Czwartek, 4 kwietnia 2013
Bieganie, o diecie i ślizganiu się:)
I znowu Radio Kraków.. usłyszałam raz, dwa, spodobało mi się, chociaż takie trochę „sanremowskie”, no ale ten włoski język..zniewala.
Gdyby ktoś gdzieś widział buty podobne do tych , które ma na nogach tancerka ( 2 min 44 bodajże) KONIECZNIE PROSZĘ MNIE POWIADOMIĆ:).
Mi piace.
No i znowu mi życie pokazało, że mogę sobie planować, a ono swoje.
Z biegania we wtorek nie wyszło nic, bo wróciłam bardzo późno do domu, a w środę padało, padało, padało.
Tak więc były ćwiczenia domowe , intensywne.
Ale dzisiaj udało się w końcu pobiegać.
Pogoda dość sprzyjająca, nawet żałowałam, że nie pomyślałam o rowerze, bo nie było bardzo zimno. Jakieś 3 stopnie.
Może w weekend będzie okazja.
Biegło mi się tak sobie, musiałam nawet zrobić dwie krótkie przerwy, ale być może to jest efekt ostatnich dwóch dni intensywnych ćwiczeń ( w tym z ciężarkami na nogach).
Ale pomimo tego, że dość ciężko mi się biegło, to bodajże o dwie minuty biegłam szybciej niż ostatnio.
Trasa Mościce- Ostrów-most i z powrotem.
Dane z pulsometru:
Czas : 0: 36 min
Średnie tętno: 163
Spalone kalorie: 301
I jeszcze 20 minut ćwiczeń.
Nie mogę na razie jechać w Himalaje, ale za to kupiłam sól himalajską:). Podobno najzdrowsza z najzdrowszych:).
Pisałam już , w którymś wpisie, że staram się zmienić swoje nawyki żywieniowe
( złe nawyki).
Zła była moja dieta do tej pory, ja tego mam świadomość. Za mało warzyw, owoców itd. Co jakiś czas próbuję to zmienić, część rzeczy zostaje na stałe ( np. oliwa zamiast oleju od kilku lat, czy brązowy cukier i miód zamiast cukru białego), a część.. jakoś tak nie może stać się elementem stałym mojej diety.
Tym razem mam mocne postanowienie poprawy i od kilku tygodni sprawuję się ładnie ( i więcej owoców i warzyw i musli , herbata zielona, herbaty ziołowe). Trzymajcie kciuki , żeby już tak zostało i jeśli ktoś ma jakieś ciekawe , „zdrowe” przepisy, to bardzo proszę o podesłanie.
Bardzo lubię czytać o ludziach, którzy mają pasje. Niekoniecznie sportowe. Lubię czytać jak piszą o emocjach związanych z pasją. Nie łatwo jest oddać takie emocje, ale niektórzy robią to doskonale.
Fragment artykułu z Wysokich Obcasów, których autorką jest dziennikarka Gazety Wyborczej Ewa Zientarska.
Pani Ewa jakiś czas temu odkryła przyjemność w .. jeździe na łyżwach.
„… mimo to skupianie się na lodzie oraz na nogach i właściwym przenoszeniu ciężaru ciała ma tę zaletę, że … głowa, zwłaszcza taka jak moja, ze skłonnościami do nadmiernego analizowania – w końcu się uspokoja. A wtedy zaczyna się przyjemność.
„ To było jak trans, jak upojenie – pisze o ślizganiu się Szwedka Bodil Malstmen – Nie mogłam przestać, stawałam na nogi, ruszałam do przodu jeszcze raz i jeszcze raz, zmuszałam się do granic wytrzymałości. Czas płynął w świetle gwiazd, a spod spodu leśnego jeziora łypał na nas okiem miętus. Spocone dziewczynki i nieistniejący czas”
No cóż, ta magiczna frajda to też zasługa chemii – a dokładnie endorfin, słynnych hormonów szczęścia. To one dają przyjemność i.. uzależniają. Ja od jesieni do wczesnej wiosny – gdy działają otwarte lodowiska – mam lepszy humor niż latem.
Rehabilitantka do której chodzę na masaż pleców, sama zorientowała się po kilku tygodniach, że uprawiam sport. Konkretnie wyczuła to dłońmi – mięśnie na plecach mam mniej zesztywniałe niż zazwyczaj. Mam silne, bardzo rozciągnięte nogi. Gdybyście wiedzieli jak są fantastyczne lekkie po zejściu z lodowiska, to już dzisiaj byśmy się tam spotkali. A jak świetnie chodzi się na takich mocnych nogach. A jeszcze pracują – biodra, ręce, barki. O trzymaniu wagi nie wspomnę – od 300 do 500 kalorii spala się w godzinę.
Tove Jansson chyba nie lubiła ślizgawki ani zimy. Pisała przecież: „ Wiem, co ze wszystkiego jest najgorsze. Lodowisko. Setki ciemnych postaci jeżdżą w kółko, wszyscy w tym samym kierunku, z determinacją i bezsensownie. Jest zimno”.
To trochę wyjaśnia, dlaczego w „Zimie Muminków”, gdy kończyła się jesień, całe towarzystwo położyło się do ciepłych łóżek i zasnęło na 3 miesiące. Tylko wiecznie zmarznięta , samotna Buka snuła się po śniegu i lodzie.
A ja odkąd się ślizgam, wolę zimę od wiosny. Mam 45 lat i taki plan: lżej, ładniej jeździć, płynniej hamować, nauczyć się ślizgania tyłem, przekładanki”.
Fajne? Fajne.
Miałabym ochotę napisać do Pani Ewy.
"Pani Ewo, wiosną i latem proszę przesiąść się na rower i wtedy będzie bardzo fajnie przez cały rok"
Myślę też sobie, ze teraz wiem, dlaczego ktoś kiedyś w Internecie ktoś nazwał Justynę Kowalczyk Buką.
„ snuje się po śniegu i lodzie”.
Też chyba coś z Buki mam - lubię snuć się po śniegu i lodzie.
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 1 kwietnia 2013
I po świętach...
Szybko minęło.
Przejedzenia nie ma, bo jakoś nigdy akurat tej tradycji nie folgowałam, a poza tym od jakiegoś czasu staram się zmieniać swoje nawyki żywieniowe na lepsze.
Było też trochę sportu:).
W sobotę poszłam sobie pobiegać.
Bieganie urozmaicone bo w Mielcu, a więc inna trasa.
Pobiegłam " na Strefę" i z powrotem. Pewnie będzie tak około 6 km.
Przyjemnie się biegło.
Miałam też niespodziankę, w pewnym momencie przez drogę prowadzącą na Strefę, przebiegła sarna. Ot.. widok taki w mieście nieodmiennie jakoś tak mnie .. wzrusza:). Zresztą dzisiaj jak wracałam do domu autobusem, to przez jego okna kilka saren przy drodze też można było zobaczyć. No, ale to na wsi.
Sarna na wsi to sarna na wsi, a w mieście to całkiem inna sprawa:).
Nikogo biegającego nie było ( w sobotę), tylko dwie dziewczyny z kijkami, nordic walking uskuteczniały.
czas: 0: 38 min
średnie tętno: 159
spalone kalorie: 304
W niedzielę już się nie odważyłam wyjść, bo śnieg spadł i bałam się, że jest zbyt ślisko , co z moją skręconą kiedyś kostką i kolanem takim jakie mam, dość ryzykowne byłoby. Tak więc "podarowałam" sobie w prezencie :) , 35 min na stepperze ( nuda, ale da się wytrzymać).
A dzisiaj było 40 min na stepperze.
Jutro jak nic mi nie przeszkodzi będzie bieganie, a póki co trzeba iść spać, bo jutro do pracy.
Przejedzenia nie ma, bo jakoś nigdy akurat tej tradycji nie folgowałam, a poza tym od jakiegoś czasu staram się zmieniać swoje nawyki żywieniowe na lepsze.
Było też trochę sportu:).
W sobotę poszłam sobie pobiegać.
Bieganie urozmaicone bo w Mielcu, a więc inna trasa.
Pobiegłam " na Strefę" i z powrotem. Pewnie będzie tak około 6 km.
Przyjemnie się biegło.
Miałam też niespodziankę, w pewnym momencie przez drogę prowadzącą na Strefę, przebiegła sarna. Ot.. widok taki w mieście nieodmiennie jakoś tak mnie .. wzrusza:). Zresztą dzisiaj jak wracałam do domu autobusem, to przez jego okna kilka saren przy drodze też można było zobaczyć. No, ale to na wsi.
Sarna na wsi to sarna na wsi, a w mieście to całkiem inna sprawa:).
Nikogo biegającego nie było ( w sobotę), tylko dwie dziewczyny z kijkami, nordic walking uskuteczniały.
czas: 0: 38 min
średnie tętno: 159
spalone kalorie: 304
W niedzielę już się nie odważyłam wyjść, bo śnieg spadł i bałam się, że jest zbyt ślisko , co z moją skręconą kiedyś kostką i kolanem takim jakie mam, dość ryzykowne byłoby. Tak więc "podarowałam" sobie w prezencie :) , 35 min na stepperze ( nuda, ale da się wytrzymać).
A dzisiaj było 40 min na stepperze.
Jutro jak nic mi nie przeszkodzi będzie bieganie, a póki co trzeba iść spać, bo jutro do pracy.
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 29 marca 2013
Święta
Sprawiedliwy świecie przyjdź
Są wspomnienia na marzeniach kurz
Mam sto lat i chciałbym
Tylko trochę dłużej żyć
I co byś chciał?
Kim jesteś teraz powiedz mi?
I co byś chciał?
A co tu najważniejsze jest?
Dobrze, że spotkałem tylu ich
Wyjątkowych zwykłych tak jak ja
I powiedzieli mi
Że bez marzeń pragnień tych
Życie wtedy traci sens
Święta nadchodzą, chociaż patrząc na to co za oknem , to jakoś trudno uwierzyć…
Wszystkim moim Przyjaciołom, Znajomym, Czytelnikom życzę żeby kurz nie osiadał na marzeniach, a jeśli już z różnych powodów tak się zdarzy, to zróbcie wszystko, żeby jak najszybciej się go pozbyć.
Spokojnych Świąt!

Święta, święta...© lemuriza1972

" Łowiecka"© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 marca 2013
Bieganie
„Hej,
Ciut za mało tego jest
Tego życia
Żeby żyć”
Ciut za mało tej wiosny, a właściwie nie ma jej wcale, więc i o energię jakoś trudno, ale miejmy nadzieję, że już za chwileczkę , już za momencik…
Bieganie było w planie wczoraj, ale niemoc mnie bardzo jakaś ogarnęła… jakiś jednodniowy zdrowotny kryzys, więc nic z tego nie wyszło.
No, ale dzisiaj udało mi się już wyjść, chociaż walczyłam z „diabłem”, który szeptał, że zimno, że ciemno, że nieprzyjemnie, ale udało się wygrać i wyjść.
Dzisiaj biegło się dobrze, zrobiłam tylko jedną przerwę. Jest progres w stosunku do poprzednich biegów, kilka minut krócej.
Jak to ostatnio , do Ostrowa, do mostu i z powrotem.
Czas biegu: 0:38
spalone kalorie: 163
spalone kalorie: 328
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 marca 2013
Siatkówka i o Nepalu słów kilka.
Dzisiaj wtorek , więc siatkówka. Trochę pobiegałam, nawet jestem trochę zmęczona, ale czy z powodu niezłej gry czy marnej kondycji? Chyba to drugie jednak, ze smutkiem muszę stwierdzić.
Ale spokojnie.. pracuję nad tym wytrwale i wierzę, że za czas jakiś będzie lepiej, dużo lepiej.
Czytam właśnie książeczkę Olgi Morawskiej "Wakacje w Nepalu".
Cóż.. pisałam niejednokrotnie - marzeniem moim jest zobaczyć najwyższe góry świata.
Stąd też kierunek Nepal jest jak najbardziej słuszny.
Olga napisała:
" Wiem, że jeszcze nieraz wrócę do Nepalu, tylko na razie nie wiem kiedy. Nepal ma magiczną, przyciągającą moc. Kto podda się jej działaniu, pozostanie pod jej wpływem przez całe życie"
Olga pewnie wie co pisze, a ja bardzo chciałabym się przekonać jak na mnie Nepal podziała.. chociaż spodziewać się mogę.
Gdyby nie pewne okoliczności życiowe, to myślę, że przyszłe wakacje to byłby Nepal.
Ale niestety raczej muszę na dzień dzisiejszy te plany odłożyć.
Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Marzenia są ważne , bardzo ważne, ale czasem trzeba je odłożyć na .. nieco później. A może inaczej - nie marzenia, a ich realizację.
Więc na razie odłożyć muszę, ale nie znaczy, że nie będę marzyć dalej.
I oby tylko Los okazał się łaskawy.
Bardzo chciałabym napisać tutaj kiedyś - BYŁAM W NEPALU.
I zamieścić zdjęcia, MOJE zdjęcia Everestu, Dhaulagiri, Annapurny....
Może więc powinnam napisać:
Wiem, że kiedyś pojadę do Nepalu. Na razie tylko nie wiem kiedy...
Ale spokojnie.. pracuję nad tym wytrwale i wierzę, że za czas jakiś będzie lepiej, dużo lepiej.
Czytam właśnie książeczkę Olgi Morawskiej "Wakacje w Nepalu".
Cóż.. pisałam niejednokrotnie - marzeniem moim jest zobaczyć najwyższe góry świata.
Stąd też kierunek Nepal jest jak najbardziej słuszny.
Olga napisała:
" Wiem, że jeszcze nieraz wrócę do Nepalu, tylko na razie nie wiem kiedy. Nepal ma magiczną, przyciągającą moc. Kto podda się jej działaniu, pozostanie pod jej wpływem przez całe życie"
Olga pewnie wie co pisze, a ja bardzo chciałabym się przekonać jak na mnie Nepal podziała.. chociaż spodziewać się mogę.
Gdyby nie pewne okoliczności życiowe, to myślę, że przyszłe wakacje to byłby Nepal.
Ale niestety raczej muszę na dzień dzisiejszy te plany odłożyć.
Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Marzenia są ważne , bardzo ważne, ale czasem trzeba je odłożyć na .. nieco później. A może inaczej - nie marzenia, a ich realizację.
Więc na razie odłożyć muszę, ale nie znaczy, że nie będę marzyć dalej.
I oby tylko Los okazał się łaskawy.
Bardzo chciałabym napisać tutaj kiedyś - BYŁAM W NEPALU.
I zamieścić zdjęcia, MOJE zdjęcia Everestu, Dhaulagiri, Annapurny....
Może więc powinnam napisać:
Wiem, że kiedyś pojadę do Nepalu. Na razie tylko nie wiem kiedy...
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 marca 2013
Topienie Marzanny
&feature=youtu.be
Dzień rozpoczęłam od biegania.
Tak więc pobudka dość wcześnie jak na niedzielę. Szybkie i lekkie śniadanko ( musli i jogurt, żeby nie było tego co tydzień temu czyli zbytniego obciążenia śniadaniem) i w drogę. Kiedy zamykałam drzwi, sąsiad wracający skądś tam , powiedział:
Zmarznie pani na rowerze, dzisiaj w nocy było bardzo zimno…
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że ja nie na rower.
Kiedy wyszłam z klatki, przekonałam się, że jest rzeczywiście bardzo, bardzo zimno. No, ale przy bieganiu nie ma to większego znaczenia.
Nie biegło mi się jakoś super, ale tradycyjną trasę do mostu w Ostrowie ( 6 km) zdołałam zrobić. Poza tym przyjemnie, pusto. Rzut oka na zimowy Dunajec i z powrotem do domu, żeby zdążyć obejrzeć wyczyny chłopaków na skoczni w Planicy.
Czas 0:41 min
Średnie tętno 160
Spalone kalorie 324.
Ale to nie był koniec tego dnia, bo aż żal byłoby zmarnować taką piękną, zimową, słoneczną pogodę na siedzenie w domu.
Tak więc po zakończeniu skoków ( trochę szkoda, że skończyła się zima ze skokami i Justyną, było wiele emocji tej zimy), w drogę i na Lubinkę.
Zaparkowaliśmy na parkingu pod Doliną Izy, gdzie stały już 3 auta, tak więc widać , że Dolinka jest popularna. Nic dziwnego, skoro jest tam tak pięknie.
Najpierw jakiś kilometr asfaltem w kierunku Dąbrówki Szczepanowskiej, a potem wejście na zielony szlak i jeszcze jakieś 500 m pomiędzy domami ( cudne widoki na pola pokryte świeżym śniegiem), a potem już wejście do lasu.

Towarzyszący mi dzisiaj Alek powiedział w pewnym momencie patrząc na widoki: to jest wolność właśnie…
No tak, obcowanie z przyrodą, a zwłaszcza górami daje duże poczucie wolności.

No i tak sobie wędrowaliśmy zielonym szlakiem rowerowym, który zwykle przemierzam na rowerze, podziwiając widoki, aż dotarliśmy do strumyka.
Jakoś kompletnie nie pomyślałam, że przecież jest zima i jakoś przeprawić trzeba będzie się przez strumyk.
Łatwe to nie było ( lód zbyt cienki), zanotowałam nawet spektakularne załamanie się lodu pode mną.
Na szczęście moje nowe górskie buty zniosły to bardzo, bardzo dzielnie.
Kiedy już udało nam się przeprawić przypomniało mi się, że jakieś 100 m dalej jest.. drewniany mostek.


I dalej wędrówka zielonym szlakiem do końca, a potem 3 km delikatnie pod górę lasem ( na rowerze zwykle tamtędy zjeżdżamy).

Spotkaliśmy nawet 5 osób, a biorąc pod uwagę, ze jest to jakieś 12 km od Tarnowa, to byliśmy trochę zdziwieni. Fajnie, że ludziom chce się ruszyć i wyjść na zimowy spacer.

To była pewnie ostatnia zimowa wyprawa tej zimy / wiosny?
No chyba, że uda się jeszcze pojechać w Tatry. Oby.
Czas przejścia: 2 godziny
Kilometrów : 7
Średnie tętno 135
Spalone kalorie: 755
&feature=youtu.be








Dzień rozpoczęłam od biegania.
Tak więc pobudka dość wcześnie jak na niedzielę. Szybkie i lekkie śniadanko ( musli i jogurt, żeby nie było tego co tydzień temu czyli zbytniego obciążenia śniadaniem) i w drogę. Kiedy zamykałam drzwi, sąsiad wracający skądś tam , powiedział:
Zmarznie pani na rowerze, dzisiaj w nocy było bardzo zimno…
Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że ja nie na rower.
Kiedy wyszłam z klatki, przekonałam się, że jest rzeczywiście bardzo, bardzo zimno. No, ale przy bieganiu nie ma to większego znaczenia.
Nie biegło mi się jakoś super, ale tradycyjną trasę do mostu w Ostrowie ( 6 km) zdołałam zrobić. Poza tym przyjemnie, pusto. Rzut oka na zimowy Dunajec i z powrotem do domu, żeby zdążyć obejrzeć wyczyny chłopaków na skoczni w Planicy.
Czas 0:41 min
Średnie tętno 160
Spalone kalorie 324.
Ale to nie był koniec tego dnia, bo aż żal byłoby zmarnować taką piękną, zimową, słoneczną pogodę na siedzenie w domu.
Tak więc po zakończeniu skoków ( trochę szkoda, że skończyła się zima ze skokami i Justyną, było wiele emocji tej zimy), w drogę i na Lubinkę.
Zaparkowaliśmy na parkingu pod Doliną Izy, gdzie stały już 3 auta, tak więc widać , że Dolinka jest popularna. Nic dziwnego, skoro jest tam tak pięknie.
Najpierw jakiś kilometr asfaltem w kierunku Dąbrówki Szczepanowskiej, a potem wejście na zielony szlak i jeszcze jakieś 500 m pomiędzy domami ( cudne widoki na pola pokryte świeżym śniegiem), a potem już wejście do lasu.

Podtrzymuje śnieg, żeby nie zeszła lawina:)© lemuriza1972
Towarzyszący mi dzisiaj Alek powiedział w pewnym momencie patrząc na widoki: to jest wolność właśnie…
No tak, obcowanie z przyrodą, a zwłaszcza górami daje duże poczucie wolności.

Wolność© lemuriza1972
No i tak sobie wędrowaliśmy zielonym szlakiem rowerowym, który zwykle przemierzam na rowerze, podziwiając widoki, aż dotarliśmy do strumyka.
Jakoś kompletnie nie pomyślałam, że przecież jest zima i jakoś przeprawić trzeba będzie się przez strumyk.
Łatwe to nie było ( lód zbyt cienki), zanotowałam nawet spektakularne załamanie się lodu pode mną.
Na szczęście moje nowe górskie buty zniosły to bardzo, bardzo dzielnie.
Kiedy już udało nam się przeprawić przypomniało mi się, że jakieś 100 m dalej jest.. drewniany mostek.

Nad strumykiem© lemuriza1972

Strumyk© lemuriza1972
I dalej wędrówka zielonym szlakiem do końca, a potem 3 km delikatnie pod górę lasem ( na rowerze zwykle tamtędy zjeżdżamy).

Gdzieś na szczycie góry...© lemuriza1972
Spotkaliśmy nawet 5 osób, a biorąc pod uwagę, ze jest to jakieś 12 km od Tarnowa, to byliśmy trochę zdziwieni. Fajnie, że ludziom chce się ruszyć i wyjść na zimowy spacer.

Pinokio© lemuriza1972
To była pewnie ostatnia zimowa wyprawa tej zimy / wiosny?
No chyba, że uda się jeszcze pojechać w Tatry. Oby.
Czas przejścia: 2 godziny
Kilometrów : 7
Średnie tętno 135
Spalone kalorie: 755
&feature=youtu.be

Trochę informacji© lemuriza1972

Zrobiłam napis© lemuriza1972

Zachciało mi się jeść:)© lemuriza1972

Buka z Muminków straszy na Lubince© lemuriza1972

Toast po osiągnięciu najwyższego punktu wycieczki© lemuriza1972

Droga© lemuriza1972

W lesie© lemuriza1972

Błękit© lemuriza1972

Sopelki© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 marca 2013
Podtarnowski Las Radłowski:)
Opis linkahttp://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=ud23iPGKHhc
„ Nie powinniśmy oceniać ludzi, którzy szukają niebezpieczeństwa w najwyższych górach świata lub wymagać od nich odpowiedzi na pytanie o sens tego co robią. Kiedy płacą najwyższą cenę za swoją pasję, powinniśmy po prostu o nich pamiętać”
Wanda Rutkiewicz

Wiosnę mamy podobno.
Zdjęcie zrobione dzisiaj.. czyli 23 marca.
W czwartek w tvp Kultura była premiera filmu o polskim himalaizmie „Art of freedom”.
Piękny film .. góry, wypowiedzi polskich ( i nie tylko , bo wypowiadał się też Messner) himalaistów.
Polecam. Jutro o 14.30 jest powtórka programu, którego częścią był film.
Bardzo spodobała mi się nazwa Sziszapangma.
Pierwsze zimowe wejście na Sziszę zaliczyli w 2005r. Piotr Morawski i Simone Moro – moi himalajscy „ulubieńcy”.
Miało być dzisiaj bieganie, ale wyszedł godzinny spacer po Lesie Radłowskim.
No cóż.. mamy kalendarzową wiosnę, ale gdzieś sobie poszła… chyba zabłądziła i nie może trafić:).
Dzisiaj cudowna zimowa pogoda, mróz, słońce… czysta energia kiedy się tak po Lesie spacerowało.
Zauważyłam, że Las Radłowski stał się takim sportowym „centrum” dla ludzi z Tarnowa. Dużo osób po nim biega, biega na nartach, rolkach i rzecz jasna jeździ na rowerze.
Dzisiaj też było sporo osób.
Miły, dostarczający endorfin ( to słońce i śnieg) spacer.
Wieczorem jeszcze trochę domowych ćwiczeń.




„ Nie powinniśmy oceniać ludzi, którzy szukają niebezpieczeństwa w najwyższych górach świata lub wymagać od nich odpowiedzi na pytanie o sens tego co robią. Kiedy płacą najwyższą cenę za swoją pasję, powinniśmy po prostu o nich pamiętać”
Wanda Rutkiewicz

Piękna zima tej wiosny:) - Dwudniaki© lemuriza1972
Wiosnę mamy podobno.
Zdjęcie zrobione dzisiaj.. czyli 23 marca.
W czwartek w tvp Kultura była premiera filmu o polskim himalaizmie „Art of freedom”.
Piękny film .. góry, wypowiedzi polskich ( i nie tylko , bo wypowiadał się też Messner) himalaistów.
Polecam. Jutro o 14.30 jest powtórka programu, którego częścią był film.
Bardzo spodobała mi się nazwa Sziszapangma.
Pierwsze zimowe wejście na Sziszę zaliczyli w 2005r. Piotr Morawski i Simone Moro – moi himalajscy „ulubieńcy”.
Miało być dzisiaj bieganie, ale wyszedł godzinny spacer po Lesie Radłowskim.
No cóż.. mamy kalendarzową wiosnę, ale gdzieś sobie poszła… chyba zabłądziła i nie może trafić:).
Dzisiaj cudowna zimowa pogoda, mróz, słońce… czysta energia kiedy się tak po Lesie spacerowało.
Zauważyłam, że Las Radłowski stał się takim sportowym „centrum” dla ludzi z Tarnowa. Dużo osób po nim biega, biega na nartach, rolkach i rzecz jasna jeździ na rowerze.
Dzisiaj też było sporo osób.
Miły, dostarczający endorfin ( to słońce i śnieg) spacer.
Wieczorem jeszcze trochę domowych ćwiczeń.

Jogging:)© lemuriza1972

Joga:)© lemuriza1972

Jezioro w Lesie© lemuriza1972

Moc błękitu© lemuriza1972

Las Radłowski© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 marca 2013
Bieganie:)
No.. trenują dziewczyny aż miło. Szacunek.
„ Humor dobry. No co zrobić. Trzeba się cieszyć. Nic się nie stało nikomu. Wszyscy żyją”- powiedziałam dzisiaj do moich dziewczyn wychodząc z pracy.
Kogo cytowałam?:)
Dzisiaj bieganie. Wczoraj zrobiłam sobie dzień przerwy, bo trochę czułam kolana po niedzieli, więc wczoraj były tylko ćwiczenia domowe.
Dzisiaj tradycyjnie ( kiedy biegam samotnie) do mostu na Ostrowie i z powrotem.
Dzisiaj już nie było tak ciężko jak w niedzielę, bo prawie nie ma śniegu, momentami tylko trochę pośniegowego błota i kałuż ( miałam prysznic na moście spod kół TIRA).
Ale mimo wszystko nie do końca jestem zadowolona ze swojej dyspozycji ( no bo z napływu endorfin po biegu jak najbardziej).
Jakoś tak ciężko mi się biegło. Może jakiś taki czas mam. Zobaczymy co będzie dalej.
Czas biegu: 0:40
Średnie tętno : 160
Spalone kalorie : 350
A tu dwa filmiki znalezione przypadkiem ( fajnie, że ludzie między treningami potrafią znaleźć czas na zabawę).
W tym pierwszym końcówka jakby żywcem wyjęta z niektórych moich zjazdów na zakręcie na biegówkach.
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 marca 2013
Bieganie i jeszcze trochę o górach
Tego linka podrzuciła mi Krysia.
Piosenka, która bardzo mi „podeszła”, a do tego takie piękne widoki.
Dobra, sportowa niedziela – to co wyprawiają „chłopaki” w skokach to coś niesamowitego.
Kiedy Małysz skończył karierę, było wiadomo, że można liczyć na Kamila, ale że na kogoś jeszcze??? Chyba mało kto w to wierzył.
W czwartek odebrałam buty do biegania i w planie było wypróbowanie ich w piątek. No, ale w piątek zaatakowała zima tak, że ledwie przebrnęłam przez zaspy do pracy i z powrotem, a co tu dopiero mówić o bieganiu.
Tak więc domowe ćwiczenia i czekanie na lepszą pogodę.
Lepsza pogoda nadeszła już wczoraj, ale wczoraj byłam w Krakowie. Na szczęście i dzisiaj obudziło mnie słońce. Zjadłam więc śniadanie, przebrałam się w sportowe ciuchy, nowe buty na nogi i w drogę.
Przepiękna , cudowna pogoda… biel śniegu, którego wszędzie masa, a do tego przepięknie świecące słońce.
Buty świetne… naprawdę. Moi koledzy biegacze mówili, że buty w bieganiu to podstawa, ja im wierzyłam, ale potrzeby próbowania nie miałam, aż do teraz.
No i teraz wiem, że rację mieli.
To jest taka różnica jak jazda na „porządnym” rowerze i jazda na makrokeszu.
Niestety buty same nie niosą. Ciężko mi się dzisiaj biegało, nogi jakieś ciężkie ( być może to efekt tego, że biegłam po śniegu, a to niemalże jak bieganie po piasku). Do tego za szybko wyszłam po śniadaniu ( chciałam zdążyć na Kowalczyk) i złapała mnie kolka. Wiadomo, że nie biega się zaraz po jedzeniu… cóż…
W efekcie zamiast jednej przerwy podczas biegania musiałam zrobić aż 3.
Trasa – do mostu w Ostrowie i z powrotem.
Czas 0:44 min, średnie tętno 160, spalone kalorie 364
Dostałam wczoraj od Przyjaciółki dwie książki ( „Wołanie w górach” Michała Jagiełły i książkę o podróży do Napalu Olgi Morawskiej).
Siedząc w pociągu oglądałam je, próbowałam czytać. Nic z tego.
Jakiś pan, który usiadł naprzeciwko, zapytał czy zdążę przeczytać książkę w pociągu ( ma ponad 700 stron) i że wszyscy teraz się wzięli za książki o górach , po tej tragedii.
Powiedziałam, że ja czytam je od kilku lat ( dokładnie prawie od 5).
Zapytał czy chodzę po górach. Powiedziałam, ze chodzę.
„ a z liną?”
„ Nie”
„ E tam… to takie łażenie” ( dość lekceważący ton w głosie).
Cóż.. przykro mi, że rozczarowałam Pana:) , że nie jestem bohaterką, taterniczką, alpinistką, himalaistką, a zwykłą , przeciętną turystką zakochaną w górach ( ale też nie aspiruję do miana bohaterki).
Miałam ochotę powiedzieć Panu…: to nie takie tam łażenie, to łażenie po szczęście, po widoki, po radość, po energię, którą można czerpać z gór… To łażenie po coś WIELKIEGO.
Ale po co tłumaczyć? Już dawno się przekonałam, że to niewiele daje, jeśli ktoś patrzy na góry tylko w telewizji. Przez szklany ekran nie poczuje się tej magii. Nie ma takiej możliwości.
To mniej więcej tak jak słuchanie muzyki z płyty, i słuchanie na koncercie.
Jeśli ktoś chce posłuchać o moich wędrówkach w góry, czy trasach rowerowych, chętnie opowiadam… ale wtedy , kiedy widzę zainteresowanie tematem.
Pan zobaczył , że przeglądam książkę Morawskiej . Był zorientowany , bo powiedział:
„ A to ta pani.. często występuje w telewizji. No i co .. młodą wdową została. Warto?”
Powiedziałam: młodą wdową można zostać nie mając męża himalaisty.
Mam koleżankę, która została wdową mając 19 lat, bo mąż został potrącony przez samochód…
Pan nic już nie odpowiedział.
Syn Macieja Berbeki na wczorajszej uroczystości powiedział mniej więcej coś takiego.
„ Jesteśmy wdzięczni za góry.
Góry , które ukształtowały tatę i naszą rodzinę”
„ Po każdej wielkiej wspinaczkowej przygodzie spojrzenie Wojtka na życie codzienne zmieniało się totalnie. Góry były jak ogromna miotła, która wymiata wszelkie śmieci, wszystkie drobiazgi, obciążenia związane z codziennym życiem.
Wojtek zawsze wracał z gór odmieniony, oczyszczony, mówiąc językiem zgodnym z jego informatycznym wykształceniem – zresetowany. Jego doświadczenie było identyczne z tym, jakiego doznał norweski odkrywca Borge Ousland, który tak wyjaśnił swoje zamiłowanie do solowych ekspedycji w polarne rejony: „ Idę tam, ponieważ mnie obnażają, staje się jak zwierz i odnajduje swoje prawdziwe oblicze”.
Po każdej ekspedycji Wojtek zdawał się bardziej otwarty na piękno i wsłuchany w świat. Łatwiej akceptował negatywne aspekty życia takie jak stawanie się słabszym, chorym, starszym”.
( o Wojciechu Kurtyce z książki „Ucieczka na szczyt”)
Może więc to rzeczywiście jest tak, ze idziemy nie tylko po piękno, szczęście, endorfiny, reset, widoki ale po jakąś prawdę o sobie?
I jeszcze Ktoś bardzo, bardzo pozytywny. Polecam obejrzeć do końca:)
Trzeba nam więcej takich wesołych, roześmianych, pozytywnych ludzi.

Dunajec zimowy© lemuriza1972

I Dunajec z drugiej strony mostu© lemuriza1972
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 marca 2013
Siatkówka, bieganie

Szczyt w Karakorum© lemuriza1972
Laila Peak – znany także jako Layla Peak lub Leyla Peak, szczyt w Karakorum, sześciotysięcznik. Dokładna wysokość nie jest znana, różne źródła podają od 6096 do nawet 6614 m n.p.m. Ze względu na swój piękny kształt, bardzo atrakcyjny dla fotografów i wspinaczy, jednak oficjalnie władze Pakistanu nie wydają zezwoleń na jego zdobywanie. Zbudowany ze skał krystalicznych, głównie gnejsów i granitów.
Piękny prawda?
Wczoraj była siatkówka.
O „marności” tej siatkówki wczorajsze świadczą dane z pulsometru – średnie tętno 127, spalone kalorie 494 , czas gry 1 godz 30 min.
Niestety jakoś koledzy i koleżanki chęci nie mieli. Poza tym nie porozgrzewali się ( patrzę na to z lekkim przestrachem zawsze, ja nauczona robić zawsze przed treningiem siatkarskim solidną półgodzinną rozgrzewkę). No i były urazy.
Dzisiaj było bieganie. Pod klasztor na Pszennej, małe kółko po osiedlu domków jednorodzinnych i z powrotem.
Jest coraz lepiej. Tak to czuję. Jestem mniej zmęczona, chyba szybciej idzie nam to bieganie.
Dzisiaj ubrałam inne buty ( przypomniałam sobie,że mam w domu jeszcze jedne sportowe buty kupione w ub roku). Biegło mi się zdecydowanie lepiej, ale jutro jadę po obuwie profesjonalne i mam nadzieję, że kupię.
Jak już pisałam odpuszczam maratony. Zobaczę może gdzieś w połowie sezonu na któryś się przejadę, ot tak dla przypomnienia sobie jak to jest – ścigać się.
Ale póki co powiedziałam – nie. Powiedziałam "nie" z powodu różnych życiowych okoliczności, ale też i chyba pewnego… wypalenia?
Chyba tak. Chyba tak to muszę nazwać. Muszę po prostu odpocząć od tego. Widocznie rok to było mało.
A może to już koniec z maratonami na większą skalę? Czas pokaże. Jak zwykle.
No, ale ponieważ mnie jest trudno żyć bez sportowego celu, to oczywiście sobie takowy wymyśliłam.
Jeśli celem to nazwać mogę.
Dała mi też do myślenia moja sobotnia, górska niedyspozycja.
Bo myślę, że to nie tylko był mój słaby dzień, nie tylko złe warunki atmosferyczne, ale też i kiepska kondycja.
Ubiegły rok co tu dużo mówić, był moim najsłabszym sportowym rokiem od kilku lat. Z pewnością.
Więc wymyśliłam sobie cel – poprawienie i to znaczne mojej kondycji, co będę realizować różnymi środkami, przede wszystkim poprzez bieganie, rower i ćwiczenia.
Po co? Bo nie lubię być.. słaba fizycznie?
No nie lubię i tyle:).
Ale najważniejsze jest to, że chce znowu bez strasznego bólu, móc wedrować po górach 8,10 godzin, nawet w zimie. Tak jak kiedyś.
Mam CEL i od razu jakoś tak chętniej się wstaje, ćwiczy i żyje.
A dzisiaj 54 minut biegania ( z przerwą na jakiś tak 6 minutowy marsz)
Średnie tętno: 152
Spalone kalorie: 415
- Aktywność Jazda na rowerze





