Piątek, 14 stycznia 2011
O przejedzeniu rowerka:)
Muzyka tak na dobry początek weekendu
Dzisiaj odpoczynek. Od sportu oczywiście, bo w pracy dużo pracy:) a w domu też dużo pracy:)
Pada. I cóż, że pada, kiedy jest weekend. Kiedy zdrowa jestem, nic nie boli, nie dolega. Kiedy za kilka chwil piłkarze ręczni rozpoczną bój swój, kiedy na poczcie czekają na mnie dwie świetne książki…
Co prawda z jutrzejszych planów przez ten deszcz nici, ale za to jest nadzieja, ze za tydzien będzie lepsza pogoda i będzie jeszcze fajniej.
Taką rozmowę słyszałam dzisiaj na przystanku.
Dziewczyna i chłopak ( młodzi bardzo).
Chłopak: ale bym sobie pojeździł na rowerze…. ( rozmarzony.. może pod powiekami widoki piękne, lasy zielone)
Dziewczyna: teraz??? Przecież pada…
Chłopak: no nie teraz… ale chciałbym rower kupić… tak bym sobie pojeździł.. taką straszną mam ochotę..
( ja go rozumiem. I to bardzo).
Dziewczyna: to ile chcesz przeznaczyć na ten rower?
Chłopak: tak 700 , 800 zł…
Dziewczyna: co??? W życiu bym tyle pieniedzy nie wydała na rower!!!
Chłopak: a na co bys je wydała?
( zastrzygłam uszętami, bo ciekawa byłam na co dziewczyna rower zamieniłaby. Na ciuchy? Książki? Płyty? Wakacje? Kino?)
Dziewczyna ( bez chwili namysłu): na jedzenie….
Gdyby to było w innym kraju, gdzie jedzenie jest „towarem” osiągalnym rzadko, gdyby ubiór dziewczyny i rózne gadżety, które miała ze sobą, nie wskazywały na to ze jedzenia na co dzien jej nie brakuje.. to pewnie pokiwałabym ze zrozumieniem głową.
A tak pomyślałam… o matko.. gdybym ja chciała przejeść mój rower to na żaden inny już bym pewnie nie wsiadła, bo żadna rama by tego nie wytrzymała:).
Świat codziennie mnie zadziwia i to wcale nie mówię, ze nie są to pozytywne zadziwienia.
Bo to była sympatyczna rozmowa i przypomniała mi, ze ludzie mogą mieć naprawdę rózne pragnienia i marzenia.
Dzisiaj odpoczynek. Od sportu oczywiście, bo w pracy dużo pracy:) a w domu też dużo pracy:)
Pada. I cóż, że pada, kiedy jest weekend. Kiedy zdrowa jestem, nic nie boli, nie dolega. Kiedy za kilka chwil piłkarze ręczni rozpoczną bój swój, kiedy na poczcie czekają na mnie dwie świetne książki…
Co prawda z jutrzejszych planów przez ten deszcz nici, ale za to jest nadzieja, ze za tydzien będzie lepsza pogoda i będzie jeszcze fajniej.
Taką rozmowę słyszałam dzisiaj na przystanku.
Dziewczyna i chłopak ( młodzi bardzo).
Chłopak: ale bym sobie pojeździł na rowerze…. ( rozmarzony.. może pod powiekami widoki piękne, lasy zielone)
Dziewczyna: teraz??? Przecież pada…
Chłopak: no nie teraz… ale chciałbym rower kupić… tak bym sobie pojeździł.. taką straszną mam ochotę..
( ja go rozumiem. I to bardzo).
Dziewczyna: to ile chcesz przeznaczyć na ten rower?
Chłopak: tak 700 , 800 zł…
Dziewczyna: co??? W życiu bym tyle pieniedzy nie wydała na rower!!!
Chłopak: a na co bys je wydała?
( zastrzygłam uszętami, bo ciekawa byłam na co dziewczyna rower zamieniłaby. Na ciuchy? Książki? Płyty? Wakacje? Kino?)
Dziewczyna ( bez chwili namysłu): na jedzenie….
Gdyby to było w innym kraju, gdzie jedzenie jest „towarem” osiągalnym rzadko, gdyby ubiór dziewczyny i rózne gadżety, które miała ze sobą, nie wskazywały na to ze jedzenia na co dzien jej nie brakuje.. to pewnie pokiwałabym ze zrozumieniem głową.
A tak pomyślałam… o matko.. gdybym ja chciała przejeść mój rower to na żaden inny już bym pewnie nie wsiadła, bo żadna rama by tego nie wytrzymała:).
Świat codziennie mnie zadziwia i to wcale nie mówię, ze nie są to pozytywne zadziwienia.
Bo to była sympatyczna rozmowa i przypomniała mi, ze ludzie mogą mieć naprawdę rózne pragnienia i marzenia.
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 13 stycznia 2011
Spinning (13) i takie tam.. o refleksje
Dzisiaj spinning numer 13 i do tego trzynastego stycznia. Nic złego jednak się nie wydarzyło.
Dzień niby brzydki.. pada, a mnie jakoś radośnie wyjątkowo od samego rana.
Koleżanka z pracy powiedziała mi rano: Iza, minełaś mnie, zingnorowałaś . Taki miałaś usmiech na ustach... ( to było rano jak szłam do pracy, koleżanki nie zauwazylam, nie wiem o czym myslałam, ale deszcz nie przeszkadzał, widocznie o czymś miłym)
a teraz wyjątkowo radośnie bo znowu masa endorfin. Po treningu jeszcze chwilę byłam u Andżeliki, wiec miło.. miło...
Tylko znowu za mocno.. pojechałam, ćwiczyłam. Musze jakoś sie zdyscyplinować...
Mam pewien plan zobaczymy czy uda się go zrealizować, ale jeszcze muszę zapytać mojego nieoficjalnego Treneiro czy to aby dobry pomysł.
Tak więc 45 min spinningu, potem 30 min orbitrek , 10 min wioseł i 3 serie razy 30 brzuszków na maszynie.
Wiosła na koncu, a my niemądre poszłymy prawie na maksa i co ? I wyniki lepsze.
Andżeliki lepszy od poprzedniego o minutę prawie!!!!! ( ale wciąż gorszy od mojego, z tymże ona jest lżejsza, a to pewnie ma jakieś znaczenie).
Mój 9 min 31 sek, wczesniejszy 10 min 3 sek.
Biorąc pod uwagę to, że moja przyjaciółka powiedziała mi ze przez 3 lata zdołała poprawić się o 20 sekund, to chyba nie najgorzej z nami.
Powiem jednak, ze koncówka była już ciężka...i jak skonczyłysmy to był moment prawie agonalny:), ale to była tylko taka chwilka.
Trzeba jednak bedziesz skonczyć chyba z tym wiosłowym ściganctwem i wiosłować sobie spokojnie.
Kupiłam dzisiaj Twój Styl, głownie z uwagi na film " Coco Chanel" ( czytałam kiedyś książkę i chciałam obejrzeć również film). No i w TS niespodzianka! Wywiad z Olgą Morawską, o której tu juz pisałam. Dla przypomnienia, Olga była żoną , zmarłego w górach himalaisty Piotra.
Z wielu względów jakoś tak.. oni są mi obydwoje bliscy, chociaż przecież nie znałam Piotra, nie znam Olgi.
ale jakoś tak odczuwam głęboką empatię w stosunku do Olgi i jej drogi po śmierci Piotra, no i do Piotra z racji jego miłosci do gór i wielkiej pasji.
Najlepszą wiadomością jest to, że Olga pisze nową książkę. To mają być rozmowy z himalaistami. Już nie mogę się doczekać.
Ogromnie imponuje mi ta kobieta.
Ona przez wiele lat miotała się miedzy tą miłością do gór Piotra, a rodziną...
Był moment, ze nie mogła sie pogodzic , ze góry bywają ważniejsze.. aż doszła do jakiegoś takiego kompromisu w tym wszystkim.
No i kiedy zaczęło sie to wszystko w niej uspokajać.. kiedy jakoś tak pojęła , ze Piotr to nie tylko Piotr, ale to Piotr i góry w nim... on zginął.
Dzisiaj rozmawiałam z kimś znajomym.
Właśnie na ten temat. Na temat kompromisów w związkach w momencie kiedy jedno ma pasję i poświeca jej wiele czasu.
Zapytałam czy ta druga osoba chce zeby jej partner był w domu, bo jakos razem fajnie spędzają ten czas, czy chce żeby był dla zasady...gdzieś tam obok... na fotelu na kanapie i tak nieobecny.
Bo chociaż to temat trudny i wiem, że sytuacje bywają różne i wiem, ze jesli ktos decyduje sie na rodzinę, to kosztem tej rodziny nie może realizować swoich pasji, to jednocześnie wiem, ze jeżeli partner jest zbyt zaborczy i pozbawi go tego zupełnie.. to chyba dobrze nie będzie.
Trzeba więc szukać kompromisów.
Ja myślę, ze często jest niestety tak, ze ludzie nie potrafią przebywać sami ze sobą. Nie potrafią sami fajnie spędzać czasu i dlatego wymagają od drugiej osoby stałej obecności. Nawet jesli i tak nie mają dla niej czasu, bo akurat piorą, gotują, albo robią cos innego...
Umiejętność bycia samemu ze sobą, fajnego bycia, jest bardzo cenna.
Długo się tego uczyłam i nauczyłam się. Spędzam sama ze sobą bardzo dużo czasu i może to zabrzmi nienormalnie, ale ja czasem naprawde cieszę się na te moje chwile sam na sam ze sobą.
Kiedy mogę usiąść z książką, kiedy mogę siąść przed komputerem, kiedy biorę rower i jadę gdzieś sama, kiedy po prostu czasem nie robię nic, tylko siedzę sobie w swoim mieszkaniu ( które tak ogromnie, ogromnie lubię, ze sama mam czasem wyrzuty sumienia w stosunku do samej siebie, ze jednak mało w nim spędzam czasu. A jest takie fajne, takie przyjemne).
W tym samym numerze Twojego Stylu Alicja Bachleda- Curuś mówi:
SZCZĘŚCIA NALEZY SIE UCZYĆ W SAMOTNOŚCI. POTEM MOŻNA JE Z KIMS DZIELIĆ, ALE LEPIEJ NIE UZALEŻNIAĆ SIĘ OD INNEJ OSOBY.
Usmiechnełam się to czytając, bo własnie mniej wiecej w podobny sposób zakonczyłam dzisiejszą rozmowę.
" Trzeba nauczyć się spędzać czas fajnie z samym sobą, a jak sie nauczysz spędzać czas fajnie z samym sobą, będziesz go również potrafił spedzać z drugą osobą".
Olga Morawska nauczyła się żyć bez Piotra i zaczęła dostrzegać uroki życia.
To była długa droga, ale przeszła ją tak dzielnie, jak dzielnie jej mąż zdobywał kolejne ośmiotysięczniki.
Dla mnie obydywoje są BOHATERAMI.
Dzień niby brzydki.. pada, a mnie jakoś radośnie wyjątkowo od samego rana.
Koleżanka z pracy powiedziała mi rano: Iza, minełaś mnie, zingnorowałaś . Taki miałaś usmiech na ustach... ( to było rano jak szłam do pracy, koleżanki nie zauwazylam, nie wiem o czym myslałam, ale deszcz nie przeszkadzał, widocznie o czymś miłym)
a teraz wyjątkowo radośnie bo znowu masa endorfin. Po treningu jeszcze chwilę byłam u Andżeliki, wiec miło.. miło...
Tylko znowu za mocno.. pojechałam, ćwiczyłam. Musze jakoś sie zdyscyplinować...
Mam pewien plan zobaczymy czy uda się go zrealizować, ale jeszcze muszę zapytać mojego nieoficjalnego Treneiro czy to aby dobry pomysł.
Tak więc 45 min spinningu, potem 30 min orbitrek , 10 min wioseł i 3 serie razy 30 brzuszków na maszynie.
Wiosła na koncu, a my niemądre poszłymy prawie na maksa i co ? I wyniki lepsze.
Andżeliki lepszy od poprzedniego o minutę prawie!!!!! ( ale wciąż gorszy od mojego, z tymże ona jest lżejsza, a to pewnie ma jakieś znaczenie).
Mój 9 min 31 sek, wczesniejszy 10 min 3 sek.
Biorąc pod uwagę to, że moja przyjaciółka powiedziała mi ze przez 3 lata zdołała poprawić się o 20 sekund, to chyba nie najgorzej z nami.
Powiem jednak, ze koncówka była już ciężka...i jak skonczyłysmy to był moment prawie agonalny:), ale to była tylko taka chwilka.
Trzeba jednak bedziesz skonczyć chyba z tym wiosłowym ściganctwem i wiosłować sobie spokojnie.
Kupiłam dzisiaj Twój Styl, głownie z uwagi na film " Coco Chanel" ( czytałam kiedyś książkę i chciałam obejrzeć również film). No i w TS niespodzianka! Wywiad z Olgą Morawską, o której tu juz pisałam. Dla przypomnienia, Olga była żoną , zmarłego w górach himalaisty Piotra.
Z wielu względów jakoś tak.. oni są mi obydwoje bliscy, chociaż przecież nie znałam Piotra, nie znam Olgi.
ale jakoś tak odczuwam głęboką empatię w stosunku do Olgi i jej drogi po śmierci Piotra, no i do Piotra z racji jego miłosci do gór i wielkiej pasji.
Najlepszą wiadomością jest to, że Olga pisze nową książkę. To mają być rozmowy z himalaistami. Już nie mogę się doczekać.
Ogromnie imponuje mi ta kobieta.
Ona przez wiele lat miotała się miedzy tą miłością do gór Piotra, a rodziną...
Był moment, ze nie mogła sie pogodzic , ze góry bywają ważniejsze.. aż doszła do jakiegoś takiego kompromisu w tym wszystkim.
No i kiedy zaczęło sie to wszystko w niej uspokajać.. kiedy jakoś tak pojęła , ze Piotr to nie tylko Piotr, ale to Piotr i góry w nim... on zginął.
Dzisiaj rozmawiałam z kimś znajomym.
Właśnie na ten temat. Na temat kompromisów w związkach w momencie kiedy jedno ma pasję i poświeca jej wiele czasu.
Zapytałam czy ta druga osoba chce zeby jej partner był w domu, bo jakos razem fajnie spędzają ten czas, czy chce żeby był dla zasady...gdzieś tam obok... na fotelu na kanapie i tak nieobecny.
Bo chociaż to temat trudny i wiem, że sytuacje bywają różne i wiem, ze jesli ktos decyduje sie na rodzinę, to kosztem tej rodziny nie może realizować swoich pasji, to jednocześnie wiem, ze jeżeli partner jest zbyt zaborczy i pozbawi go tego zupełnie.. to chyba dobrze nie będzie.
Trzeba więc szukać kompromisów.
Ja myślę, ze często jest niestety tak, ze ludzie nie potrafią przebywać sami ze sobą. Nie potrafią sami fajnie spędzać czasu i dlatego wymagają od drugiej osoby stałej obecności. Nawet jesli i tak nie mają dla niej czasu, bo akurat piorą, gotują, albo robią cos innego...
Umiejętność bycia samemu ze sobą, fajnego bycia, jest bardzo cenna.
Długo się tego uczyłam i nauczyłam się. Spędzam sama ze sobą bardzo dużo czasu i może to zabrzmi nienormalnie, ale ja czasem naprawde cieszę się na te moje chwile sam na sam ze sobą.
Kiedy mogę usiąść z książką, kiedy mogę siąść przed komputerem, kiedy biorę rower i jadę gdzieś sama, kiedy po prostu czasem nie robię nic, tylko siedzę sobie w swoim mieszkaniu ( które tak ogromnie, ogromnie lubię, ze sama mam czasem wyrzuty sumienia w stosunku do samej siebie, ze jednak mało w nim spędzam czasu. A jest takie fajne, takie przyjemne).
W tym samym numerze Twojego Stylu Alicja Bachleda- Curuś mówi:
SZCZĘŚCIA NALEZY SIE UCZYĆ W SAMOTNOŚCI. POTEM MOŻNA JE Z KIMS DZIELIĆ, ALE LEPIEJ NIE UZALEŻNIAĆ SIĘ OD INNEJ OSOBY.
Usmiechnełam się to czytając, bo własnie mniej wiecej w podobny sposób zakonczyłam dzisiejszą rozmowę.
" Trzeba nauczyć się spędzać czas fajnie z samym sobą, a jak sie nauczysz spędzać czas fajnie z samym sobą, będziesz go również potrafił spedzać z drugą osobą".
Olga Morawska nauczyła się żyć bez Piotra i zaczęła dostrzegać uroki życia.
To była długa droga, ale przeszła ją tak dzielnie, jak dzielnie jej mąż zdobywał kolejne ośmiotysięczniki.
Dla mnie obydywoje są BOHATERAMI.
- Czas 01:40
- HRmax 171 ( 90%)
- HRavg 157 ( 83%)
- Kalorie 701kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 stycznia 2011
Spinning ( 12) + siłownia
Dzisiaj tylko 45 min spinningu ( dane z pulsaka są właśnie ze spinningu).
"resztę" postanowiłam dorobić na siłowni, zeby było jakies urozmiacenie.
Spinning chyba pojechałam za mocno, a może mi sie wydaje?
ale było fajnie:) i znowu była Fragma.
Na siłowni najpierw Orbitrek ( po raz pierwszy w zyciu). Fajnie podobało mi się!
25 min jazdy na dość wysokim ( chyba jak na pierwszy raz) "leverze".
Potem jeszcze 15 min wioseł.
Najpierw 2000 m na wyścigi z Andżeliką ( co prawda, ze to wyścig dowiedziałam się gdzies w połowie), ale i tak udało mi się zwycieżyć chyba o 20 sek.
Duzo to czy mało? nie mam zielonego pojęcia.
ale udało mi sie chyba dlatego, że ze jechałam na maksymalnym obciążeniu , które ustawiał instruktor bo ja sie na tym nie znam, ja miałam "10" , Andżelika "7".
Czas 10 min 3 sek.
Pewnie porażka prawda?
No ale to był mój pierwszy raz na wiosłach.
Też mi sie podobało:)
Potem dojechałam sobie jeszcze chyba 800 m, juz wolniej.
A na koniec 3 serie brzuszków na maszynie.
3 x 30.
Musze częsciej chodzić na siłownię. Te wiosła mi sie spodobały i nawet kolano daje radę.
i znowu cała moc endorfin:)))))
A w ogóle jak juz "ozdrowiałam" to mam masę planów postanowień itd.
Maja na blogu napisała, ze nie ma postanowień, a ja mam:)
Przede wszystkim zmienić dietę bo odżywiam się niezbyt zdrowo niestety.
Po drugie nie czekać na wiosnę ( na wiosnę jak zaczynam intensywnie jeżdzić zawsze bardzo chudnę), tylko pozbyć sie tych 3,4 kg które przybyły w czasie zimy juz teraz.
A po trzecie: trenowac na wiosnę zupełnie inaczej niż w ub roku.
Będzie to trening bardziej przemyślany, a nie taki spontan.
Jak to napisał Damian , nie ten najlepiej trenuje kto trenuje najwiecej, tylko ten kto potrafi zrównoważyć trening i odpoczynek.
Tak to było Damian?
Przemyślałam sobie kilka spraw i będę sie poprawiać i mam nadzieję, ze bedą efekty.
"resztę" postanowiłam dorobić na siłowni, zeby było jakies urozmiacenie.
Spinning chyba pojechałam za mocno, a może mi sie wydaje?
ale było fajnie:) i znowu była Fragma.
Na siłowni najpierw Orbitrek ( po raz pierwszy w zyciu). Fajnie podobało mi się!
25 min jazdy na dość wysokim ( chyba jak na pierwszy raz) "leverze".
Potem jeszcze 15 min wioseł.
Najpierw 2000 m na wyścigi z Andżeliką ( co prawda, ze to wyścig dowiedziałam się gdzies w połowie), ale i tak udało mi się zwycieżyć chyba o 20 sek.
Duzo to czy mało? nie mam zielonego pojęcia.
ale udało mi sie chyba dlatego, że ze jechałam na maksymalnym obciążeniu , które ustawiał instruktor bo ja sie na tym nie znam, ja miałam "10" , Andżelika "7".
Czas 10 min 3 sek.
Pewnie porażka prawda?
No ale to był mój pierwszy raz na wiosłach.
Też mi sie podobało:)
Potem dojechałam sobie jeszcze chyba 800 m, juz wolniej.
A na koniec 3 serie brzuszków na maszynie.
3 x 30.
Musze częsciej chodzić na siłownię. Te wiosła mi sie spodobały i nawet kolano daje radę.
i znowu cała moc endorfin:)))))
A w ogóle jak juz "ozdrowiałam" to mam masę planów postanowień itd.
Maja na blogu napisała, ze nie ma postanowień, a ja mam:)
Przede wszystkim zmienić dietę bo odżywiam się niezbyt zdrowo niestety.
Po drugie nie czekać na wiosnę ( na wiosnę jak zaczynam intensywnie jeżdzić zawsze bardzo chudnę), tylko pozbyć sie tych 3,4 kg które przybyły w czasie zimy juz teraz.
A po trzecie: trenowac na wiosnę zupełnie inaczej niż w ub roku.
Będzie to trening bardziej przemyślany, a nie taki spontan.
Jak to napisał Damian , nie ten najlepiej trenuje kto trenuje najwiecej, tylko ten kto potrafi zrównoważyć trening i odpoczynek.
Tak to było Damian?
Przemyślałam sobie kilka spraw i będę sie poprawiać i mam nadzieję, ze bedą efekty.
- Czas 01:30
- HRmax 170 ( 90%)
- HRavg 156 ( 82%)
- Kalorie 399kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 stycznia 2011
Spinning ( 11)
Dzisiaj mija dokładnie 20 lat od mojej studniówki!!!
nie do wiary, nie wiem kiedy to tak szybko zleciało i trudno mi uwierzyć, ze mam 20 lat więcej. Czasem naprawdę czuję się jak ta 19 letnia dziewczyna ...
Dzisiaj spinning. Do grona spinningowców dołączyła Andżelika:).
Dzisiaj jechałam po raz pierwszy z pulsometrem na spinningu i jest to ciekawe doświadczenie.
Pierwszą godzinę pojechałam chyba za mocno, więc drugą już się pilnowałam, ale nie jest to wcale takie proste.
Jak tylko była pozycja druga czyli jazda na stojąco, od razu tętno na poziomie 166.
Generalnie pulsometr wniósł powiew świeżości do spinningowania, zawsze to coś nowego, jakieś urozmaicenie.
Dzisiaj czytałam sporo o Majce Włoszczowskiej.
Cytat z wywiadu:
Ale MTB to też jedna z najcięższych dyscyplin sportowych...
- Uważam, że treningi mamy bardzo atrakcyjne. W przeciwieństwie do pływaków, nie musimy przez kilka godzin oglądać kafelków. Fakt, że treningi bywają długie i bardzo wyczerpujące. Kolarstwo jest chyba najcięższą dyscypliną sportu, jeśli chodzi o wysiłek podczas wyścigu, który nie trwa 20 sekund czy dwie minuty, ale dwie godziny. Cały czas się jedzie na maksimum możliwości, do tego w trudno technicznym terenie, gdzie zmęczonemu łatwo o błąd i kontuzje. Przyznaję, że czasami na wyścigach, jak mam kryzys, zastanawiam się, dlaczego wybrałam jazdę na rowerze, a nie szermierkę lub szachy. Mimo wszystko kocham kolarstwo i nie zamieniłabym go na żadną inną dyscyplinę...
Fajne prawda?:)
i jeszcze cos specjalnie dla Damiana ( na swojej stronie Maja pisze coś w rodzaju bloga, będe podczytywać w miarę wolnego czasu):
cytat nr 1
" W Jakuszycach zaczyna panować moda na bieganie na nartach po zmroku, z czołówką. Nie omieszkałam spróbować... Dodatkowo zmotywowana porannym zwycięstwem Justyny Kowalczyk w biegu na 10km podczas Tour de Ski, tak spędziłam noworoczny wieczór z moim Przemkiem. Wrażenia nieziemskie, ponad 30km w nogach i cudowne, pozytywne zmęczenie. Jeśli cały rok będzie taki jak jego pierwszy dzień to już się go nie mogę doczekać :)."
cytat nr 2
"Nie ma nic lepszego po listopadowej przerwie jak trening na nartach biegowych w Jakuszycach. Wczoraj otworzyłam swój prywatny sezon narciarski i po raz kolejny
przekonałam się, że jeśli nie kolarstwo górskie, to dyscypliną, w której z całą pewnością mogłabym się odnaleźć jest narciarstwo biegowe. Z całą pewnością nie posiadam techniki Justyny Kowalczyk, a tym bardziej nie rozwijam prędkości umożliwiających dotrzymanie jej kroku, odczuwam natomiast nieopisaną przyjemność z uprawiania tego sportu i po raz kolejny gorąco do tego zachęcam.
Niemal wszystkie trasy wokół Polany Jakuszyckiej pokryte śniegiem i doskonale przygotowane."
nie do wiary, nie wiem kiedy to tak szybko zleciało i trudno mi uwierzyć, ze mam 20 lat więcej. Czasem naprawdę czuję się jak ta 19 letnia dziewczyna ...
Dzisiaj spinning. Do grona spinningowców dołączyła Andżelika:).
Dzisiaj jechałam po raz pierwszy z pulsometrem na spinningu i jest to ciekawe doświadczenie.
Pierwszą godzinę pojechałam chyba za mocno, więc drugą już się pilnowałam, ale nie jest to wcale takie proste.
Jak tylko była pozycja druga czyli jazda na stojąco, od razu tętno na poziomie 166.
Generalnie pulsometr wniósł powiew świeżości do spinningowania, zawsze to coś nowego, jakieś urozmaicenie.
Dzisiaj czytałam sporo o Majce Włoszczowskiej.
Cytat z wywiadu:
Ale MTB to też jedna z najcięższych dyscyplin sportowych...
- Uważam, że treningi mamy bardzo atrakcyjne. W przeciwieństwie do pływaków, nie musimy przez kilka godzin oglądać kafelków. Fakt, że treningi bywają długie i bardzo wyczerpujące. Kolarstwo jest chyba najcięższą dyscypliną sportu, jeśli chodzi o wysiłek podczas wyścigu, który nie trwa 20 sekund czy dwie minuty, ale dwie godziny. Cały czas się jedzie na maksimum możliwości, do tego w trudno technicznym terenie, gdzie zmęczonemu łatwo o błąd i kontuzje. Przyznaję, że czasami na wyścigach, jak mam kryzys, zastanawiam się, dlaczego wybrałam jazdę na rowerze, a nie szermierkę lub szachy. Mimo wszystko kocham kolarstwo i nie zamieniłabym go na żadną inną dyscyplinę...
Fajne prawda?:)
i jeszcze cos specjalnie dla Damiana ( na swojej stronie Maja pisze coś w rodzaju bloga, będe podczytywać w miarę wolnego czasu):
cytat nr 1
" W Jakuszycach zaczyna panować moda na bieganie na nartach po zmroku, z czołówką. Nie omieszkałam spróbować... Dodatkowo zmotywowana porannym zwycięstwem Justyny Kowalczyk w biegu na 10km podczas Tour de Ski, tak spędziłam noworoczny wieczór z moim Przemkiem. Wrażenia nieziemskie, ponad 30km w nogach i cudowne, pozytywne zmęczenie. Jeśli cały rok będzie taki jak jego pierwszy dzień to już się go nie mogę doczekać :)."
cytat nr 2
"Nie ma nic lepszego po listopadowej przerwie jak trening na nartach biegowych w Jakuszycach. Wczoraj otworzyłam swój prywatny sezon narciarski i po raz kolejny
przekonałam się, że jeśli nie kolarstwo górskie, to dyscypliną, w której z całą pewnością mogłabym się odnaleźć jest narciarstwo biegowe. Z całą pewnością nie posiadam techniki Justyny Kowalczyk, a tym bardziej nie rozwijam prędkości umożliwiających dotrzymanie jej kroku, odczuwam natomiast nieopisaną przyjemność z uprawiania tego sportu i po raz kolejny gorąco do tego zachęcam.
Niemal wszystkie trasy wokół Polany Jakuszyckiej pokryte śniegiem i doskonale przygotowane."
- Czas 01:50
- HRmax 167 ( 88%)
- HRavg 141 ( 75%)
- Kalorie 787kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 stycznia 2011
Pierwsze kilometry w tym roku:))))
Otworzyłam rano oczy... i nie wierzyłam.. słońce. A ponieważ wczoraj nieśmiało planowałam jazdę dzisiaj, to...
szybko zatem wyskoczyłam z łóżka, sniadanie, rowerowe ciuszki, jeszcze tylko pompowanie kółek, smarowanie łancucha.
Magnus w stanie straszliwym, cały zabłocony po jakiejs listopadowej pewnie jeździe. Nie było go kiedy umyć:)
Tak, tak.. tak długo nie byłam na rowerze.
Ale dzisiaj była taka temperatura, ze grzechem byłoby siedzieć w domu.
Ciepło.. myślę ze spokojnie można byłoby ze 3 h pokręcić, tyle, ze byłam ograniczona czasowo ( Tour de Ski wiadomo, jak tu nie popatrzeć na wspinaczkę na taką górę, jak to jednak określił Mirek: nuda jak w polskim filmie, wszystkie karty zostały rozdane wczoraj i tylko Johaug pięknie biegła i walczyła i można było troche emocji przeżyć patrząc na taką fighterkę).
Jak to cudownie znowu popedałowac na powietrzu!
Jak to się rózni od pedałowania w pomieszczeniu. No co ja będę Wam mówić! przecież to wiecie prawda?
Jechało się całkiem nieźle, początkowo trochę bojaźliwie bo na drogach dużo zmarzniętych kałuż i zmarzlin.
Nawet jakis pan krzyknął do mnie: nie boli sie pani po takiej drodze jechać?
Uśmiechnęłam sie i pomyślałam: prosze Pana dobrze, ze pan nie widzi jakie "drogi" są na maratonach, zwłaszcza zjazdy, wtedy pewnie by pan zaniemówił i tylko złapał sie za głowę.
Jechało się naprawdę dobrze jak na tę porę roku i stopien wytrenowania organizmu, no i jak na moje osłabienie poantybiotykowe.
Przyzwoita średnia, zwłaszcza ze sporo trasy pod wiatr.
Trasa: Tarnów: Bogumiłowice- Łetowice - Isep- Wojnicz- Dębina Z. - Łetowice - Wierzchosławice- Ostrów- Tarnów.
A wczoraj trochę cwiczonek no i oglądałam Galę Mistrzów Sportu.
przyjemnie, bo ub rok to były naprawdę wielkie sukcesy.
No i bardzo przyjemnie było zobaczyć wśród nagrodzonych Janusza Kołodzieja, tarnowianina czyli mistrza Polski na żuzlu, druzynowego mistrza świata.
Wydawał się być nieco zakłopotany:)
Maja Włoszczowska wygląda pięknie... strój jak dla nas kibiców nietypowy. Taka mała czarna, bez okularów i bez kasku:)
P.S dzisiaj jazda z nową "zabawką" czyli nowym pulsometrem. Stary padł, wiec nadeszła era nowego.
ILOŚĆ ENDORFIN PO DZISIEJSZEJ JEŹDZIE... BEZCENNA
szybko zatem wyskoczyłam z łóżka, sniadanie, rowerowe ciuszki, jeszcze tylko pompowanie kółek, smarowanie łancucha.
Magnus w stanie straszliwym, cały zabłocony po jakiejs listopadowej pewnie jeździe. Nie było go kiedy umyć:)
Tak, tak.. tak długo nie byłam na rowerze.
Ale dzisiaj była taka temperatura, ze grzechem byłoby siedzieć w domu.
Ciepło.. myślę ze spokojnie można byłoby ze 3 h pokręcić, tyle, ze byłam ograniczona czasowo ( Tour de Ski wiadomo, jak tu nie popatrzeć na wspinaczkę na taką górę, jak to jednak określił Mirek: nuda jak w polskim filmie, wszystkie karty zostały rozdane wczoraj i tylko Johaug pięknie biegła i walczyła i można było troche emocji przeżyć patrząc na taką fighterkę).
Jak to cudownie znowu popedałowac na powietrzu!
Jak to się rózni od pedałowania w pomieszczeniu. No co ja będę Wam mówić! przecież to wiecie prawda?
Jechało się całkiem nieźle, początkowo trochę bojaźliwie bo na drogach dużo zmarzniętych kałuż i zmarzlin.
Nawet jakis pan krzyknął do mnie: nie boli sie pani po takiej drodze jechać?
Uśmiechnęłam sie i pomyślałam: prosze Pana dobrze, ze pan nie widzi jakie "drogi" są na maratonach, zwłaszcza zjazdy, wtedy pewnie by pan zaniemówił i tylko złapał sie za głowę.
Jechało się naprawdę dobrze jak na tę porę roku i stopien wytrenowania organizmu, no i jak na moje osłabienie poantybiotykowe.
Przyzwoita średnia, zwłaszcza ze sporo trasy pod wiatr.
Trasa: Tarnów: Bogumiłowice- Łetowice - Isep- Wojnicz- Dębina Z. - Łetowice - Wierzchosławice- Ostrów- Tarnów.
A wczoraj trochę cwiczonek no i oglądałam Galę Mistrzów Sportu.
przyjemnie, bo ub rok to były naprawdę wielkie sukcesy.
No i bardzo przyjemnie było zobaczyć wśród nagrodzonych Janusza Kołodzieja, tarnowianina czyli mistrza Polski na żuzlu, druzynowego mistrza świata.
Wydawał się być nieco zakłopotany:)
Maja Włoszczowska wygląda pięknie... strój jak dla nas kibiców nietypowy. Taka mała czarna, bez okularów i bez kasku:)
P.S dzisiaj jazda z nową "zabawką" czyli nowym pulsometrem. Stary padł, wiec nadeszła era nowego.
ILOŚĆ ENDORFIN PO DZISIEJSZEJ JEŹDZIE... BEZCENNA
- DST 30.00km
- Czas 01:15
- VAVG 24.00km/h
- VMAX 33.50km/h
- Temperatura 5.0°C
- HRmax 170 ( 90%)
- Sprzęt Kellys Magnus
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 stycznia 2011
Ćwiczonka
Trochę ćwiczeń ( brzuszki, hantle, rozciąganie, pompki).
Niestety z jutrzejszych planów nici. Może uda się za tydzien.
Ale może to i lepiej, zdążę się wyleczyć do końca, a moze i pogoda będzie lepsza.
No i moze zdążę się lepiej przygotować, bo plany mam ambitne ( tzn dla mnie są bardzo ambitne, bo dla innych to może być pestka).
No i mamy znowu wolne:)
Tak na dobry poczatek weekendu, jedna z najkrótszych być może piosenek świata, ale pewnie też jedna z najbardziej optymistycznych. Uwielbiam ją:)
I jeszcze jedna piosenka. Posłuchajcie słów. Jak jej słucham to zawsze sobie myslę… jakby opowiadał o maratonie:). Wszystkie etapy.. od wielkiej wiary, przez zwątpienie, po podnoszenie siebie samego na duchu...
Niestety z jutrzejszych planów nici. Może uda się za tydzien.
Ale może to i lepiej, zdążę się wyleczyć do końca, a moze i pogoda będzie lepsza.
No i moze zdążę się lepiej przygotować, bo plany mam ambitne ( tzn dla mnie są bardzo ambitne, bo dla innych to może być pestka).
No i mamy znowu wolne:)
Tak na dobry poczatek weekendu, jedna z najkrótszych być może piosenek świata, ale pewnie też jedna z najbardziej optymistycznych. Uwielbiam ją:)
I jeszcze jedna piosenka. Posłuchajcie słów. Jak jej słucham to zawsze sobie myslę… jakby opowiadał o maratonie:). Wszystkie etapy.. od wielkiej wiary, przez zwątpienie, po podnoszenie siebie samego na duchu...
- Czas 00:30
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 6 stycznia 2011
Spacer zimowy:))))
Obudziłam się wyspana, wreszcie bez żadnych dolegliwości, które od tak długiego czasu mi towarzyszą ( może wreszcie zadział antybiotyk?). Za oknem przepiękne słońce, mróz nie jakiś specjalnie dotkliwy. Pomyślałam: muszę się gdzieś ruszyć.. coś zrobić... nie chce kolejnego dnia spędzać w domu.
I postanowiłam, że po śniadaniu pójdę do Buczyny ( Buczyna to jest taki las w Zbylitowskiej Górze, pisałam o nim kiedyś. Las wyjątkowy pod względem urody, ale i ważne miejsce pod względem historycznym. Przepiekny teren - pagórki, strumyczki, stawy i cmentarz żydowski z okresu II w. św, tutaj Niemcy przywieźli ok 10 tys Zydów i zamordowali. To jest wyjątkowe miejsce dla Zydów, często je odwiedzają).
Lubię Buczynę, najczęsciej jestem tutaj jednak na rowerze.
Położona tak 5, 6 km od mojego bloku.
Tak więc poszłam. Samotnie dzisiaj, ale ja w końcu i sport uprawiam taki, że trening często odbywa się w samotności, więc ja i taką samotność chyba na swój sposób polubiłam.
Startując w zawodach mtb trzeba sie przyzwyczaić do samotności treningowej, czasem wyścigowej.
Często zdarza mi się sporą część maratonu jechać samotnie..
Często zdarza mi się wyjeżdzac na trening samotnie.
Pisałam już kiedyś o tym - to wcale nie jest złe, ma swoje dobre strony.
Lubie być czasem sam na sam ze swoimi myslami, ze swoim organizmem. Wtedy jakoś tak łatwiej skupić mi się na treningu.
Poszłam sobie powolutku, nie chciałam się forsować z wiadomych względów.
Przez Kępę Bogumiłowicką, Zbylitowską Górę do Buczyny. Właściwie tak jak prowadzi niebieski szlak rowerowy. Tak więc szłam wałem na Dunajcem ( jak tylko weszłam w tereny naddunajcowe to od razu poczułam , że jest zima. Snieg, snieg, snieg. Pięknie biało).
W Buczynie spotkałam jednego biegacza i kilku wędkarzy, a poza tym cisza, pustka, błogi spokój.
Pochodziłam sobie po lesie, czerwonym szlakiem pieszym. Swietne ukształtowanie terenu. Stawy częsciowo zamarznięte i nawet odważyłam się na jeden wejść.
Jak tylko weszłam do Lasu i popatrzylam na tę cudna przyrodę.. poczułam taki wewnętrzny spokój, radość, szczęście.
Niczego więcej w takich chwilach nie potrzeba...
Zeszło mi jakieś 2 godz 20 min, kilometrów pewnie co najmniej z 10.
Poćwiczyłam sobie też trochę w domu.
troche ćwiczeń rozciagających, bo z przerażeniem zauwazyłam ostatnio, że juz nie jest tak fajnie jak kiedyś.
Trenując siatkówkę wiadomo duzo ćwiczeń ogólnorozwojowych robiłyśmy i róznych innych, ciało wiec było "porozciagane". Teraz wiadomo.. rower.. w specyficzny sposób angazuje pewne partie mięśni.. to zupełnie inna praca mięsni.
Poza tym postanowiłam, ze trzeba troche zacząć wreszcie siły robić. ostatni dzwonek.
Tak więc pompki, hantle, brzuszki itp.
Ale dzisiaj jeszcze bardzo delikatnie.
Wreszcie jakis dobry dzień, lepiej sie czuję i z radością pójdę jutro do pracy, tym bardziej, ze pojawiła się perspektywa bardzo ciekawej soboty.
jeszcze sie trochę zastanawiam ze względu na ten antybiotyk, ale taka okazja to pewnie powtórzy sie nie wcześniej niż za rok.
Jak tak szłam do Buczyny, w oddali majaczyła na horyzoncie Lubinka. Zatęskniłam za rowerem...
ale.. tęsknie też za nartkami, a tu odwilż idzie...:(((
I postanowiłam, że po śniadaniu pójdę do Buczyny ( Buczyna to jest taki las w Zbylitowskiej Górze, pisałam o nim kiedyś. Las wyjątkowy pod względem urody, ale i ważne miejsce pod względem historycznym. Przepiekny teren - pagórki, strumyczki, stawy i cmentarz żydowski z okresu II w. św, tutaj Niemcy przywieźli ok 10 tys Zydów i zamordowali. To jest wyjątkowe miejsce dla Zydów, często je odwiedzają).
Lubię Buczynę, najczęsciej jestem tutaj jednak na rowerze.
Położona tak 5, 6 km od mojego bloku.
Tak więc poszłam. Samotnie dzisiaj, ale ja w końcu i sport uprawiam taki, że trening często odbywa się w samotności, więc ja i taką samotność chyba na swój sposób polubiłam.
Startując w zawodach mtb trzeba sie przyzwyczaić do samotności treningowej, czasem wyścigowej.
Często zdarza mi się sporą część maratonu jechać samotnie..
Często zdarza mi się wyjeżdzac na trening samotnie.
Pisałam już kiedyś o tym - to wcale nie jest złe, ma swoje dobre strony.
Lubie być czasem sam na sam ze swoimi myslami, ze swoim organizmem. Wtedy jakoś tak łatwiej skupić mi się na treningu.
Poszłam sobie powolutku, nie chciałam się forsować z wiadomych względów.
Przez Kępę Bogumiłowicką, Zbylitowską Górę do Buczyny. Właściwie tak jak prowadzi niebieski szlak rowerowy. Tak więc szłam wałem na Dunajcem ( jak tylko weszłam w tereny naddunajcowe to od razu poczułam , że jest zima. Snieg, snieg, snieg. Pięknie biało).
W Buczynie spotkałam jednego biegacza i kilku wędkarzy, a poza tym cisza, pustka, błogi spokój.
Pochodziłam sobie po lesie, czerwonym szlakiem pieszym. Swietne ukształtowanie terenu. Stawy częsciowo zamarznięte i nawet odważyłam się na jeden wejść.
Jak tylko weszłam do Lasu i popatrzylam na tę cudna przyrodę.. poczułam taki wewnętrzny spokój, radość, szczęście.
Niczego więcej w takich chwilach nie potrzeba...
Zeszło mi jakieś 2 godz 20 min, kilometrów pewnie co najmniej z 10.
Poćwiczyłam sobie też trochę w domu.
troche ćwiczeń rozciagających, bo z przerażeniem zauwazyłam ostatnio, że juz nie jest tak fajnie jak kiedyś.
Trenując siatkówkę wiadomo duzo ćwiczeń ogólnorozwojowych robiłyśmy i róznych innych, ciało wiec było "porozciagane". Teraz wiadomo.. rower.. w specyficzny sposób angazuje pewne partie mięśni.. to zupełnie inna praca mięsni.
Poza tym postanowiłam, ze trzeba troche zacząć wreszcie siły robić. ostatni dzwonek.
Tak więc pompki, hantle, brzuszki itp.
Ale dzisiaj jeszcze bardzo delikatnie.
Wreszcie jakis dobry dzień, lepiej sie czuję i z radością pójdę jutro do pracy, tym bardziej, ze pojawiła się perspektywa bardzo ciekawej soboty.
jeszcze sie trochę zastanawiam ze względu na ten antybiotyk, ale taka okazja to pewnie powtórzy sie nie wcześniej niż za rok.
Jak tak szłam do Buczyny, w oddali majaczyła na horyzoncie Lubinka. Zatęskniłam za rowerem...
ale.. tęsknie też za nartkami, a tu odwilż idzie...:(((

zima jest piękna© lemuriza1972
- Czas 02:20
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 4 stycznia 2011
Spinning (10) czyli mały jubileusz.
Podjęłam walkę z tym co się zagnieździło w moim gardle.
jestem "na antybiotyku". Pomimo tego poszłam na spinning, jak sie "zgadałam" z kolegą z Sokoła, to też się okazało, ze bierze antybiotki.
Z racji tego co napisałam powyżej, kręciłam sobie spokojnie i leciutko. Było to znacznie ułatwione, ponieważ dzisiaj pani prowadzącą Ta spokojna, mało dynamiczna.
Dzisiaj akurat mi to odpowiadało.
Pierwsza godzina totalny lajt, gdybym miała pulsometr to pewnie avg byłoby coś ok 130:), druga troszeczkę mocniej, ale też bez przesady.
w przerwie jedna noga, druga noga, ale na małym obciążeniu.
W ogóle to dzisiaj jechałam z niewielkim obciążeniem i jadąć marzyłam sobie o solidnym , morderczym treningu, takim po którym człowiek pada na łóżko i nie ma siły się podnieść.
Pomimo nieforsowania się.. wreszcie czuję , ze zyję.
Było mi to potrzebne, bo w pracy koncówka roku i początek nowego... ech.. jest gorąco, co tu duzo mówić, wiec odpoczęłam dzisiaj na spinningu psychicznie.
jestem "na antybiotyku". Pomimo tego poszłam na spinning, jak sie "zgadałam" z kolegą z Sokoła, to też się okazało, ze bierze antybiotki.
Z racji tego co napisałam powyżej, kręciłam sobie spokojnie i leciutko. Było to znacznie ułatwione, ponieważ dzisiaj pani prowadzącą Ta spokojna, mało dynamiczna.
Dzisiaj akurat mi to odpowiadało.
Pierwsza godzina totalny lajt, gdybym miała pulsometr to pewnie avg byłoby coś ok 130:), druga troszeczkę mocniej, ale też bez przesady.
w przerwie jedna noga, druga noga, ale na małym obciążeniu.
W ogóle to dzisiaj jechałam z niewielkim obciążeniem i jadąć marzyłam sobie o solidnym , morderczym treningu, takim po którym człowiek pada na łóżko i nie ma siły się podnieść.
Pomimo nieforsowania się.. wreszcie czuję , ze zyję.
Było mi to potrzebne, bo w pracy koncówka roku i początek nowego... ech.. jest gorąco, co tu duzo mówić, wiec odpoczęłam dzisiaj na spinningu psychicznie.
- Czas 01:50
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 stycznia 2011
O sporcie w tv czyli głównie o Justynie Kowalczyk
No cóż... nogi, ręce rwą sie żeby sobie coś sportowo porobić. Rozum mówi : nie.
I musze być konsekwentna. Napisałam kiedys tam, w ub roku, ze tego tez trzeba się uczyć.. rozsądku w "sportowaniu", cierpliwości.
Wczoraj przez poł dnia powtarzałam sobie, ze będzie ok, że nie wolno mi się martwić tą powtarzającą sie chorobą, ze muszę coś zadziałać zeby było lepiej.
No i dzisiaj od razu jakos tak lepiej się czuję, co nie znaczy, ze całkiem dobrze. Jutro więc jeśli uda mi sie dostać do lekarza po pracy, to pójdę.
Lubię początek roku, bo zawsze w tv są róźne podsumowania sportowe, powtórki najfajniejszych wydarzeń.
dzisiaj ponadto był bieg Justyny w Tour de Ski :)
Zupełnie przypadkiem trafiłam w tvp sport na reportaż o Justynie Kowalczyk.
Przyznaję, że nie darzę jej az taką sympatią jak np Adama Małysza, ale sympatia to jedno a szacunek dla sportowych osiągnięć to jeszcze cos innego.
A ten dla Justyny mam ogromny.
Tylko takie sportowe osobowości jak ona, jak Małysz przechodzą do historii.
Bo wygrywaja wielokrotnie, wygrywają w wielkim stylu i imponują niesłychaną determinacją, ogromną pracą i umiejętnością podnoszenia sie po klęskach.
Powiedziała dzisiaj Justyna, coś co zrozumiałam dopiero niedawno.
Dziwne, bo przecież sport uprawiam od dawna, a ta prawda dotarła do mnie dopiero w 2009 r, po nieudanym maratonie w Krynicy.
Justyna powiedziała: porażki są potrzebne, żeby nie popełniac błędów.
Tak, jeśli ma sie dostatecznie silny charekter to porażkę przekłuje się w sukces.
Justyna jest uparta, zdeterminowana, potrafi walczyć o swoje.
Tak jak dzisiaj powiedziała: pewne cechy w zyciu codziennym są źle widziane, ale dla sportowca są niezbędne zeby osiagnąc sukces.
Po moim nieudanym maratonie w Krynicy w 2009 roku, na mecie bardzo byłam zła na siebie i przeżywałam ten swój nieudany start.
Jeden z moich znajomych, z którym miałam okazję na mecie rozmawiać, powiedział , ze za bardzo to przeżywam, ale ja wiem, że to własnie było mi potrzebne.
wygadanie się, przeanalizowanie tej porażki, po to zeby wyciagnąć wnioski.
I pomogło. Tydzien po , na maratonie w Tarnowie było juz znacznie lepiej.
Justyna powiedziała dzisiaj, że lubi czytać. I jako ulubioną pisarkę wymieniła Olgę Tokarczuk.
Jak fajnie:), mamy wspolną, ulubioną pisarkę.
oglądając to wszystko w tv, zatęskniłam za nartkami a tu mówią w tv, że odwilż bedzie do 12 stycznia.
Jak tak dalej pojdzie, to minie zima, a ja niewiele zdążę się nauczyć.
Może kiedys pojadę na urlop gdzieś, gdzie zima jest dłuzej i są piękne trasy biegowe? Byłoby fajnie. Może kiedyś:)
Może kiedyś w Polsce będzie wreszcie trasa na Puchar Swiata?
Oj, tak pojechać i zobaczyć najlepsze zawodniczki w akcji.
Zdaje się.. ze wymyslilam sobie kolejne marzenie do spełnienia.
Adama Małysza już obejrzałam na żywo, czas na Justynę.
Gdyby tak jeszcze Maja Włoszczowska znalazła trochę czasu i przyjechała na którąś edycję do GG.
Z Szafraniec juz jechałam na mega w Krynicy. "Jechałam" to za dużo powiedziane. jechałysmy na tej samej trasie. Potrzebowałam dwa razy więcej czasu niż ona żeby wymęczyć tę trasę.
Ale to mało istotne, to był zaszczyt stanąc na starcie w takim towarzystwie.
Co by nie powiedzieć.. mamy wspaniałe dziewczyny w Polsce.
Justyna, Maja, Anita Włodarczyk...
Silne , mocne , dziewczyny. Wybrały sobie trudne konkurencje, ale mają odpowiednie charaktery:)
I musze być konsekwentna. Napisałam kiedys tam, w ub roku, ze tego tez trzeba się uczyć.. rozsądku w "sportowaniu", cierpliwości.
Wczoraj przez poł dnia powtarzałam sobie, ze będzie ok, że nie wolno mi się martwić tą powtarzającą sie chorobą, ze muszę coś zadziałać zeby było lepiej.
No i dzisiaj od razu jakos tak lepiej się czuję, co nie znaczy, ze całkiem dobrze. Jutro więc jeśli uda mi sie dostać do lekarza po pracy, to pójdę.
Lubię początek roku, bo zawsze w tv są róźne podsumowania sportowe, powtórki najfajniejszych wydarzeń.
dzisiaj ponadto był bieg Justyny w Tour de Ski :)
Zupełnie przypadkiem trafiłam w tvp sport na reportaż o Justynie Kowalczyk.
Przyznaję, że nie darzę jej az taką sympatią jak np Adama Małysza, ale sympatia to jedno a szacunek dla sportowych osiągnięć to jeszcze cos innego.
A ten dla Justyny mam ogromny.
Tylko takie sportowe osobowości jak ona, jak Małysz przechodzą do historii.
Bo wygrywaja wielokrotnie, wygrywają w wielkim stylu i imponują niesłychaną determinacją, ogromną pracą i umiejętnością podnoszenia sie po klęskach.
Powiedziała dzisiaj Justyna, coś co zrozumiałam dopiero niedawno.
Dziwne, bo przecież sport uprawiam od dawna, a ta prawda dotarła do mnie dopiero w 2009 r, po nieudanym maratonie w Krynicy.
Justyna powiedziała: porażki są potrzebne, żeby nie popełniac błędów.
Tak, jeśli ma sie dostatecznie silny charekter to porażkę przekłuje się w sukces.
Justyna jest uparta, zdeterminowana, potrafi walczyć o swoje.
Tak jak dzisiaj powiedziała: pewne cechy w zyciu codziennym są źle widziane, ale dla sportowca są niezbędne zeby osiagnąc sukces.
Po moim nieudanym maratonie w Krynicy w 2009 roku, na mecie bardzo byłam zła na siebie i przeżywałam ten swój nieudany start.
Jeden z moich znajomych, z którym miałam okazję na mecie rozmawiać, powiedział , ze za bardzo to przeżywam, ale ja wiem, że to własnie było mi potrzebne.
wygadanie się, przeanalizowanie tej porażki, po to zeby wyciagnąć wnioski.
I pomogło. Tydzien po , na maratonie w Tarnowie było juz znacznie lepiej.
Justyna powiedziała dzisiaj, że lubi czytać. I jako ulubioną pisarkę wymieniła Olgę Tokarczuk.
Jak fajnie:), mamy wspolną, ulubioną pisarkę.
oglądając to wszystko w tv, zatęskniłam za nartkami a tu mówią w tv, że odwilż bedzie do 12 stycznia.
Jak tak dalej pojdzie, to minie zima, a ja niewiele zdążę się nauczyć.
Może kiedys pojadę na urlop gdzieś, gdzie zima jest dłuzej i są piękne trasy biegowe? Byłoby fajnie. Może kiedyś:)
Może kiedyś w Polsce będzie wreszcie trasa na Puchar Swiata?
Oj, tak pojechać i zobaczyć najlepsze zawodniczki w akcji.
Zdaje się.. ze wymyslilam sobie kolejne marzenie do spełnienia.
Adama Małysza już obejrzałam na żywo, czas na Justynę.
Gdyby tak jeszcze Maja Włoszczowska znalazła trochę czasu i przyjechała na którąś edycję do GG.
Z Szafraniec juz jechałam na mega w Krynicy. "Jechałam" to za dużo powiedziane. jechałysmy na tej samej trasie. Potrzebowałam dwa razy więcej czasu niż ona żeby wymęczyć tę trasę.
Ale to mało istotne, to był zaszczyt stanąc na starcie w takim towarzystwie.
Co by nie powiedzieć.. mamy wspaniałe dziewczyny w Polsce.
Justyna, Maja, Anita Włodarczyk...
Silne , mocne , dziewczyny. Wybrały sobie trudne konkurencje, ale mają odpowiednie charaktery:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 stycznia 2011
Cele na rok przyszły
No i mamy Nowy Rok.
Sama nie wiem, kiedy tak szybko i niepostrzeżenie minął rok 2010.
Tak to chyba jednak jest kiedy ma sie dużo do zrobienia i trzeba maksymalnie dobrze wykorzystywać czas, że wtedy wszystko dzieje sie bardzo szybko.
I cos chyba prawdy w tym jest, że jak mamy wiecej zajęc , to potrafimy sie lepiej zorganizować , a jak tych zajęć jest mniej to czasem czas przecieka nam przez palce.
to byl pracowity rok pod każdym względem.
w pracy i na rowerze.
Bywały momenty, ze trochę brakowało mi "oddechu", odpoczynku, ale z drugiej strony jak skonczyły się maratony , pomyslałam sobie: co teraz będzie mnie trzymać w "ryzach"?
No tak.. bo ten reżim treningowy, który sobie narzuciłam i plan startów, sprawił, ze czas miałam wypełniony maksymalnie, a cele jasno określone.
Po pracy szybciutko do domu, rower i w drogę. Zawody własciwie co 2 tydzien, czasem co tydzien,miedzy zawodami do Mielca, wiec własciwie mało czasu... na odpoczynek.
Ale... coś za coś.
Ja po prostu lubie tak zyć i dopoki zdrowie , czas i pieniądze mi pozwolą, to tak żyć będę.
Kiedy wiec skonczyły sie maratony.. troche pusto sie zrobiło. Ale to była tylko chwila, troche odpoczęłam, potem miesiąc lekkiego jeżdzenia, a potem znowu sie zaczeło... narty, ścianka, spinning i znowu.. czasu mało:).
W "Górach" są przedstawione sylwetki najlepszych polskich wspinaczy. Każdy z nich prezentuje swoje motto sportowe.
Marcin Dzieński: " Żeby coś osiągnąć, najpierw musisz sie pomęczyć".
Nic nowego.
Ja kiedy trenuję często myślę o naszych największych sportowcach, zwłaszcza o Justynie Kowalczyk, która wykonuje taką tytaniczną pracę.
Ona jest dla mnie wzorem, motywuje mnie. Podobnie jak Małysz, jak Maja Włoszczowska.
Jestem bardzo pozytywnie nastawiona na ten sezon, chociaż tak naprawdę to nie wiem jeszcze czy będę jeździć na maratony i na które. Ale mam nadzieję, ze będzie taka okazja.
Chciałabym przejechać górskie edycje u GG. Poprawić sie na mega , zwłaszcza tam gdzie w ub sezonie nie poszło mi rewelacyjnie. Miejsce? o miejsce lepsze w generalce i poszczegółnych wyścigach będzie pewnie trudno, ale chciałabym osiągać lepsze czasy, mniej tracić do tych najlepszych.
No i chciałabym przejechać giga w Tarnowie. Bede wiec chciała potrenować trochę dłuzsze jazdy.
No ale na dłuzsze jazdy to czas jest raczej tylko w weekend.
Co poza tym?
Moze jak czas pozwoli jakieś starty w Cyklokarpatach jako takie uzupełnienie treningu.
A na razie, na razie.. to znowu przymusowa przerwa w treningach..
wczoraj obudziłam sie z bólem gardła i katarem ( znowu!!!).
Jakos wytrzymałam w pracy, po pracy do łóżka.
Dzisiaj leżę cały dzien i myślę, ze wróciły moje przewlekłe problemy z gardłem sprzed kilku lat. A wtedy byłam własciwie cały czas chora... 3 tygodnie choroby.. tydzien przerwy i od nowa . I tak własciwie przez pół roku.
No i tak leżałam dzisiaj i obmyslałam strategię co zrobić.
Bo jeśli czegoś nie zrobię i nie znajde dobrego lekarza, który mi pomoże, to o planach na sezon 2011 mogę pewnie zapomnieć, bo nie zdołam solidnie się przygotowac do sezonu 2011.
Tak wiec plan jest taki, ze w poniedziałek muszę isc do lekarza zeby zobaczyć co mi jest, bo zbyt dobrze to nie wygląda.
Jestem dobrej myśli, że uda sie coś na to poradzić.
Musze myślec pozytywnie:), pomimo tego, ze czuję sie źle, ze znowu bede musiała zrobić przerwę w treningach.
Mirek mówi, ze jak nadchodzi choroba to znaczy , ze jest dobra forma...
Hm....tylko po co mi teraz ta forma?:)
Sama nie wiem, kiedy tak szybko i niepostrzeżenie minął rok 2010.
Tak to chyba jednak jest kiedy ma sie dużo do zrobienia i trzeba maksymalnie dobrze wykorzystywać czas, że wtedy wszystko dzieje sie bardzo szybko.
I cos chyba prawdy w tym jest, że jak mamy wiecej zajęc , to potrafimy sie lepiej zorganizować , a jak tych zajęć jest mniej to czasem czas przecieka nam przez palce.
to byl pracowity rok pod każdym względem.
w pracy i na rowerze.
Bywały momenty, ze trochę brakowało mi "oddechu", odpoczynku, ale z drugiej strony jak skonczyły się maratony , pomyslałam sobie: co teraz będzie mnie trzymać w "ryzach"?
No tak.. bo ten reżim treningowy, który sobie narzuciłam i plan startów, sprawił, ze czas miałam wypełniony maksymalnie, a cele jasno określone.
Po pracy szybciutko do domu, rower i w drogę. Zawody własciwie co 2 tydzien, czasem co tydzien,miedzy zawodami do Mielca, wiec własciwie mało czasu... na odpoczynek.
Ale... coś za coś.
Ja po prostu lubie tak zyć i dopoki zdrowie , czas i pieniądze mi pozwolą, to tak żyć będę.
Kiedy wiec skonczyły sie maratony.. troche pusto sie zrobiło. Ale to była tylko chwila, troche odpoczęłam, potem miesiąc lekkiego jeżdzenia, a potem znowu sie zaczeło... narty, ścianka, spinning i znowu.. czasu mało:).
W "Górach" są przedstawione sylwetki najlepszych polskich wspinaczy. Każdy z nich prezentuje swoje motto sportowe.
Marcin Dzieński: " Żeby coś osiągnąć, najpierw musisz sie pomęczyć".
Nic nowego.
Ja kiedy trenuję często myślę o naszych największych sportowcach, zwłaszcza o Justynie Kowalczyk, która wykonuje taką tytaniczną pracę.
Ona jest dla mnie wzorem, motywuje mnie. Podobnie jak Małysz, jak Maja Włoszczowska.
Jestem bardzo pozytywnie nastawiona na ten sezon, chociaż tak naprawdę to nie wiem jeszcze czy będę jeździć na maratony i na które. Ale mam nadzieję, ze będzie taka okazja.
Chciałabym przejechać górskie edycje u GG. Poprawić sie na mega , zwłaszcza tam gdzie w ub sezonie nie poszło mi rewelacyjnie. Miejsce? o miejsce lepsze w generalce i poszczegółnych wyścigach będzie pewnie trudno, ale chciałabym osiągać lepsze czasy, mniej tracić do tych najlepszych.
No i chciałabym przejechać giga w Tarnowie. Bede wiec chciała potrenować trochę dłuzsze jazdy.
No ale na dłuzsze jazdy to czas jest raczej tylko w weekend.
Co poza tym?
Moze jak czas pozwoli jakieś starty w Cyklokarpatach jako takie uzupełnienie treningu.
A na razie, na razie.. to znowu przymusowa przerwa w treningach..
wczoraj obudziłam sie z bólem gardła i katarem ( znowu!!!).
Jakos wytrzymałam w pracy, po pracy do łóżka.
Dzisiaj leżę cały dzien i myślę, ze wróciły moje przewlekłe problemy z gardłem sprzed kilku lat. A wtedy byłam własciwie cały czas chora... 3 tygodnie choroby.. tydzien przerwy i od nowa . I tak własciwie przez pół roku.
No i tak leżałam dzisiaj i obmyslałam strategię co zrobić.
Bo jeśli czegoś nie zrobię i nie znajde dobrego lekarza, który mi pomoże, to o planach na sezon 2011 mogę pewnie zapomnieć, bo nie zdołam solidnie się przygotowac do sezonu 2011.
Tak wiec plan jest taki, ze w poniedziałek muszę isc do lekarza zeby zobaczyć co mi jest, bo zbyt dobrze to nie wygląda.
Jestem dobrej myśli, że uda sie coś na to poradzić.
Musze myślec pozytywnie:), pomimo tego, ze czuję sie źle, ze znowu bede musiała zrobić przerwę w treningach.
Mirek mówi, ze jak nadchodzi choroba to znaczy , ze jest dobra forma...
Hm....tylko po co mi teraz ta forma?:)
- Aktywność Jazda na rowerze





