lemuriza1972statystyki rowerowe bikestats.pl
lemuriza1972
Tarnów

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37869.50 km
  • Km w terenie: 10093.00 km (26.65%)
  • Czas na rowerze: 89d 13h 22m
  • Prędkość średnia: 19.11 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl



Reprezentuję

Gomola Trans Airco Team

Całkiem niezła panorama, kliknij aby zobaczyć



Portal z dużą dawką emocji

LoveBikes.pl - portal z dużą dawką emocji







Moje rowery

Kellys Magnus 29684 km
KTM 19175 km

Szukaj

Znajomi

wszyscy znajomi(65)

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy lemuriza1972.bikestats.pl

Archiwum

  • 2017, Marzec(2, 2)
  • 2016, Grudzień(1, 0)
  • 2016, Październik(4, 3)
  • 2016, Wrzesień(13, 10)
  • 2016, Sierpień(13, 5)
  • 2016, Lipiec(11, 3)
  • 2016, Czerwiec(16, 5)
  • 2016, Maj(15, 12)
  • 2016, Kwiecień(13, 4)
  • 2016, Marzec(8, 4)
  • 2016, Luty(10, 11)
  • 2016, Styczeń(14, 7)
  • 2015, Grudzień(15, 7)
  • 2015, Listopad(8, 9)
  • 2015, Październik(9, 6)
  • 2015, Wrzesień(11, 6)
  • 2015, Sierpień(25, 7)
  • 2015, Lipiec(16, 8)
  • 2015, Czerwiec(20, 21)
  • 2015, Maj(22, 19)
  • 2015, Kwiecień(15, 9)
  • 2015, Marzec(14, 29)
  • 2015, Luty(9, 27)
  • 2015, Styczeń(8, 12)
  • 2014, Grudzień(13, 11)
  • 2014, Listopad(19, 54)
  • 2014, Październik(21, 97)
  • 2014, Wrzesień(14, 59)
  • 2014, Sierpień(18, 45)
  • 2014, Lipiec(21, 66)
  • 2014, Czerwiec(16, 54)
  • 2014, Maj(19, 83)
  • 2014, Kwiecień(16, 60)
  • 2014, Marzec(16, 27)
  • 2014, Luty(22, 89)
  • 2014, Styczeń(26, 93)
  • 2013, Grudzień(23, 64)
  • 2013, Listopad(16, 87)
  • 2013, Październik(15, 38)
  • 2013, Wrzesień(22, 129)
  • 2013, Sierpień(25, 53)
  • 2013, Lipiec(25, 94)
  • 2013, Czerwiec(19, 32)
  • 2013, Maj(21, 89)
  • 2013, Kwiecień(23, 60)
  • 2013, Marzec(15, 61)
  • 2013, Luty(10, 41)
  • 2013, Styczeń(10, 47)
  • 2012, Grudzień(10, 25)
  • 2012, Listopad(13, 79)
  • 2012, Październik(9, 83)
  • 2012, Wrzesień(22, 95)
  • 2012, Sierpień(17, 61)
  • 2012, Lipiec(12, 43)
  • 2012, Czerwiec(22, 66)
  • 2012, Maj(17, 35)
  • 2012, Kwiecień(15, 32)
  • 2012, Marzec(14, 68)
  • 2012, Luty(8, 38)
  • 2012, Styczeń(15, 44)
  • 2011, Grudzień(5, 27)
  • 2011, Listopad(11, 24)
  • 2011, Październik(12, 36)
  • 2011, Wrzesień(18, 71)
  • 2011, Sierpień(21, 67)
  • 2011, Lipiec(23, 79)
  • 2011, Czerwiec(20, 36)
  • 2011, Maj(17, 115)
  • 2011, Kwiecień(26, 116)
  • 2011, Marzec(23, 112)
  • 2011, Luty(17, 88)
  • 2011, Styczeń(26, 102)
  • 2010, Grudzień(22, 91)
  • 2010, Listopad(21, 71)
  • 2010, Październik(16, 52)
  • 2010, Wrzesień(23, 129)
  • 2010, Sierpień(28, 125)
  • 2010, Lipiec(26, 83)
  • 2010, Czerwiec(19, 55)
  • 2010, Maj(24, 74)
  • 2010, Kwiecień(16, 11)
  • 2010, Marzec(25, 18)
  • 2010, Luty(26, 33)
  • 2010, Styczeń(23, 7)
  • 2009, Grudzień(14, 12)
  • 2009, Listopad(17, 14)
  • 2009, Październik(11, 27)
  • 2009, Wrzesień(20, 13)
  • 2009, Sierpień(23, 20)
  • 2009, Lipiec(3, 1)
  • 2009, Czerwiec(1, 2)
  • 2009, Maj(2, 0)

Linki

  • Rowerowe blogi na bikestats.pl
Wtorek, 6 maja 2014

Golgota x 3, Lutkostarda x 2

Dzisiaj moja ulubiona piosenka Raz, dwa, trzy. W sobotę miałyśmy to szczęście, być z Panią Krystyną na koncercie zespołu na tarnowskim Rynku ( przy okazji Tarnowskiej Nagrody Filmowej, której absolutną zwyciężczynią okazała się „Papusza”, co mnie bardzo cieszy). Koncert był świetny, tylko to przeraźliwe zimno..... Ale jeśli gdzieś w Waszej okolicy Raz, dwa, trzy będzie występowało, zwłaszcza z orkiestrą symfoniczną, polecam.



Zaległe zdjęcie z niedzieli.

Trening przed Złotym Stokiem
Trening przed Złotym Stokiem © lemuriza1972

A ja dzisiaj postanowiłam odzyskać kolarską „twarz”, którą znowu straciłam wczoraj:(.
Poszłam sobie ( prosto po pracy, co bez znaczenia nie jest w tej historii, wiadomo, płaszczyk, torebeczka, buciki na obcasach,szminka na ustach), do sklepu z akcesoriami dla.. piłkarzy.
No więc wchodzi sobie taka pańcia do tegoż sklepu i mówi:
- Czy panowie mają korki piłkarskie? Potrzebne mi są do.. butów kolarskich.

Pan ochoczo mi pokazuje i mówi:

- No, ale mam tylko metalowe, a oni ( w domyśle chyba „ ci kolarze”), to raczej potrzebują takich plastikowych.

( „Oni!!! O Żesz” pomyślałam… Zniewaga! )
- To nie dla nich, to dla mnie – powiedziałam.
Pan: aaaaa……. ( minę miał dziwną).

Kupiłam, wyszłam i pomyślałam: no nie wyglądam na kolarza.... jednak zupełnie nie:).
Tak więc dzisiaj pomyślałam: trzeba kolarską twarz odzyskać:).
A gdzie najlepiej odzyskać kolarską twarz? Wiadomo, na jakimś trudnym podjeździe. Tam zawsze można liczyć na przychylność miejscowych.
I nie pomyliłam się, ale po kolei.
W planie był dzisiaj trening podjazdowy. Marcinkę odrzuciłam od razu. Jakoś nie pałam do niej zbyt wielką miłością. Lubinka to moja ulubiona góra. Zaczęłam od Lutkostrady. Jakoś dużo lżej mi się ją jechało, niż poprzednio. Chyba dlatego, że zapewne wolniej. Jechałam sama, nie było „konkurencji”.
Po wjeździe na szczyt zjechałam Golgotą i zaczęłam podjeżdżać. I wtedy jakiś pan powiedział:
- Chciałbym mieć tyle siły co pani.
- Na pewno pan ma, tylko pan jeszcze o tym nie wie.
- Eeeee…. ( powątpiewanie w głosie).

- Na pewno. ( ja stanowcza)

- I tak pani będzie ciągnąć na samą górę???.
- na samą…( uśmiech mój).

- łojej… ależ to siły trzeba mieć w nogach.
( Duma moja):)
Wjechałam do góry i wnioski mam takie: jednak Golgota zdecydowanie cięższa jest od Lutkostrady. Krótsza, ale niemalże na całej długości bardzo nastromiona. Zresztą obydwa te podjazdy jadę tak 6,5, a nawet 4 km/h ( tylko momentami trochę szybciej). Zastanawiałam się kiedyś ile razy mogłabym za jednym zamachem podjechać Golgotę ( kiedyś to sprawdzę, ale już dzisiaj zrobiłam sobie małą próbę). To jest ciężki podjazd, chociaż asfaltowy. Taki z gatunku „łamiących” psychicznie. Więc trzeba się odpowiednio nastawić. Podjechałam drugi raz, podjechałam i trzeci raz, a potem jeszcze wróciłam na Lutkostradę i podjechałam ją jeszcze raz. Więc myślę sobie, że Golgota x 5 jest w moim zasięgu. Kiedyś spróbuję.
Jestem z siebie dzisiaj zadowolona ( bardzo). Jadę jeszcze bardzo powoli ( zresztą czy na Golgotę ktoś taki jak ja czyli słaba kobieta po czterdziestce, może wjeżdżać szybko?), ale jadę.
Dawno tak solidnie nie trenowałam, więc to mnie cieszy, że mam znowu motywację, że potrafię się zmobilizować. Nie wiem, czy będzie z tego jakiś efekt. Na razie.. śmiem wątpić ( zresztą sprawdzałam horoskop na 10 maja:), czyli dzień maratonu: nie licz dzisiaj na sukcesy….tak „stoi” w tym horoskopie). Uśmiałam się jak to przeczytałam:).
No, ale to jest mniej ważne ( sukces lub jego brak), najważniejsze, że mam z tego znowu RADOŚĆ. Dużą radość:).


Widok na Dunajec z Lutkostrady
Widok na Dunajec z Lutkostrady © lemuriza1972
  • DST 43.00km
  • Czas 02:34
  • VAVG 16.75km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(6)
Niedziela, 4 maja 2014

Jamna:)

Na początek na zachętę zdjęcie Krysi, na naszej lokalnej Ochodzitej. Prawda, że ładnie?
Pani Krystyna kończy podjeżdżać Ochodzitą
Pani Krystyna kończy podjeżdżać Ochodzitą © lemuriza1972

 No więc… niestety zrezygnowaliśmy z maratonu w Przemyślu. Wczoraj kiedy o 8 rano obudził mnie sms z Timedo „Czekamy już na ciebie w biurze zawodów.. itd.”, zrobiło mi się bardzo żal. Ten żal, jednak uświadomił mi, że jednak bardzo chce mi się jeszcze jeździć w maratonach. Więc był to żal z gatunku żali pożytecznych. Decyzja nasza jednak chyba była słuszna, bo padał deszcz, a deszcz w połączeniu z błotem, wiadomo co robi rowerowi. Jutro pewnie musiałabym szukać na gwałt serwisanta, który do piątku doprowadzi mój rower do stanu użyteczności. Więc chyba dobrze się stało. Miałam taki pomysł, żeby jechać dzisiaj na Świętkorzyską Ligę do Sandomierza, ale nikt z naszej ekipy nie wyraził zainteresowania tym maratonem. I chociaż każdy wyścig jest lepszym treningiem niż najlepszy trening ( podobno), to dzisiejsza niedziela jednak wiele mi dała i bardzo jestem z niej zadowolona.
Pomimo niskiej temperatury ( kiedy wyjeżdżaliśmy było 9 stopni, a w trakcie jazdy momentami było bardzo zimno), postanowiliśmy zrekompensować sobie brak startu w Przemyślu porządnym wyjazdem. A porządny wyjazd to wiadomo Jamna, ale Jamna w wydaniu Pana Adama, czyli dojazd do Zakliczyna transitem i jeżdżenie po jamneńskich i okolicznych leśnych ścieżkach:).
Ekipa w składzie: Pani Krystyna, Pan Adam, Paweł, Marcin i ja. Reszta.. cóż.. niektórych postrzykło, innym było zimno, a jeszcze niektórzy szli na żużel. Ekipa więc skromna, ale za to konkretna.
Oj było dzisiaj co jeździć, podjeżdżać, zjeżdżać i .. chodzić ( bo trochę i chodzenia było, to akurat było dla mnie bardzo korzystne, bo przed Złotym , chciałam popróbować jak się chodzi w moich nowych butach, u GG bowiem jest tak, że z reguły wszystkiego podjechać się nie da i trochę pochodzić trzeba).
Warunki dzisiaj były ciężkie, dużo błota i bardzo ślisko na zjazdach. Zaliczyłam nawet jeden ( na szczęście niegroźny wypadek, chyba popełniłam błąd, nie zauważyłam korzenia i chyba na nim przyhamowałam – tak myślę, ale pewności nie mam), ale generalnie pomimo blokady, która chwilowo mi się włączyła, to potem nawet jako tako się zjeżdżało.
Podjazdów było dzisiaj co niemiara. Trochę nowych ścieżek. Bardzo potrzebne była mi dzisiaj taka trasa ( 1500 m przewyższenia na 46 km), trudne warunki, dużo niełatwych podjazdów, trochę niełatwych zjazdów. To właściwie moja pierwsza tak konkretna, soczysta trasa w tym roku. Jakoś ją objechałam, bez większego bólu, więc może i przez Złoty jakoś się przetoczę:), bo na wielkie sukcesy to jednak nie liczę.
W jednym ze sklepów spotkaliśmy miejscowego pana, który pomimo, iż twierdził, że spieszy się na obiad do domu, jakoś jednak oznak pośpiechu nie zdradzał. Wręcz przeciwnie wydawał być się bardzo zadomowiony we wspomnianym sklepie. Tak więc ściskając w dłoni Harnasia ( piwo rzecz jasna), rozmawiał z nami dość długo. Dowiedzieliśmy się, że ma lat 81 i 19 km piechotą do domu idzie. Usłyszałam od niego osobliwy komplement ( ale żeby go zrozumieć trzeba było pana zobaczyć:)). Otóż powiedział: „ Dziewczyno, jesteś taka miła, kochana, ładna, fajna jak… ja”:).
Przedostatni podjazd naszego dzisiejszego wyjazdu to była słynna nasza już Ochodzita ( tak ją nazwaliśmy ze względu i na skalę trudności podjazdu i końcówkę wyłożoną płytami jak na Ochodzitej, oraz zapewne ze względu na piękne widoki). Ochodzita zaczyna się luźnym szutrem, gdzie trzeba walczyć momentami o przyczepność, potem jest błotna sekcja w lesie, potem trawa, a na koniec wspomniane płyty. Nieco ponad 1 km ostrego podjeżdżania. Ale warto się tam wspiąć, bo widoki niezapomniane. W ubiegłym roku bardzo nas sponiewierała, był duży upał i pamiętam, że wjeżdżając na nią, na dosłownie chyba 2 metry przed szczytem, spadłam z roweru ( zabrakło sił), dzisiaj się udało, chociaż podjazd w nogi poszedł.
A Pan Adam na koniec przygotował jeszcze słynny skrót im Pana Adama ( bardzo błotnie było na tym zjeździe). Niestety, chociaż jakoś się go zjechało, to zaatakował mnie patyk, który skrzywił wózek od przerzutki. No bywa...
A na koniec jeszcze jeden niby krótki, ale tak konkretny i błotny podjazd, że z trudem utrzymałam się na rowerze. No, ale udało się.
Fajna niedziela:).
A rower, ubrania, buty znowu dostały dzisiaj za swoje, więc reszta niedzieli pod znakiem prania, mycia, szorowania:).

Park maszynowy
Park maszynowy © lemuriza1972 Bozia z...osobnikiem latającym
Bozia z...osobnikiem latającym © lemuriza1972 Pani Krystyna
Pani Krystyna © lemuriza1972 Pani Krystyna podjedża
Pani Krystyna podjedża © lemuriza1972 Pan Adam,Marcin i Paweł
Pan Adam,Marcin i Paweł © lemuriza1972 Zbiorczo
Zbiorczo © lemuriza1972 Zbiorczo
Zbiorczo © lemuriza1972 I jeszcze raz zbiorczo
I jeszcze raz zbiorczo © lemuriza1972 Pani Krystyna i Paweł
Pani Krystyna i Paweł © lemuriza1972 Gdzieś tam w lesie
Gdzieś tam w lesie © lemuriza1972 Bardzo, bardzo zielono
Bardzo, bardzo zielono © lemuriza1972 Błotnie dzisiaj było
Błotnie dzisiaj było © lemuriza1972 Marcin w oddali
Marcin w oddali © lemuriza1972 Trochę widoczków
Trochę widoczków © lemuriza1972 Z Panią Krystyną
Z Panią Krystyną © lemuriza1972 Widok z naszej Ochodzitej
Widok z naszej Ochodzitej © lemuriza1972 Na rozstaju dróg
Na rozstaju dróg © lemuriza1972 I cóż Ona tam widzi?:)
I cóż Ona tam widzi?:) © lemuriza1972
  • DST 54.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 11.45km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)
Czwartek, 1 maja 2014

Jozin z Bazin

Z reguły podczas zbiorowych wyjazdów, bywa tak, że jest jakiś bohater wyjazdu. Bohater dzisiejszego wyjazdu wygląda tak:

Jozin z Bażin
Jozin z Bażin © lemuriza1972

Pan Adam zwykł mawiać, kiedy wyjeżdżaliśmy na maraton, w sobotę lub w niedzielę, że niby wolne, a my znowu do roboty. Że dzisiaj było tzw Święto Pracy, to trzeba było je jakoś uczcić, więc pojechaliśmy „do roboty”. Jedni jednak ciężko pracowali, a inni natomiast się lansowali.

Na podjeździe w Dolinie Izy
Na podjeździe w Dolinie Izy © lemuriza1972

Ich troje:)
Ich troje:) © lemuriza1972

Plan był taki, żeby dzisiaj pojeździć delikatnie i niezbyt długo, wszak w sobotę ma być pierwszy start. Ma być, ale czy będzie? Okaże się. Prognozy pogody nie są zbyt optymistyczne, więc różnie może być. Jeśli będą to opady ciągłe, pewnie zrezygnujemy. Na generalce w Cyklo nie zależy mi jakoś szczególnie, za to zależy mi na rowerze. Bo ja zimno i deszcz wytrzymam, a rower ( to wiem z doświadczenia), średnio to znosi, więc pewnie mu takiej przykrości robić nie będę, tym bardziej, że 10 maja czeka go ciężka przeprawa i na Złoty Stok musi być zdrowy i gotowy. No zobaczymy. Jutro zdecydujemy. Byłoby szkoda bardzo, bo już się psychicznie nastawiłam, wpakowałam w siebie tony makaronu:) i .. zaczęłam się cieszyć na tę sobotę.

Wyruszyliśmy jak w niedzielę w kierunku Wału, tyle, że łatwiejszym podjazdem, czyli szutrowym od PitStopu.

Ruszamy w drogę
Ruszamy w drogę © lemuriza1972
Pan Adam i Piotrek
Pan Adam i Piotrek © lemuriza1972

Pani Krystyna na podjeździe od PitStopu
Pani Krystyna na podjeździe od PitStopu © lemuriza1972

Peleton na podjeździe od PitStopu
Peleton na podjeździe od PitStopu © lemuriza1972

Spokojnie i delikatnie. Bardzo sympatycznie się tak jeździ:)
.Gdzieś tam po drodze
Gdzieś tam po drodze © lemuriza1972
Pani Krystyna z mężem:)
Pani Krystyna z mężem:) © lemuriza1972

Pan Adam z Piotrkiem wynaleźli jeszcze jeden nowy zjazd do Doliny Izy. Łatwiejszy technicznie, ale za to z masą potoczków i różnych przeszkód i pięknych widoków. Kiedy zaczynał się zjazd, przystanęłam żeby zrobić zdjęcie i wtedy z jakiegoś domu przez okno wychylił się jakiś miejscowy i krzyknął: „ Piękne widoki, co?”
No piękne:), sami zobaczcie.
W Kierunku Doliny Izy
W Kierunku Doliny Izy © lemuriza1972

W Dolinie Izy
W Dolinie Izy © lemuriza1972

W Dolinie moje piękne, białe buty przestały być piękne i białe.

Miałam ci ja piękne butki:)
Miałam ci ja piękne butki:) © lemuriza1972
Zbiorczo w Dolinie Izy
Zbiorczo w Dolinie Izy © lemuriza1972

I jeszcze raz
I jeszcze raz © lemuriza1972 I jeszcze
I jeszcze © lemuriza1972 Zdjęcie
Zdjęcie "zbiorcze" w Dolinie Izy © lemuriza1972

Podjazd szutrowy do góry czyli 3 km delikatnego wspinania się.

Peleton się rozciąga
Peleton się rozciąga © lemuriza1972

Potem podjechaliśmy na Wał podjazdem 2 gatunku ( tak mawia na niego Pani Krystyna). Nie wiem dlaczego, bo to ostry podjazd. Pamiętam oj pamiętam jak jechałam go pierwszy raz. W lesie na Wale masa nowych, fantastycznych ścieżek, zjazdów i podjazdów. Po prostu bajka. W Lesie na Wale
W Lesie na Wale © lemuriza1972 Jedziemy
Jedziemy © lemuriza1972 Krótki bufet
Krótki bufet © 


\
Były i przeszkody
Były i przeszkody © lemuriza1972

Ścieżkami na Wale
Ścieżkami na Wale © lemuriza1972

Na Wale
Na Wale © lemuriza1972 Trochę widoków
Trochę widoków © lemuriza1972 Z widokami w tle
Z widokami w tle © lemuriza1972

A potem zjazd do Janowic. Na niebieskim naddunajcowym spotykamy dwójkę „gomolowiczów” ( z tymże jeden w ubraniu Sokoła), więc peleton robi się bardzo, bardzo gomolowy. Peleton się rozrósł
Peleton się rozrósł © lemuriza1972 Gomolowy peleton
Gomolowy peleton © lemuriza1972 Gdzieś tam w lesie na Wale
Gdzieś tam w lesie na Wale © lemuriza1972 Pani Krystyna
Pani Krystyna © lemuriza1972 Niebieskim naddunajcowym do domu
Niebieskim naddunajcowym do domu © lemuriza1972 Pan fotograf kazał machać:)
Pan fotograf kazał machać:) © lemuriza1972 Ostatni podjazd
Ostatni podjazd © lemuriza1972 Jozin z Bażin 2
Jozin z Bażin 2 © lemuriza1972

Bardzo miło, dość delikatnie ( chociaż momentami wcale nie tak łatwo), słonecznie ( pierwsza opalenizna tego roku), wesoło, sympatycznie. Czyli wszystko jak trzeba.

Peleton w składzie: Krysia, Adam, Piotrek, Kolos, Krzysiek, Tomek, Marcin, ja ( na naddunajcowym na chwilę dołączyli Piotrek K. i Andrzej W.)
  • DST 62.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 17.71km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(5)
Środa, 30 kwietnia 2014

REGE by GTA




Miało być rege, spokojna jazda, rozmowa… a można powiedzieć: wyszło jak zwykle:).
No, bo najpierw jak sobie podjeżdżałam do klasztoru na Pszennej i miałam sobie podjechać spokojnie, to na horyzoncie pojawił się target w postaci jakiegoś pana na rowerze, więc spokojnej jazdy nie było. Potem z Panią Krystyną napatoczyłysmy się na następnego targeta.
Generalnie to… usłyszałam kiedyś w Radiu Kraków takie fajne hasło, doskonałe usprawiedliwienie dla rezygnacji z treningu.
„ Rower też musi odpocząć”

Nie dałam mu jednak odpocząć. Umówiłyśmy się z Krysią na spokojną jazdę. Generalnie była dość spokojna, jechałyśmy tak sobie rozmawiając. Pojechałyśmy na niebieski naddunajcowy. Tam na chwilę zatrzymałyśmy się, bo pokazywałam Krysi jeden terenowy zjazd i wtedy minął nas chłopiec na crossowym rowerze. Krysia popatrzyła, ja popatrzyłam. Krysia powiedziała: no nie, bez szans, patrz jakie ma cienkie opony.
Zaczęłyśmy jechać. Chłopak nie zwiększał dystansu, wręcz przeciwnie. Krysia powiedziała: a może jednak…
No to wiadomo. Blat-ośka, gonimy. Dość szybko go doszłyśmy. Bezlitosne połknięcie. Można powiedzieć mknełyśmy jak pojazdy kategorii C firmy Gomola TRANS:). Dojechałyśmy do skrzyżowania w Janowicach i  jazda z powrotem. Na koniec kawałek podjazdu do Błonia i do domu.
Fajnie, rekreacyjnie dość, bardzo miło , w dobrym towarzystwie, a do tego piękna pogoda.
  • DST 47.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 22.03km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)
Wtorek, 29 kwietnia 2014

5 razy plus Golgota

I znowu awansowałam na „kolarza”. Formy żeńskiej pewnie się nie doczekam, no chyba, że zapuszczę bardzo długie włosy:). Awansu nie zawdzięczam zapewne tempu swojego podjeżdżania, a nowych „gomolowym” ciuchom, które wyglądają bardzo ładnie i profesjonalnie ( no ale przede wszystkim czego na pierwszy rzut oka nie widać, są bardzo wygodne). No, ale po kolei, dotrzemy do tego dlaczego znowu awansowałam na tzw kolarza.

Plan na dzisiaj: podjazdy. Pogoda znakomita, więc tylko podjeżdżać. Planowałam Lubinkę od niebieskiego szlaku naddunajcowego, ale za bardzo nie wiedziałam, które podjazdy. Zdecydowałam się w ostatniej chwili i pojechałam na podjazd w Szczpanowicach, ten obok przystanku i sklepu, który na szczycie łączy się z szutrowym podjazdem od PitStopu. Myślałam, że podjadę go dwa razy i „przerzucę się” na jakiś inny, ale potem mi się nie chciało "przerzucać" i zostałam na nim. Pierwszy podjazd: 9 minut i 1200 m. „Mielenie” w najbardziej newralgicznych miejscach czyli na początku i na końcu. Środek ze średniej. Kiedy zaczęłam podjeżdżać 3 raz, usłyszałam za sobą zgrzyt przerzutek. Pomyślałam:
„ O matko, ktoś za mną jedzie. Pół biedy jak to jakiś kolarz, ale jeśli to jakiś miejscowy i zaraz mnie myknie tutaj pod tę górkę? Ale będzie wstyd!” Przez chwilę się nie dawałam, ale kiedy napęd mi trochę zaszwankował , wyprzedził mnie. Kolarski strój, kask. „ Nie jest źle – pomyślałam – nie jest to przynajmniej miejscowy”. No, ale wyprzedził. Próbowałam przez chwilę się utrzymać, ale niestety, odjechał mi na jakieś 200 m i tak już zostało. Ale korzyść była taka, że podjechałam o minutę lepiej. Znaczy da się szybciej, tylko… no.. tylko się nie chce?:(.
Zrobiłam 5 razy ten podjazd. Łatwy on nie jest, ale są gorsze w okolicy. No to na koniec pojechałam na gorszy czyli na Golgotę. Najpierw sobie z niej zjechałam ( widoki z Golgoty naprawdę robią wielkie wrażenie – Dunajec, górki… Kiedyś muszę pojechać tam tylko i wyłącznie w celu robienia zdjęć). Jak zjeżdżałam, spotkałam podjeżdżającego kolarza, który wyprzedził mnie na poprzednim podjeździe.
No i do góry z mozołem. Mielenie cały czas.  Mozolne i wolne na razie to moje podjeżdżanie.
Gdzieś po drodze słyszę: Patrz, jak kolarze jadą, jeden za drugim… Potem: o.. kolarz jedzie..

( znowu mnie ktoś nazwał kolarzem!!!)

Uśmiecham się. 1500 m bardzo stromego podjeżdżania. 13 minut bólu. Pamiętam kiedy jechałam tutaj pierwszy raz. 2008r. Wybierałam się wtedy na maraton w Istebnej. Mirek mnie zabrał na Golgotę i powiedział: jak tutaj podjedziesz, możesz jechać do Istebnej. Wtedy nie pojechałam, pojechałam na następny rok, nie skończyłam maratonu ( awaria). Dopiero w 2010 udało się. Jak ma się ten podjazd do całego maratonu w Istebnej? Hm… ano tak, że Istebna to mam wrażenie jest jeden taki wielki podjazd:), przez kilka godzin. No może trochę przesadzam, bo zjeżdża się też nieco. Ale zjeżdżanie też nie daje wytchnienia. Trasa warta poznania ( ta w Istebnej). Polecam, bo może to już ostatnia okazja, bo więcej maratonów u GG nie będzie? 
Na koniec dzisiejszej jazdy jeszcze jeden łatwiejszy ponad kilometrowy podjazd. I do domu.

Zjazd do Szczepanowic
Zjazd do Szczepanowic © lemuriza1972 Masa zieleni
Masa zieleni © lemuriza1972 Z widokiem na Dunajec
Z widokiem na Dunajec © lemuriza1972

A na koniec taki cytat z artykułu z Wysokich Obcasów ( „Na celowniku hejtera”), rozmowa z psychologiem Wiesławem Baryłą.
„ Nawet zwierzęta przestają atakować, gdy ofiara się wycofuje. Podczas bójek, gdy silniejszy widzi, że sponiewierał ofiarę, to zwykle mu przechodzi. W przypadku agresji słownej ten mechanizm nie działa. Skąd w nas tyle agresji?”

„ – Do niedawna na pytanie kim są trolle internetowe, odpowiadaliśmy: „nie wiemy”. Podjerzewaliśmy, że to normalni ludzie, tylko w jakiś sposób wyżywający się lub odreagowujący w internecie. Tak nie jest. Dosłownie parę tygodni temu ukazał się raport dużego kanadyjskiego badania, który pokazał, że nie są to tacy ludzie jak my. To osoby, którym przyjemność sprawia robienie krzywdy innym.
- Sadyści?
- Tak.
- Czemu sadyści krzywdzą?
- Ludzie wykazujący sadystyczne zachowania ogólnie są smutni, poza krótkimi chwilami kiedy innym mogą wbić szpilę”

 


 I tak przypomniała mi się piosenka… Warto byłoby czasem o tym pamiętać. Zwłaszcza zanim zasiądzie się do klawiatury.

Oprócz wody i powietrza,
Nie istnieje nic takiego,
Co byłoby dla wszystkich,
Co by było dla każdego,
Nie ma tylko jednej wiary,
Jednej słusznej polityki,
Nie ma jedynego wiersza,
I jedynej muzyki...

Oprócz wody i powietrza, Nie istnieje nic takiego, Co byłoby dla wszystkich, Co by było dla każdego...


  • DST 42.00km
  • Czas 02:24
  • VAVG 17.50km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
Niedziela, 27 kwietnia 2014

Niedzielne SPA

Plan był taki na dzisiaj: wyjazd o 10, kierunek Jamna.
Obudziłam się rano ( a ponieważ poszłam spać późno, bo oglądałam film, który przypadkiem znalazłam i mocno polecam tak przy okazji , tytuł „Zamknięte drzwi” , na podstawie powieści Magdy Szabo, klimat, ciekawa historia… od czasu „Papuszy” nie oglądałam tak intrygującego, klimatycznego filmu, no więc w związku z b. późną porą zaśnięcia, to wcale specjalnie wstawać mi się nie chciało). Popatrzyłam na pochmurne niebo za oknem, przestawiłam budzik na taką godzinę, żeby poinformować Krysię, że odpuszczam dzisiaj jazdę z nimi. Krysia zadzwoniła po 9, że pada i że wyjazd odwołują. Mimo wszystko było mi trochę żal. Chciałam koniecznie w tę niedzielę zrobić jakąś dłuższą, bardziej męczącą jazdę z Krysią, Adamem i resztą towarzystwa. Bo są to jazdy treningowo bardzo przydatne, no i towarzystwo świetne. Zawsze jest wesoło. W tym roku nie miałam okazji z nimi jeździć. Nie czułam się jeszcze na siłach. Chciałam pojeździć trochę sama wcześniej
Ale po 11 zaczęło się przejaśniać, więc umówiliśmy się po 12. Na Jamną niestety było już za późno, tym bardziej , że prognozy pogody przewidywały, że o 16 będzie znowu padać ( i tak było, ale zanim się tak stało mieliśmy jakieś 3 godziny całkiem ładnej i słonecznej pogody). Peleton w składzie: Krysia, Adam, Staszek, Tomek, Piotrek i ja.
Dzisiaj było sporo nowych ścieżek, niektóre naprawdę fantastyczne, zwłaszcza te w rejonie Wału. Mam nadzieję, że coś tam zapamiętam, którędy tam dojechać i którędy się poruszać.
Zaczęliśmy spod domu Krysi i Adama w kierunku niebieskiego szlaku nad Dunajcem, stamtąd Lutkostradą na Lubinkę. Hm… no niezły to był podjazd jak na początek. Myślę, że jest porównywalny do Golgoty, jeśli nie trudniejszy, bo chyba dłuższy i więcej jest momentów o naprawdę sporym nastromieniu. Ile razy podczas tego podjeżdżania, kiedy nogi piękły, pot lał się ze mnie, myślałam: Po co ci to kobieto? Czemu się tak męczysz? W imię czego? Po co jeździć na tym rowerze?. Nie wiem, ale sporo. zapewne.
Chyba ze 3 km bardzo ostrego chociaż asfaltowego podjeżdżania, podczas którego naprawdę miałam ochotę stanąć, odpocząć, albo po prostu rzucić rowerem do rowu:).
A potem był zjazd. Krysia, Adam i Piotrek odkryli niedawno fantastyczny, terenowy zjazd do Doliny Izy. Dzisiaj na tym zjeździe była spora adrenalina, ponieważ było bardzo ślisko. Ostatnio ciągle pada, więc wiadomo co jest w lesie. Błoto, ślisko, a że początek po trawie, no to też było ciekawie. Muszę tam znowu pojechać, jak będzie bardziej sucho, zobaczymy jak to jest jechać po suchym. Adreanliny takiej już nie będzie, ale zapewne będzie się jechać szybciej. Świetny zjazd. A potem szutrem z Doliny do góry, więc 3 km i 17 minut podjedżania ( niektórzy podjeżdżali 15 minut:)). A potem na Wał tym mocno nastromionym , długim asfaltowym podjazdem. Kiedy się skończył, skręcliśmy do lasu na Wale i zaczęła się zabawa. Świetnie ścieżki, zjazdy i podjazdy, w sumie dużo było tego mozolnego, niełatwego podjeżdżania. No i dużo, dużo błota, więc była masa zabawy. Obyło się jednak bez wywrotek, co przy takich warunkach jak dzisiaj, no to jest dobry wynik. Z Jurasówki zjazd żółtym pieszym. To jest też kawałek solidnego zjazdu. Zjeżdżałam wolno, ale blokada puściła i tak bardzo się cieszę. Ta dzisiejsza jazda bardzo wiele mi dała. Jakby się jakaś szufladka otworzyła i nagle przypomniałam sobie co należy robić na zjazdach i przede wszystkim przypomniałam sobie, że nie należy się tak bać i nie należy tak panikować.
Po zjeździe morderczy podjazd łąką, który nie raz już robiliśmy jadąc na Jamną. A potem był krótki bufet pod sklepem. Tam nawiązał z nami dialog pewien starszy pan. Najpierw powiedział do mnie  i do do Krysi:
- Oj, dziewczyny zmęczone.. widzę to.
Powiedziałam: - a chłopaki to nie?
Pan: nie.
Ja: no bo oni są chłopakami, a poza tym z małej tarczy jadą:).
Pan stwierdził też, że zapisałby się do naszego klubu, ale jakby był tak 30 lat młodszy. Zainteresowani byliśmy więc ile ma lat. Okazało się, ze 58. Piotrek roześmiał się na to, bo też ma „5” z przodu. Panu widocznie wydawało się, że bardzo młodzi jesteśmy. Powiedział też, że on to mieszka 150 m stąd i nawet tyle nie da rady na rowerze przejechać.
Lubię takie rozmowy podsklepowe. Jakieś dzieci też liczyły nas jak kolarski peleton. Jakiś pan z podwórka krzyczał, że nam zrobi górską premię jak podjeżdżaliśmy.
„Po sklepie” nastąpił kolejny dość męczący podjazd, a po nim następny ( który zresztą sama wybrałam). Obydwa były dla nas zupełną nowością. Naprawdę jest gdzie podjeżdżać w tych naszych okolicach. Ostatnim podjazdem wyjechaliśmy na czarny szlak rowerowy na Wale. Podczas ostatniego podjazdu zaczęło padać i dochodziły nas też groźne pomruki burzy.
Zjechaliśmy żółtym pieszym, na którym też było dość mokro i błotniście, więc była zabawa. Jak mi raz rower zatańczył, to się dość mocno uśmiałam z tego tańca, a Krysia zapytała: czy w tym błocie jest coś rozweselającego? Może i było?:)
SPA dzisiejszego dnia było naprawdę konkretne.
Bardzo udany towarzysko i treningowo wyjazd. Sporo podjeżdżania naprawdę niełatwego i sporo też nie do końca łatwego zjeżdżania.

Zbiórka:)
Zbiórka:) © lemuriza1972
Peleton jedzie:)
Peleton jedzie:) © lemuriza1972 Końcówka Lutkostrady
Końcówka Lutkostrady © lemuriza1972 Pani Krystyna na tle widoków
Pani Krystyna na tle widoków © lemuriza1972

Trochę widoków
Trochę widoków © lemuriza1972

W Dolinie Izy
W Dolinie Izy © lemuriza1972 Z Panią Krystyną
Z Panią Krystyną © lemuriza1972 W lesie na Wale
W lesie na Wale © lemuriza1972 Trochę widoków jeszcze
Trochę widoków jeszcze © lemuriza1972 Krótki bufet
Krótki bufet © lemuriza1972 Serwis
Serwis © lemuriza1972

Po zjeździe żółtym
Po zjeździe żółtym © lemuriza1972 Po zjeździe żółtym pieszym szlakiem 2
Po zjeździe żółtym pieszym szlakiem 2 © lemuriza1972
  • DST 67.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 16.75km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(8)
Sobota, 26 kwietnia 2014

Mokro

Taka piosenka na początek. Całkiem niezła.

 Dzisiaj miał być dzień pierwszego maratonu. Taki był plan ( od kilku miesięcy), ale jakieś dwa tygodnie temu doszliśmy do wniosku, że odpuszczamy Murowaną Goślinę. Dlaczego? Pewnie to z punktu widzenia generalki nie jest dobre posunięcie, bo jak wiadomo w Murowanej łatwiej o punkty, ale… Ja np. do tej generalki podchodzę z wielkim dystansem i spokojem. Owszem chciałabym ją zrobić, ale czy zrobię, to w dużej mierze zależy od okoliczności niezależnych ode mnie ( taka sytuacja), więc jakoś psychicznie nie nastawiam się, że zrobię, że muszę. Przy podjęciu tej decyzji przeważyła sprawa TRASY ( w połączeniu z odległością, którą trzeba pokonać żeby dojechać od nas pod Poznań). Można jechać tak daleko, ponosić tego koszty, jeśli trasa jest tego warta. Ta nie jest. Pogoda w Murowanej była dzisiaj kiepska, więc tym bardziej nie było nam żal.

A i u nas pogoda dzisiaj była kiepska. Deszcz z przerwami pada od wczoraj. Do tego wiatr. Nie zachęca to do wyjścia z domu. Czas miałam dzisiaj tylko po południu i kiedy prawie się zbierałam na rower, zaczęło lać. Odczekałam trochę i jak przestało , wyjechałam. Trasa płaska, Las Radłowski i okolice. Wszędzie bardzo mokro. Jakoś tak bez werwy mi się jechało. Do tego wiało i w lesie złapał mnie deszcz, ale wielkiej krzywdy mi nie zrobił. Wracając pojechałam nad Dunajec, bo mam tam zlokalizowany krzak bzu ( rosnący sobie wolno). Urwałam co nieco. Jak podjechałam pod blok, jakiś pan zapytał:
gdzie pani nakradła tego bzu? Odpowiedziałam, że nad Dunajcem.
Pan : tak daleko pani była? ( Dunajec jest 4 km od mojego domu- taka dygresja).
Jakbym tam miał iść to bym cały dzień szedł:).

 I jeszcze taki dialog ( na koniec)
. Byłam dzisiaj wymienić najmniejszą ( zjechaną już) tarczę z przodu. Ktoś ze zdziwieniem mnie zapytał:
To Ty jeździsz na najmniejszej tarczy???

Tak, odpowiedziałam i zapytałam:
- A byłeś kiedyś na maratonie u GG? ( to było nieco prowokacyjnie, bo wiadomo, że ja tej tarczy używam i na Cyklo i na podtarnowskich treningach).
Ktoś: no nie…
Ja: a byłeś kiedyś kobietą?
Ktoś: no nie..
Pomyślałam: no właśnie:)
Panowie, my naprawdę mamy trochę mniej siły od was. Zresztą abstrahując od tego faktu, nie wierzę, że w górach , w terenie nie używacie najmniejszej tarczy, prawda?:). Żaden to wstyd, ona od tego jest, jak jest stromo, jest teren, a czasem jeszcze błoto ( i czasem warto pooszczędzać kolana).
Żółto
Żółto © lemuriza1972 Zielono
Zielono © lemuriza1972
  • DST 43.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 21.50km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
Środa, 23 kwietnia 2014

Marcinka x 5

KTM odebrany wczoraj z serwisu. Nadszedł więc czas żeby go wypróbować. Niestety test wypadł niepomyślnie
( co zakłóciło mi podjeżdżanie, ale nie na tyle, by porzucić treningowe plany). Jeszcze jedna część będzie do wymiany.
Plan na dzisiaj – podjeżdżanie. Ponieważ chętny do jazdy dzisiaj był również Tomek, wybór padł na Marcinkę, bo to rejony Tomka. No to już wczoraj postanowiłam sobie, że zrobimy podjazd na Marcinkę od Tuchowskiej
( szutrem) pod przekaźnik tak co najmniej 5 razy. Nigdy tego podjazdu tyle razy nie zrobiłam, więc sama byłam ciekawa czy dam radę. Daliśmy radę. Podjazd ma nieco ponad 2 km. Nie jest bardzo trudny, ma jednak kilka cięższych fragmentów. Końcówkę każdego podjeżdżania starałam się jechać mocniej i udawało się. Jedynie ostatni podjazd jakoś opadłam z sił, i wyszedł mi chyba najwolniej. Na ostatnim podjeździe Tomek odjechał mi skutecznie. Jakoś odpuściłam moment kiedy zaczął odjeżdżać i potem już było mi ciężko. Widać, że procentuje systematyczna praca Tomka na siłowni, bo na rowerze nie jeździ w ogóle ostatnio, a .. nie widać, żeby nie jeździł:).
Na koniec wjechaliśmy sobie do lasu, żeby trochę pozjeżdżać, ale dużo tego zjeżdżania nie było. U mnie niestety jakaś zjazdowa blokada jest, co mnie trochę niepokoi. Muszę nad tym popracować, bo niefajnie to wygląda. Ogólnie jestem jednak bardzo zadowolona z wykonania mojego planu ( chociaż nie wjeżdżało mi się dzisiaj jakoś specjalnie fajnie).

A dzisiaj Światowy Dzień Książki. I od razu jakoś przychodzą mi do głowy słowa piosenki IB:


„Czym byłby bez niej dla mnie świat..ja nie wiem
Dziękuję Jah za to, co dla mnie chlebem
Za światło, które płonąc wytycza drogę mą
Za to, że ona zawsze przy mnie, wielbię ją. „


Tak myślę o Literaturze:).
A przy okazji tego święta, taki filmik znalazłam ( nie tylko rower należałoby stosować codziennie:)):

  • DST 42.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:21
  • VAVG 17.87km/h
  • Sprzęt KTM
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(4)
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Przejażdżkowo

Wróciłam dzisiaj z Mielca o dość „przyzwoitej” porze, więc wystarczyło czasu żeby pokręcić nieco. Pogoda była przepiękna. Trochę wahałam się między żużlem, a rowerem, ale jednak zwyciężył rower. Zbyt ładna była pogoda, żeby jej nie wykorzystać i nie popatrzeć na świat. Niestety po jakichś 9 km zepsuł mi się licznik i to nieco zepsuło mi również humor, bo nie lubię nie wiedzieć ile przejechałam i z jaką prędkością jadę.
Na szczęście ponieważ kręciłam się po znajomych stronach, to mniej więcej wiem ile przejechałam. Pierwsza myśl była taka ( po tym zepsuciu licznika), że zrobię jeden podjazd i wracam do domu, ale im dalej jechałam , tym bardziej żal mi było wracać. Bo widoki takie piękne ( co zobaczycie poniżej) i wiosna taka wiosennie pachnąca i ta zieleń, kwiaty, górki, Dunajec. Zaczęłam przez Buczynę. Potem szutrowym podjazdem na Lubinkę, potem zjazd z Lubinki terenowym na niebieski szlak naddunajcowy. Stamtąd podjazdem w kierunku winnicy. Dojechałam do szlabanu i zjechałam do Doliny Izy zjazdem terenowym, podjechałam podjazdem szutrowym. Potem jeszcze zjazd z Lubinki szutrówką i obok kościoła w Szczepanowicach, zjazd w dół ( w lewo) i podjazd w kierunku Błoń. No i to było na tyle dzisiaj. Tempo wybitnie przejażdżkowe. Tak dzisiaj sobie postanowiłam ( jak się zepsuł licznik) i tak też zrobiłam. Na podjazdowy mocny trening, przyjdzie czas w tym tygodniu.
No i kilka zdjęć.
Szutrowy podjazd na Lubinkę
Szutrowy podjazd na Lubinkę © lemuriza1972 Widok z Lubinki
Widok z Lubinki © lemuriza1972 Widok z Lubinki 2
Widok z Lubinki 2 © lemuriza1972 Wiodk z Lubinki 3
Wiodk z Lubinki 3 © lemuriza1972 Początek zjazdu z Lubinki
Początek zjazdu z Lubinki © lemuriza1972 Dalszy ciąg zjazdu
Dalszy ciąg zjazdu © lemuriza1972 W Dolinie Izy
W Dolinie Izy © lemuriza1972 W Dolinie Izy 2
W Dolinie Izy 2 © lemuriza1972g
  • DST 47.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 17.62km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(1)
Piątek, 18 kwietnia 2014

Buczyna i Panieńska Góra

Kiedyś były takie pieśni. Napisałam celowo „pieśni” bo Kuba Wojewódzki w dokumentalnym filmie „Drogi” ( film o Indios Bravos), mówiąc o Banachu, mówił również o Hey. Powiedział, że Hey za Banacha tworzył pieśni, które były na ustach wszystkich, teraz tworzy tylko piosenki. Coś na rzeczy jest. Jestem fanką Hey, ale dzisiejsze Hey diametralnie różni się jednak od Hey z lat 90. To jest wciąż dobra muzyka, świetnie teksty Kaśki, ale jednak to już nie to samo. No to dawne Hey dzisiaj… smutna co prawda, ale bardzo piękna Pieśń.



Ponieważ w jeżdżeniu u GG przerwę mam prawie dwuletnią ( Piwnicznej z ub roku nie liczę, bo to tylko jeden maraton), myślę, że cofnęłam się w umiejętnościach technicznych. I odwagi na zjazdach takiej też już brak. Dlatego postanowiłam sobie, że raz w tygodniu muszę zrobić trening techniczny. W tym też celu wybrałam się dzisiaj do Buczyny. Zanim dojechałam do Buczyny, rozgrzałam się na podjeździe od stadionu. Przepiękna, słoneczna pogoda i fajna temperatura. A Buczyna jak to Buczyna możliwości do treningu technicznego ma olbrzymie. Trzeba tylko znać różne jej zakątki, zakamarki. Dzisiaj warunki były dość dobre. Błota nie było specjalnie dużo, prawie w ogóle. Nieco wilgotno tylko na niektórych zjazdach, no i masa liści i patyków ( i na to trzeba było bardzo uważać). Niestety zła wiadomość dla ćwiczących tam kolarzy mtb - widać, że jeżdżą tam panowie na motorach crossowych, zjazdy są dość rozjeżdżone, wyślizgane. Ja dzisiaj też takiego pana spotkałam i jeździło mi się mało komfrotowo, ponieważ bałam się, ze w każdej chwili z któregoś zakrętu wyskoczy ( a jak wiadomo w Buczynie masa jest zakrętów i ścieżek krętych).
Trochę sobie pozjeżdżałam. Z niektórych zjazdów jestem umiarkowanie dumna, dwa niestety mnie pokonały ( nie odważyłam się, więc jest z czym "walczyć" na następny raz). No, ale pokręciłam sobie po dość niełatwym terenie i w górę i w dół i jakiś tam pewien pożytek z tej jazdy jest. Zapomniałam jednak o jednej rzeczy. Reba owszem działa super, ale opony Magnus ma stare i łyse i za bardzo do zjeżdżania się nie nadają. Nie czułam się komfrotowo, przyczepność naprawdę średnia:). Trzeba przepatrzeć zasoby i zmienić przynajmniej przednią oponę, bo 4 letni Bulldog to jednak trochę przegięcie.
A potem pojechałam sobie przez Łukanowice , Isep do Grabna. Plan był taki żeby odnaleźć ostatni zjazd maratonu wojnickiego z Panieńskiej Góry, który to w tym roku ma być podjazdem. Trochę mnie ta wiadomość zaniepokoiła, bo o ile pamiętam dobrze, to był zjazd z dość dużą ilością luźnych kamieni, więc do podjazdu byłby niełatwy. Ale kamienie rzeczywiście już dość mocno ubite. Jedzie się co prawda powoli ( przynajmniej ja tak jadę:)), ale stabilnie, bez walki o przyczepność. Jakieś 1,5 – 2 km tego podjazdu i podobno to ma być na początek maratonu.
Potem pokręciłam się jeszcze trochę po Lesie na Panieńskiej ( tam też jest masa możliwości, muszę tam kiedyś jechać na dłużej, dzisiaj było już za późno, żeby szukać nowych ścieżek). Zjechałam zjazdem terenowym , tym na którym jest droga krzyżowa. Gdyby tędy jechał maraton pod górę.. oj działoby się.
Na koniec wracając przez Ispep pokręciłam jeszcze po naddunajcowych wertepach. Pożytecznie spędzony czas na rowerze.

A teraz idą Święta. Tym, którzy je obchodzą , ale również tym, którzy nie obchodzą, życzę na nadchodzące dni dużo spokoju i radości z życia. I taka mała recepta na to, co należy robić, żeby móc się z życia cieszyć.






A tutaj przykład takiej radości.



W Buczynie

W Buczynie


 © lemuriza1972
Jeden ze zjazdów



Jeden ze zjazdów © lemuriza1972

Panieńska Góra
Panieńska Góra © lemuriza1972


Na Panieńskiej Górze
Na Panieńskiej Górze © lemuriza1972
  • DST 43.00km
  • Teren 16.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 19.85km/h
  • Sprzęt Kellys Magnus
  • Aktywność Jazda na rowerze
Linkuj | Komentuj | Komentarze(2)
  • Nowsze wpisy →
  • ← Starsze wpisy

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl