Niedziela, 27 lipca 2014
Zadanie wykonane:)
Maraton nr 50 stał się moim udziałem.
Tym bardziej mi przyjemnie, że stało się to w przydomowym Wojniczu.
Tym bardziej mi przyjemnie, że przejechałam go tuż po przejechaniu maratonu w Stroniu Śląskim i dodatkowo po 5 godzinnym powrocie do domu.
Cóż mogę powiedzieć... jestem z siebie dumna:). Bardzo się cieszę.
A o samym maratonie pewnie jutro, bo najpierw muszę napisać o Stroniu:).
Gratulacje dla wszystkich, którzy wczoraj wraz ze mną byli w Stroniu:
dla Krysi, Adama, Marcina i Andrzeja , bo wszyscy dzisiaj stanęliśmy na starcie maratonu w Wojniczu i wszyscy go ukończyliśmy z naprawdę fajnymi rezultatami.
Jestem z Was dumna.
Tym bardziej mi przyjemnie, że stało się to w przydomowym Wojniczu.
Tym bardziej mi przyjemnie, że przejechałam go tuż po przejechaniu maratonu w Stroniu Śląskim i dodatkowo po 5 godzinnym powrocie do domu.
Cóż mogę powiedzieć... jestem z siebie dumna:). Bardzo się cieszę.
A o samym maratonie pewnie jutro, bo najpierw muszę napisać o Stroniu:).
Gratulacje dla wszystkich, którzy wczoraj wraz ze mną byli w Stroniu:
dla Krysi, Adama, Marcina i Andrzeja , bo wszyscy dzisiaj stanęliśmy na starcie maratonu w Wojniczu i wszyscy go ukończyliśmy z naprawdę fajnymi rezultatami.
Jestem z Was dumna.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 lipca 2014
Stronie Śląskie.
No i jest maraton nr 49.
do godziny 16 z minutami, czułam dużą satysfakcję, że zrobiłam kolejny krok do generalki, późniejsze wydarzenia niestety satysfakcję zamieniły w złość.
Ale o tym kiedy indziej.
Trasa krótka, dystansowo i przewyższeniowo taka cyklokarpatowa ( 40 km i 1200 m przewyższenia).
Technicznie mało skomplikowana. Jedynie jeden zjazd był nieco karkołomny:) (czytaj: dość wymagający ), no i odcinek graniczny (kilka kilometrów po sporych korzeniach z elementami kamieni i odrobiną błota wąskim singlem, naprawdę dało się odczuć).
Tak sobie jechałam i myślałam co byłoby gdyby taki odcinek pojawił się na Cyklo.. co działoby się w mojej części stawki.
Byłyby korki jak w Warszawie w godzinach szczytu:). po moich obserwacjach tegorocznych, to nie widzę tego dobrze.
No tam, było dość wymagająco i mocno męcząco.
Dużo szutrowych, bardzo szybkich zjazdów z niebezpiecznie wynoszącymi zakrętami (ale obyło się bez przygód).
Trasa malownicza, jak to w górach, zjazd do mety z przepięknych widokiem.
No ale ten dystans i przewyższenie dość mizerne. W porównaniu do Piwnicznej , gdzie ma być 2000m na 50 km , to zbyt duża dysproporcja.
Nie wiem skąd taka decyzja, ale może chodziło o to, ze jutro zaczyna się Challenge i sporo osób startuje też tam, no a organizator chciał sobie dzisiaj zaoszczędzić roboty.
ale to chyba niezbyt słuszna decyzja, może wielu zrazić.. Ja na samą trasę nie narzekam, przynajmniej było sporo terenu i to zacienionego, więc nie jechało się jak w Jaśle w pełnym słońcu.. No ale nieco więcej bardziej technicznych zjazdów by się przydało.
do godziny 16 z minutami, czułam dużą satysfakcję, że zrobiłam kolejny krok do generalki, późniejsze wydarzenia niestety satysfakcję zamieniły w złość.
Ale o tym kiedy indziej.
Trasa krótka, dystansowo i przewyższeniowo taka cyklokarpatowa ( 40 km i 1200 m przewyższenia).
Technicznie mało skomplikowana. Jedynie jeden zjazd był nieco karkołomny:) (czytaj: dość wymagający ), no i odcinek graniczny (kilka kilometrów po sporych korzeniach z elementami kamieni i odrobiną błota wąskim singlem, naprawdę dało się odczuć).
Tak sobie jechałam i myślałam co byłoby gdyby taki odcinek pojawił się na Cyklo.. co działoby się w mojej części stawki.
Byłyby korki jak w Warszawie w godzinach szczytu:). po moich obserwacjach tegorocznych, to nie widzę tego dobrze.
No tam, było dość wymagająco i mocno męcząco.
Dużo szutrowych, bardzo szybkich zjazdów z niebezpiecznie wynoszącymi zakrętami (ale obyło się bez przygód).
Trasa malownicza, jak to w górach, zjazd do mety z przepięknych widokiem.
No ale ten dystans i przewyższenie dość mizerne. W porównaniu do Piwnicznej , gdzie ma być 2000m na 50 km , to zbyt duża dysproporcja.
Nie wiem skąd taka decyzja, ale może chodziło o to, ze jutro zaczyna się Challenge i sporo osób startuje też tam, no a organizator chciał sobie dzisiaj zaoszczędzić roboty.
ale to chyba niezbyt słuszna decyzja, może wielu zrazić.. Ja na samą trasę nie narzekam, przynajmniej było sporo terenu i to zacienionego, więc nie jechało się jak w Jaśle w pełnym słońcu.. No ale nieco więcej bardziej technicznych zjazdów by się przydało.
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 23 lipca 2014
Podziękowania dla Rafała
Gomola wyhodowała sobie zawodniczkę o dwóch głowach (bo takie rzeczy to tylko w Gomoli).
Zastanawiam się tylko co zrobimy jak pojawi się rozjazd mega/giga?:)
Co dwie głowy to nie jedna:) © lemuriza1972
Pani Krystyna po dzisiejszej jeździe powiedziała, że dziękuję mi, że ją wyciągnęłam na rower. Powiedziałam, że musi podziękować Rafałowi Majce, bo to on mnie zdopingował do wyjścia, pomimo, że nad Tarnowem i okolicą wisiały czarne chmury. Jaka przyjemna była dzisiaj jazda! W bardzo przyjemnej (ok 20 stopni) temperaturze. Tak to można jeździć! Zrobiłyśmy sobie rundkę przez Trzy Kopce (Pleśna, Łowczów, Łowczówek), a dojechałyśmy dzisiaj tam nietypowo bo przez Nowodworze, Świebodzin. Bardzo spokojna jazda, bo przecież w sobotę wyścig.
Co dwie głowy to nie jedna:) © lemuriza1972
Pani Krystyna po dzisiejszej jeździe powiedziała, że dziękuję mi, że ją wyciągnęłam na rower. Powiedziałam, że musi podziękować Rafałowi Majce, bo to on mnie zdopingował do wyjścia, pomimo, że nad Tarnowem i okolicą wisiały czarne chmury. Jaka przyjemna była dzisiaj jazda! W bardzo przyjemnej (ok 20 stopni) temperaturze. Tak to można jeździć! Zrobiłyśmy sobie rundkę przez Trzy Kopce (Pleśna, Łowczów, Łowczówek), a dojechałyśmy dzisiaj tam nietypowo bo przez Nowodworze, Świebodzin. Bardzo spokojna jazda, bo przecież w sobotę wyścig.
- DST 44.00km
- Teren 3.00km
- Czas 02:02
- VAVG 21.64km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 lipca 2014
Jasło - Cyklokarpaty relacja
Takiego dopingu w Jaśle, jak miały Gomole na trasie, nie miał nikt.
Mamie i siostrze Marcina, bardzo dziękujemy!
Mając taki doping ... jak można nie jechać:) © lemuriza1972
Przyjaźń wojnicko-gomolowa © lemuriza1972
Gomolątko w towarzystwie autografu Rafała Majki © lemuriza1972
Z panią Krystyną © lemuriza1972
Na rundach xc © lemuriza1972
Marcin na podjeździe na Liwocz © lemuriza1972
Andrzej na podjeździe na Liwocz © lemuriza1972
Andrzej na zjeździe © lemuriza1972
Gomole na zjeździe © lemuriza1972
I znowu Gomole © lemuriza1972
Początek zjazdu z Liwocza © lemuriza1972
Zjazd z Liwocza © lemuriza1972
Pani Krystyna na podium © lemuriza1972
I jeszcze raz Pani Krystyna © lemuriza1972
Pani Krystyna w zastępstwie Pana Adam i Marcin © lemuriza1972
Dekoracja © lemuriza1972
Mamie i siostrze Marcina, bardzo dziękujemy!
Mając taki doping ... jak można nie jechać:) © lemuriza1972
Maraton nr 48
Cyklokarpaty Jasło
Czas : 4 h 12 min
Przewyższenie ok 1300 m
Miejsce open: 148/188
Kategoria: 4/6
Kobiety open 6/10
Ze względu na warunki pogodowe (upał…. kiedy staliśmy na starcie ktoś powiedział… jest 36 stopni) zapowiadał się trudny wyścig. Takim też był.
Jasło to nie jest trudna technicznie trasa, przewyższenie na mega (ok 1300 m na 62 km) też niezbyt imponujące, ale ja już tutaj jechałam i wiedziałam, że trasa ma sporo odcinków, które prowadzą w otwartym terenie, więc było wiadomo… będzie mocno grzać.
Na maraton jedziemy w składzie: Adam, Krysia, Marcin, Paweł Szubert i ja.
No i jest gorąco, od samego rana.
Z powodu tego upału, nawet nie bardzo chce mi się rozgrzewać. Robimy z Krysią tylko rundkę po wale i na start.
Startuję z 4 sektora, a początek to przejazd przez kładkę, więc jesteśmy „puszczani” grupami. Myślę, więc, że będzie mi ciężko dojechać do moich bezpośrednich rywalek, które startują z 3 sektora. Chodziło mi zwłaszcza o to, żeby dojechać do Magdy Winiarczyk, bo wiedziałam, że to z nią przyjdzie mi stoczyć bój o któreś tam miejsce ( zakładałam, że 4 i tak było). Na szczęście start przez miasto jest prowadzony rozsądnie i stawka się wyrównuje. Wyprzedzam Magdę Winiarczyk, a nawet Magdę Piróg ( z którą do Liwocza tasujemy się).
Magda Winiarczyk, gdzieś po drodze mnie wyprzedza (mocno jedzie pod górę), ale potem udaje mi się ją dojść. Staram się trzymać tempo, bo wiem, że moją szansą będą rundy xc w lesie (pamiętam je z tamtego roku, jako coś co wyraźnie dodało smaku temu wyścigowi).
Na jednym z szutrowych zjazdów widzę Magdę przed sobą. Zjeżdża dość asekuracyjnie. Wyprzedzam i potem już jej nie widzę na trasie.
Za to ciągle mam gdzieś przed sobą, albo tuż za sobą Magdę Piróg. Raz ona z przodu raz ja. Początek jedzie mi się naprawdę dobrze, rundy xc w lesie jedziemy razem z Krysią i jedzie się fajnie, bo raczej nie mamy tam problemów, a przed nami nikt nie jedzie, nikt nie blokuje więc jest fajnie.
Tempo dobre. Jeszcze przed początkiem podjazdu na Liwocz Krysia mi odjeżdża, a właściwie odchodzi na błotnym podjeściu.
Podjazd na Liwocz nie jest ciężki, ale w tym upale… uff…. Nigdy mnie jeszcze tak nie zmęczył ten podjazd jak tego dnia. Początek asfalt, w pełnym słońcu, który potem przechodzi w szuter. Na szutrze jadę coraz słabiej. Na bufecie przed kulminacyjnym punktem podjazdu (najbardziej nastromionym) stoi Piotrek Brich ( że też chciało mu się jechać w ten upał z Tarnowa na Liwocz). Pomaga nalewać wodę. Mówi: Kryśkę masz 3 minuty przed sobą.
Tego dnia wyjątkowo do drugiego bidonu nalewam wodę i co chwilę się nią polewam. To mnie uratowało. Kulminacyjny punkt podjazdu. Po raz pierwszy jadąc tutaj myślę: chyba zejdę z roweru… Ale widzę przed sobą Magdę Piróg, która jedzie. Obok niej wielu panów.. idą. Myślę sobie: o nie, nie… ja też to wjadę. Jadę. Gdzieś po drodze stoi dziewczynka i krzyczy do każdego z przejeżdżających: dojedziesz, dojedziesz… ( świetnie dopinguje).
Kiedy widzi mnie krzyczy: kobiety górą!!! ( górą i już na górze:))
Pomimo tego, że jestem bardzo zmęczona, uśmiecham się.
Na szczycie turyści patrzą na nas ze współczuciem. Też sobie współczuję:) i myślę: trzeba być szaleńcem, żeby podczas takiego upału jeździć maratony.
Zjazd z Liwocza przechodzi bezproblemowo (nie jest jakiś bardzo trudny, chociaż niektórzy nazwali go karkołomnym, karkołomne to były zjazdy w Karpaczu, ten wymaga jedynie wzmożonej koncentracji) . Jadę go jednak chyba trochę za szybko, ale udaje się przejechać bez szwanku.
Jeszcze sporo fragmentów leśnych. Cieszę się, bo wiem, że ostatnie 20 km to będzie szuter, łąki i dużo asfaltu czyli znowu pełne słońce.
Polewam się wodą, dużo piję, jem żele. Ale przychodzi trochę złych myśli. Myślę: O matko, jeszcze 30 km w tym upale.. . Jak ja to dojadę???
Staram się te myśli odpędzać jak najdalej od siebie. Nie pomaga mi też fakt, że właściwie za Liwoczem jadę już często zupełnie sama. To nie pomaga, kiedy nikogo się przed sobą nie widzi i nikt nie siedzi na ogonie.
No, ale jadę i walczę ze złymi myślami. Powtarzam sobie: jedź, dojedziesz.. przecież dasz radę!
Ale podjazdy idą mi mozolnie i raczej na nich nikogo nie wyprzedzam, a na kilku ostatnich asfaltowych podjazdach wyprzedza mnie kilku panów. W którymś momencie przejeżdżamy przez jakieś podwórko. Na podwórku siedzi sobie starzy pan i pani.
Pan mówi: coś słabo kręcisz…
Mam ochotę powiedzieć: dam panu rower niech pan spróbuje...
( i myślę: czy pan wie, że to naprawdę ciężki sport i wymaga wiele wysiłku i samozaparcia, zwłaszcza w taką pogodę?).
Pani kontruje: ale to jest kobieta!!!
No właśnie... jestem kobietą jedną z dziesięciu na tym dystansie ( i w dodatku najstarszą). Tylko tyle ma odwagę zmierzyć się z trasą. A na giga tylko jedna pani: Pani Krystyna !
Gdzieś tam pod drodze pan leje na nas wodę z kerchera. Jaka ulga. Uśmiecham się i dziękuję. Podobnie jak każdemu kibicującemu na trasie. Pomimo zmęczenia mówię wszystkim : dziękuję! Bo to bardzo miłe, że komuś się chce stać w takim upale, bić brawo, krzyczeć.
Na tym maratonie zadebiutowały gomolowe strefy zrzutu śmieci przy bufetach ( czyli oznaczone miejsca, początek i koniec gdzie można wyrzucać niepotrzebne opakowania). Sprawia to mnie i Pani Krystynie wielką radość (spiker podczas dekoracji dziękuję nam za podjęcie tematu). No cóż.. nie do wszystkich jednak idea dociera. Na którymś podjeździe widzę zawodnika wyrzucającego opakowanie po żelu. Jestem zmęczona (to podjazd) nie bardzo mam siły mówić, ale patrzę na niego wymownie, na niego i opakowanie , które leży obok ( bo on wcale nie jechał, stał sobie, więc jakim problemem było włożyć to opakowanie do kieszonki?). Widząc mój wzrok i wymowną minę mówi: ojejej…
Koszulka jasielskiego teamu… nieładnie tak wyrzucać śmieci na własnych śmieciach. Wyjątkowo nieładnie. Uważajcie, Prucek zapowiedział od następnego maratonu bezwzględne dyskwalifikacje!
Początek strefy zrzutu © lemuriza1972
Koniec strefy zrzutu © lemuriza1972
Końcówkę jedzie się już ciężko. Wiem, ze czeka mnie jeszcze niezbyt przeze mnie lubiane torowisko. Nie jedzie się tam fajnie. Nie lubię go. Na torowisku czeka na mnie przeszkoda jakiej nie miałam okazji jeszcze pokonywać na maratonie. Ścieżka wąska, a ścieżką idzie pan… Idzie to jednak za dużo powiedziane. Próbuje iść, próbuje utrzymać równowagę. Impreza weekendowa chyba się przedłużyła.
Nie bardzo wiem co robić, bo nie ma go jak wyprzedzić. Krzyczę więc głośno: Jadę!!!. Pomaga. Pan zatrzymuje się i udaje mu się przez chwilę utrzymać równowagę. Przejeżdżam.
Koniec torowiska i już do mety. A tam w rzece pod mostem pławi się Paweł, który urwał przerzutkę i skończył wyścig na Liwoczu. Schodzę do niego i siadam sobie w rzece. Podobno to Wisłoka, czyli moja rzeka domowa, mielecka. Po jakiejś chwili ku naszemu zdumieniu dołącza do nas Dawid-Labudu, który przyjechał do Jasła na rowerze z Tarnowa. Miło.
To był dość ciężki dzień. Nie mam organizmu, który dobrze znosi upały. Rzadko kto chyba taki ma, ale znam takich co lubią jeździć w upałach. Ja do takich osób zdecydowanie nie należę. Ale takie wyścigi w dość ekstremalnych warunkach pamięta się najdłużej. Wynik jest dość satysfakcjonujący, niby czas nieco gorszy od ubiegłorocznego ( 6 minut), ale w zasadzie dotyczy to wszystkich, którzy jechali w ubiegłym roku i tym. Punktowo to mój najlepszy występ na Cyklo w tym roku, więc chyba mogę być zadowolona. To i tak był można powiedzieć tylko trening przed Stroniem Śląskim u GG, na którym to wyścigu bardzo mi zależy.
I jeszcze słowo o rowerze, bo jemu też coś się należy. Spisał się bez zarzutu. Jak na taki upał, nawet nie był zbyt leniwy.
Brawo:).
Czas : 4 h 12 min
Przewyższenie ok 1300 m
Miejsce open: 148/188
Kategoria: 4/6
Kobiety open 6/10
Ze względu na warunki pogodowe (upał…. kiedy staliśmy na starcie ktoś powiedział… jest 36 stopni) zapowiadał się trudny wyścig. Takim też był.
Jasło to nie jest trudna technicznie trasa, przewyższenie na mega (ok 1300 m na 62 km) też niezbyt imponujące, ale ja już tutaj jechałam i wiedziałam, że trasa ma sporo odcinków, które prowadzą w otwartym terenie, więc było wiadomo… będzie mocno grzać.
Na maraton jedziemy w składzie: Adam, Krysia, Marcin, Paweł Szubert i ja.
No i jest gorąco, od samego rana.
Z powodu tego upału, nawet nie bardzo chce mi się rozgrzewać. Robimy z Krysią tylko rundkę po wale i na start.
Startuję z 4 sektora, a początek to przejazd przez kładkę, więc jesteśmy „puszczani” grupami. Myślę, więc, że będzie mi ciężko dojechać do moich bezpośrednich rywalek, które startują z 3 sektora. Chodziło mi zwłaszcza o to, żeby dojechać do Magdy Winiarczyk, bo wiedziałam, że to z nią przyjdzie mi stoczyć bój o któreś tam miejsce ( zakładałam, że 4 i tak było). Na szczęście start przez miasto jest prowadzony rozsądnie i stawka się wyrównuje. Wyprzedzam Magdę Winiarczyk, a nawet Magdę Piróg ( z którą do Liwocza tasujemy się).
Magda Winiarczyk, gdzieś po drodze mnie wyprzedza (mocno jedzie pod górę), ale potem udaje mi się ją dojść. Staram się trzymać tempo, bo wiem, że moją szansą będą rundy xc w lesie (pamiętam je z tamtego roku, jako coś co wyraźnie dodało smaku temu wyścigowi).
Na jednym z szutrowych zjazdów widzę Magdę przed sobą. Zjeżdża dość asekuracyjnie. Wyprzedzam i potem już jej nie widzę na trasie.
Za to ciągle mam gdzieś przed sobą, albo tuż za sobą Magdę Piróg. Raz ona z przodu raz ja. Początek jedzie mi się naprawdę dobrze, rundy xc w lesie jedziemy razem z Krysią i jedzie się fajnie, bo raczej nie mamy tam problemów, a przed nami nikt nie jedzie, nikt nie blokuje więc jest fajnie.
Tempo dobre. Jeszcze przed początkiem podjazdu na Liwocz Krysia mi odjeżdża, a właściwie odchodzi na błotnym podjeściu.
Podjazd na Liwocz nie jest ciężki, ale w tym upale… uff…. Nigdy mnie jeszcze tak nie zmęczył ten podjazd jak tego dnia. Początek asfalt, w pełnym słońcu, który potem przechodzi w szuter. Na szutrze jadę coraz słabiej. Na bufecie przed kulminacyjnym punktem podjazdu (najbardziej nastromionym) stoi Piotrek Brich ( że też chciało mu się jechać w ten upał z Tarnowa na Liwocz). Pomaga nalewać wodę. Mówi: Kryśkę masz 3 minuty przed sobą.
Tego dnia wyjątkowo do drugiego bidonu nalewam wodę i co chwilę się nią polewam. To mnie uratowało. Kulminacyjny punkt podjazdu. Po raz pierwszy jadąc tutaj myślę: chyba zejdę z roweru… Ale widzę przed sobą Magdę Piróg, która jedzie. Obok niej wielu panów.. idą. Myślę sobie: o nie, nie… ja też to wjadę. Jadę. Gdzieś po drodze stoi dziewczynka i krzyczy do każdego z przejeżdżających: dojedziesz, dojedziesz… ( świetnie dopinguje).
Kiedy widzi mnie krzyczy: kobiety górą!!! ( górą i już na górze:))
Pomimo tego, że jestem bardzo zmęczona, uśmiecham się.
Na szczycie turyści patrzą na nas ze współczuciem. Też sobie współczuję:) i myślę: trzeba być szaleńcem, żeby podczas takiego upału jeździć maratony.
Zjazd z Liwocza przechodzi bezproblemowo (nie jest jakiś bardzo trudny, chociaż niektórzy nazwali go karkołomnym, karkołomne to były zjazdy w Karpaczu, ten wymaga jedynie wzmożonej koncentracji) . Jadę go jednak chyba trochę za szybko, ale udaje się przejechać bez szwanku.
Jeszcze sporo fragmentów leśnych. Cieszę się, bo wiem, że ostatnie 20 km to będzie szuter, łąki i dużo asfaltu czyli znowu pełne słońce.
Polewam się wodą, dużo piję, jem żele. Ale przychodzi trochę złych myśli. Myślę: O matko, jeszcze 30 km w tym upale.. . Jak ja to dojadę???
Staram się te myśli odpędzać jak najdalej od siebie. Nie pomaga mi też fakt, że właściwie za Liwoczem jadę już często zupełnie sama. To nie pomaga, kiedy nikogo się przed sobą nie widzi i nikt nie siedzi na ogonie.
No, ale jadę i walczę ze złymi myślami. Powtarzam sobie: jedź, dojedziesz.. przecież dasz radę!
Ale podjazdy idą mi mozolnie i raczej na nich nikogo nie wyprzedzam, a na kilku ostatnich asfaltowych podjazdach wyprzedza mnie kilku panów. W którymś momencie przejeżdżamy przez jakieś podwórko. Na podwórku siedzi sobie starzy pan i pani.
Pan mówi: coś słabo kręcisz…
Mam ochotę powiedzieć: dam panu rower niech pan spróbuje...
( i myślę: czy pan wie, że to naprawdę ciężki sport i wymaga wiele wysiłku i samozaparcia, zwłaszcza w taką pogodę?).
Pani kontruje: ale to jest kobieta!!!
No właśnie... jestem kobietą jedną z dziesięciu na tym dystansie ( i w dodatku najstarszą). Tylko tyle ma odwagę zmierzyć się z trasą. A na giga tylko jedna pani: Pani Krystyna !
Gdzieś tam pod drodze pan leje na nas wodę z kerchera. Jaka ulga. Uśmiecham się i dziękuję. Podobnie jak każdemu kibicującemu na trasie. Pomimo zmęczenia mówię wszystkim : dziękuję! Bo to bardzo miłe, że komuś się chce stać w takim upale, bić brawo, krzyczeć.
Na tym maratonie zadebiutowały gomolowe strefy zrzutu śmieci przy bufetach ( czyli oznaczone miejsca, początek i koniec gdzie można wyrzucać niepotrzebne opakowania). Sprawia to mnie i Pani Krystynie wielką radość (spiker podczas dekoracji dziękuję nam za podjęcie tematu). No cóż.. nie do wszystkich jednak idea dociera. Na którymś podjeździe widzę zawodnika wyrzucającego opakowanie po żelu. Jestem zmęczona (to podjazd) nie bardzo mam siły mówić, ale patrzę na niego wymownie, na niego i opakowanie , które leży obok ( bo on wcale nie jechał, stał sobie, więc jakim problemem było włożyć to opakowanie do kieszonki?). Widząc mój wzrok i wymowną minę mówi: ojejej…
Koszulka jasielskiego teamu… nieładnie tak wyrzucać śmieci na własnych śmieciach. Wyjątkowo nieładnie. Uważajcie, Prucek zapowiedział od następnego maratonu bezwzględne dyskwalifikacje!
Początek strefy zrzutu © lemuriza1972
Koniec strefy zrzutu © lemuriza1972
Końcówkę jedzie się już ciężko. Wiem, ze czeka mnie jeszcze niezbyt przeze mnie lubiane torowisko. Nie jedzie się tam fajnie. Nie lubię go. Na torowisku czeka na mnie przeszkoda jakiej nie miałam okazji jeszcze pokonywać na maratonie. Ścieżka wąska, a ścieżką idzie pan… Idzie to jednak za dużo powiedziane. Próbuje iść, próbuje utrzymać równowagę. Impreza weekendowa chyba się przedłużyła.
Nie bardzo wiem co robić, bo nie ma go jak wyprzedzić. Krzyczę więc głośno: Jadę!!!. Pomaga. Pan zatrzymuje się i udaje mu się przez chwilę utrzymać równowagę. Przejeżdżam.
Koniec torowiska i już do mety. A tam w rzece pod mostem pławi się Paweł, który urwał przerzutkę i skończył wyścig na Liwoczu. Schodzę do niego i siadam sobie w rzece. Podobno to Wisłoka, czyli moja rzeka domowa, mielecka. Po jakiejś chwili ku naszemu zdumieniu dołącza do nas Dawid-Labudu, który przyjechał do Jasła na rowerze z Tarnowa. Miło.
To był dość ciężki dzień. Nie mam organizmu, który dobrze znosi upały. Rzadko kto chyba taki ma, ale znam takich co lubią jeździć w upałach. Ja do takich osób zdecydowanie nie należę. Ale takie wyścigi w dość ekstremalnych warunkach pamięta się najdłużej. Wynik jest dość satysfakcjonujący, niby czas nieco gorszy od ubiegłorocznego ( 6 minut), ale w zasadzie dotyczy to wszystkich, którzy jechali w ubiegłym roku i tym. Punktowo to mój najlepszy występ na Cyklo w tym roku, więc chyba mogę być zadowolona. To i tak był można powiedzieć tylko trening przed Stroniem Śląskim u GG, na którym to wyścigu bardzo mi zależy.
I jeszcze słowo o rowerze, bo jemu też coś się należy. Spisał się bez zarzutu. Jak na taki upał, nawet nie był zbyt leniwy.
Brawo:).
Przyjaźń wojnicko-gomolowa © lemuriza1972
Gomolątko w towarzystwie autografu Rafała Majki © lemuriza1972
Z panią Krystyną © lemuriza1972
Na rundach xc © lemuriza1972
Marcin na podjeździe na Liwocz © lemuriza1972
Andrzej na podjeździe na Liwocz © lemuriza1972
Andrzej na zjeździe © lemuriza1972
Gomole na zjeździe © lemuriza1972
I znowu Gomole © lemuriza1972
Początek zjazdu z Liwocza © lemuriza1972
Zjazd z Liwocza © lemuriza1972
Pani Krystyna na podium © lemuriza1972
I jeszcze raz Pani Krystyna © lemuriza1972
Pani Krystyna w zastępstwie Pana Adam i Marcin © lemuriza1972
Dekoracja © lemuriza1972
- DST 62.00km
- Teren 40.00km
- Czas 04:12
- VAVG 14.76km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 lipca 2014
Rozjazd
Po upalnym dniu, słońce przykryły chmury, zrobiło się przyjemniej i chłodniej.
Tak to można jeździć.
Na myjkę, a potem krótka, spokojna jazda do Lasu Radłowskiego. W lesie krótka pętla i do domu. W tym tygodniu na jazdę czasu będzie mało, a i większego sensu to nie ma, bo trzeba się zregenerować przed sobotnim wyścigiem.
Oby upał w ten weekend trochę odpuścił.
Tak to można jeździć.
Na myjkę, a potem krótka, spokojna jazda do Lasu Radłowskiego. W lesie krótka pętla i do domu. W tym tygodniu na jazdę czasu będzie mało, a i większego sensu to nie ma, bo trzeba się zregenerować przed sobotnim wyścigiem.
Oby upał w ten weekend trochę odpuścił.
- DST 25.00km
- Teren 7.00km
- Czas 01:06
- VAVG 22.73km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 lipca 2014
Jasło
No i mam kolejny wyścig w tym roku za sobą.
6 już.
w ubiegłym roku tyle wyścigów ukończyłam w całym sezonie.
w tym - mam nadzieję, że będzie ich więcej.
Zbliżam sie powoli do jubileuszowego 50 wyścigu.
Gdyby udało się przejechać Stronie, a na drugi dzień Wojnicz, to właśnie Wojnicz byłby tym 50. Byłoby fajnie jubileusz świętować na własnych śmieciach.
Ale jeśli następny weekend będzie taki upalny również, raczej na start w Wojniczu nie zdecyduję się.
Dlaczego?
Bo w upale nie jeździ mi się jakoś specjalnie fajnie, więc dzień po dniu takie upalne maratony... to mogłoby się skończyć źle.
No, ale zobaczymy.
a dzisiaj?
Dzisiaj .. uczucia mam mieszane.
Upał był.. straszliwy, biorąc pod uwagę fakt, że sporą część trasy trzeba było przejechać w otwartym terenie z palącym słońcem, które sprzymierzeńcem raczej nie było.
Ale do jakiegoś 27 km jechało mi się naprawdę bardzo fajnie. Nadspodziewanie fajnie. Dużo lepiej niż w ub roku. Na podjeździe na Liwocz siły mnie stopniowo opuszczały.
Miejsce... 4... Takiego się spodziewałam w najlepszym wypadku (biorąc pod uwagę obsadę i to, że 3 dziewczyny przede mną w poprzednich wyścigach jechały lepiej ode mnie). Wiedziałam jednak, że o to 4 miejsce też nie będzie łatwo i trzeba będzie zawalczyć. Udało się.
Gdyby maraton konczył się przed Liwoczem, byłabym trzecia, bo Magda Piróg wyprzedziła mnie na Liwoczu. No ale to nie jest dystans mini.
Miałam taki cel, żeby poprawić czas z ub roku. Nie udało się. Pojechałam 6 minut gorzej, ale myślę, że tutaj decydujące znaczenie miał upał.
Punktowo pojechałam lepiej niż w Pruchniku, chociaż warunki mi nie sprzyjały. Mało błota i mało technicznych kawałków, dużo asfaltów i dużo łatwych zjazdów.
ale udało mi się, wyprzedzić więcej osób open niż w Pruchniku, więc chyba powinnam być zadowolona. No i chyba jestem, bo dzisiaj niełatwo w tym upale było dojechać do mety i naprawdę miałam chwilę zwątpienia.
Walczymy dalej:).
W sobotę w Stroniu Śląskim (daleko i spore góry) i to będzie dla mnie bardzo ważny start, bo u GG mam kategorię K4 i mam spore szanse na dobre miejsce w generalce.
a wrażenia z trasy - jutro.
I jeszcze dodam, że jestem dumna z mojej drużyny czyli Gomola Trans Airco (Pani Krystyna objechała giga, co dzisiaj przy tym upale naprawdę jest wyczynem. Jako jedyna kobieta na giga).
Poza tym w drużynówce zajęliśmy miejsce 10, co biorąc pod uwagę fakt, że jeździ nas tutaj tylko czwórka, myślę, że jest dobrym wynikiem.
No i bardzo ważna rzecz - dzisiaj na Cyklo zadebiutowały gomolowe strefy zrzutu.
Niestety nie do wszystkich przesłanie dotarło, ale o tym też jutro.
6 już.
w ubiegłym roku tyle wyścigów ukończyłam w całym sezonie.
w tym - mam nadzieję, że będzie ich więcej.
Zbliżam sie powoli do jubileuszowego 50 wyścigu.
Gdyby udało się przejechać Stronie, a na drugi dzień Wojnicz, to właśnie Wojnicz byłby tym 50. Byłoby fajnie jubileusz świętować na własnych śmieciach.
Ale jeśli następny weekend będzie taki upalny również, raczej na start w Wojniczu nie zdecyduję się.
Dlaczego?
Bo w upale nie jeździ mi się jakoś specjalnie fajnie, więc dzień po dniu takie upalne maratony... to mogłoby się skończyć źle.
No, ale zobaczymy.
a dzisiaj?
Dzisiaj .. uczucia mam mieszane.
Upał był.. straszliwy, biorąc pod uwagę fakt, że sporą część trasy trzeba było przejechać w otwartym terenie z palącym słońcem, które sprzymierzeńcem raczej nie było.
Ale do jakiegoś 27 km jechało mi się naprawdę bardzo fajnie. Nadspodziewanie fajnie. Dużo lepiej niż w ub roku. Na podjeździe na Liwocz siły mnie stopniowo opuszczały.
Miejsce... 4... Takiego się spodziewałam w najlepszym wypadku (biorąc pod uwagę obsadę i to, że 3 dziewczyny przede mną w poprzednich wyścigach jechały lepiej ode mnie). Wiedziałam jednak, że o to 4 miejsce też nie będzie łatwo i trzeba będzie zawalczyć. Udało się.
Gdyby maraton konczył się przed Liwoczem, byłabym trzecia, bo Magda Piróg wyprzedziła mnie na Liwoczu. No ale to nie jest dystans mini.
Miałam taki cel, żeby poprawić czas z ub roku. Nie udało się. Pojechałam 6 minut gorzej, ale myślę, że tutaj decydujące znaczenie miał upał.
Punktowo pojechałam lepiej niż w Pruchniku, chociaż warunki mi nie sprzyjały. Mało błota i mało technicznych kawałków, dużo asfaltów i dużo łatwych zjazdów.
ale udało mi się, wyprzedzić więcej osób open niż w Pruchniku, więc chyba powinnam być zadowolona. No i chyba jestem, bo dzisiaj niełatwo w tym upale było dojechać do mety i naprawdę miałam chwilę zwątpienia.
Walczymy dalej:).
W sobotę w Stroniu Śląskim (daleko i spore góry) i to będzie dla mnie bardzo ważny start, bo u GG mam kategorię K4 i mam spore szanse na dobre miejsce w generalce.
a wrażenia z trasy - jutro.
I jeszcze dodam, że jestem dumna z mojej drużyny czyli Gomola Trans Airco (Pani Krystyna objechała giga, co dzisiaj przy tym upale naprawdę jest wyczynem. Jako jedyna kobieta na giga).
Poza tym w drużynówce zajęliśmy miejsce 10, co biorąc pod uwagę fakt, że jeździ nas tutaj tylko czwórka, myślę, że jest dobrym wynikiem.
No i bardzo ważna rzecz - dzisiaj na Cyklo zadebiutowały gomolowe strefy zrzutu.
Niestety nie do wszystkich przesłanie dotarło, ale o tym też jutro.
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 lipca 2014
Przedwyścigowo
Jako, że jutro wyścig, to tylko "kilka" kilometrów w spokojnym tempie. Bardzo spokojnym.
Najpierw z KTM-em na myjkę, potem przesiadka na Magnusa i Ostrów, Bogumiłowice, wałem wzdłuż Dunajca, chwila nad Dunajcem (gorąco, gorąco...) i powrót do domu.
Jutro ma być jeszcze bardziej ciepło, co zważywszy na fakt, że trasa w Jaśle do zacienionych nie należy, zapowiada niełatwy wyścig.
No, ale mam nadzieję, że jakoś damy rady.
Rafał Majka powiedział dzisiaj, że uwielbia duże góry i że fajnie było tak 34 km jechać pod górę:).
Jutro zaczyna się intensywny okres wyścigowy.
Jasło, potem Stronie Śląskie, dzień po Stroniu Wojnicz (czy pojadę Wojnicz zadecyduję po Stroniu wieczorem), a potem sierpień i Komańcza, Wierchomla, Sanok.
Wrzesień finałowa Dukla na Cyklo i Piwniczna którą zapowiadają jako najcięższą w Polsce pod względem kondycyjnym trasę w tym sezonie.
No... prawie 2000 m przewyższenia na 50 km. Będzie co jechać. Podobno trasa zmieniona w stosunku do tej ubiegłorocznej ( wszystkich z okolic Tarnowa namawiam do pojechania, blisko.. góry... przygoda, warto się wybrać).
A na zakończenie sezonu.. Istebna. kto jechał to wie, co oferuje Istebna.
Mam nadzieję, że uda się ten sezon dokończyć.
Najpierw z KTM-em na myjkę, potem przesiadka na Magnusa i Ostrów, Bogumiłowice, wałem wzdłuż Dunajca, chwila nad Dunajcem (gorąco, gorąco...) i powrót do domu.
Jutro ma być jeszcze bardziej ciepło, co zważywszy na fakt, że trasa w Jaśle do zacienionych nie należy, zapowiada niełatwy wyścig.
No, ale mam nadzieję, że jakoś damy rady.
Rafał Majka powiedział dzisiaj, że uwielbia duże góry i że fajnie było tak 34 km jechać pod górę:).
Jutro zaczyna się intensywny okres wyścigowy.
Jasło, potem Stronie Śląskie, dzień po Stroniu Wojnicz (czy pojadę Wojnicz zadecyduję po Stroniu wieczorem), a potem sierpień i Komańcza, Wierchomla, Sanok.
Wrzesień finałowa Dukla na Cyklo i Piwniczna którą zapowiadają jako najcięższą w Polsce pod względem kondycyjnym trasę w tym sezonie.
No... prawie 2000 m przewyższenia na 50 km. Będzie co jechać. Podobno trasa zmieniona w stosunku do tej ubiegłorocznej ( wszystkich z okolic Tarnowa namawiam do pojechania, blisko.. góry... przygoda, warto się wybrać).
A na zakończenie sezonu.. Istebna. kto jechał to wie, co oferuje Istebna.
Mam nadzieję, że uda się ten sezon dokończyć.
- DST 20.00km
- Teren 5.00km
- Czas 01:20
- VAVG 15.00km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 18 lipca 2014
Panieńska Góra
Dzisiaj moja ulubiona piosenka z płyty Angela Gaber Trio „Opowieści z ziemi”.
Piosenka zwie się "Kukuczka" i chyba już ją kiedyś zamieszczałam.
Dzisiaj jest jednak szczególna okazja. Dotarła do mnie płyta. A nawet dwie. Bo zamawiając pomyślałam: kupię dwie, jedna będzie dla Agnieszki (mojej Przyjaciółki) w prezencie, bo lada dzień Agnieszka urodzić miała swoje kolejne dzieci. Płyty dotarły wczoraj, bliźniaki dotarły na ten świat dzisiaj rano:). Może też będą słuchać razem z Mamą?
Dzisiaj jest jednak szczególna okazja. Dotarła do mnie płyta. A nawet dwie. Bo zamawiając pomyślałam: kupię dwie, jedna będzie dla Agnieszki (mojej Przyjaciółki) w prezencie, bo lada dzień Agnieszka urodzić miała swoje kolejne dzieci. Płyty dotarły wczoraj, bliźniaki dotarły na ten świat dzisiaj rano:). Może też będą słuchać razem z Mamą?
Dzisiaj taka sobie spokojna jazda w upale (przygotowuję się do upalnej niedzieli).
Początkowo miałam zamiar jechać w stronę Lubinki, ale potem pomyślałam, że ostatnio tylko w stronę Lubinki i w stronę Lubinki, to ruszę w inną stronę. No i ruszyłam w stronę Panieńskiej Góry. Pierwszy maratonowy podjazd… Hm… zrobiło się jeszcze trudniej. Przejazd przez potok ok, ale tuż za potokiem zrobiła się prawie młaka…(ulubione ostatnio słowo Pana Adama) nie do przejechania na dzień dzisiejszy. Trzeba przejść.
Początek podjazdu zrobił się bardzo trudny. Co prawda było mniej ślisko niż kiedy byłam tutaj poprzednio, ale kamienie są jeszcze bardziej luźne. Samotnie – do podjechania (ale przy dużej koncentracji), w tłumie raczej nie będzie takiej możliwości.
A w samym lesie różnie.. od błotnych kawałków, poprzez takie gdzie stała dosłownie woda, po zupełnie suche. Pokręciłam się trochę po lesie, potem z niego wyjechałam, trochę asfaltu, powrót do lasu i zjazd zupełnie nieznanym mi ale całkiem fajnym zjazdem. Tempo spokojne, bo w niedzielę wyścig. Do tego wiało, więc łatwo nie było. Wróciliśmy mocno ubłoceni. Ja i KTM.
Panieńska Góra © lemuriza1972
Początkowo miałam zamiar jechać w stronę Lubinki, ale potem pomyślałam, że ostatnio tylko w stronę Lubinki i w stronę Lubinki, to ruszę w inną stronę. No i ruszyłam w stronę Panieńskiej Góry. Pierwszy maratonowy podjazd… Hm… zrobiło się jeszcze trudniej. Przejazd przez potok ok, ale tuż za potokiem zrobiła się prawie młaka…(ulubione ostatnio słowo Pana Adama) nie do przejechania na dzień dzisiejszy. Trzeba przejść.
Początek podjazdu zrobił się bardzo trudny. Co prawda było mniej ślisko niż kiedy byłam tutaj poprzednio, ale kamienie są jeszcze bardziej luźne. Samotnie – do podjechania (ale przy dużej koncentracji), w tłumie raczej nie będzie takiej możliwości.
A w samym lesie różnie.. od błotnych kawałków, poprzez takie gdzie stała dosłownie woda, po zupełnie suche. Pokręciłam się trochę po lesie, potem z niego wyjechałam, trochę asfaltu, powrót do lasu i zjazd zupełnie nieznanym mi ale całkiem fajnym zjazdem. Tempo spokojne, bo w niedzielę wyścig. Do tego wiało, więc łatwo nie było. Wróciliśmy mocno ubłoceni. Ja i KTM.
Widoczki po drodze © lemuriza1972
Młaka:) © lemuriza1972
A na koniec…na koniec muszę z przyjemnością poinformować, że organizator Cyklokarpat został zaszczepiony ideą stref zrzutu (a co to takiego to zobaczycie na maratonie w Jaśle). Świetnie, że tak szybka była reakcja. Brawo.
Mam nadzieję, ze świadomość wzrośnie i nikt już niczego nie będzie rzucał po krzakach. A na maratonie wojnickim, kosze będą nawet w Lesie, więc pamiętajcie o tym. Ten tutaj, w Lesie na Panieńskiej Górze.
W lesie na Panieńskiej © lemuriza1972
I pamiętajcie, że…. grzywna Wam może i nie grozi, ale dyskwalifikacja i owszem.
Dla przypomnienia © lemuriza1972
- DST 43.00km
- Teren 12.00km
- Czas 02:19
- VAVG 18.56km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 lipca 2014
Interwały
Dość często można usłyszeć tę piosenkę ostatnio w Radiu Kraków. Ja usłyszałam ją po raz pierwszy na koncercie Raz dwa trzy w Tarnowie. Zapamiętałam.
Podoba mi się tekst.
Wczoraj odpoczywałam i zrezygnowałam ze wspólnej jazdy z Panią Krystyną i spółką.
Dzisiaj wyjechałam o 18.30, żeby już tak nie odczuwać upału, chociaż nie wiem czy dobrze zrobiłam, bo w niedzielę zapowiada się wyścig w upale. Więc może trzeba było „potrenować” w upale.
Niestety trasa w Jaśle nie jest taka fajna jak ta w Pruchniku ( pod względem lasu i cienia) i część ( spora część) to asfalty. Będzie więc grzało. Jakoś to trzeba będzie wytrzymać.
A dzisiaj trochę interwałów wzdłuż autostrady, a potem zawróciłam i wjechałam do Lasu. Kierunek: Bielcza, Waryś i z powrotem w kierunku Tarnowa. Czyli płasko. Tempo umiarkowane, jakoś nie było dzisiaj wielkiej mocy.
Dzisiaj wyjechałam o 18.30, żeby już tak nie odczuwać upału, chociaż nie wiem czy dobrze zrobiłam, bo w niedzielę zapowiada się wyścig w upale. Więc może trzeba było „potrenować” w upale.
Niestety trasa w Jaśle nie jest taka fajna jak ta w Pruchniku ( pod względem lasu i cienia) i część ( spora część) to asfalty. Będzie więc grzało. Jakoś to trzeba będzie wytrzymać.
A dzisiaj trochę interwałów wzdłuż autostrady, a potem zawróciłam i wjechałam do Lasu. Kierunek: Bielcza, Waryś i z powrotem w kierunku Tarnowa. Czyli płasko. Tempo umiarkowane, jakoś nie było dzisiaj wielkiej mocy.
- DST 42.00km
- Teren 10.00km
- Czas 01:46
- VAVG 23.77km/h
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 14 lipca 2014
Śmieci:(
Dzisiaj w ramach rozjazdu po wczorajszym soczystym jeżdżeniu, pojechałam na myjkę (Krzysiek na FB napisał, że błota było jak na lekarstwo. Myślę, że to jakiś żart był, bo rower miałam brudny jak po maratonie w Pruchniku). No, owszem sporo jeździliśmy po asfaltach, ale jak już wjechaliśmy w teren.. uu.. było mokro.
Chociaż faktycznie.. może to nie błoto było tylko jakaś inna maź:), bo jechało się płynie i nawet nie było bardzo ślisko na zjazdach.
Po myjce pojechałam na krótką jazdę do Lasu Radłowskiego. Miałam tam szczególnie baczenie na… śmieci. Bo dzisiaj będzie o śmieciach. Bynajmniej nie o ustawie śmieciowej:).
Będzie o śmieceniu przez kolarzy. Tak, tak..kochani. Że nie, że nie śmiecicie? Ktoś jednak to robi na wyścigach. Zaczęło się od tego, że podczas wyścigu w Pruchniku Krysia przyłapała jednego zawodnika na wyrzucaniu plastikowej butelki. Jakież było nasze zdziwienie kiedy reakcja na uwagę Krysi była co najmniej dziwna. „Przecież to wyścig…!, przecież na TdF też wyrzucają bidony” itp. argumenty.
Jeżdżę już kilka lat w maratonach i wydawało mi się to jasne jak słońce (mając na uwadze rzecz jasna inne aspekty pt zwykłe ludzkie dbanie o środowisko) wiadomo było, że regulaminy maratonowe jasno i wyraźnie takich praktyk zabraniają. Do wyrzucania opakowań po żelach itp. są miejsca na bufetach. Jak widać nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. Stąd moje dzisiejsze pisanie. Napisałam o tym w mojej relacji z Pruchnika (a właściwie tylko zasygnalizowałam temat).
Nie wszystkim to się spodobało. Znowu usłyszałam dużo „dziwnych” argumentów.
Pytano mnie czy nigdy nic nie wyrzucam podczas wyścigu.
Nie. To dla mnie oczywiste.
Owszem zdarzyło mi się podczas mojego pierwszego maratonu w Krakowie. To był pierwszy wyścig..głupota, amok, brak wyobraźni. Wyrzuciłam chyba opakowanie po batonie.
Nigdy więcej potem tego nie zrobiłam. Jeśli coś opuściło kieszonki w koszulce to bez mojej woli. Owszem tak bywało, wypadły mi okulary, pełne żele, raz nawet cały bidon wraz z koszykiem i pompką.
Dzisiaj zwracałam uwagę na śmieci w lesie.
Na 3 kilometrowym odcinku znalazłam: dwie plastikowe butelki, szklaną butelkę, puszkę po piwie, opakowania po czekoladach, cukierkach.
To naprawdę taki trud i ciężar wynieść to ze sobą z lasu? Podobnie jak dowieźć puste opakowania do bufetu i tam je wyrzucić?
To jest fragment z regulaminu Cyklokarpat. Takie zapisy znajdują się w regulaminach innych cyklów. Cytuję ten, bo rzecz miała miejsce na Cyklokarpatach.
"Zawodnicy muszą szanować środowisko naturalne i bezwzględnie nie mogą zanieczyszczać trasy wyścigu poza wyznaczonymi strefami bufetu. Nie wolno używać szklanych pojemników w pobliżu i na trasie zawodów. Zawodnicy, którzy zostaną “przyłapani” na wyrzucaniu śmieci na trasie maratonu poza wyznaczonymi punktami zostaną zdyskwalifikowani. Jeśli w przypadku jednego zawodnika sytuacja taka się powtórzy – otrzyma on dyskwalifikację do końca sezonu".
Przecież to nasz wspólny interes żeby w lasach, górach było czysto.
Pomijam już taki drobny fakt, że jeśli po wyścigu w lesie zostaną tony śmieci (a zaręczam, że organizator pomimo szczerych chęci nie będzie w stanie przeczesać całego lasu), to istnieje duże prawdopodobieństwo, że na drugi raz leśnicy do lasu już nas nie wpuszczą.
I wcale nie będę się im dziwić.
Zwracajcie więc uwagę na tych, którzy za nic mają to co jest napisane w regulaminie. Nie przechodźcie, albo raczej nie przejeżdżajcie obok tego obojętnie.
Moja drużyna jakiś czas temu zainicjowała pewną akcję (akcja ma celu podnoszenie świadomości w ww sprawie, oraz zorganizowanie wyznaczonych stref zrzutu niepotrzebnych już podczas wyścigu pustych opakowań). Jest duże prawdopodobieństwo, że i podobna akcja ma szansę powodzenia na Cyklokarpatach. Byłoby dobrze, żebyśmy wszyscy czynnie wzięli w niej udział.
Więcej o akcji tutaj:
http://www.facebook.com/l.php?u=http://goo.gl/vaPlAf&h=CAQHDrrR3
Po myjce pojechałam na krótką jazdę do Lasu Radłowskiego. Miałam tam szczególnie baczenie na… śmieci. Bo dzisiaj będzie o śmieciach. Bynajmniej nie o ustawie śmieciowej:).
Będzie o śmieceniu przez kolarzy. Tak, tak..kochani. Że nie, że nie śmiecicie? Ktoś jednak to robi na wyścigach. Zaczęło się od tego, że podczas wyścigu w Pruchniku Krysia przyłapała jednego zawodnika na wyrzucaniu plastikowej butelki. Jakież było nasze zdziwienie kiedy reakcja na uwagę Krysi była co najmniej dziwna. „Przecież to wyścig…!, przecież na TdF też wyrzucają bidony” itp. argumenty.
Jeżdżę już kilka lat w maratonach i wydawało mi się to jasne jak słońce (mając na uwadze rzecz jasna inne aspekty pt zwykłe ludzkie dbanie o środowisko) wiadomo było, że regulaminy maratonowe jasno i wyraźnie takich praktyk zabraniają. Do wyrzucania opakowań po żelach itp. są miejsca na bufetach. Jak widać nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. Stąd moje dzisiejsze pisanie. Napisałam o tym w mojej relacji z Pruchnika (a właściwie tylko zasygnalizowałam temat).
Nie wszystkim to się spodobało. Znowu usłyszałam dużo „dziwnych” argumentów.
Pytano mnie czy nigdy nic nie wyrzucam podczas wyścigu.
Nie. To dla mnie oczywiste.
Owszem zdarzyło mi się podczas mojego pierwszego maratonu w Krakowie. To był pierwszy wyścig..głupota, amok, brak wyobraźni. Wyrzuciłam chyba opakowanie po batonie.
Nigdy więcej potem tego nie zrobiłam. Jeśli coś opuściło kieszonki w koszulce to bez mojej woli. Owszem tak bywało, wypadły mi okulary, pełne żele, raz nawet cały bidon wraz z koszykiem i pompką.
Dzisiaj zwracałam uwagę na śmieci w lesie.
Na 3 kilometrowym odcinku znalazłam: dwie plastikowe butelki, szklaną butelkę, puszkę po piwie, opakowania po czekoladach, cukierkach.
To naprawdę taki trud i ciężar wynieść to ze sobą z lasu? Podobnie jak dowieźć puste opakowania do bufetu i tam je wyrzucić?
To jest fragment z regulaminu Cyklokarpat. Takie zapisy znajdują się w regulaminach innych cyklów. Cytuję ten, bo rzecz miała miejsce na Cyklokarpatach.
"Zawodnicy muszą szanować środowisko naturalne i bezwzględnie nie mogą zanieczyszczać trasy wyścigu poza wyznaczonymi strefami bufetu. Nie wolno używać szklanych pojemników w pobliżu i na trasie zawodów. Zawodnicy, którzy zostaną “przyłapani” na wyrzucaniu śmieci na trasie maratonu poza wyznaczonymi punktami zostaną zdyskwalifikowani. Jeśli w przypadku jednego zawodnika sytuacja taka się powtórzy – otrzyma on dyskwalifikację do końca sezonu".
Przecież to nasz wspólny interes żeby w lasach, górach było czysto.
Pomijam już taki drobny fakt, że jeśli po wyścigu w lesie zostaną tony śmieci (a zaręczam, że organizator pomimo szczerych chęci nie będzie w stanie przeczesać całego lasu), to istnieje duże prawdopodobieństwo, że na drugi raz leśnicy do lasu już nas nie wpuszczą.
I wcale nie będę się im dziwić.
Zwracajcie więc uwagę na tych, którzy za nic mają to co jest napisane w regulaminie. Nie przechodźcie, albo raczej nie przejeżdżajcie obok tego obojętnie.
Moja drużyna jakiś czas temu zainicjowała pewną akcję (akcja ma celu podnoszenie świadomości w ww sprawie, oraz zorganizowanie wyznaczonych stref zrzutu niepotrzebnych już podczas wyścigu pustych opakowań). Jest duże prawdopodobieństwo, że i podobna akcja ma szansę powodzenia na Cyklokarpatach. Byłoby dobrze, żebyśmy wszyscy czynnie wzięli w niej udział.
Więcej o akcji tutaj:
http://www.facebook.com/l.php?u=http://goo.gl/vaPlAf&h=CAQHDrrR3
- DST 32.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:24
- VAVG 22.86km/h
- Sprzęt KTM
- Aktywność Jazda na rowerze