lemuriza1972statystyki rowerowe bikestats.pl
lemuriza1972
Tarnów

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37869.50 km
  • Km w terenie: 10093.00 km (26.65%)
  • Czas na rowerze: 89d 13h 22m
  • Prędkość średnia: 19.11 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team

Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







Moje rowery

Kellys Magnus 29684 km
KTM 19175 km

Szukaj

Znajomi

wszyscy znajomi(65)

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lemuriza1972.bikestats.pl

Archiwum

  • 2017, Marzec(2, 2)
  • 2016, Grudzień(1, 0)
  • 2016, Październik(4, 3)
  • 2016, Wrzesień(13, 10)
  • 2016, Sierpień(13, 5)
  • 2016, Lipiec(11, 3)
  • 2016, Czerwiec(16, 5)
  • 2016, Maj(15, 12)
  • 2016, Kwiecień(13, 4)
  • 2016, Marzec(8, 4)
  • 2016, Luty(10, 11)
  • 2016, Styczeń(14, 7)
  • 2015, Grudzień(15, 7)
  • 2015, Listopad(8, 9)
  • 2015, Październik(9, 6)
  • 2015, Wrzesień(11, 6)
  • 2015, Sierpień(25, 7)
  • 2015, Lipiec(16, 8)
  • 2015, Czerwiec(20, 21)
  • 2015, Maj(22, 19)
  • 2015, Kwiecień(15, 9)
  • 2015, Marzec(14, 29)
  • 2015, Luty(9, 27)
  • 2015, Styczeń(8, 12)
  • 2014, Grudzień(13, 11)
  • 2014, Listopad(19, 54)
  • 2014, Październik(21, 97)
  • 2014, Wrzesień(14, 59)
  • 2014, Sierpień(18, 45)
  • 2014, Lipiec(21, 66)
  • 2014, Czerwiec(16, 54)
  • 2014, Maj(19, 83)
  • 2014, Kwiecień(16, 60)
  • 2014, Marzec(16, 27)
  • 2014, Luty(22, 89)
  • 2014, Styczeń(26, 93)
  • 2013, Grudzień(23, 64)
  • 2013, Listopad(16, 87)
  • 2013, Październik(15, 38)
  • 2013, Wrzesień(22, 129)
  • 2013, Sierpień(25, 53)
  • 2013, Lipiec(25, 94)
  • 2013, Czerwiec(19, 32)
  • 2013, Maj(21, 89)
  • 2013, Kwiecień(23, 60)
  • 2013, Marzec(15, 61)
  • 2013, Luty(10, 41)
  • 2013, Styczeń(10, 47)
  • 2012, Grudzień(10, 25)
  • 2012, Listopad(13, 79)
  • 2012, Październik(9, 83)
  • 2012, Wrzesień(22, 95)
  • 2012, Sierpień(17, 61)
  • 2012, Lipiec(12, 43)
  • 2012, Czerwiec(22, 66)
  • 2012, Maj(17, 35)
  • 2012, Kwiecień(15, 32)
  • 2012, Marzec(14, 68)
  • 2012, Luty(8, 38)
  • 2012, Styczeń(15, 44)
  • 2011, Grudzień(5, 27)
  • 2011, Listopad(11, 24)
  • 2011, Październik(12, 36)
  • 2011, Wrzesień(18, 71)
  • 2011, Sierpień(21, 67)
  • 2011, Lipiec(23, 79)
  • 2011, Czerwiec(20, 36)
  • 2011, Maj(17, 115)
  • 2011, Kwiecień(26, 116)
  • 2011, Marzec(23, 112)
  • 2011, Luty(17, 88)
  • 2011, Styczeń(26, 102)
  • 2010, Grudzień(22, 91)
  • 2010, Listopad(21, 71)
  • 2010, Październik(16, 52)
  • 2010, Wrzesień(23, 129)
  • 2010, Sierpień(28, 125)
  • 2010, Lipiec(26, 83)
  • 2010, Czerwiec(19, 55)
  • 2010, Maj(24, 74)
  • 2010, Kwiecień(16, 11)
  • 2010, Marzec(25, 18)
  • 2010, Luty(26, 33)
  • 2010, Styczeń(23, 7)
  • 2009, Grudzień(14, 12)
  • 2009, Listopad(17, 14)
  • 2009, Październik(11, 27)
  • 2009, Wrzesień(20, 13)
  • 2009, Sierpień(23, 20)
  • 2009, Lipiec(3, 1)
  • 2009, Czerwiec(1, 2)
  • 2009, Maj(2, 0)

Linki

  • Rowerowe blogi na bikestats.pl
Niedziela, 15 lipca 2012

Rege do Melsztyna



Piosenka taka adekwatna do moich dzisiejszych refleksji.

Zmieniło się wiele we mnie.
Dawniej po powrocie z gór, owszem tęskniłam za nimi bardzo, ale tez byłam przez wiele dni naładowana tak mega pozytywnie.
Dzisiaj wstałam… i najchętniej wracałabym tam natychmiast, bo tutaj… tutaj mam wrażenie, że kompletnie nic nie jest tak jak trzeba.
Kondor w komentarzu do mojego poprzedniego wpisu, napisał, że przez to, że teraz tak nie oszczędzam kolana, będę kiedyś chodzić o kulach ( na tzw starość).
Hm…. Rację ma straszy kolega.
Ja wiem.
Jednocześnie… jakos nie potrafię myśleć w tak dalekiej perspektywie, bo w ogóle na chwile obecną nie myślę, w perspektywie dalekiej.
Na chwilę obecną, myślę tylko o dniu dzisiejszym.
Nie wybiegam za bardzo w przyszłość, bo to by mogło się okazać dla mnie bardzo fatalne w skutkach.
Odpisałam Kondorowi, ze nie chciałabym dożyć tej starości o której pisze.
Bo nie chciałabym…. Z głodową emeryturą i niemożnością patrzenia na góry, niemożnością uprawiania sportu, patrząc na swiat przez okno.. po co mi takie życie?
Ktoś kiedyś powiedział, ze starość to najgorszy pomysł Boga.
Gdzieś to przeczytałam.
Dzisiaj wstałam .. pogoda za oknem nie najgorsza.
Dzień z takich.. że wiedziałam, ze zostać w czterech ścianach nie mogę.
Czasem czuję się w nich jak uwieziona…
Opowiadałam o tym dzisiaj Tomkowi, jak jechaliśmy na rowerze.
Że chciałabym mieć domek, nawet taki najmniejszy. I tak sobie usiąść przy stole, na powietrzu z kawką i książką.
Tomek powiedział: szybko by ci się znudziło.
Powiedziałam: no nie.. rzecz jasna, ta kawka i ksiązka, to byłoby dopiero po dostraczeniu sobie jakiejs dawki adrenaliny.
I przypomniała mi się moja babcia, która nie znosiła przyjeżdzać do nas do Mielca, bo się w murach blokowych dusiła.
Siadała sobie wtedy na ławce przed blokiem.
Może ja mam to po niej?
Tak więc wstałam rano i stwierdziłam, że gdzies wyjechać musze. Chociażby po to żeby sobie gdzieś nad rzeką posiedzieć i w wodę popatrzeć.
Myślałam, ze sama dzisiaj pojadę, ale Tomek w koncu się zdecydował, pomimo tego , że czuł się nie najlepiej.
Chyba za duzo u niego ostatnio solidnego wysiłku ( 6 dni jazdy po górach i teraz tatry) i nie jest zregenerowany, tak myślę.
Potem jeszcze dzwonił Grzesiek, ze też chce jechać, ale my byliśmy już wtedy w Melsztynie.
Na trasie spotkaliśmy Piotrka Bricha, który niepostrzeżenie do nas podjechał.
Chwilę pogadalismy, a potem Piotrek pojechał dalej, a my na Rynek do Zakliczyna na lody.
Potem jeszcze chwila relaksu nad Dunajcem w Melsztynie.
W drodze powrotnej dopadł mnie głód, więc zrezygnowałam z mycia roweru. Tomek pojechał umyć swój rower, a ja stwierdziłam, że muszę do domu. JEŚĆ!
W koncu wczoraj poszła masa kalorii.
Dzisiaj jazda bardzo, bardzo wolna i spokojna. Ot tak na rozruszanie mięśni
I jeszcze trochę zdjęć z Tatr.
Autorem jest Sławek







Na szlaku © lemuriza1972




Ubieram moją "sztuczną nogę" © lemuriza1972



Jest i akcent rowerowy:) , skarpetki od Grzegorza Golonki:) © lemuriza1972



Na szczycie Szpiglasowego © lemuriza1972



z widokami w tle... © lemuriza1972



Krótka chwila odpoczynku © lemuriza1972
  • DST 61.00km
  • Teren 14.00km
  • Czas 02:50
  • VAVG 21.53km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
Sobota, 14 lipca 2012

Szpiglasowy Wierch

Tym razem nie budzik mnie obudził.
Tym razem obudził mnie dostawczy samochód z mięsem, który przywiózł towar do sklepu naprzeciwko.
Była 4: 18.
Co za rozpusta… spałam o ponad 20 minut dłużej niż dwa tygodnie temu…
W radiu zespół De Mono śpiewał: Energia płynie w nas… , na które to słowa niemalże parsknełam śmiechem patrząc na swoje poranne , wymięte oblicze w lustrze.
Ale kiedy chłopaki po mnie przyjechali uśmiechałam się już od ucha do ucha
( wczoraj wahałam się czy jechać, bo prognoza pogody była niepokojąca, a ja z tym moim kulasem po mokrych skałach.. to byłoby mało bezpieczne. W końcu postąpiłam wedle swojej ulubionej zasady czyli .. No risk , no fun i się zdecydowałam).
I rano przyszła RADOŚĆ i przekonanie, że nie będzie tak źle z pogodą.
I nie było.
Pogoda była idealna, ani za gorąco, ani za zimno, u góry owszem wiało bardzo, ale tylko bardzo wysoko czyli powyżej 2000 m npm.
Zapowiadanego deszczu na szlaku nie widzielismy, dopiero w drodze powrotnej.
Trasa Łysa Polana- Dolina 5 SP- Szpiglasowa Przełęcz- Szpiglasowy-Wierch- Morskie Oko – Łysa Polana zajęła nam dokładnie 7 godzin 40 minut wędrówki.

Początek dobrze znanym mi z zimowych wędrówek szlakiem prowadzącym do 5 SP, ale potem już niespodzianki czyli piekny Wodposad Siklawa między innymi.
Im dalej szlismy tym było chłodniej i bardziej wiało, ale wszystko w granicach normy, a poza tym niemalże cały czas świeciło słońce.
A ja…
A ja coraz bardziej „otwarta” na góry.
Śmiałam się do chłopaków, że obniżam loty ( o trasę mi chodziło, bo najtrudniejsza to ona nie była. To trzecia moja wyprawa letnia w Tatry, zaczęłam ostro bo od Orlej Perci, potem była świnica i Zawrat, a teraz Szpiglasowy).
Sławek co rusz spoglądał w stronę Orlej, o ktorej bardzo marzy i do której się przymierza.
Ja patrzyłam z niedowierzaniem na Orlą ( ze tam byłam) i na Kozi, że się tam wspindrałam w zimie.
Chyba nie bardzo wiedziałam co robię.
No ale to tak z dołu wygląda.. a jak się idzie pod górę to wygląda zupełnie inaczej.
Na Szpiglasowym wiało tak, że bez kurtek się nie obeszło.
Kiedy schodzilismy to jakis chojrak w spodenkach krótkich i koszulce popatrzył na nas zdziwiony i powiedział:
Co tacy opatuleni? Zima tam?
Powiedziałam: wejdzie pan to pan zobaczy.
- Bez przesady – powiedział.
Usmichnełam się i pomyślałam, ze chciałabym go zobaczyc na szczycie.
A potem takiego dopada deszcz albo burza na szczycie i jest nieszczęscie.
Na Szpiglasowym ubrałam moją „sztuczną nóżkę” i schodziłam sobie.
Nie było wielkich trudności ( w ogóle technicznie to dość łatwy szlak, kilka łańcuszków tuż przed Szpiglasową przełęczą i tyle).
Także dzisiaj obyło się bez przygód.
Było dobrze. Lepiej niż poprzednio.
Jakoś bardziej zintegrowałam się z górami. Przez to, ze łatwiej technicznie, miałam wiecej czasu na patrzenie na góry.
Szłam i śpiewałam sobie co chwilę:
„ Mamy żółte serca.. w których płynie czarna krew”
Tomek się śmiał i pytał: czy to jakaś moja mantra?
A mnie po prostu tak bardzo spodobał się śpiwający hymn Skry Michał Kubiak ( oczywiście z filmu Igły), że cały czas chodzi mi ta przyśpiewka po głowie.
Zeszliśmy do Morskiego Oka, a tam było zasłużone piwko.
A ponieważ dzisiaj Tour de Polonge to trzeba było wracac obajazdem przez Słowację, Krościenko i Nowy Sącz.
Także trochę nam zeszło.

Czas przejścia: 7 godz 40 min
Spalone kalorie 2479
Średnie tętno 123

I to tle słów, bo są już zbędne, reszte niech dopowiedzą obrazy.
Zapraszam na mój fotoreprtaż
Wyprawa „step by step”



Chłopaki na szlaku do Doliny 5 SP © lemuriza1972



W tle Wodospad Siklawa © lemuriza1972



Demonstracja siły © lemuriza1972



Wodospad Siklawa © lemuriza1972



Szczęście... chyba to sie nazywa © lemuriza1972



Kura, kaczka , drób i droga na.. Ostrołękę? czy Szpiglasowy?:) © lemuriza1972


Widok na Dolinę 5 SP © lemuriza1972


Coraz wyżej i coraz chłodniej © lemuriza1972


Sławek robił zdjęcia ... jak prawdziwy paparazzo, schodząc do parteru © lemuriza1972


Majestat... © lemuriza1972



I jeszcze raz Dolina 5 SP z "wyższej" perspektywy © lemuriza1972



Trochę odpoczynku © lemuriza1972



Takie drogie a też się rozsznurowują:) © lemuriza1972




Szczęście, szczęście i piekne widoki w tle © lemuriza1972



Tomek Z Orlą gdzieś tam w oddali © lemuriza1972


Sławek rowerzysta, biegacza, a od niedawna miłośnik Tatr © lemuriza1972


Tak, tak.. to tam zimą się wdrapałam do góry:) © lemuriza1972


Znowu marudzą... nie chce im się iść pod górę:) © lemuriza1972



Imponujący prawda? Nawet latem © lemuriza1972



Na Szpiglasowym © lemuriza1972



Tomek na szczycie © lemuriza1972




Obowiązkowe zdjęcie z flagą © lemuriza1972


Na szczycie Szpiglasowego Wierchu © lemuriza1972


Stawki...:) © lemuriza1972


Mała przerwa © lemuriza1972


I jeszcze odpoczywamy © lemuriza1972



I dalej podziwiamy widoki © lemuriza1972


i jeszcze trochę widoczków © lemuriza1972

A paparazzo robi zdjęcia z zaskoczenia jak to paparazzo © lemuriza1972


Widok na Morskie Oko © lemuriza1972



I zasłuzone piwo © lemuriza1972
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(11)
Czwartek, 12 lipca 2012

Lądek czeka:)))))))))))))))))))))

&feature=related

Od dwóch dni oglądam filmy autorstwa Ignaczaka i to jest COŚ co zdecydowanie i bezapelacyjnie poprawia mi humor.
Mają chłopaki poczucie humoru i bardzo fajnie, że robią coś takiego.
Będę teraz z niecierpliwością oczekiwać nowych wpisów na blogu KI

( „Panowie Lądek czeka…
Jak to Lądek?
Nie ma takiego miasta.
Jak to nie ma takiego miasta….:))))

Przy okazji oglądania tych filmików wróciła masa wspomnień z okresu , kiedy sama trenowałam.
Działo się , oj działo pomiędzy treningami np. na obozach.
Za swoją pozasportową działalność i niesubordynację ( np. nocne śpiewanie przebojów polskiego rocka lat 80 – zaznaczam – żadna z nas zbyt dobrze nie śpiewała) dostawałysmy przerózne kary ( a to zakaz opuszczania hotelu przez tydzień – obóz w Jarosławiu, albo poranny rozruch przed śniadaniem bardzo dotkliwy – obóz w Łebie). Trener był bezlitosny i dyscyplina musiała być.
Tyle fajnych wspomnień…..
Ale cóż…. to młodość była i czasem różne głupoty przychodziły do głowy, a między porannym a po południowym treningiem nudno bywało, więc głupoty miały prawo się pojawiać.
No dobrze.. a teraz o rowerze będzie.
Bez specjalnego planu i specjalnie wielkich chęci do jakiejś hardcorowej jazdy. Było.
Dzisiaj z Tomkiem, który powrócił z kilkudniowych wojaży po Wierchomli i pieknych okolicach tejże góry, więc był zmęczony dośc i też nie miał siły na jakąś wielką jazdę.
tak sobie pomyślałam…dawno nie jechałam niebieskim naddunajcowym, to pojechaliśmy.
pojechaliśmy przed siebie. Powoli, rozmawiając i natykając się na dziwne rzeczy. Np dziewczynę z gołą pupą, która sikała przy drodze. Tuz przy drodze. A kilka metrów przed nią jej kolega.
Powiedziałam głośno: o sikają, chłopaki i dziewczyny...
Dziewczę sie speszyło okropnie, a jeden z jej kolegów zapytał: czy daleko do ulicy?
haha.. powiedziałam: jakiej ulicy? tu nie ma żadnej ulicy, a dalej jest urwana droga...
( byliśmy w naddunajcowych krzaczorach, błotach itp)

Nie spodziewałam się az takiego błotka na szlaku.
Było, oj było.
Potem dalej niebieskim asfaltem i w Janowicach podjazdem tym co ma 6 km na Lubinkę.
Nawet jechało się dość bezbolesnie, chociaż za bardzo się nie starałam i ze średniej jechałam. Dużo rozmawialismy dzisiaj, wiec na jeździe się nie skupiałam.
Dzisiaj chciałam po prostu WYJECHAĆ z domu i nic więcej.
Trochę rozruszać mięśnie. I tyle.
Na Lubince spotkaliśmy Buria Team. Dzisiaj czwartek więc chłopaki mieli trening w górkach.
My zjechalismy lasem, szutrem. Tam sobie pofolgowałam , nie dotykałam hamulców w ógole.
I jakoś tak.. dobrze.. bez strachu… zupełnie.
Potem zjechalismy do Szczepanowic i z powrotem niebieskim nad Dunajcem.
W sumie.. dośc fajna jazda wyszła.
Dostaliśmy sporą ilościa błota i o ile mnie z racji na wiek , to się przyda takie SPA, to Kateemowi… niekoniecznie.
Ale cóż… taka karma.
Jest rowerem od mtb to niech wie czasem po co JEST.

No i Lądek niedługo Panie , Panowie...
Oj będzie się działo....

( a tak jeszcze w nawiązaniu do bełchatowskiej przyśpiewki , którą spiewa "Dziku", ciekawe czy w Mielcu ktoś jeszcze pamięta:

" W grodzie nad Wisłoką, gdzie potężny zakład jest,
jest nasza drużyna, która zwie się FKS,
Stalo, Stalo, Stalo, ty zdobyłaś punktów sto... Stalo, Stalo , Stalo jeszcze tylko jeden gol")
  • DST 44.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 20.00km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
Wtorek, 10 lipca 2012

Las Radłowski

Upału ciąg dalszy.
Po wczorajszych górkach , dzisiaj po płaskim.
Tym bardziej, że upał byl dużo bardziej dotkliwszy niż wczoraj.
dzisiaj z Mirkiem.
Zaczęłam sobie od podjechania "słynnego" korzenia w Parku w Mościcach, z którym dość długo męczyłam się w ub roku.
Tym razem poszło gładko.
Myślę, ze to kwestia tego, że jechałam tam już któryś raz z kolei i po prostu wiem, co zrobić żeby mu dac radę.
potem jechało mi się cięzko przez pierwsze minuty.
nogi mnie bolały po wczorajszej jeździe .
Poodkrywalismy trochę nowych ścieżek znowu.
A własciwie muszę sprostować bo mi się znowu dostanie:) - Mirek odkrył.
Dzisiaj w lesie czuć było niższą niż poza lasem temperaturę i było dość przyjemnie.
Były momenty, że jechalismy szybko.
jak za dawnych lat.
3 lata temu regularnie las odwiedzalismy gnając po nim jak potepieńcy.
Jak patrzę na średnie z tamtego okresu, to myslę, że musiałam być naprawdę wtedy w b. dobrej formie.
Zakonczylismy bardzo sportowo i bardzo właściwie, biorąc pod uwagę upał czyli na boisku piłkarskim popijając złocisty izotonik
  • DST 36.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 21.60km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)
Poniedziałek, 9 lipca 2012

O odkrywaniu nowego, Radwańskiej i siatkarzach:)





„Czasami, na szczęście nie zawsze, ale wystarczająco często by uznać to za problem świat bywa bardzo, ale to bardzo niemiły. Nikt nie wie dlaczego tak jest, że nagle, choć jeszcze wczoraj wszystko szło jak należy sprawy zaczynają się komplikować, przyjaciele przestają być przyjaciółmi, przedmioty zaczynają być złośliwe, a złość bezprzedmiotowa. Świat wkurza nas, a my wkurzamy świat. W takich chwilach chciałoby się, żeby tak, jak w bajkach pojawiła się dobra wróżka i pstryknięciem palców przywróciła wszystko do normy. Niestety, wróżki nie istnieją.
Ale...
istnieją oni - ludzie mili - ci, którzy odwkurzają świat.
Wyposażeni w specjalne moce pojawiają się wszędzie tam, gdzie są naprawdę potrzebni, no chyba, że akurat bardziej potrzebni są gdzie indziej. Najpewniejszym sposobem na to, by przybyli jest samemu stać się choć na chwilę miłym dla innych, bo jak uczy nas ludowa mądrość - ciągnie swój do swego”


to cytat ze strony zespołu Ludzie mili.
Nie wiem jak mogłam przegapić tę płytę???
Muszę ja mieć. Natychmiast.
Przyjechałam z roweru, a tam Agnieszka Barańska w moim ulubionym Radiu Kraków rozmawia sobie z Banachem i Gutkiem o tej płycie, o zespole.
No i wpadłam po uszy.
To tyle na temat zespołu Ludzie mili ( zresztą sama jeszcze niewiele o nim wiem).

Upału ciąg dalszy.
No to trochę ciężej w pracy i trochę mniej chęci na jazdę po męczącym dniu.
Zmobilizowałam się jednak.
Sama dzisiaj jechałam. Naprawdę lubię tak czasem.
Mam wtedy czas żeby sobie poukładać w głowie pewne rzeczy, ale tez mam pewną swobodę w wyborze trasy i mozliwośc pewnej improwizacji.
Początek ciężki.. jakoś tak nie mogłam i fizycznie i mentalnie wkręcić się w jazdę.
Ale myślę, że moim większym problemem w chwili obecnej jest psychika. To w głowie rodzą się te niezbyt dobre mysli dot. jazdy. Bo fizycznie nie jest tak źle.
Taki czas i wiem, że to musi potrwać.
Staram się być cierpliwa.
Dzisiejsza cierpliwość i to , że dałam sobie czas ( bo przyznam że miałam na pierwszym asfaltowym podjeździe mysl pt: wracam do domu… pieprzę to wszystko… ten rower, tę całą resztę….), zostały mi wynagrodzone.
przetrzymałam to:)
I pojechałam tak jak planowałam, na Słoną Górę, Mirka podjazdem. Takim zupełnie innym i zupełnie fajniejszym od wszystkich znanych mi.
Tym razem jednak zaimprowizowałam. Przyznam się, ze przez pomyłkę. W nie tę ściężkę skręciłam do lasu, zorientowałam się od razu, ale pomyślałam: co tam…przekonamy się gdzie wyjedziemy.
I pojechałam. Najpierw cudowny techniczny zjazd, potem naprawde mordercze terenowe podjazdy. Niestety tak cięzkie dla mnie, że prędkośc spadała mi do 5 km/h a co za tym idzie momentalnie byłam atakowana w niespotykany sposób przez bąki i komary. Coś strasznego!
Na jednym nieosiagalnym dla mnie podjeździe podbiegałam z rowerem tak szybko jak chyba nigdy w zyciu.
Pomyślałam: no proszę Iza, a jednak potrafisz biegać z rowerem pod górę.
„Pokręciłam się” po tym lesie i nawet bąki i komary nie zepsuły mi radości.
Bo tam na tych technicznych ścieżkach poczułam pełnię rowerowego szczęscia i pomyślałam sobie: Iza, trzeba tak wiecej… bo chociaż jestes słabym technikiem to jednak to sprawia ci najwięcej radości.
Stawanie twarzą w twarz z cięzkim technicznym podjazdem , pokonywanie cięzkiego zjazdu… to jest własnie to.
Na asfalcie nie ma tej radości.
A skoro nie jeżdzę w zawodach.. to nie ma co zbyt często katować się podjazdami asfaltowymi, albo szybkimi płaskimi jazdami po asfalcie, kiedy można kręcic po lesie. Do niczego się nie przygotowuje przecież… Do żadnych zawodów . Chodzi tylko o radość z jazdy.
Dojechałam do konca lasu i domu weselnego i zawróciłam w dół.
A tam na zjazdach bajka….
Jechałam sobie tak pewnie , tak luźno i byłam tak pewna swoich umiejetności jak nasi siatkarze podczas wczorajszego finału.
Masę frajdy sprawiły mi te zjazdy.
Było mi mało, więc jak już zjechałam te 2 km w dół, to postanowiłam zawrócić, podjechałam do góry i za domem weselnym zjechałam jednym z moich ulubionych zjazdów.
Super!!!!
Ani jednej złej myśli, ani jednej wątpliwości, ze gdzieś mogę nie dać rady.
Zjechałam do Poręby, stamtąd na Radlną i przez Swiebodzin do domu.
Trasa niedługa, ale dużo terenowych trudności i duzo podjeżdzania.
Jako, ze jechałam sama, miałam dużo czasu na myślenie.
Myślałam sobie o Agnieszce Radwańskiej, o naszych siatkarzach.
Myślałam o tym, że tak bardzo im zazdroszczę. Tego talentu, mozliwości… tego co przed nimi ( bo wierzę, ze wiele).
Agnieszka jest wschodzącą gwiazdą tenisa i myślę, że będziemy mieć z niej wielką pociechę.
Jak się nie bardzo znam na tenisie ( w ogóle się nie znam), ale ogromnie mi się podobała ta jej finezja na boisku, to jak się poruszała ( a czy Panowie zauwazyli jakie ona ma piekne, fantastyczne nogi????)
Siatkarze to osobny temat.
Ta siłę rażenia, którą pokazali wczoraj, ten głód wygrywania, ta PEWNOŚĆ!!!
Oglądam siatkówkę od wielu, wielu lat, ale dawno nie widziałam tak doskonałego meczu, gdzie dominacja jednej z druzyn byłaby taka przygniatająca.
Oni zrobili na mnie wczoraj ogromne wrażenie. Przede wszystkim tym jak psychicznie wytryzmali tę presję przed meczem i w trakcie meczu. Zresztą chyba nie tylko na mnie.
Bedąc dzieckiem marzyłam sobie o sukcesach sportowych.
Miałam 12 lat kiedy trafiłam na pierwszy trening siatkówki.
Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Byłam wtedy wysoką jak na swój wiek dziewczynką. Wierzyłam , ze jak będę się starać, to kiedys trafię do Stali Mielec, do drużyny juniorskiej a potem to już tylko krok do tzw pierwszej , pierwszoligowej druzyny. Cięzko pracowałam na treningach.
Kochałam to. Te cięzka pracę i stakówkę rzecz jasna. Całym sercem.
Trafiłam do Stali Mielec ( ku mojej wielkiej radości i to były jedne z najlepszych lat w moim sportowym życiu) i gdzieś tam zawsze z podziwem patrzyłam na „przechadzające” się po hali po treningu I ligowe siatkarki.
Wierzyłam, że ja też kiedyś będę taka jak one. Pierwszoligowa:) 8iże będe łączyć w życiu pasję z pracą.
Ale przestałam rosnąć i marzenia o karierze poszły w kąt. Kto wie, gdyby wtedy była pozycja libero… No ale nie było.
Przy siatkówce jednak zostałam, jeszcze wiele, wiele lat i gdyby nie fatalna kontuzja przed meczem ligi międzyuczelnianej pt UJ – AGH.. pewnie do teraz gdzieś tam od czasu do czasu bym sobie grywała.
Bo to jest cudowny sport i tak się cieszę, ze w tym sporcie , moim ukochanym, polska druzyna odniosła taki fantastyczny sukces!!!



W lesie na Słonej Górze © lemuriza1972



Podjazd. W rzeczywistości wyglądał dużo groźniej:) © lemuriza1972
  • DST 37.00km
  • Teren 13.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 19.14km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)
Niedziela, 8 lipca 2012

Nad wodę

Dalej bardzo gorąco.
Pomimo tego przymierzam sie jutro na jakieś górki , bo juz mnie to lenistwo i jazda po płaskim trochę.. deprymuje.
Ale dzisiaj jak sie obudziłam i poczułam to ciepło i zobaczyłam słonce znowu mocno grzejące, to mysl była taka: nad wodę.
tak też zrobiłam.
W radłowie woda znowu bardzo, bardzo przyjemna. Nie czuć tego upału jak sie pływa i siedzi nad wodą.
Tak moge te upały przezywać.
No ale jutro znowu będzie 8 godzin "piekła" w pracy...strasznie gorąco... cięzko to wytrzymać.
No ale.. lato przecież:)
Jeszcze dwa tygodnie i urlop, więc to mnie na duchu podtrzymuję.
Co prawda tylko tydzien, ale zawsze.
Pod koniec sierpnia jak sie uda, to jeszcze jeden tydzien:). Może wtedy gdzieś w góry wyruszę.
dzisiaj chyba sie ktos utopił w Radłowie.
Była policja, karetka, straż, więc chyba tak.
Krótko byłam, bo nagle czarna chmura nadeszła, postraszyło deszczem i burzą.
a za chwilę finał Ligi Swiatowej. Nie mogę się doczekać:)))
  • DST 30.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:26
  • VAVG 20.93km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)
Sobota, 7 lipca 2012

Do Radłowa i z powrotem

Gorąco.
Dalej.
No ale w końcu jest lato.
Dzisiaj 30 km w drodze do Radłowa i z powrotem.
A tam same przyjemnosci… świetna woda, pływanie, odpoczynek.
Ze Sławkiem N i Grześkiem.
Chłopaki zrobili sobie trening pływacki i ledwie przyjechalismy to weszli do wody i tyle ich widziałam.
Zrobili 1500 m.
Dla mnie myślę to też osiągalne, ale musiałabym trochę popływać, zbyt dużą przerwę miałam.
Było przyjemnie, siedziałam własciwie cały czas w wodze, albo pływając albo się taplając, wiec upału nie czułam.
Agnieszka Radwańska nie dała rady potęznej Williams, ale i tak dostarczyła myslę nam sporo wrażeń.
Nie znam się na tenisie w ogóle, ale podobało mi się.
Teraz siatkarze, a jutro chyba znowu pływanie i plażowanie.
I jeszcze troche zdjęć z Tatr.
Autorem jest Sławek N





Niezmiennie góry budzą zachwyt © lemuriza1972



Tak.. na ochłodę:) © lemuriza1972


Wędrówka © lemuriza1972
  • DST 30.00km
  • Czas 01:22
  • VAVG 21.95km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(3)
Czwartek, 5 lipca 2012

W upale

Upał, upał, upał.
Dość dotkliwy.
albo to mój wiek.. albo jakoś coraz mniej we mnie zapału, ale dawniej upał mi nie przeszkadzał ( kilka lat temu ) i potrafiłam robić całodniowe trasy w upale.
Teraz.. jakoś nie bardzo mi sie chce.
a może to też kwestia tego.. że w tym tygodniu przychodziłam bardzo, bardzo zmęczona z pracy.
Postanowiliśmy z Mirkiem pojechać do Lasu Radłowskiego, licząc na odrobinę cienia.
O my naiwni.
Cień był, ale duchota taka sama jak poza lasem.
Cięzko się pedałowalo, bardzo ciężko.
Pokręcilismy sie trochę po lesie i z niejako ulgą z lasu wyjechałam kierując się w stronę domu.
zahaczylismy o stację benzynową żeby zakupić złocisty izotonik.
Zapytałam Mirka: to gdzie jedziemy? na boisko?
Mirek odpowiedział: no jak prawdziwi sportowcy, na boisko!!!
A jutro bedzie pływanie ( rower tylko jako srodek transportu) no i Wimbledon. No i siatkarze.
Sportowa sobota.
  • DST 33.00km
  • Teren 17.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 22.25km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Środa, 4 lipca 2012

Po burzy

Wyjechałam po burzy, deszczu o godz. 20, kiedy temperatura znacznie spadła i przyjemnie się jechało.
wyjechałam bo potrzebowałam troche rozruszać mięśnie i przewietrzyć głowę.
bez spinania się na jakąś średnia itp.
Ot tak po prostu.. wyjechałam.
Do Wojnicza bokami przez Bogumiłowice, Mikołajowice, Isep , no i z powrotem.
  • DST 28.00km
  • Czas 01:08
  • VAVG 24.71km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(0)
Poniedziałek, 2 lipca 2012

ŚWINICA I ZAWRAT

Są pagórki, górki i góry PRAWDZIWE.
Według „Pana Adama „ w Polsce są tylko jedne prawdziwe góry czyli Tatry.
Tak więc nadszedł tego lata czas, na góry prawdziwe.
To była moja druga letnia wyprawa w Tatry.
Mam nadzieję, że nie ostatnia, chociaż moje wypadki podczas tych letnich wypraw każą mi się poważnie zastanowić nad chodzeniem latem po Tatrach.
Budzik zadzwonił bezlitośnie o godz. 3.55…
Przebudziłam się z myślą: kobieto oszalałaś???? Po takim cięzkim tygodniu zamiast się wyspać, to wstajesz o takiej porze??? Po to żeby mordować się w tym upale…????

Ale to była myśl tuż po przebudzeniu. Szybko została wyeliminowana.
Bo chciałam iść w Tatry.
Kiedy byłam tam ostatni raz, zaraz po świętach Bożego Narodzenia, nie dostrzegałam nic.
Szłam bo chciałam zająć mysli chociaż na chwilę czymś innym, bo ufałam , że piekno gór chociaż na chwilę pomoże. Ale byłam jakaś taka zamknięta na góry…
Chciałam iść znowu, zobaczyć jak będzie tym razem.
Było lepiej, ale nie tak jakbym chciała.
Nie poczułam tej bliskości z górami, którą czułam jeszcze w ub roku… nie było tego porozumienia dusz.
Ale mogę chyba powiedzieć, że jest już takie delikatne przełamywanie lodów.
Było już dużo, dużo lepiej.
Więcej zobaczyłam, więcej poczułam.
Ale to nie jest wina gór, to moja wina, ze nie potrafię ich odbierać tak jak kiedyś.
Wyprawa w składzie Mirek i Sławek Nosal.
Wiedziałam, że jak pójdę z Mirkiem to łatwo nie będzie.
Plan: Dolina Suchej Wody - Murowaniec- Świnica- Zawrat- Murowaniec - Dolina SW
Pierwsza część wycieczki taka sobie, bo jak wiadomo do Murowańca dosyć długo idzie się szlakiem przez las ( jakieś 1,5 godz), bez widoków.
W Murowańcu króciutka przerwa na łyk picia i w drogę.
I zaczęły się widoki.. szczyty, stawy i bardziej w górę.
Chłopaki oczywiście sporo przede mną… ja swoim niezbyt szybkim tempem.
Mirek w pewnym momencie zapytał: no co jest proszę pani?
Zastanawiałam się dość długą nad jakąś inteligentną odpowiedzią, aż w koncu wypaliłam:
No bo ja dzisiaj robię trening w tlenie…
Słonce na szczęscie przez długi czas za chmurami, pokazało się dopiero jak byliśmy na Świnicy, w sumie upału tego który był w dolinach, nie odczulismy ( ale przypaliło nas konkretnie).
Końcówka podejścia na Świnicę dość męcząca.. trochę trudności i łancuchów.
Tam zobaczyliśmy pewną scenę…
Jakaś pani zupełnie się przyblokowała, na pozornie nietrudnym odcinku.
Być może pierwszy raz wchodziła tak wysoko, pierwszy raz miała do czynienia z takimi technicznymi kawałkami, łancuchami, ekspozycjami a moze miała lęk wysokości.
Szła z jakimś mężczyzną i przewodnikiem tatarzańskim.
Dość długo musieli ją namawiać, żeby zrobiła następny krok.
My zdążylismy wejść na Świnicę, porobić zdjecia, zjeść, a ona mokra, spłakana wchodziła na szczyt.
I słyszałam jak mówiła: przecież ja muszę teraz stąd zejść… jak????
Pomyślałam: czarno to widzę.
Zejście ze Świnicy w kierunku Zawratu okazało się dla mnie trudne.
Troche jak niektóre odcinki na Orlej.
Dla mnie zasadniczym problemem jest to moje kolano. Ważę każdy krok, boję się ze stanę źle, kolano puści, a ja polecę…
Mirek się ze mnie śmiał, z tego jak schodzę, ale dla mnie to jest poważny problem. Nie czuję się bezpiecznie.
Tym razem , nauczona doświadczeniem z Orlej Perci, ubrałam stabilizator.
Był taki jeden moment, że się przyblokowałam i powiedziałam: nie dam rady…nie idę dalej.
Nie wiedziałam.. jak i gdzie postawić nastepny krok.
Mirek powiedział: musisz zawisnąć na łancuchu…
Ale jakoś .. jakos strasznie się boję, ze puszczę ten łancuch.. ze go nie utrzymam.
W końcu sobie poradziłam.
Zeszliśmy i w górę na Zawrat.
Po drodze trochę zabawy, bo był śnieg wiec trochę sobie porzucalismy:). Fajnie tak w lipcu śniegiem rzucać:)>
Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło.
Podejście na Zawrat nie bardzo męczące.
Na Zawracie sporo ludzi.
To mnie trochę zraża do letniego łażenia. Nie ma to jak w zimie, kiedy nie ma prawie nikogo.
Z Zawratu początek zejscia znowu trudny, po łańcuchach, pionowo. Ale wiedziałam, ze tak będzie, bo przecież szłam tutaj w ub roku, tyle że pod górę.
Kiedy zeszliśmy już w bardziej bezpieczne rejony przydarzyła mi się przygoda..
Niestety nóżka znowu nie wytrzymała… puściła , a ja upadłam, ratując się przed upadkiem bardziej w dół, zapierając się dłonią , ktorą skutkiem tego dość potłukłam.
Kolano zabolało solidnie, trochę pojęczałam, ale wstałam dosyć szybko bo wiedziałam, że im dłużej będę siedzieć tym gorzej potem będzie stanąc na nogę.
Jakis turysta powiedział: oj.. z takim kolanem w Tatry..
W złości dośc brzydko mu odpowiedziałam:
To co mam w domu siedzieć????
Popatrzyl na mnie zdziwiony i powiedział:
No nie.. tylko ze pewnie boli
Ja: tak.. teraz boli…
Bo faktycznie bolało… a przed nami było jeszcze jakieś 3 godziny drogi, a mnie bolało przy kazdym kroku,czułam podwójnie każdy kamień.
Po drodze widzielismy kozice, chłodzące się na śniegu.
W Murowańcu piwko.
Oj jak smakowało takie zimne piwo, po tych „męczarniach” i słońcu!!!!!
całkiem jak na mecie po maratonie:)
Nie była to może ekstremalnie cięzka wyprawa, ale ja mam już punkt odniesienia czyli Orlą Perć, aczkolwiek dla mnie ze względu na nogę niektóre odcinki sprawiały trudności.
Myślę, że jeśli ktos planuje Orlą to taka Swinica, Zawrat jest dobra na rozgrzewkę, bo można się oswoić z łancuchami , ekspozycjami itp.
Sławek powiedział:
nie zdawałem sobie sprawy, ze tu sa takie ekstremalne odcinki...

Mielismy sporo szczęscia, bo jak wsiedliśmy do auta zaczęło lać….
I jeszcze pyszny obiad w góralskiej knajpie i powrót na niziny, tak żeby zdążyć na finał….
A finał niestety przegrany przez Wlochów….
Wnioski: muszę przemyśleć kwestię letniego chodzenia…
W zimie jest mi łatwiej, bo snieg mocno amortyzuje, w lecie na kamieniach moja noga tego nie wytrzymuje.
Na razie miałam sporo szcześcia, ale kiedyś może to się źle skonczyć.
Podobnie jak na Orlej były momenty, ze się bałam.
I pomyślałam:
Jeśli ktoś chce się przekonać czy jeszcze mu zależy na życiu, powinien iść na Swinicę , Zawrat albo najlepiej Orlą.. tam na pewno przekona się, ze mu zależy..
( tak przynajmniej mi sie wydaje, bo skoro tak się boimy.. tzn ze nam zależy, prawda?)
Wczytałam w sieci, że na Świnicy wiele osób popełnia samobójstwo.
Taka Góra Samobójców???
Ale ile odwagi trzeba, żeby zakonczyć życie w ten sposób. Tak sobie pomyślałam….
Przeczytałam ostatnio wywiad z Mariuszem Sieniewiczem:

„ Wyobraziłem sobie kobietę w moim wieku, potwornie zmęczoną życiem. Ilekroć łyka prochy, by zasnąć i więcej się nie obudzić, ktoś ją wybudza i każe żyć. A to społeczenstwo, a to Bóg, a to naród lub byli kochankowie nie pozwalają odejść. Na samobójstwo trzeba mieć pozwolenie – to dość tragikomiczne, bo można dojśc do wniosku, ze tylko ludzie prawdziwie wolni mogą być samobójcami”


Może dlatego chodzą na Świnicę… tam są wolni, tam nie muszą pytać o pozwolenie?

Galeria bardzo bogata dzisiaj, bo wszyscy robili zdjęcia.

Wyszlismy o 7 rano, do auta dotarlismy o 16.20, czas przejścia myślę ok 8 godzin ( myślę, bo wysiadł mi pulsak, a GPS Sławka też sie zawiesił w pewnym momencie)
Kilometrów ok 25.





Mirek i Sławek w drodze z Murowańca na Świnicę © lemuriza1972



Nad stawkiem ze Sławkiem © lemuriza1972

Widok na stawki z góry © lemuriza1972


Nasz cel czyli Świnica © lemuriza1972





pstrągi w stawie © lemuriza1972


nad stawem © lemuriza1972


W drodze na Świnicę © lemuriza1972


Spacer:) © lemuriza1972



Zejscie z przełęczy © lemuriza1972



Podejście na Świnicę © lemuriza1972



Widoczek po drodze © lemuriza1972



Mirka wdrapuje się na szczyt © lemuriza1972





Na Świnicy © lemuriza1972

na szczycie świnicy © lemuriza1972



Zejście ze Świnicy © lemuriza1972

Strach © lemuriza1972


Jest uśmiech, bo udało się zejść.. uffff © lemuriza1972



Schodzimy © lemuriza1972


Ze Sławkiem na Zawracie © lemuriza1972


Na Zawracie z moją dyżurną flagą © lemuriza1972



Kozice © lemuriza1972


Zejście do Murowańca © lemuriza1972
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)
  • Nowsze wpisy →
  • ← Starsze wpisy

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl