lemuriza1972statystyki rowerowe bikestats.pl
lemuriza1972
Tarnów

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37869.50 km
  • Km w terenie: 10093.00 km (26.65%)
  • Czas na rowerze: 89d 13h 22m
  • Prędkość średnia: 19.11 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team

Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







Moje rowery

Kellys Magnus 29684 km
KTM 19175 km

Szukaj

Znajomi

wszyscy znajomi(65)

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lemuriza1972.bikestats.pl

Archiwum

  • 2017, Marzec(2, 2)
  • 2016, Grudzień(1, 0)
  • 2016, Październik(4, 3)
  • 2016, Wrzesień(13, 10)
  • 2016, Sierpień(13, 5)
  • 2016, Lipiec(11, 3)
  • 2016, Czerwiec(16, 5)
  • 2016, Maj(15, 12)
  • 2016, Kwiecień(13, 4)
  • 2016, Marzec(8, 4)
  • 2016, Luty(10, 11)
  • 2016, Styczeń(14, 7)
  • 2015, Grudzień(15, 7)
  • 2015, Listopad(8, 9)
  • 2015, Październik(9, 6)
  • 2015, Wrzesień(11, 6)
  • 2015, Sierpień(25, 7)
  • 2015, Lipiec(16, 8)
  • 2015, Czerwiec(20, 21)
  • 2015, Maj(22, 19)
  • 2015, Kwiecień(15, 9)
  • 2015, Marzec(14, 29)
  • 2015, Luty(9, 27)
  • 2015, Styczeń(8, 12)
  • 2014, Grudzień(13, 11)
  • 2014, Listopad(19, 54)
  • 2014, Październik(21, 97)
  • 2014, Wrzesień(14, 59)
  • 2014, Sierpień(18, 45)
  • 2014, Lipiec(21, 66)
  • 2014, Czerwiec(16, 54)
  • 2014, Maj(19, 83)
  • 2014, Kwiecień(16, 60)
  • 2014, Marzec(16, 27)
  • 2014, Luty(22, 89)
  • 2014, Styczeń(26, 93)
  • 2013, Grudzień(23, 64)
  • 2013, Listopad(16, 87)
  • 2013, Październik(15, 38)
  • 2013, Wrzesień(22, 129)
  • 2013, Sierpień(25, 53)
  • 2013, Lipiec(25, 94)
  • 2013, Czerwiec(19, 32)
  • 2013, Maj(21, 89)
  • 2013, Kwiecień(23, 60)
  • 2013, Marzec(15, 61)
  • 2013, Luty(10, 41)
  • 2013, Styczeń(10, 47)
  • 2012, Grudzień(10, 25)
  • 2012, Listopad(13, 79)
  • 2012, Październik(9, 83)
  • 2012, Wrzesień(22, 95)
  • 2012, Sierpień(17, 61)
  • 2012, Lipiec(12, 43)
  • 2012, Czerwiec(22, 66)
  • 2012, Maj(17, 35)
  • 2012, Kwiecień(15, 32)
  • 2012, Marzec(14, 68)
  • 2012, Luty(8, 38)
  • 2012, Styczeń(15, 44)
  • 2011, Grudzień(5, 27)
  • 2011, Listopad(11, 24)
  • 2011, Październik(12, 36)
  • 2011, Wrzesień(18, 71)
  • 2011, Sierpień(21, 67)
  • 2011, Lipiec(23, 79)
  • 2011, Czerwiec(20, 36)
  • 2011, Maj(17, 115)
  • 2011, Kwiecień(26, 116)
  • 2011, Marzec(23, 112)
  • 2011, Luty(17, 88)
  • 2011, Styczeń(26, 102)
  • 2010, Grudzień(22, 91)
  • 2010, Listopad(21, 71)
  • 2010, Październik(16, 52)
  • 2010, Wrzesień(23, 129)
  • 2010, Sierpień(28, 125)
  • 2010, Lipiec(26, 83)
  • 2010, Czerwiec(19, 55)
  • 2010, Maj(24, 74)
  • 2010, Kwiecień(16, 11)
  • 2010, Marzec(25, 18)
  • 2010, Luty(26, 33)
  • 2010, Styczeń(23, 7)
  • 2009, Grudzień(14, 12)
  • 2009, Listopad(17, 14)
  • 2009, Październik(11, 27)
  • 2009, Wrzesień(20, 13)
  • 2009, Sierpień(23, 20)
  • 2009, Lipiec(3, 1)
  • 2009, Czerwiec(1, 2)
  • 2009, Maj(2, 0)

Linki

  • Rowerowe blogi na bikestats.pl
Poniedziałek, 10 lutego 2014

Okienko transferowe by GTA:)

Jak wiadomo o sile drużyny stanowią jej zawodnicy. Tak więc.. postanowiłyśmy wziąć sprawy w swoje ręce ( co prawda bez uzgodnienia z Zarządem, ale mam nadzieję, że nie będą tego nam mieli za złe). Postanowiłyśmy do teamu zwerbować Gutka. Nie wiemy co prawda czy coś jeździ, ale na pewno świetnie śpiewa, a to też ważna umiejętność. Przyda się Sufie jakaś pomoc na następnym ognisku podczas zakończenia sezonu. „Cegła” była fajna, ale pasowałoby towarzystwo zaskoczyć czymś nowym.

Najnowszy transfer by GTA:)
Najnowszy transfer by GTA:) © lemuriza1972


Ale to już było, trzeba było pomyśleć o kimś jeszcze, co by Team rósł w siłę. Wyruszyłyśmy zatem „ na łowy”. Tytuł „Jack Strong” brzmi obiecująco. Zwłaszcza dla tych, co mają słabość do Jacka ( Jacka D.) Można by nawet pomyśleć ( gdyby się nie widziało Sufy podczas odwrotu w Piwnicznej), że to o nim filmy już kręcą , ale jednak nie. Jednak jeszcze trochę musi poczekać.


Jack Strong
Jack Strong © lemuriza1972 Film był interesujący, chociaż miłośniczką kina sensacyjnego nie jestem, ale wiadomo.. historia prawdziwa, postać tragiczna, Marcin Dorociński świetny. Świetny był również podczas spotkania. Ponieważ mówił o sporcie ( jaki jest dla niego ważny, o startach w triathlonie również mówił), stwierdziłyśmy, że będzie idealny. Myślę, ze koledzy z sekcji triathlonowej , byliby zadowoleni. Pani Krystyna wspomniała mu o możliwościach przyłączenia się do teamu. Ma się zastanowić ( bo trochę się boi, że Pani Krystyna będzie na mecie przed nim).


Pani Krystyna z Panem Marcinem
Pani Krystyna z Panem Marcinem © lemuriza1972

No i jeszcze taka sytuacja: Mistrzostwa Świata Drugiego planu. Sezon 2
Mistrzostwa Świata Drugiego planu. Sezon 2 © lemuriza1972
Ujęcie drugie Mistrzostw Świata 2 planu
Ujęcie drugie Mistrzostw Świata 2 planu © lemuriza1972


Pani Krystyna załapała się na różę: Róża od bohatera
Róża od bohatera "Róży" © lemuriza1972

No i Gomolątko się już nie wykąpie:)
No i Gomolątko się już nie wykąpie:) © lemuriza1972



No.. i koniec tego pokazywania się z celebrytami, od jutra wracamy do treningów. Kamil Stoch zmotywował nas wczoraj pięknie!!!
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(17)
Niedziela, 9 lutego 2014

Indios Bravos po raz trzeci czyli wpis niesportowy:)

Taka sytuacja
Taka sytuacja © lemuriza1972

Moja miłość do Indios Bravos i do Gutka, jest powszechnie znana i tajemnicą żadną nie jest. Ogromnie cenię to co robią Indiosi, ogromnie cenię Piotra Banacha, za konsekwentne podążanie swoją drogą, uwielbiam Gutka za głos, charyzmę, urok osobisty, za energię na scenie. Kiedy wróciłam z krakowskiego koncertu ( drugiego mojego jeśli chodzi o IB) i wrażenia po nim opisywałam, mojej znajomej Eli, Ela napisała: „ ale ci zazdroszczę, weź mnie kiedyś ze sobą na taki koncert”. Otworzyłam internet i zaczęłam szukać, kiedy i gdzie ( najbliżej) jest koncert. I okazało się, że koncert jest w Tychach ( a tak się składa, że Ela mieszka w Tychach). Nie trzeba mnie było długo namawiać. Bilety kupione i.. na Śląsk, znowu na Śląsk. Ale czy to coś dziwnego jak się jest członkiem śląskiego teamu? Tym razem spakowałam do walizki również Gomolątko. A co… ostatnio po górach musiało biegać, to pomyślałam, że dobrze mu zrobi trochę rozrywki. Zaczynam od fotki najbardziej sensacyjnej czyli Gutek i ja ( sensacją jest to, że w ogóle zgodził sobie zrobić zdjęcie ze mną). W ramki oprawie, a co! I będę mieć pamiątkę po wsze czasy…

Fotka życia, czyż nie?:)
Fotka życia, czyż nie?:) © lemuriza1972

Koncert odbywał się w tyskim pubie „Underground”. Nie jest to może idealne miejsce do tego typu wydarzeń ( wydaje mi się, że słaba akustyka), ale nie było źle. Naprawdę. Było wspaniale, jak to zwykle na koncercie IB. Bo to jest tak… czasem w życiu jest dobrze, czasem źle, czasem na przemian dobrze i źle, a czasem nawet bardzo źle. Jakkolwiek by nie było.. to takie chwile jak ta wczorajsza sprawiają, że chce się żyć! Że ma się poczucie, że życie właśnie z takich chwil się składa i to dla nich się żyje.

Gomolątko czeka
Gomolątko czeka © lemuriza1972 Czekamy razem
Czekamy razem © lemuriza1972

Banach przygotowuje się do koncertu


Banach przygotowuje się do koncertu © lemuriza1972


Wreszcie wyszli, najpierw zespół bez Gutka, chwila oczekiwania i potem pojawił się Gutek. Stałam przy samej scenie, naprzeciwko Gutka, był może jakiś metr ode mnie. Ot tak… To jest dopiero przeżycie móc tak z bliska go obserwować. Jego i tę jego niesamowitą energię. To jego szaleństwo na scenie. Po prostu stałam jak urzeczona. Ela powiedziała, że na ogół bardzo poważny wyraz twarzy miałam, ale ja po prostu każdą komórką ciała chłonęłam muzykę i byłam zapatrzona w Gutka. No .. jak nastolatka. Bo Gutek moim idolem jest od dawna, a Indios Bravos zespołem na którego koncertach byłam najwięcej razy ( 3). I na pewno pojadę jeszcze na niejeden. To wiem na pewno. I Was zachęcam. To jest niesamowita zabawa, świetna muzyka, przeżycie niemalże metafizyczne. Na koniec koncertu jak zwykle zaśpiewali „Czas spełnienia”. No i kiedy śpiewali: Więc chodź spleć palce z moimi palcami.. to Gutek podawał nam rękę i splatał palce… "więc chodź spleć palce z moimi palcami, prowadż i daj się prowadzić"  Ech…

Mój idol
Mój idol © lemuriza1972 Gutek bardzo blisko nas



Gutek bardzo blisko nas © lemuriza1972
Takie miał tenisówki:)
Takie miał tenisówki:) © lemuriza1972


Gomolątko też się bawiło, a jakże. W końcu i jemu coś od życia się należy.

Gomolątko się bawi
Gomolątko się bawi © lemuriza1972


A po koncercie urządziłyśmy polowanie na Gutka, celem zdobycia autografu i zdjęcia. No i udało się. Kiedy podeszłam do Gutka z wielką taką nieśmiałością, moja Ela powiedziała: „Proszę Pana to jest Iza, ona aż z Tarnowa tutaj przyjechała, specjalnie dla Pana” ( spłonęłam  rumieńcem, na całe szczęście ciemno było, więc Gutek nie widział). Uśmiechnął się z tym gutkowym urokiem. Potem chciałam zrobić zdjęcie. Jako mistrzyni drugiego planu, poszłam za Gutka, wspięłam się na stojącą sofę. Miało być piękne zdjęcie roku Mistrzyni Drugiego Planu. Tyle, że Ela nie do końca mnie zrozumiała i.. nic z tego zdjęcia nie wyszło. Bywa. Po koncercie
Po koncercie © lemuriza1972 Z fanami:)
Z fanami:) © lemuriza1972 Tak blisko
Tak blisko © lemuriza1972 On podpisuje, ja czekam na dogodny moment:)



On podpisuje, ja czekam na dogodny moment:) © lemuriza1972
Gutek i moje oko:)
Gutek i moje oko:) © lemuriza1972


Ale za to potem udało się zdjęcie „indywidualne”. Oj to było przeżycie. Zdjęcie macie okazję obejrzeć na początku tego wpisu. A




tutaj moja płyta i autograf. I autograf
I autograf © lemuriza1972

I trochę nagrań. Niezbyt udanych, bo było ciemno i dźwięk też kiepski. Piosenka „Jatata”.. kiedy pojawił się album, zastanawiałam się o co chodzi… skąd taki tytuł? Potem przeczytałam jakiś wywiad. Chłopakom ( prawie wszystkim, a na pewno Gutkowi i Banachowi, porodziły się dzieciaki) czyli Ja… tata. No to Gomolątko dobrze trafiło. To znaczy dobry Tata mu się trafił. Tak na chwilę ( bo przecież nawet Gutkowi, go nie oddamy). Gutek zaśpiewał: „Tak bardzo cieszę się, ze jesteś Nie spodziewałem tego się Że tyle radości sprawić może….”




  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)
Piątek, 7 lutego 2014

Basen

„ Kupuję używane i zbieram starocie. Interesuje mnie przeszłość i bocianie gniazda. Niewiele mówię i lubię posłuchać. Mam dwóch kumpli i rzadko oddzwaniam. Potrafię wskazać grób prababki i przynoszę jej kwiaty. Wywołuję fotografie, bo inne nie przetrwają. Ci, którzy twierdzili inaczej, przychodzą dzisiaj do mnie po skany. Używam GPS-a, ale trzymam za fajerą mapę. Wierzę w ludzką pamięć i materialność rzeczy. Mam starą komórkę i po czwartej nie odbieram. Gdy jem obiad, zawsze ją wyłączam. Dbam o korespondencję – gdy dostaje więcej niż 10 maili dziennie, zmieniam adres. Nie koszę trawy i pozwalam jej kwitnąć. Robię grille i popijam piwo. Noszę dzieci w nosidełkach i często się nudzę. Pozwalam umierać rzeczom i uśmiecham się do rzeczy. Chodzę regularnie na pogrzeby i rzadko się waham”
Andrzej Muszyński „ Miedza”

Czasem przypadek sprawia, że "znajdujemy" pisarza. Pisarza albo jakiegoś wykonawcę. I zostaje z nami na dłużej. Czasem „na zawsze” ( chociaż gdzieś czytałam , że słów „zawsze” i „nigdy” nie powinno być w słowniku). Słuchałam kiedyś w Radiu Kraków audycji o książkach i usłyszałam mężczyznę.. elokwentnego, dowcipnego, opowiadającego bardzo ciekawie o swojej książce. Przysiadłam i słuchałam. Zainteresowałam się. Okazało się, że to nie tylko pisarz, reporter, ale też podróżnik. I że właśnie wydał swoją drugą książkę ( Miedza). Pierwszą był zbiór reportaży pt Południe. Jeśli lubicie czytać o wsi.. której już prawie nie ma.. ( bo dzisiejsza wieś przecież tak bardzo różni się od tej sprzed wielu lat), jeśli lubicie Redlińskiego, Myśliwskiego… to warto. Polecam szczególnie opowiadania pt. „ Kundel. Pamiętnik czwartoligowca” i „ Ławka”.


Basen dzisiaj. Niby wielkich zakwasów po siłowni nie ma ( łydki.. czuję je najbardziej, reszta jest ok), ale mięśnie zmęczone i czułam to dzisiaj pływając. Stąd też pływałam wolno i mozolnie, ciężko mi było, ale się zawzięłam i przepłynęłam 70 długości w czasie 57 minut. No nie najlepiej, wiem, ale dzisiaj naprawdę ciężko mi się pływało. Jutro odpoczynek.
Olimpiada się nam zaczęła. Cieszy mnie to:)
  • Aktywność Pływanie
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
Czwartek, 6 lutego 2014

Sztuka czytania

Zaczynam swoją przygodę z Pink Floyd. Mam nadzieję piękną przygodę. Wiem, wiem.. późno. No ale lepiej późno niż wcale. Dotarła dzisiaj do mnie pierwsza moja płyta. Na pewno nie ostatnia. Ta piosenka mocno „zawładnęła „ moim sercem.



A oprócz Pink Floyd, oprócz pracy i zjedzenia obiadu, byłam dzisiaj… na siłowni. No cóż.. plany były takie, że będę chodzić całą zimę i cóż.. nie spisałam się. Dotarłam dopiero dzisiaj. Można by rzec również – lepiej późno niż wcale. No, ale w przypadku przygotowań do sezonu maratonowego, to naprawdę za późno. Fajnie było, zresztą ja zawsze siłownię lubiłam. Sporo ćwiczyłyśmy na niej w ramach moich siatkarskich treningów, wszak siłę też trzeba było robić. Tak więc dzisiaj było trochę ćwiczeń siłowych, ale nie znowu tak wiele. Muszą się te mięśnie przyzwyczaić. Jestem ciekawa zakwasów. Okaże się.. ile dają te moje domowe ćwiczenia. Zobaczymy. Nogi jak to nogi, jeżdżenie na rowerze robi swoje. Dość mocne są. Ramiona co mi się wydawały mocne.. cóż trochę gorzej z nimi, ale najgorzej nie jest. Poza tym orbitrek i rower stacjonarny. Miło. No i tyle na temat siłowni, bo cóż tu więcej pisać o siłowni? Ćwiczy się i tyle. Teraz będzie o książkach. O czytaniu. To jedna z moich pasji, o czym ci co czytują mojego bloga czasem , pewnie już wiedzą. Zawsze to lubiłam. Bywały okresy, że czytałam z większą lub mniejszą intensywnością. Ostatnimi czasy jest bardzo intensywnie. Mam wielką potrzebę czytania, odczuwam wielką radość z tego, mogę godzinami o książkach rozmawiać. Dzisiaj moją przyjaciółka pokazała mi coś takiego… co wiem, że teraz przez wiele wieczorów będzie mi towarzyszyć ( bo chętnie będę zaglądać do bibliotek innych, słuchać jak opowiadają o swoich ulubionych książkach). Fajny program. Naprawdę fajny. Wkleję linka z jednym z nich, a Wy sami zdecydujecie czy chcecie oglądać więcej. Jeśli zechcecie to po lewej stronie jest masa podobnych odcinków. Zupełnie „sensacyjne” jest oglądanie biblioteki Pawła Dunina- Wąsowicza. Ja jednak nie tę pokażę.
„ To jest ogromna przyjemność odpłynąć w książkę. Jeśli to zaginie to staniemy się ultra debilami”. Powiedział Muniek. I ma rację.
Napisałam kiedyś recenzję książki Olgi Tokarczuk. Recenzję, która sprawiła , że mogłam się spotkać z ukochaną autorką . Napisałam wtedy: „ Uwielbiam czytać. Uwielbiam każdą chwilę wyrwaną codzienności dla czytania. Przy jedzeniu, w wannie, w pociągu” Jakoś tak to „leciało”… może trochę inaczej.. ale sens był taki.
Nie rezygnujcie z tego w życiu, bo to daje naprawdę wiele radości. Jechałam kiedyś do pracy. Zwykle czytam jadąc autobusem. Przysiadła się jakaś starsza pani i powiedziała: - Dziecko.. nie czytaj, szkoda oczu… Uśmiechnęłam się tylko. A teraz posłuchajcie co ma do powiedzenia Muniek.


Po obejrzeniu kilku „bibliotek” , zastanawiałam się co ja powiedziałabym o mojej. O których książkach chciałabym opowiedzieć. Hm.. jest ich tak wiele.. takich o których mogłabym mówić długo, na które patrzę z czułością, bo dały wiele radości. Jest po kilka książek moich ulubionych autorów: Tokarczuk, Myśliwskiego, Huelle, Iwasiów, Margaret Atwood i wielu, wielu innych. Są książki bardzo poważne i nieco lżejsze. Jest kilka spod znaku: literatura górska. Są i takie z autografami.. Olgi Tokarczuk, Ewy Lipskiej, Wiliama Whartona, ale… ale najważniejsza jest ONA. Wydana w 1956 roku, w zielonej płóciennej okładce przez wydawnictwo, którego chyba już nie ma ( NASZA KSIĘGARNIA) moja ukochana, podarowana mi przez Babcię, zaczytana, podniszczona.. przeczytana tak niezliczoną ilość razy, że żadnej innej książki nie przeczytałam tak wiele razy… Pobudzająca moją dziecięcą wyobraźnię, wzbogacająca mój dziecięcy świat.. w jakiś tam sposób mnie kształtująca…. Czyli po prostu „ ANIA Z ZIELONEGO WZGÓRZA”. Babcia zaczęła mi ją czytać , kiedy byłam w III klasie podstawówki. Potem zaczęłam czytać sama. Babcia miała wszystkie części, wydane tak samo pięknie. Niestety mnie zostały tylko dwie. Kompletnie nie wiem co stało się z resztą. Nie do wiary..ta książka ma już 58 lat. Ania Shirley dla mnie zawsze będzie wyglądać, jak Ania z okładki tej książki…


Mój wyjątkowy egzemplarz
Mój wyjątkowy egzemplarz © lemuriza1972 I pierwsza strona
I pierwsza strona © lemuriza1972
  • Czas 01:30
  • Aktywność Ciężary
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)
Środa, 5 lutego 2014

Jak dobrze mieć rowerowych znajomych:)

Kaśka jak zwykle potrafi jakoś tak słowa dobrać, że oddaje nawet „najciemniejsze” nasze emocje, strachy i lęki itp.
Strach uniemożliwiał mi oddychanie parę razy w życiu. Ostatni raz na.. Orlej Perci. Oj tak. Nie jestem taka odważna znowu… Ale przetrwałam:)



" Wszystkie osoby i wydarzenia
Opisane na tym blogu
stanowią odbicie rzeczywistości
Dlatego proszę ewentualnych czytelników
O to, żeby pamiętali jak krzywe potrafią być zwierciadła"


Kaja Malanowska, Drobne szaleństwa dnia codziennego


Dobrze mieć jest „rowerowych” znajomych. Są zazwyczaj fajni, pomocni, towarzyscy. Rzadko się zdarza, że bywają złośliwi, zazdrośni i niefajni. Chociaż zdarza się. Na ogół bywają fajni i pomocni. Napisałam tutaj kiedyś , że szukam książki Kai Malanowskiej. Że proszę o pomoc, gdyby ktoś widział, miał, gdzieś czegoś się dowiedział. I oto wracając kiedyś z pracy , spotkałam Kolosa, który zapytał:
- Kupiłaś już tę książkę?
- No nie, przecież jej nigdzie nie ma!
- Wczoraj na allegro były dwie.

No i wkrótce miałam książkę. Co prawda jest już dostępna w sprzedaży z powrotem, ale zanim stała się dostępna, miałam ją wcześniej i przeczytałam wcześniej dzięki Kolosowi. To taka mała dygresja pt: Jak dobrze jest mieć „rowerowych” znajomych.. którzy przydają się nie tylko w rowerowych sytuacjach.
No tak… planowałam bardzo sportowy wtorek, tymczasem było mało sportowo, a nawet w ogóle sportowo nie było, bo mnie jakaś niedyspozycja dopadła. Coś jakby jakaś choroba się przyczajała, stąd odpuściłam trening, wzięłam lekarstwa, wypiłam łyk imbirowej wódki i odpędziłam ją chyba. Nie pojechałam jednak na basen dzisiaj ( tak Aga, ja wiem.. wisisz na lodówce i wciąż jestes wyrzutem sumienia, ale ja już się nauczyłam, że czasem lepiej odpuścić i przeczekać, bo jak się nie odpuści, to potem można "czekać" znacznie dłużej), poćwiczyłam jedynie w domu, bo nie chciałam ryzykować. Na weekend muszę być absolutnie, całkowicie zdrowa. Koniecznie.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Poniedziałek, 3 lutego 2014

Basen

Jestem mocno zmęczona, idę spać, więc dzisiaj tylko wypełnię moje "kronikarskie" obowiązki.

Basen - 60 długości x 25 m - 50 min.
Słabo, ale taki był dzisiaj dzień.
Jutro będzie sportowo lepiej. Mam taką nadzieję:)
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Niedziela, 2 lutego 2014

Weekend

Zakwasy po nartach nie są takie straszne, jak się spodziewałam. Widocznie ćwiczenia, które wykonuje w domu, dają dobre efekty. Zwłaszcza prawie zupełny ich brak w ramionach, trochę mnie zadziwił, ale to pewnie efekt ćwiczeń z hantlami. Pod względem treningu, weekend raczej do tyłu, ponieważ byłam w Mielcu. Dzisiaj więc tylko godzina na steperze i pół godziny ćwiczeń. Wszystkich Czytelników mojego bloga, proszę o zerknięcie do tego linka. Gdyby ktoś był w stanie pomóc, będę bardzo wdzięczna. Idea bardzo mi bliska, bo blisko jestem z tą chorobą. http://www.huntington.pl/dzialania/dla-hd-przez-s...

A na dobranoc film z Wojtkiem Kurtyką w roli głównej.
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Piątek, 31 stycznia 2014

Nartki

Fajne, prawda? Z płyty o tytule Unisexblues . Bardzo "zapadło" mi w serce.

Nartki dzisiaj. Po raz pierwszy w sezonie i pewnie ostatni. Coś mówią, że zimy już nie będzie. Jak to???? Pojechaliśmy ( Krysia, Marcin i ja) najpierw na Marcinkę. Fajnie było znowu mieć nartki na nogach. Byłam pełna obaw, ale jednak przez te 3 lata ( ale tak naprawdę sumując to może ze 20 razy byłam na nartach), coś tam jednak się nauczyłam i nie było tak źle. Na Marcince warunki były kiepskie, tory bardzo rozjeżdżone i ciężko nam było. Przenieśliśmy się na lotnisko. Tam trochę lepiej, no ale płasko. Bez adrenaliny na zjazdach i podbiegach. No a to nie to samo. Marcin był zdziwiony. Miał biegówki pierwszy raz na nogach. Zapytałam: co nie tak łatwo jak wygląda to w tv? Odpowiedział, że nie myślał, że będzie łatwo, ale nie zdawał sobie sprawy, ze będzie tak trudno. No bo to wcale nie jest tak łatwo, jak się ma te cienkie deseczki po raz pierwszy na nogach. Fajnie było. Biegaliśmy jakieś 1,5 godziny. Jutro będą zakwasy. Oj będą.
  • Aktywność Narciarstwo
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)
Środa, 29 stycznia 2014

Coś

Posłuchajcie tego co mówi na wstępie Banach. Już kiedyś o tym pisałam….
Piosenka o przyjemnościach, które są potępiane ( mogą być potępiane).




Znacie te stan, kiedy wszystko co Was otacza wydaje się takie nieważne wobec tego co właśnie udało się Wam zobaczyć, dokonać? Ten zalew endorfin, który sprawia, że myślimy: dla takich chwil się żyje.
Potraficie to opisać słowami?
Ja nie potrafię.
Nazywam ten stan : uczuciem spełnienia.
Czasem czuję go na mecie maratonu, czasem stojąc na szczycie jakiejś góry, czasem będąc na koncercie, albo kończąc czytać jakąś książkę.
Ale jakoś właściwie i precyzyjnie tych emocji nazwać nie potrafię.
Czasem mówię, że czuję to COŚ.
COŚ mnie "zalewa", COŚ mnie przygarnia do siebie, COŚ sprawia, że chce się śmiać, krzyczeć ze szczęścia, żyć po prostu.
Niewielu potrafi opisać te emocje, ale są tacy.
Chcecie wiedzieć jak zrobił to Kurtyka w „Chińskim Maharadży”? ( bo zrobił to znakomicie).
Proszę bardzo:

„ Kiedy śmiech ucichł, odległy świergot strumyka poplątał się ze wzruszeniem. Wzruszenie odjechało łagodnie ku wdzięczności. A wdzięczność zespoliło się z dobrym uczuciem, które zdarza się żywić do własnego dziecka lub do uwielbianej kobiety, nieraz czuje się je do ojczyzny lub do rozgwieżdżonego nieba. Lecz tym razem nie zwraca się ono ani do kobiety, ani do ojczyzny. Nie oczekuje się niczego i nie pożąda wzajemności. Spływa znikąd jak jakieś odjechane, żywe nic. Wypełnia mnie i promieniuje ponad doliną donikąd i daje poczucie jedności.
Niezły obciach, co? Ale tak właśnie czułem. Chłonę zmysłami przyjemność tej chwili”.


COŚ czasem daje „powera” na kilka dni. Jest się w stanie euforycznym przez kilka dni. Tak bardzo chce się żyć.
„ Przez kilka tygodni utrzymywało się we mnie rozkoszne poczucie wolności” ( Kurtyka).

Czasem patrząc na tych co się wspinają, na ich „zespolenie” ze skałą, myślę, że doświadczają CZEGOŚ do kwadratu.
I ogromnie zazdroszczę.
Kiedyś „mordując się” przeokropnie ze skałą w Żurowej czułam COŚ.
Ona miała nade mną taką ogromną przewagę i była dla mnie niedostępna niemalże całkowicie, a jednak czułam to COŚ.
Niezmiennie zazdroszczę Krysi, Adamowi tamtego czasu, kiedy się wspinali. Tych wszystkich wspomnień, przyjaźni.
Dzisiaj będzie film , który podesłał mi Adam ( Adam, który zrobił kiedyś Chińskiego Maharadżę). Film jest ciekawy, o bardzo ciekawym człowieku.
To on po raz pierwszy zrobił Chińskiego Maharadżę .

A dzisiaj basen.
74 baseny - 55 minut. Przyzwoicie. Tak myślę:)

Zapraszam na film



  • Aktywność Pływanie
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Wtorek, 28 stycznia 2014

Chiński Maharadża

Z kronikarskiego obowiązku wspomnę na początku o moich „wyczynach” sportowych, które dzisiaj jednak bardzo skromne były. Plany były dużo bardziej dalekosiężne, ale czasu zabrakło. Tak więc 40 minut szybkiego spaceru po Mościcach ( bo mnie znowu śnieg i mróz „wygnał” z domu, po prostu no cóż.. lubię to:)). A ponadto 30 minut ćwiczeń.

A teraz będzie o czymś innym. Kto się chociaż trochę interesuje himalaizmem zna nazwisko Wojtka Kurtyki. Kto się wspina z pewnością wie co to jest Chiński Maharadża.
Kiedy zaczęłam czytać literaturę górską, to pamiętam jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z Kurtyką właśnie, w jednej z książek ( tytułu nie pamiętam, ale wiem, ze była to książka złożona z wywiadów z najsłynniejszymi himalaistami z całego świata). Kurtyka był taki.. inny. Filozof, myśliciel? Tak wtedy pomyślałam. Wiedziałam, że zasłynął ( oprócz himalajskich wypraw) niezwykłymi umiejętnościami wspinaczkowymi i robieniem trudnych dróg bez asekuracji. Ale nazwa Chiński Maharadża była mi obca. Aż do tego weekendu. Bo w ten weekend , pierwszą książką, którą wzięłam do ręki w holu Mościckiego Centrum Sztuki był właśnie „ Chiński Maharadża” . Przyciągnęło mnie nazwisko KURTYKA. I cóż to jest ten Chiński Maharadża? Taka sobie droga w Dolinie Bolechowickiej, którą tenże Kurtyka przeszedł sobie bez asekuracji, co było/ jest wyczynem tak dużym, że stało się legendą. I okazało się, że świadkiem tego wydarzenia była… Pani Krystyna. Ma szczęście dziewczyna, prawda? Zapytałam ją dzisiaj mailowo.. jak to było, jak to się stało, że akurat wtedy tam była? To się nazywa wyczucie czasu . Napisała:
„To był zupełny przypadek i nic na to nie wskazywało, że za chwilę będziemy świadkami historycznego wydarzenia, albo wielkiej tragedii. On po prostu, tak po cichu, nikogo nie informując, zaczął się wspinać i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wspinał się po ekstremalnie trudnej i długiej drodze bez uprzęży, liny i karabinków Miał jedynie zawiązany w pasie woreczek z magnezją, no a Filar Pokutników na którym jest Chiński Maharadża ma wysokość 30 m”

Skończyłam dzisiaj czytać książkę i napiszę o niej, bo lubię pisać o książkach i uważam, że warto o tej właśnie książce napisać. Zaryzykuję, chociaż pewnie znowu znajdzie się ktoś , kto napisze , że to nie ten blog itd. Tak.. to nie blog o książkach, ale to wyjątkowa książka. Myślę, że jej przeczytanie „przyda się” tym, którzy sportem się pasjonują. To nie jest książka, którą można byłoby podporządkować do kategorii literatura górska. Absolutnie nie, pomimo tego, że wiele w niej o wspinaniu, że ci którzy uprawiali ten sport w czasach, o których pisze Kurtyka, odnajdą na jej stronach wiele znanych sobie postaci ze wspinaczkowego świata. To książka o czymś więcej. O zmaganiu się z własnym strachem, o pewnej filozofii życia, o motywacji. Tak.. zdecydowanie… ona motywuje. Niekoniecznie do tego by być zwycięskim w rywalizacji, ale by być wiernym swojej pasji. Świetnie napisana. Hm… odziedziczył Kurtyka talent po ojcu pisarzu ( czy pamiętacie świetny film z młodym Markiem Kondratem pt Zaklęte rewiry? To wg książki ojca Kurtyki powstał scenariusz do tego filmu). Szkoda, że Kurtyka tak późno zaczął pisać. Ma specyficzny styl. Trochę jak Janusz Głowacki, a może nawet jak Gombrowicz. Każde zdanie przemyślane. Momentami jest bardzo dowcipnie. Do tego jest aspekt sportowy, bo autor opisuje jak wyglądała jego  droga do pokonania Chińskiego Maharadży. I wiecie co? Myślę sobie, ze tak książka wyjdzie daleko poza „ górski światek”. Ona zasługuje na to by poznał ją szerszy krąg czytelników. Nie tylko ci, którzy kochają góry, wspinaczkę. Gdybym była w jury Nagrody Nike nominowałabym ją bez zmrużenia oka. Jest naprawdę świetnie napisana. To jest dopiero debiut! POLECAM


“Wejście w góry jest mistycznym przeżyciem pozytywnym. Ułatwia akceptację negatywnych stron życia: starzenia się, słabnięcia, choroby…Wejście na szczyt jest oczyszczeniem z neurotycznych skutków codziennego życia – z bycia pochłoniętym małymi sprawami. Stres wysysa z Ciebie cały ten niepotrzebny absurd. Po wejściu na szczyt ludzi doznają uczucia odświeżenia i odnowy. Po powrocie do codziennej egzystencji jesteś zwykłym człowiekiem, a nie znerwicowanym zwierzęciem. Poza tym uprawianie wspinaczki to możliwość odkrywania prawdy o samym sobie. Moje rozumienie życia jest ukształtowane przede wszystkim przez góry.” Wojtek Kurtyka


I żeby było jeszcze bardziej górsko, to dwa zdjęcia autorstwa chłopaków ze śląska.

Zdjęcia z niedzielnej wycieczki na Granaty. Słońce zachodzi nad Tatrami
Słońce zachodzi nad Tatrami © lemuriza1972 Pierwsza zimowa wspinaczka by GTA:)
Pierwsza zimowa wspinaczka by GTA:) © lemuriza1972
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)
  • Nowsze wpisy →
  • ← Starsze wpisy

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl