ta blada twarz... cos mi sie to nie podoba wszystko...
ale nie tracę nadziei, ze będzie lepiej.
Musi być!
- DST 44.00km
- Teren 1.00km
- Czas 01:49
- VAVG 24.22km/h
- VMAX 55.00km/h
- Temperatura 15.0°C
- HRmax 155 ( 82%)
- HRavg 135 ( 71%)
- Kalorie 850kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 19 kwietnia 2010
Ukradli mi rower...
Na szczęscie tylko we śnie.
Ale był to sen koszmarny. Obudziłam się z płaczem.
Myślałam w tym śnie: co ja teraz zrobię? No co zrobię? Przecież nie kupię nowego.. przecież tego jeszcze nie spłaciłam… jeszcze sporo rat mi zostało… trzeba będzie wyremontować Magnusa…
Obudziłam się z wielką ulgą.
Zastanawiam się co się dzieje z moim organizmem.
Od 5 tygodni albo i dłużej ciagle coś mi jest: jak nie gardło, to uszy, przeszły uszy, znowu gardło. Do tego podczas dzisiejszej jazdy rozbolał mnie brzuch…
Ale jakoś dojechałam do domu.
Łykam wciąż bezustannie albo aplikuję sobie inne leki: polopiryna, bioporax, maśc do uszu z antybiotykiem… i inne "świnistwa". Nic nie pomaga.
I nie wiem czy to jest przyczyna tego, ze tak słabo mi się podjeżdża, czy po prostu jestem jeszcze niewyjeżdzona.
Podjeżdza mi się jednak fatalnie i kiepsko widzę ten mój sezon.
A przeciez miało być lepiej.
Tamta wiosna była fatalna, miałam mnóstwo dodatkowych zajęć i mało czasu na treningi i głowę zaprzątniętą tyloma sprawami do załatwienia.
A jednak dałam radę i przygotowałam się do sezonu.
Teraz czuję wyraźny brak formy.
Niedziela.. piękna pogoda… słoneczko, zieleń cudowna.
I fajna trasa.
Koszyce- Swiebodzin- Woźniczna- Pleśna- Łowczówek-Rychwałd-Jurasówka-szlak niebieski nad Dunajcem- Błonie- Zgłobice-Zb. Góra-Tarnów.
Pojechalismy moimi ulubionymi trasami .. czyli wzdłuż Białej, Pleśna i okolice.
Tam zaczynałam moje rowerowanie. Tam często jezdziłam sama, siadałam sobie za Relaxem nad Białą i patrzyłam na świat.
Cudne widoki, górki w przepięknej zieleni.
Pierwszy podjazd do Łowczówka asfaltowy ale długi.
Potem pokazałam Towarzystwu ( Andzelika, Tomek, Łukasz) Cmentarz Legionistów w Łowczówku . A potem zaryzykowalismy jadąc czarnym pieszym szlakiem przez las ( nie wiedziałam gdzie wyjedziemy, bo pierwszy raz tamtędy jechałam).
Zjazdy fajne, aczkolwiek troche niebezpieczne, dużo liści i patyków.
I tam właśnie zaliczyłam malownicze otb.
Korzen, dziura a ja popełniłam jakiś błąd.. albo za wolno w tę dziurę wjechałam, albo przyhamowałam (!!!!), no i przednie koło staneło dęba, a ja nakryłam się rowerem.
Na szczescie tylko trochę siniaków.
W lesie jakis cudny strumyczek... lasy pełne zawilców.. przepięknie..
Potem wyjechalismy na drogę do Rychwałdu i mozolnie do góry na Wał.
Niestety droga do Chaty pod Wałem jest już całkowicie wyasfaltowana.
Tam zrobilismy chwile przerwy.. popatrzylismy na panoramę górek ze szczytu..
Tam widać wszystko:) i Tatry przy dobrej pogodzie i Runek i Jaworzynę i Radziejową i inne góry , których nazw nie pamiętam.
Potem Jurasówka , wiec jeszcze jeden podjazd.
Z Jurasówki szybki zjazd ( 65 km/h, mój tegoroczny rekord).
A potem tradycyjnie – niebieskim wzdłuż Dunajca.
Na ostatnim podjeździe do Błoń.. miałam już serdecznie dość.. nogi bolały.
Naprawde kiepsko mi się podjeżdza:(((
Ale był to sen koszmarny. Obudziłam się z płaczem.
Myślałam w tym śnie: co ja teraz zrobię? No co zrobię? Przecież nie kupię nowego.. przecież tego jeszcze nie spłaciłam… jeszcze sporo rat mi zostało… trzeba będzie wyremontować Magnusa…
Obudziłam się z wielką ulgą.
Zastanawiam się co się dzieje z moim organizmem.
Od 5 tygodni albo i dłużej ciagle coś mi jest: jak nie gardło, to uszy, przeszły uszy, znowu gardło. Do tego podczas dzisiejszej jazdy rozbolał mnie brzuch…
Ale jakoś dojechałam do domu.
Łykam wciąż bezustannie albo aplikuję sobie inne leki: polopiryna, bioporax, maśc do uszu z antybiotykiem… i inne "świnistwa". Nic nie pomaga.
I nie wiem czy to jest przyczyna tego, ze tak słabo mi się podjeżdża, czy po prostu jestem jeszcze niewyjeżdzona.
Podjeżdza mi się jednak fatalnie i kiepsko widzę ten mój sezon.
A przeciez miało być lepiej.
Tamta wiosna była fatalna, miałam mnóstwo dodatkowych zajęć i mało czasu na treningi i głowę zaprzątniętą tyloma sprawami do załatwienia.
A jednak dałam radę i przygotowałam się do sezonu.
Teraz czuję wyraźny brak formy.
Niedziela.. piękna pogoda… słoneczko, zieleń cudowna.
I fajna trasa.
Koszyce- Swiebodzin- Woźniczna- Pleśna- Łowczówek-Rychwałd-Jurasówka-szlak niebieski nad Dunajcem- Błonie- Zgłobice-Zb. Góra-Tarnów.
Pojechalismy moimi ulubionymi trasami .. czyli wzdłuż Białej, Pleśna i okolice.
Tam zaczynałam moje rowerowanie. Tam często jezdziłam sama, siadałam sobie za Relaxem nad Białą i patrzyłam na świat.
Cudne widoki, górki w przepięknej zieleni.
Pierwszy podjazd do Łowczówka asfaltowy ale długi.
Potem pokazałam Towarzystwu ( Andzelika, Tomek, Łukasz) Cmentarz Legionistów w Łowczówku . A potem zaryzykowalismy jadąc czarnym pieszym szlakiem przez las ( nie wiedziałam gdzie wyjedziemy, bo pierwszy raz tamtędy jechałam).
Zjazdy fajne, aczkolwiek troche niebezpieczne, dużo liści i patyków.
I tam właśnie zaliczyłam malownicze otb.
Korzen, dziura a ja popełniłam jakiś błąd.. albo za wolno w tę dziurę wjechałam, albo przyhamowałam (!!!!), no i przednie koło staneło dęba, a ja nakryłam się rowerem.
Na szczescie tylko trochę siniaków.
W lesie jakis cudny strumyczek... lasy pełne zawilców.. przepięknie..
Potem wyjechalismy na drogę do Rychwałdu i mozolnie do góry na Wał.
Niestety droga do Chaty pod Wałem jest już całkowicie wyasfaltowana.
Tam zrobilismy chwile przerwy.. popatrzylismy na panoramę górek ze szczytu..
Tam widać wszystko:) i Tatry przy dobrej pogodzie i Runek i Jaworzynę i Radziejową i inne góry , których nazw nie pamiętam.
Potem Jurasówka , wiec jeszcze jeden podjazd.
Z Jurasówki szybki zjazd ( 65 km/h, mój tegoroczny rekord).
A potem tradycyjnie – niebieskim wzdłuż Dunajca.
Na ostatnim podjeździe do Błoń.. miałam już serdecznie dość.. nogi bolały.
Naprawde kiepsko mi się podjeżdza:(((
- DST 59.00km
- Teren 3.00km
- Czas 02:59
- VAVG 19.78km/h
- VMAX 65.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 17 kwietnia 2010
Nareszcie mtb:)
Trasa: Tarnów- Koszyce- Świebodzin- Słona Góra- zjazd za domem weselnym na Słonej – Radlna- czerwonym szlakiem pieszym na Marcinkę – z Marcinki do Kruka_ Skrzyszów- Wola Rzędzińska- Lipie – Tarnów
Oj…strasznie ciężko było dzisiaj po tylu dniach przerwy.
Nie miałam kompletnie ochoty jeździć i dzisiaj też jechać mi się nie chciało. Trochę na siłę wyjechałam…
Wciąż boli mnie gardło, to już chyba 5 tydzien! Dzisiaj nawet chyba ze zdwojoną intensywnością.
Nie wiem już co mam z tym zrobić.
Ta trwajaca 5 tygodni infekcja zdaje się „rozwali” mi sezon, no bo odkąd się to zaczeło to moje treningi są do niczego:)
Trudno. To nie koniec świata.
ale ciezko mi sie jeździ, kiepsko widzę start w Karpaczu.
Dzisiaj z Andżeliką, Tomkiem i Łukaszem.
Podjazd na Słoną od kościoła w świebodzinie, w koncu nie taki straszny , chociaz dosyć długi, to był dla mnie koszmar. Nogi cięzkie, dawno nie pamietam zebym tak kiepsko podjeżdzała.
Potem wjechalismy do lasu na Słonej. Bloto po kostki.. ale tam jakoś odzyskałam chęc do jazdy:)
No bo było takie prawdziwie mtb.
Po wyjeździe z lasu, na doł zjazdem za Domem Weselnym, który kiedyś był dla mnie sporym wyzwaniem. Teraz jadę, chociaż nie jest to jakas rewelacyjna prędkość.
No ale dzisiaj było bardzo mokro.
Potem szlak na Marcinkę.
Dużo terenu:), dużo błota.
Z Marcinki do Kruka, szlak do Kruka też błotny, ale fajny:)
No sama radość taka jazda w terenie w koncu!
I zjazdy i znowu te korzenie, kamienie, ta adrenalina.
I jaka piękna zieleń!!!!
Prawdziwa soczystość:)
No ale forma kiepska.
a gardło boli mnie tak ze jutrzejsza jazda zagrożona.
Nic nie pomaga, nawet antybiotyk:(
Oj…strasznie ciężko było dzisiaj po tylu dniach przerwy.
Nie miałam kompletnie ochoty jeździć i dzisiaj też jechać mi się nie chciało. Trochę na siłę wyjechałam…
Wciąż boli mnie gardło, to już chyba 5 tydzien! Dzisiaj nawet chyba ze zdwojoną intensywnością.
Nie wiem już co mam z tym zrobić.
Ta trwajaca 5 tygodni infekcja zdaje się „rozwali” mi sezon, no bo odkąd się to zaczeło to moje treningi są do niczego:)
Trudno. To nie koniec świata.
ale ciezko mi sie jeździ, kiepsko widzę start w Karpaczu.
Dzisiaj z Andżeliką, Tomkiem i Łukaszem.
Podjazd na Słoną od kościoła w świebodzinie, w koncu nie taki straszny , chociaz dosyć długi, to był dla mnie koszmar. Nogi cięzkie, dawno nie pamietam zebym tak kiepsko podjeżdzała.
Potem wjechalismy do lasu na Słonej. Bloto po kostki.. ale tam jakoś odzyskałam chęc do jazdy:)
No bo było takie prawdziwie mtb.
Po wyjeździe z lasu, na doł zjazdem za Domem Weselnym, który kiedyś był dla mnie sporym wyzwaniem. Teraz jadę, chociaż nie jest to jakas rewelacyjna prędkość.
No ale dzisiaj było bardzo mokro.
Potem szlak na Marcinkę.
Dużo terenu:), dużo błota.
Z Marcinki do Kruka, szlak do Kruka też błotny, ale fajny:)
No sama radość taka jazda w terenie w koncu!
I zjazdy i znowu te korzenie, kamienie, ta adrenalina.
I jaka piękna zieleń!!!!
Prawdziwa soczystość:)
No ale forma kiepska.
a gardło boli mnie tak ze jutrzejsza jazda zagrożona.
Nic nie pomaga, nawet antybiotyk:(
- DST 50.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:55
- VAVG 17.14km/h
- VMAX 50.00km/h
- Temperatura 10.0°C
- HRmax 113 ( 60%)
- HRavg 150 ( 79%)
- Kalorie 1010kcal
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze





