Niedziela, 23 lutego 2014
Wesołów
…bywa że jestem silny
ale bywam też słaby
czasem wszystko się układa
czasem się gmatwają sprawy
raz się cieszę zwycięstwem a raz martwię przegraną
głowę trzymam raz w chmurach
raz mam w piasek schowaną
Wszystko ruchome jest i chwiejne,
Wszystko nietrwałe jest i zmienne
Zmienne jest…
No właśnie. Wczoraj jechało mi się lepiej, dzisiaj tak sobie…
Stwierdziłam, że dzisiaj czas na odrobinę dłuższą jazdę, bo przecież jeszcze nawet w tym roku 40 km nie przejechałam. Swoją drogą rozpieszcza nas ta pogoda w tym roku. Tak sobie sprawdziłam z ciekawości jak to wyglądało w ub roku i w ub roku w lutym miałam przejechane 15 km, a w marcu ( !), 40. Ci, którzy zainwestowali pieniążki w jakieś obozy na Chorwacji, w Hiszpanii itd. muszą sobie pluć w brodę, bo przecież u nas warunki takie same. No chyba, że marzec przyniesie nam jakąś niespodziankę. Miejmy nadzieję, że nie.
Tak więc dzisiaj postanowiłam znaleźć pewien kompromis ( tak żeby dotrzymać swojego postanowienia niejeżdżenia przez 2 tyg po górkach , a żeby jakieś inne widoki niż Las Radłowski były, no i jakieś delikatne wzniesienia).
Pojechaliśmy więc wraz z Tomkiem niebieskim naddunajcowym do Zakliczyna ( dotarliśmy w końcu do Wesołowa). W Buczynie bardzo duże błoto, ale przejechać się dało. W Dąbrówce Szczapanowskiej spotkaliśmy Marcina Be. Tak sobie trochę podyskutowaliśmy między innymi o wieku. Marcin stwierdził, że jak miał 42 lata ( czyli tyle ile niebawem ja będę mieć) to pani doktor wykryła u niego jakieś szumy w uszach. Nie wiem, wiec czy mam już się na te szumy szykować, czy jak?:)
Do Wesołowa dotarliśmy w miarę dobrej kondycji ( tzn Tomek bardzo dobrej, bo odjeżdżał mi skutecznie). Z powrotem już tak wesoło nie było, wiatr trochę utrudniał zadanie, ale powtarzałam sobie cały czas, że to lepszy trening. Około 50 km zaczęło mi już odcinać prąd i potem to już się tylko toczyłam. Nie wiem, czy jest to efekt mojej małej ilości kilometrów przejeżdżonych w tym roku czy też po prostu zbyt mało zjadłam, bo rzeczywiście śniadanie takie sobie było. W każdym bądź razie wróciłam do domu nieco sfrustrowana, no i teraz sobie samej tłumaczę, że naprawdę muszę być cierpliwa. Jest w końcu dopiero luty. Z każdym przejechanym kilometrem będzie lepiej. Nie od razu Kraków zbudowano. A dzisiaj przecież była pierwsza dłuższa trasa. Niby bez górek, ale kilka wzniesień było .
Tomek jedzie © lemuriza1972
Dunajec zimowy w sumie jeszcze © lemuriza1972
Prawie nowy rower:) i nowe barwy © lemuriza1972
Niebieskim naddunajcowym © lemuriza1972
No to jedziemy dalej © lemuriza1972 A na koniec wywiad z Piotrkiem Banachem
ale bywam też słaby
czasem wszystko się układa
czasem się gmatwają sprawy
raz się cieszę zwycięstwem a raz martwię przegraną
głowę trzymam raz w chmurach
raz mam w piasek schowaną
Wszystko ruchome jest i chwiejne,
Wszystko nietrwałe jest i zmienne
Zmienne jest…
No właśnie. Wczoraj jechało mi się lepiej, dzisiaj tak sobie…
Stwierdziłam, że dzisiaj czas na odrobinę dłuższą jazdę, bo przecież jeszcze nawet w tym roku 40 km nie przejechałam. Swoją drogą rozpieszcza nas ta pogoda w tym roku. Tak sobie sprawdziłam z ciekawości jak to wyglądało w ub roku i w ub roku w lutym miałam przejechane 15 km, a w marcu ( !), 40. Ci, którzy zainwestowali pieniążki w jakieś obozy na Chorwacji, w Hiszpanii itd. muszą sobie pluć w brodę, bo przecież u nas warunki takie same. No chyba, że marzec przyniesie nam jakąś niespodziankę. Miejmy nadzieję, że nie.
Tak więc dzisiaj postanowiłam znaleźć pewien kompromis ( tak żeby dotrzymać swojego postanowienia niejeżdżenia przez 2 tyg po górkach , a żeby jakieś inne widoki niż Las Radłowski były, no i jakieś delikatne wzniesienia).
Pojechaliśmy więc wraz z Tomkiem niebieskim naddunajcowym do Zakliczyna ( dotarliśmy w końcu do Wesołowa). W Buczynie bardzo duże błoto, ale przejechać się dało. W Dąbrówce Szczapanowskiej spotkaliśmy Marcina Be. Tak sobie trochę podyskutowaliśmy między innymi o wieku. Marcin stwierdził, że jak miał 42 lata ( czyli tyle ile niebawem ja będę mieć) to pani doktor wykryła u niego jakieś szumy w uszach. Nie wiem, wiec czy mam już się na te szumy szykować, czy jak?:)
Do Wesołowa dotarliśmy w miarę dobrej kondycji ( tzn Tomek bardzo dobrej, bo odjeżdżał mi skutecznie). Z powrotem już tak wesoło nie było, wiatr trochę utrudniał zadanie, ale powtarzałam sobie cały czas, że to lepszy trening. Około 50 km zaczęło mi już odcinać prąd i potem to już się tylko toczyłam. Nie wiem, czy jest to efekt mojej małej ilości kilometrów przejeżdżonych w tym roku czy też po prostu zbyt mało zjadłam, bo rzeczywiście śniadanie takie sobie było. W każdym bądź razie wróciłam do domu nieco sfrustrowana, no i teraz sobie samej tłumaczę, że naprawdę muszę być cierpliwa. Jest w końcu dopiero luty. Z każdym przejechanym kilometrem będzie lepiej. Nie od razu Kraków zbudowano. A dzisiaj przecież była pierwsza dłuższa trasa. Niby bez górek, ale kilka wzniesień było .

Tomek jedzie © lemuriza1972

Dunajec zimowy w sumie jeszcze © lemuriza1972

Prawie nowy rower:) i nowe barwy © lemuriza1972

Niebieskim naddunajcowym © lemuriza1972

No to jedziemy dalej © lemuriza1972 A na koniec wywiad z Piotrkiem Banachem
- DST 60.00km
- Teren 10.00km
- Czas 02:50
- VAVG 21.18km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 lutego 2014
Próba KTM-a
Nadszedł dzień, żeby wypróbować KTM-a . Nie jest to próba
miarodajna, bo nie po górkach i bez zjazdów, ale trzymam się swoich zasad i jak
co roku, wcześniej niż po dwóch tygodniach jazdy po płaskim, w górki nie
wyjeżdżam.
Tak sobie kiedyś wymyśliłam i tego się trzymam.
Rzekomo bardzo „zaburzona” geometria KTM-a spowodowana zamontowaniem nowego amortyzatora, chyba wielkiej szkody mi nie czyni.
Tak póki co to oceniam, ale prawdziwa próba nadejdzie w górkach i na dłuższych dystansach.
Dystans dzisiaj niezbyt długi, bo pomimo temperatury wysokiej ( 10 stopni), zmarzłam nieco, więc po 1,5 godzinie wróciłam do domu.
Pokręciłam się trochę po Lesie Radłowskim. Dzisiaj jechało mi się znacznie lepiej, jakby więcej siły, może organizm po chorobie już się zregenerował, a może to po prostu zasługa KTM-a, bo jednak niby rower sam nie jeździ, a jednak jest zasadnicza różnica między nim a Magnusem.
Bo rower sam nie jeździ, to prawda, a jednak jakość sprzętu ma duże znaczenie i rzecz to oczywista. Gdyby tak nie było, nie inwestowalibyśmy w coraz to lepszy sprzęt.
Taki fragment dzisiaj „Dziennika” Jerzego Pilcha. „Dziennik” polecam, Pilch pisze zabawnie, madrze i „stylowo”, jak to Pilch.
Jak wiadomo jest wielkim kibicem piłki nożnej. Również jestem, co nie przeszkadza mi z dystansem ( podobnie jak i Pilch) patrzeć na „wyczyny” polskich piłkarzy.
„ Ze skamieniałym sercem wypowiadam wojnę futbolową Cracovii Kraków. Ja wiem, że prawdziwy kibic stoi przy swoim klubie bez względu na wszystko. Dochodzę jednak do wniosku, że upór stania przy Cracovii jest uporem debila. Za stary jestem na szlachetne, ale psychiatryczne wytrwałości.
Wojtek Kuczok w smsie z Berlina: „Bóg ich nie kocha”. W mojej perspektywie Bóg ich nie kocha od 50 lat. Wystarczy zarówno na Pańską wiekuistość, jak i na moją arcyszlachetną wierność.
Nie ma już ratunku, nie ma już wierności, nie ma rozumu i nie ma sportu we wszystkich jego elementarnych przejawach. Nawet gdyby tym nieszczęśnikom puszczać w kółko finisz ( finisze) Kowalczyk na Olimpiadzie .. nie zrozumieją. Pomyślą, że po co im patrzeć na biegi narciarskie, skoro są piłkarzami. To jest klub naznaczony takim fatalizmem, taką nieumiejętnością i pustką, że nikt, nawet Orest Lenczyk nie pomoże. Mnie ten fatalizm, ta pustka tyle zeżarły zdrowia, że wreszcie czas na umiar. Czasu zostało tak mało, ze nie pora na honor kibica. Zwłaszcza jak z tego honoru jedenastu nieudaczników co tydzień jaja sobie robi”.
PS
500 brzuszków rzecz jasna w dzisiejszym sportowym pakiecie:)
Tak sobie kiedyś wymyśliłam i tego się trzymam.
Rzekomo bardzo „zaburzona” geometria KTM-a spowodowana zamontowaniem nowego amortyzatora, chyba wielkiej szkody mi nie czyni.
Tak póki co to oceniam, ale prawdziwa próba nadejdzie w górkach i na dłuższych dystansach.
Dystans dzisiaj niezbyt długi, bo pomimo temperatury wysokiej ( 10 stopni), zmarzłam nieco, więc po 1,5 godzinie wróciłam do domu.
Pokręciłam się trochę po Lesie Radłowskim. Dzisiaj jechało mi się znacznie lepiej, jakby więcej siły, może organizm po chorobie już się zregenerował, a może to po prostu zasługa KTM-a, bo jednak niby rower sam nie jeździ, a jednak jest zasadnicza różnica między nim a Magnusem.
Bo rower sam nie jeździ, to prawda, a jednak jakość sprzętu ma duże znaczenie i rzecz to oczywista. Gdyby tak nie było, nie inwestowalibyśmy w coraz to lepszy sprzęt.
Taki fragment dzisiaj „Dziennika” Jerzego Pilcha. „Dziennik” polecam, Pilch pisze zabawnie, madrze i „stylowo”, jak to Pilch.
Jak wiadomo jest wielkim kibicem piłki nożnej. Również jestem, co nie przeszkadza mi z dystansem ( podobnie jak i Pilch) patrzeć na „wyczyny” polskich piłkarzy.
„ Ze skamieniałym sercem wypowiadam wojnę futbolową Cracovii Kraków. Ja wiem, że prawdziwy kibic stoi przy swoim klubie bez względu na wszystko. Dochodzę jednak do wniosku, że upór stania przy Cracovii jest uporem debila. Za stary jestem na szlachetne, ale psychiatryczne wytrwałości.
Wojtek Kuczok w smsie z Berlina: „Bóg ich nie kocha”. W mojej perspektywie Bóg ich nie kocha od 50 lat. Wystarczy zarówno na Pańską wiekuistość, jak i na moją arcyszlachetną wierność.
Nie ma już ratunku, nie ma już wierności, nie ma rozumu i nie ma sportu we wszystkich jego elementarnych przejawach. Nawet gdyby tym nieszczęśnikom puszczać w kółko finisz ( finisze) Kowalczyk na Olimpiadzie .. nie zrozumieją. Pomyślą, że po co im patrzeć na biegi narciarskie, skoro są piłkarzami. To jest klub naznaczony takim fatalizmem, taką nieumiejętnością i pustką, że nikt, nawet Orest Lenczyk nie pomoże. Mnie ten fatalizm, ta pustka tyle zeżarły zdrowia, że wreszcie czas na umiar. Czasu zostało tak mało, ze nie pora na honor kibica. Zwłaszcza jak z tego honoru jedenastu nieudaczników co tydzień jaja sobie robi”.
PS
500 brzuszków rzecz jasna w dzisiejszym sportowym pakiecie:)
- DST 35.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:30
- VAVG 23.33km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 lutego 2014
Gomolątko na K2 ( wizualizacja)
Kamil Stoch opowiadał, że sobie wizualizował medal, no to my taką wizualizację robimy pt Gomolątko na K2.
Dzisiaj spotkanie z Dariuszem Załuskim, himalaistą. O samym spotkaniu pisać nie będę, bo nie ma o czym pisać, niewiele słyszałam i widziałam. Beznadziejny pomysł organizatora żeby zrobić spotkanie w tej a nie innej Sali.
Szkoda zmarnowanej szansy na ciekawe spotkanie i szkoda czasu.
A tutaj taki krótki filmik zdradzający jak odbywają się rozmowy o nowych transferach dla GTA.
I nasz ewentualny nowy nabytek czyli Dariusz Załuski.

Nowy nabytek © lemuriza1972
A dzisiaj niestety nie było czasu na trening:( Tylko 500 brzuszków.
I nasz ewentualny nowy nabytek czyli Dariusz Załuski.

Nowy nabytek © lemuriza1972
A dzisiaj niestety nie było czasu na trening:( Tylko 500 brzuszków.
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 20 lutego 2014
Operacja
Kiedyś Myslovitz był jednym z moich ulubionych zespołów.
Kiedyś…
Bo potem z zespołu odszedł Artur ROJEK.
Niebawem ma ukazać się jego płyta solowa, a to utwór tę płytę promujący.
Sama nie wiem co myśleć. Jeszcze nie wiem.
Dzisiaj krótka jazda na myjkę, żeby umyć KTM-a przed „operacją”. „Operacja” się udała, a KTM wygląda teraz tak Czy ktoś zauważył jakąś różnicę w stosunku do tego co było?

Znajdź różnicę:) © lemuriza1972
Nowy, stary KTM © lemuriza1972
Jest taka piosenka HEY, w której Kaśka śpiewa…. Moja radość niczym niezmącona…. No niestety, moja radość mocno jest dzisiaj zmącona, bo doprawdy trudno jest mi sobie wyobrazić, że lekarz może powiedzieć młodemu człowiekowi u progu sportowej kariery ( z marzeniami,ambicją, planami na przyszłość, wielkim zaangażowaniem w to co robi), że może powiedzieć po dotknięciu zaledwie jego kolana , bez szczegółowych badań, ot tak powiedzieć… … to koniec twojej gry w piłkę już, zerwane więzadła.. pożegnaj się z piłką…. Ponieważ sport dla mnie wiele znaczy, ponieważ przeżywałam podobne chwile w życiu ( aczkolwiek dla mnie były o tyle łatwiejsze, że ja z siatkówką już wtedy nie mogłam wiązać swojej przyszłości, a pomimo tego i tak było to dla mnie niewyobrażalnie trudne chwile), ponieważ wiem jak to ciężko jest powracać do sprawności i ile trudu to kosztuje, ponieważ wiem ile dla tego Dzieciaka znaczy piłka, ile ma marzeń z tym związanych, ze to całe jego życie… to wybaczyć tego Panu Doktorowi nie mogę. Chodziliśmy razem do szkoły. Z panem doktorem. „Ze sportu” to chyba nigdy mocny nie był, więc wiele chyba nie rozumie… Nic nie rozumie. Miejmy nadzieję, że jego diagnoza też jest nieporozumieniem. A jeśli nie.. cóż.. zrobię wszystko żeby pomóc, żeby zwalczyć o te marzenia. I damy radę. Wspólnymi siłami. Bo ten „Dzieciak” na to zasługuje, jak mało kto.
Jak co dzień 500 brzuszków było. Chociaż dzisiaj było mi bardzo ciężko, bo „radość zmącona” , sił i chęci mało…
Dzisiaj krótka jazda na myjkę, żeby umyć KTM-a przed „operacją”. „Operacja” się udała, a KTM wygląda teraz tak Czy ktoś zauważył jakąś różnicę w stosunku do tego co było?

Znajdź różnicę:) © lemuriza1972

Nowy, stary KTM © lemuriza1972
Jest taka piosenka HEY, w której Kaśka śpiewa…. Moja radość niczym niezmącona…. No niestety, moja radość mocno jest dzisiaj zmącona, bo doprawdy trudno jest mi sobie wyobrazić, że lekarz może powiedzieć młodemu człowiekowi u progu sportowej kariery ( z marzeniami,ambicją, planami na przyszłość, wielkim zaangażowaniem w to co robi), że może powiedzieć po dotknięciu zaledwie jego kolana , bez szczegółowych badań, ot tak powiedzieć… … to koniec twojej gry w piłkę już, zerwane więzadła.. pożegnaj się z piłką…. Ponieważ sport dla mnie wiele znaczy, ponieważ przeżywałam podobne chwile w życiu ( aczkolwiek dla mnie były o tyle łatwiejsze, że ja z siatkówką już wtedy nie mogłam wiązać swojej przyszłości, a pomimo tego i tak było to dla mnie niewyobrażalnie trudne chwile), ponieważ wiem jak to ciężko jest powracać do sprawności i ile trudu to kosztuje, ponieważ wiem ile dla tego Dzieciaka znaczy piłka, ile ma marzeń z tym związanych, ze to całe jego życie… to wybaczyć tego Panu Doktorowi nie mogę. Chodziliśmy razem do szkoły. Z panem doktorem. „Ze sportu” to chyba nigdy mocny nie był, więc wiele chyba nie rozumie… Nic nie rozumie. Miejmy nadzieję, że jego diagnoza też jest nieporozumieniem. A jeśli nie.. cóż.. zrobię wszystko żeby pomóc, żeby zwalczyć o te marzenia. I damy radę. Wspólnymi siłami. Bo ten „Dzieciak” na to zasługuje, jak mało kto.
Jak co dzień 500 brzuszków było. Chociaż dzisiaj było mi bardzo ciężko, bo „radość zmącona” , sił i chęci mało…
- DST 5.00km
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 19 lutego 2014
Po zmierzchu
Na początek taki sobie Gucio…
Wiele się zmieniło, od czasu pierwszego teledysku IB.
Wiele z wyjątkiem tej niespożytej energii i głosu. Lubię ten teledysk, pomimo tego, ze Gutek wygląda na nim jak….. hm nie Gutek?
Tak… ..........była dzisiaj w planach siłownia, ale moja głowa po całym dniu zaczęła domagać się przewietrzenia. Potrzebowałam też pobyć sobie sam na sam ze sobą. No więc zdecydowałam się na rower. Kiedy jednak zjadłam obiad, lenistwo mnie ogarnęło.. dość bliska byłam machnięcia na wszystko ręką , rozłożenia się na łóżku z książką.. ale jednak .. nie. Coś tam gdzieś tam we mnie.. nie pozwoliło mi na taką dezercję. Nawet nie musiałam patrzeć ani na Justynę ani na Agę, które nieustannie okupują drzwi mojej lodówki, będąc mym ciągłym wyrzutem sumienia.
Wdziałam co trzeba na siebie i wyruszyłam. O godzinie 17 nawet nie jest jeszcze ciemno. Na tyle jasno nawet jest , że dostrzegłam dzisiaj kilka zwierzątek.
W dziwnych miejscach, mało leśnych rzec można.. na moście na Dunajcu w Ostrowie lisa, a obok autostrady 5 saren.
A potem zaczęło mżyć.
Ale jechałam. W kierunku Wojnicza. Tamże napotkałam chłopca na Kellysie, mocno ubłoconym ( ale nie tak jak mój:)) , co mogłoby wskazywać, że chłopiec co nieco na rowerze jeździ. Jechał chodnikiem wzdłuż drogi. Ja drogą . Minęłam. Za chwilę świst opon, chłopiec zjechał na drogę i mija mnie.
O nie , nie mój drogi – pomyślałam- może i ja jestem starszą od ciebie panią, pewnie znacznie starszą, ale tak łatwo , to ci nie będzie.
Minęłam. I pewnie byśmy się tak mijali.. gdyby nie to, że drogi nasze się rozeszły. Ja w lewo, on prosto. Tak oto pewnie straciłam szansę na efektywny trening, bo nie ma jak taka motywacja. Generalnie tempo takie sobie… bo i jakoś sił nie było i ciemno bardzo, więc trochę bałam się bo lampkę mam dość kiepską. Z Wojnicza przez Isep, dojechałam do Zgłobic i tam skręciłam jeszcze w kierunku Błoń, dojechałam do Błoń, zawróciłam. Trochę mało kilometrów, ale mżawka sprawiła, że nie było zbyt ciepło. Nogi słabe, ale ciągle sobie powtarzam, że to dopiero luty, że muszę dużo jeździć i na pewno będzie coraz lepiej. No i 500 brzuszków oczywiście. Cieszę się, ze jednak wyjechałam , przemogłam się pomimo ciemności, mżawki i zimna.
Taki cytat ( bo mi się spodobał): „ Jak się człowiek zaczyna wokół jednej sprawy kręcić, nagle wszystko zdaje się nią naznaczone. Na co spojrzysz, co usłyszysz, co weźmiesz do ręki – żałobnie przemawia, śmiertelne daje znaki, końcówkę szyfruje” Jerzy Pilch, „Dziennik”.
O nie , nie mój drogi – pomyślałam- może i ja jestem starszą od ciebie panią, pewnie znacznie starszą, ale tak łatwo , to ci nie będzie.
Minęłam. I pewnie byśmy się tak mijali.. gdyby nie to, że drogi nasze się rozeszły. Ja w lewo, on prosto. Tak oto pewnie straciłam szansę na efektywny trening, bo nie ma jak taka motywacja. Generalnie tempo takie sobie… bo i jakoś sił nie było i ciemno bardzo, więc trochę bałam się bo lampkę mam dość kiepską. Z Wojnicza przez Isep, dojechałam do Zgłobic i tam skręciłam jeszcze w kierunku Błoń, dojechałam do Błoń, zawróciłam. Trochę mało kilometrów, ale mżawka sprawiła, że nie było zbyt ciepło. Nogi słabe, ale ciągle sobie powtarzam, że to dopiero luty, że muszę dużo jeździć i na pewno będzie coraz lepiej. No i 500 brzuszków oczywiście. Cieszę się, ze jednak wyjechałam , przemogłam się pomimo ciemności, mżawki i zimna.
Taki cytat ( bo mi się spodobał): „ Jak się człowiek zaczyna wokół jednej sprawy kręcić, nagle wszystko zdaje się nią naznaczone. Na co spojrzysz, co usłyszysz, co weźmiesz do ręki – żałobnie przemawia, śmiertelne daje znaki, końcówkę szyfruje” Jerzy Pilch, „Dziennik”.
- DST 32.00km
- Czas 01:26
- VAVG 22.33km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 18 lutego 2014
Rower....
Pożyczyłam od Mirka dwie kolejne płyty Pink Floyd. Gdyby tylko jeszcze był czas, żeby je tak dokładnie, spokojnie przesłuchać. Bo tego nie da się słuchać „przy okazji”. Sprzątając , czy czytając na ten przykład.
A dzisiaj najpierw te moje 500 brzuszków ( ja ich absolutnie nie robię w jednym rzucie… nie dałabym rady:) część rano przed pracą, reszta potem), a po pracy rower. Pierwsze tegoroczne wieczorne kręcenie. Tomek narzucił dość spore tempo, jak na moją obecną formę i tę porę roku. Tak sobie jechałam i myślałam, że bywało, że takie tempo nie sprawiało mi żadnego problemu, że było normą. Czy jeszcze tak będzie? Nie wiem. Postaram się. Będę próbować. Ale nie jest łatwo. Być może jestem już trochę zmęczona? To już któryś tam sezon, ciągle trzeba szukać motywacji do treningu, a to nie jest znowu takie proste. No bo przecież żeby jakoś przejeżdżać te maratony nie wystarczy ot tak sobie trochę poćwiczyć… ot tak sobie pojeździć. Trzeba się „zmuszać” na co dzień do bólu. Trzeba z tym „bólem treningowym” nauczyć się żyć. I wytłumaczyć sobie, że tak musi być. Że nie ma innej drogi. Że czasem trzeba „pocierpieć”. Wiem, że muszę mentalnie nad sobą popracować. Dlatego ja tak bardzo , nieustannie podziwiam tych, którzy potrafią się zmusić do katorżniczego treningu m.in. Justynę Kowalczyk. Ile trzeba mieć w sobie siły , żeby przez 15 lat , tak rok w rok przez pół roku tak masakrycznie ciężko pracować, dzień w dzień przygotowując się do sezonu, trenować po kilka godzin dziennie, a potem drugie pół startować. I jeszcze brać na siebie te wszystkie narodowe oczekiwania... Jej rodzina bardzo chce żeby po Soczi zakończyła karierę i z tego co czytałam w książce, wiele wskazuje na to, że tak będzie.
Czasem kiedy oglądam jakiś sport w tv, to patrząc na wysiłek sportowca .. aż czuję ten ból. Trzeba być bardzo mocnym mentalnie, żeby czując ten ból, kiedy przed oczami pojawiają się ciemne plany, nie powiedzieć sobie „dość, dalej mi się już po prostu nie chce, odpuszczam”. Dużo więc pracy przede mną, bardzo dużo. Również tej mentalnej.
Czytałam wywiad z psychologiem, który pracował z Kamilem Stochem.
„ Kamil powtarza, że najlepiej robimy to co robimy z przyjemnością.
- Znakomitym przykładem są bawiące się dzieci. Kiedy je coś zajmie, zafrapuje, są tak pochłonięte, że świat zewnętrzny w ogóle nie istnieje. Może obok wybuchnąć pożar, a one tego nie zauważą. To jest dla mnie wzorcowy stan skupienia i koncentracji. W zawodowym sporcie występuje tylko u największych mistrzów. Dzieci się tego oduczają w procesie edukacji. „ Już jesteś duży –musisz być poważny i nie możesz zachowywać się jak dziecko” . Tego nas uczą”.
No właśnie… sęk w tym żeby w tym wszystkim ocalić tę radość, tę przyjemność. Miejmy nadzieję, że się uda. Zresztą to wszystko… to wszystko chociaż jest dla mnie bardzo ważne w życiu, to zaledwie margines tego życia. I „dzisiaj” jest ważne, a „jutro” może będzie taka konieczność, że trzeba będzie wszystko „odstawić” na bok. Więc trzeba mieć dystans.
Taka sytuacja: ( smsa takiego dostałam): „ Jasiek do siebie mówi robiąc zadanie: repriezentant Polszy Klamiel Stioch !!!! Teraz zabieramy się za Walentynkę… dla Filipa. Chłopaki sobie Walentynki dają….!!!” ( Jasiek, Filip lat 7)
- DST 30.00km
- Teren 7.00km
- Czas 01:17
- VAVG 23.38km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 lutego 2014
Podwójna motywacja
Tak sobie przypomniałam, że mam jedno fajne zdjęcie Justyny, leży sobie gdzieś tam, to może warto go wyciągnąć. Justyna „zawisła” obok Agi, na lodówce i odtąd będę mieć podwójną motywację.
Z taką motywacją, to wstyd byłoby nie trenować:).
Skończyłam czytać książkę o Justynie i jestem pod dużym wrażeniem tej książki i całej tej jej sportowej historii.
Taki cytat: „…szef komitetu biegów FIS, czyli słynny Vegard Ulvang, mówił, że jego zdaniem Bjoergen i Kowalczyk to dwie największe gwiazdy biegów. „ Bo mają osobowość, bo bez nich byłoby nudno”. I wytłumaczył, na czym polega norweski fenomen. - Właśnie w tej chwili mamy w Norwegii młodzieżowe mistrzostwa kraju, od 16 do 19 roku życia. Wiesz, ilu jest uczestników? - Nie mam pojęcia. - Tysiąc pięćset osób. A gdyby prześledzić eliminacje na różnych szczeblach, udział wzięło pewnie ponad 15 tys dzieciaków. I to jest różnica. Więc szczerze – dystans pomiędzy Norwegią, a resztą świata na poziomie seniorskim, powinien być większy niż jest obecnie. Jestem pod ogromnym wrażeniem jak rozwinęła się kariera Justyny Kowalczyk w kraju tak narciarsko ubogim jak Polska. Jest zapał, jest determinacja – to wzór. Nie ma takiej drugiej. Dla nas, dla FIS, jest prawdziwym skarbem”.
Fajna dla nas ta Olimpiada, dużo radości i dużo motywacji.
Podwójna motywacja - Aga i Justyna:) © lemuriza1972
Taki cytat: „…szef komitetu biegów FIS, czyli słynny Vegard Ulvang, mówił, że jego zdaniem Bjoergen i Kowalczyk to dwie największe gwiazdy biegów. „ Bo mają osobowość, bo bez nich byłoby nudno”. I wytłumaczył, na czym polega norweski fenomen. - Właśnie w tej chwili mamy w Norwegii młodzieżowe mistrzostwa kraju, od 16 do 19 roku życia. Wiesz, ilu jest uczestników? - Nie mam pojęcia. - Tysiąc pięćset osób. A gdyby prześledzić eliminacje na różnych szczeblach, udział wzięło pewnie ponad 15 tys dzieciaków. I to jest różnica. Więc szczerze – dystans pomiędzy Norwegią, a resztą świata na poziomie seniorskim, powinien być większy niż jest obecnie. Jestem pod ogromnym wrażeniem jak rozwinęła się kariera Justyny Kowalczyk w kraju tak narciarsko ubogim jak Polska. Jest zapał, jest determinacja – to wzór. Nie ma takiej drugiej. Dla nas, dla FIS, jest prawdziwym skarbem”.
Fajna dla nas ta Olimpiada, dużo radości i dużo motywacji.

Niewiele czasu było dzisiaj, bo konkurs skoków, a przy tym niestety się nie wyspałam i czułam się lekko „przetrącona” niczym norweskie biegaczki po sobotniej sztafecie, tak więc dzisiaj oczywiście oprócz planowanej serii brzuszków ( 500 rzecz jasna) 45 min. ćwiczeń.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 lutego 2014
Rower:)
Taka piosenka „od Kaśki” dzisiaj.
Jak to u Kaśki optymistycznie nie jest:). Ale i tak ją bardzo lubię.
Jeśli ktoś dysponuje większą ilością czasu polecam również ten koncert ( tutaj jest zresztą świetne wykonanie tej piosenki). Mistrzyni moja.
I znowu wysoka jak na te zimowe warunki temperatura ( jakoś tak ok 10 stopni), więc postanowiłam trochę pokręcić. Ot wiadomo, że po chorobie to raczej nie było co liczyć na wielki trening i wspaniałą formę, no ale trzeba kręcić i nogi do kręcenia przyzwyczajać. Krysia, Adam i Marcin wybierali się na jakąś dłuższą trasę, ale nie dałabym rady , po takim długim nicnierobieniu objechać długiej trasy z nimi. Pojechał dzisiaj ze mną Tomek. Zaczęliśmy od wysokiego C, bo wpakowaliśmy się w takie błoto, że w ciągu jakichś dwóch minut i my i rowery wyglądaliśmy jak po solidnym SPA. Początek jechało mi się ciężko. Nie wiem czy nogi nie mogły się rozkręcić, czy to była kwestia wiatru , bo pod wiatr jechaliśmy. Potem było już zdecydowanie lepiej, chociaż… wiem, że dużo systematycznej pracy przede mną, żeby dojść do jakiejś przyzwoitej formy. Trzeba zacząć jeździć na rowerze. Co prawda ciemno jeszcze popołudniami, ale ciepło. Można jeździć. Dawniej tak jeździłam, jak tylko śnieg „zszedł” z ulic. Nie liczyła się temperatura. Po prostu jeździłam, więc i teraz trzeba jeździć i robić bazę. W Lesie Radłowskim nagle ujrzeliśmy grupę biegaczy. Nawet zażartowałam mówiąc: może Czarnovia? No i w pewnym momencie ktoś się odwrócił, zaczął krzyczeć … cześć……. Miałam rację. Czarnovia. Miłosz powiedział: widzisz Iza, jak trenujemy. Będziemy was lać , w każdym wyścigu. Powiedziałam: ciekawe jak, skoro wy będziecie startować w innych wyścigach niż my. No cóż.. historia uczy, że trzeba mieć pokorę wobec własnych możliwości i możliwości rywali:). Marit Bjoergen również zapowiadała 6 medali na tych Igrzyskach. Już wiadomo, że mieć ich nie będzie.
Tomek w Lesie na asfaltowym odcinku chyba postanowił mnie "zabić" i podkręcił tempo hm.. jak na moje obecne możliwości spore. Musiałam się nieźle spinać, żeby utrzymać koło. Kiedy wracaliśmy, spotkaliśmy najpierw Mirka ( wracał autem z biegania po Lesie) i powiedział mi:" Jakaś Gomola tam jedzie na Kellysie".
Chwilę się zastanawiałam kto to może być, ale po chwili wiedziałam. "Ta Gomola" dojechała do nas na moście w Ostrowie i Piotrek ( bo to był on), powiedział:" co tak powoli jedziecie? co to ma być? wycieczka?:)". No , coś w tym rodzaju to było. Ale ok, nie ma co panikować. To dopiero początki. Do pierwszego maratonu jest jeszcze trochę czasu. Do tego wg planu : 500 brzuszków.
Czy wiecie , że Sylwia Jaśkowiec zdobyła któryś z himalajskich szczytów o wysokości 6200 m npm i startowała tam w maratonie? Z tej dziewczyny będzie jeszcze pociecha. To podobno duży talent. Ojciec Kamila Stocha: "zawsze jak wygrywa, to mu mówię: żeby mi to było przedostatni raz…:)"
Tomek jedzie © lemuriza1972

Norweski kibic pozdrawia Gomolę:) © lemuriza1972
Buty ładne, ale buty to nie wszystko:) © lemuriza1972
Pierwsze błoto w 2014r © lemuriza1972j
Jeśli ktoś dysponuje większą ilością czasu polecam również ten koncert ( tutaj jest zresztą świetne wykonanie tej piosenki). Mistrzyni moja.
I znowu wysoka jak na te zimowe warunki temperatura ( jakoś tak ok 10 stopni), więc postanowiłam trochę pokręcić. Ot wiadomo, że po chorobie to raczej nie było co liczyć na wielki trening i wspaniałą formę, no ale trzeba kręcić i nogi do kręcenia przyzwyczajać. Krysia, Adam i Marcin wybierali się na jakąś dłuższą trasę, ale nie dałabym rady , po takim długim nicnierobieniu objechać długiej trasy z nimi. Pojechał dzisiaj ze mną Tomek. Zaczęliśmy od wysokiego C, bo wpakowaliśmy się w takie błoto, że w ciągu jakichś dwóch minut i my i rowery wyglądaliśmy jak po solidnym SPA. Początek jechało mi się ciężko. Nie wiem czy nogi nie mogły się rozkręcić, czy to była kwestia wiatru , bo pod wiatr jechaliśmy. Potem było już zdecydowanie lepiej, chociaż… wiem, że dużo systematycznej pracy przede mną, żeby dojść do jakiejś przyzwoitej formy. Trzeba zacząć jeździć na rowerze. Co prawda ciemno jeszcze popołudniami, ale ciepło. Można jeździć. Dawniej tak jeździłam, jak tylko śnieg „zszedł” z ulic. Nie liczyła się temperatura. Po prostu jeździłam, więc i teraz trzeba jeździć i robić bazę. W Lesie Radłowskim nagle ujrzeliśmy grupę biegaczy. Nawet zażartowałam mówiąc: może Czarnovia? No i w pewnym momencie ktoś się odwrócił, zaczął krzyczeć … cześć……. Miałam rację. Czarnovia. Miłosz powiedział: widzisz Iza, jak trenujemy. Będziemy was lać , w każdym wyścigu. Powiedziałam: ciekawe jak, skoro wy będziecie startować w innych wyścigach niż my. No cóż.. historia uczy, że trzeba mieć pokorę wobec własnych możliwości i możliwości rywali:). Marit Bjoergen również zapowiadała 6 medali na tych Igrzyskach. Już wiadomo, że mieć ich nie będzie.
Tomek w Lesie na asfaltowym odcinku chyba postanowił mnie "zabić" i podkręcił tempo hm.. jak na moje obecne możliwości spore. Musiałam się nieźle spinać, żeby utrzymać koło. Kiedy wracaliśmy, spotkaliśmy najpierw Mirka ( wracał autem z biegania po Lesie) i powiedział mi:" Jakaś Gomola tam jedzie na Kellysie".
Chwilę się zastanawiałam kto to może być, ale po chwili wiedziałam. "Ta Gomola" dojechała do nas na moście w Ostrowie i Piotrek ( bo to był on), powiedział:" co tak powoli jedziecie? co to ma być? wycieczka?:)". No , coś w tym rodzaju to było. Ale ok, nie ma co panikować. To dopiero początki. Do pierwszego maratonu jest jeszcze trochę czasu. Do tego wg planu : 500 brzuszków.
Czy wiecie , że Sylwia Jaśkowiec zdobyła któryś z himalajskich szczytów o wysokości 6200 m npm i startowała tam w maratonie? Z tej dziewczyny będzie jeszcze pociecha. To podobno duży talent. Ojciec Kamila Stocha: "zawsze jak wygrywa, to mu mówię: żeby mi to było przedostatni raz…:)"


Norweski kibic pozdrawia Gomolę:) © lemuriza1972

Buty ładne, ale buty to nie wszystko:) © lemuriza1972

Pierwsze błoto w 2014r © lemuriza1972j
- DST 37.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:42
- VAVG 21.76km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 lutego 2014
FIRE and ICE
Wspomnienie z pamiętnego maratonu w Piwnicznej. Zdjęcie przysłał mi kolega Paweł (jadący w zielonym stroju za mną).

Maraton w Piwnicznej © lemuriza1972

Mirek skacze przez przeszkody:) © lemuriza1972
W Lesie Radłowskim © lemuriza1972
W Lesie Radłowskim 2 © lemuriza1972

Maraton w Piwnicznej © lemuriza1972
Taka kiedyś rozmowa się odbyła…
Zbliżał się weekend, byłam jakaś taka zmęczona i moja koleżanka Kaśka powiedziała:
- ale co tam.. jutro sobie pojedziesz maraton, będzie fajnie…
Popatrzyłam na nią, uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Wiesz… jazda na maratonie nie jest przyjemnością. Jazda na maratonie to potworne zmęczenie, pot, czasem krew i ból. Przyjemne jest dopiero dotarcie do mety ( o ile wszystko się powiedzie). Sama jazda nigdy nie jest przyjemna. To nie wycieczka, to zawody, a zawody to ból.
Czytam właśnie książkę pt Złota Justyna. Prawdziwa historia królowej nart ( skądinąd bardzo ciekawa książka, wiele faktów, który nie mamy prawa znać z mediów, długa i ciężka droga prowadziła Justynę do dzisiejszych sukcesów, ona sama twierdzi, ze bez trenera nie byłoby TAKIEJ jej).
„ Czasami gdy człowiek ze zmęczenia widzi czarne plamy i czuje, ze za chwilę padnie, zastanawiam się po co ja to robię. Odpowiedź przychodzi natychmiast. Po prostu to lubię. Sport sprawia mi wielką przyjemność. Jeśli jednak ktoś mówi, że lubi startować, oznacza to, że podczas zawodów nie daje z siebie wszystkiego”
No właśnie.
Nie wytrzymałam. Moje zdrowie jeszcze nie do końca ok, ale nie wytrzymałam… Kiedy Mirek dał mi znać, że jedzie do lasu pobiegać, najpierw napisałam: nic z tego, jestem chora. Za chwilę napisałam: a może poszłabym trochę pochodzić z kijkami? Pojechałam. Z chodzenia wyszło chodzenie w połowie, bo w połowie pobiegałam z kijkami… Nie dałam rady maszerować tylko i wyłącznie ( zwłaszcza , ze Mirek trochę się naigrywał, mówiąc mi: „będziesz spacerować jak emeryt?” „ o widzisz , będziesz mieć towarzystwo” – to powiedział widząć jakąś starszą parę z kijkami). Tak więc nie wytrzymałam… Jak to „posłuży” ( albo i nie mojemu zdrowiu, to zobaczmy). Było więc 45 min w Lesie Radłowskim ( 25 min biegu, 25 min marszu). Fajnie było znowu przywdziać sportowe ciuchy, sportowe buty i COŚ ze sobą zrobić. Życie bez sportu jest zdecydowanie nie dla mnie.
A poza tym dzisiaj wymyśliłam sobie cel. Przez miesiąc będę codziennie robić 500 „brzuszków”. Zrobiłam kiedyś dwukrotnie 6 Weidera, to i to powinno się udać, bo znacznie łatwiejsze jest. Dyspensę daje sobie tylko na dzień kiedy może pojedziemy w góry, albo ze zdrowiem będzie coś nie tak ( odpukać), a tak to.. ROBIMY, CODZIENNIE. Dzisiaj było pierwsze 500. Fajnie tak mieć jakiś cel. Nawet taki.. niby banalny… A teraz piosenka, którą odkryłam wczoraj. W dwóch wersjach. No i jakby prorocza , czyż nie? FIRE AND ICE. No bo był dzisiaj Ogień na Lodzie, a ściślej mówiąc Ogień w wykonaniu Strażaka na lodzie w Soczi. Brawo! Teraz pozostaje kibicować Kamilowi i pozostałych chłopakom. Takie sportowe sukcesy Polaków ogromnie motywują do treningu.
Zbliżał się weekend, byłam jakaś taka zmęczona i moja koleżanka Kaśka powiedziała:
- ale co tam.. jutro sobie pojedziesz maraton, będzie fajnie…
Popatrzyłam na nią, uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Wiesz… jazda na maratonie nie jest przyjemnością. Jazda na maratonie to potworne zmęczenie, pot, czasem krew i ból. Przyjemne jest dopiero dotarcie do mety ( o ile wszystko się powiedzie). Sama jazda nigdy nie jest przyjemna. To nie wycieczka, to zawody, a zawody to ból.
Czytam właśnie książkę pt Złota Justyna. Prawdziwa historia królowej nart ( skądinąd bardzo ciekawa książka, wiele faktów, który nie mamy prawa znać z mediów, długa i ciężka droga prowadziła Justynę do dzisiejszych sukcesów, ona sama twierdzi, ze bez trenera nie byłoby TAKIEJ jej).
„ Czasami gdy człowiek ze zmęczenia widzi czarne plamy i czuje, ze za chwilę padnie, zastanawiam się po co ja to robię. Odpowiedź przychodzi natychmiast. Po prostu to lubię. Sport sprawia mi wielką przyjemność. Jeśli jednak ktoś mówi, że lubi startować, oznacza to, że podczas zawodów nie daje z siebie wszystkiego”
No właśnie.
Nie wytrzymałam. Moje zdrowie jeszcze nie do końca ok, ale nie wytrzymałam… Kiedy Mirek dał mi znać, że jedzie do lasu pobiegać, najpierw napisałam: nic z tego, jestem chora. Za chwilę napisałam: a może poszłabym trochę pochodzić z kijkami? Pojechałam. Z chodzenia wyszło chodzenie w połowie, bo w połowie pobiegałam z kijkami… Nie dałam rady maszerować tylko i wyłącznie ( zwłaszcza , ze Mirek trochę się naigrywał, mówiąc mi: „będziesz spacerować jak emeryt?” „ o widzisz , będziesz mieć towarzystwo” – to powiedział widząć jakąś starszą parę z kijkami). Tak więc nie wytrzymałam… Jak to „posłuży” ( albo i nie mojemu zdrowiu, to zobaczmy). Było więc 45 min w Lesie Radłowskim ( 25 min biegu, 25 min marszu). Fajnie było znowu przywdziać sportowe ciuchy, sportowe buty i COŚ ze sobą zrobić. Życie bez sportu jest zdecydowanie nie dla mnie.
A poza tym dzisiaj wymyśliłam sobie cel. Przez miesiąc będę codziennie robić 500 „brzuszków”. Zrobiłam kiedyś dwukrotnie 6 Weidera, to i to powinno się udać, bo znacznie łatwiejsze jest. Dyspensę daje sobie tylko na dzień kiedy może pojedziemy w góry, albo ze zdrowiem będzie coś nie tak ( odpukać), a tak to.. ROBIMY, CODZIENNIE. Dzisiaj było pierwsze 500. Fajnie tak mieć jakiś cel. Nawet taki.. niby banalny… A teraz piosenka, którą odkryłam wczoraj. W dwóch wersjach. No i jakby prorocza , czyż nie? FIRE AND ICE. No bo był dzisiaj Ogień na Lodzie, a ściślej mówiąc Ogień w wykonaniu Strażaka na lodzie w Soczi. Brawo! Teraz pozostaje kibicować Kamilowi i pozostałych chłopakom. Takie sportowe sukcesy Polaków ogromnie motywują do treningu.

Mirek skacze przez przeszkody:) © lemuriza1972

W Lesie Radłowskim © lemuriza1972

W Lesie Radłowskim 2 © lemuriza1972
- Aktywność Bieganie
Środa, 12 lutego 2014
To samo
Piosenka taka na dzisiaj. Dopiero odkryta, bo płyty solowej Banacha jeszcze nie mam ( ale mieć będę z pewnością). Fajne słowa, fajna muzyka i fajna czapka Gutka haha:).
Posłuchajcie.
"Najważniejsze więc po pierwsze nim cokolwiek powiesz
Zanim w usta wpuścisz słowa wypowiedz je w głowie!
A po drugie, nie mniej ważne, zawsze dobrze przemyśl sobie
Co by było gdy to samo inny ktoś powiedział tobie "
A póki co przymusowy sportowy przestój. Ot bywa. Momentami mnie to trochę martwi ( w kontekście zbliżającego się sezonu), ale z drugiej strony mam do startów już zupełnie inny stosunek niż kiedyś i sporo dystansu, a także potrzebę zajmowania się w życiu innymi rzeczami również. Więc cierpliwie poczekam aż zdrowie wróci. Mam co robić.. wczoraj dotarło dvd z Przystanku Woodstock ( koncvert IB oczywiście), mam kilka nowych płyt do posłuchania, kilka książek do przeczytania, więc nie ma dramatu. Jest co robić:) i czym się cieszyć. A na sport i rower przyjdzie czas. Tym bardziej, że rower się ulepsza i to mocno ulepsza i już nie mogę się doczekać jak wyjadę po raz pierwszy w teren moim starym-nowym KTM-em:). „ Moją drogą jest zarażanie optymizmem i pozytywnym czymś … To jest celebracja życia…” Gutek To tak dla przypomnienia…
"Najważniejsze więc po pierwsze nim cokolwiek powiesz
Zanim w usta wpuścisz słowa wypowiedz je w głowie!
A po drugie, nie mniej ważne, zawsze dobrze przemyśl sobie
Co by było gdy to samo inny ktoś powiedział tobie "
A póki co przymusowy sportowy przestój. Ot bywa. Momentami mnie to trochę martwi ( w kontekście zbliżającego się sezonu), ale z drugiej strony mam do startów już zupełnie inny stosunek niż kiedyś i sporo dystansu, a także potrzebę zajmowania się w życiu innymi rzeczami również. Więc cierpliwie poczekam aż zdrowie wróci. Mam co robić.. wczoraj dotarło dvd z Przystanku Woodstock ( koncvert IB oczywiście), mam kilka nowych płyt do posłuchania, kilka książek do przeczytania, więc nie ma dramatu. Jest co robić:) i czym się cieszyć. A na sport i rower przyjdzie czas. Tym bardziej, że rower się ulepsza i to mocno ulepsza i już nie mogę się doczekać jak wyjadę po raz pierwszy w teren moim starym-nowym KTM-em:). „ Moją drogą jest zarażanie optymizmem i pozytywnym czymś … To jest celebracja życia…” Gutek To tak dla przypomnienia…
- Aktywność Jazda na rowerze