Niedziela, 23 listopada 2014
Ziołowo
Lubię…
Ale to nie jedyna piękna piosenka Anny Marii. Jest ich znacznie więcej.
Polecam posłuchanie tych mniej znanych.
Polecam posłuchanie tych mniej znanych.
Niektórzy pojechali dzisiaj w Tatry:). Zdaje się, że mieli piękną, słoneczną pogodę. Zazdroszczę.
Ja pojechałam do Mielca, stąd sportowo weekend nie był zbyt aktywny. Wzięłam ze sobą gumę, więc trochę wczoraj poćwiczyłam nogi, ale chwilkę tylko, bo czasu nie było zbyt wiele.
Dzisiaj już w domu godzina ćwiczeń z ketlą i gumami. Może jutro będzie więcej, mocniej i bardziej efektywnie.
A z nowinek kulinarnych… Kupiłam w LIDLU świeży lubczyk w doniczce (ten zapach!). Gotowałyśmy wczoraj z siostrą pyszny rosół z kury wiejskiej (dostałam od koleżanki). Taki lubczykowy rosół.. bajka.. Żadnych veget, żadnych przypraw maggi, kura, warzywa, lubczyk, a smak taki, że .. ufff… do dzisiaj go wspominam i chyba jeszcze w tym tygodniu ugotuję:).
Kupiłam też anyż gwiazdkowy. Jeśli ktoś lubi smak anyżu to polecam jedną gwiazdkę wrzucić do herbaty z miodem i.. robi się bardzo świąteczna herbata. Pycha! No, ale trzeba lubić anyż.
A teraz będzie o ziołach:)>
Od kilku dni popijam ziele Czystka. Kiedyś w sklepie, przy półce ze zdrową żywnością zaczepił mnie jakiś pan i zapytał czy może wiem co to ten czystek. Nie wiedziałam.
Jeszcze tego samego dnia poczytałam. Jeszcze tego samego dnia moja siostra napisała, że poleciła jej to dentystka i pije. Kupiłam. Jesteście ciekawi co to ten czystek? Za www.poradnikzdrowie.pl:
" Czystek (Cistus incanus) to zioło, któremu są przypisywane wyjątkowe właściwości zdrowotne. Wszystko dzięki zawartości polifenoli - silnych antyoksydantów, które mają dobroczynny wpływ na zdrowie. Czy czystek rzeczywiście jest "antidotum" na większość chorób, jak przekonują niektórzy? Czystek - bogactwo polifenoli Czystek charakteryzuje się wysoką zawartością polifenoli (podobno nawet większą niż czerwone wino) - silnych przeciwutleniaczy. Są to substancje, które mają właściwości antyoksy¬dacyjne, tzn. neutralizują wolne rodniki, które mogą się przyczynić do powstania wielu chorób, w tym tych nowotworowych. Ponadto polifenole hamują powstawanie i rozwój stanów zapalnych w organizmie, a także wzmacniają, dodają energii. Co więcej, ochraniają naczynia krwionośne i hamują utlenianie się "złego" cholesterolu LDL, zapobiegając tworzeniu się blaszek miażdżycowych. Polifenole wspierają także funkcjonowanie układu odpornościowego i walczą z drobnoustrojami i grzybami. Poza tym działają antyalergicznie, gdyż hamują uwalnianie histaminy."
Gdzieś też wyczytałam, że .. płukanki z czystka bardzo wybielają zęby. Im jestem starsza (tak to chyba działa, że im człowiek starszy tym więcej ziół piję:)) piję więcej ziół, za którymi nie przepadałam do niedawna. Od dłuższego czasu często popijam pokrzywę. Mięta jest najlepszym lekarstwem na problemy żołądkowe (ale ostatnio w tej materii cisza i oby tak dalej), melisa (taka podwójna) dawka naprawdę uspokaja i pozwala szybciej zasnąć.
Tak sobie myślę, że w kwestii ziół trzeba się trochę podszkolić i zaczać zbierać. Po co wydawać pieniądze na te kupowane w sklepie? Na majowe pokrzywy już się umówiłam z Panią Krystyną. Podobno ma ich trochę na działce:).
Ja pojechałam do Mielca, stąd sportowo weekend nie był zbyt aktywny. Wzięłam ze sobą gumę, więc trochę wczoraj poćwiczyłam nogi, ale chwilkę tylko, bo czasu nie było zbyt wiele.
Dzisiaj już w domu godzina ćwiczeń z ketlą i gumami. Może jutro będzie więcej, mocniej i bardziej efektywnie.
A z nowinek kulinarnych… Kupiłam w LIDLU świeży lubczyk w doniczce (ten zapach!). Gotowałyśmy wczoraj z siostrą pyszny rosół z kury wiejskiej (dostałam od koleżanki). Taki lubczykowy rosół.. bajka.. Żadnych veget, żadnych przypraw maggi, kura, warzywa, lubczyk, a smak taki, że .. ufff… do dzisiaj go wspominam i chyba jeszcze w tym tygodniu ugotuję:).
Kupiłam też anyż gwiazdkowy. Jeśli ktoś lubi smak anyżu to polecam jedną gwiazdkę wrzucić do herbaty z miodem i.. robi się bardzo świąteczna herbata. Pycha! No, ale trzeba lubić anyż.
A teraz będzie o ziołach:)>
Od kilku dni popijam ziele Czystka. Kiedyś w sklepie, przy półce ze zdrową żywnością zaczepił mnie jakiś pan i zapytał czy może wiem co to ten czystek. Nie wiedziałam.
Jeszcze tego samego dnia poczytałam. Jeszcze tego samego dnia moja siostra napisała, że poleciła jej to dentystka i pije. Kupiłam. Jesteście ciekawi co to ten czystek? Za www.poradnikzdrowie.pl:
" Czystek (Cistus incanus) to zioło, któremu są przypisywane wyjątkowe właściwości zdrowotne. Wszystko dzięki zawartości polifenoli - silnych antyoksydantów, które mają dobroczynny wpływ na zdrowie. Czy czystek rzeczywiście jest "antidotum" na większość chorób, jak przekonują niektórzy? Czystek - bogactwo polifenoli Czystek charakteryzuje się wysoką zawartością polifenoli (podobno nawet większą niż czerwone wino) - silnych przeciwutleniaczy. Są to substancje, które mają właściwości antyoksy¬dacyjne, tzn. neutralizują wolne rodniki, które mogą się przyczynić do powstania wielu chorób, w tym tych nowotworowych. Ponadto polifenole hamują powstawanie i rozwój stanów zapalnych w organizmie, a także wzmacniają, dodają energii. Co więcej, ochraniają naczynia krwionośne i hamują utlenianie się "złego" cholesterolu LDL, zapobiegając tworzeniu się blaszek miażdżycowych. Polifenole wspierają także funkcjonowanie układu odpornościowego i walczą z drobnoustrojami i grzybami. Poza tym działają antyalergicznie, gdyż hamują uwalnianie histaminy."
Gdzieś też wyczytałam, że .. płukanki z czystka bardzo wybielają zęby. Im jestem starsza (tak to chyba działa, że im człowiek starszy tym więcej ziół piję:)) piję więcej ziół, za którymi nie przepadałam do niedawna. Od dłuższego czasu często popijam pokrzywę. Mięta jest najlepszym lekarstwem na problemy żołądkowe (ale ostatnio w tej materii cisza i oby tak dalej), melisa (taka podwójna) dawka naprawdę uspokaja i pozwala szybciej zasnąć.
Tak sobie myślę, że w kwestii ziół trzeba się trochę podszkolić i zaczać zbierać. Po co wydawać pieniądze na te kupowane w sklepie? Na majowe pokrzywy już się umówiłam z Panią Krystyną. Podobno ma ich trochę na działce:).
- Aktywność Ciężary
Piątek, 21 listopada 2014
Głód
„ Kocham rower, ale umówmy się – co za dużo, to niezdrowo. Czasem trzeba od niego odpocząć by później nabrać jeszcze większego głodu rowerowania”
Maja Włoszczowska
W 100% się zgadzam… i muszę stwierdzić, że chyba czuję już głód rowerowania. Bynajmniej nie w takich warunkach pogodowych jak były dzisiaj. Wyrosłam już z jeżdżenia w zimie, po śniegu i w bardzo niskiej temperaturze. Raczej już nie będę, chociaż … nigdy nie mów nigdy.
Na razie jednak dalej będę czuć głód.
Dzisiaj czas ograniczony (trochę obowiązków, a potem towarzyskie spotkanie z Panią Krystyną), tak więc zaledwie 45 min ćwiczeń. Wchodzą mi w krew i są już codziennym rytuałem, co mnie cieszy, bo wierzę, że będą tego efekty. A z kulinariów dzisiaj to przede wszystkim… Pani Krystyna przyniosła świeżo upieczony własnoręcznie chleb. Pyszny tak, że chyba nigdy aż tak dobrego nie jadłam. Najlepszy z samym masłem. Myślę, że wezmę przepis i kiedyś też spróbuję Mam ostatnio szczęście do chlebów, bo wczoraj też dostałam od kolegi własnoręcznie robiony. Również smaczny.
A ja dzisiaj upiekłam dawno nie pieczony przeze mnie biszkopt. Nowość była taka, że zamiast kakao (zawsze robiłam biszkopt dwukolorowy) dodałam karob ( w tym karobie podobno jest jakaś substancja - nazwy nie pamiętam, która dodaje energii:)). Wyszedł całkiem niezły. Takie proste ciasto. Polecam zamiast sklepowych słodyczy.
Jedna wada – mąka pszenna.
1/2 szklanki mąki pszennej, ¾ szklanki cukru, 4 jajka, trochę karobu albo kakao. Białka ubijamy na sztywną pianę z cukrem, dodajemy przesianą mąkę, delikatnie mieszamy, dodajemy żółtka, mieszamy. Część ciasta wlewamy do blachy nasmarowanej tłuszczem i posypanej bułką tartą, drugą część mieszamy z karobem (kakao) i wlewamy do wcześniej wlanego do blachy ciasta, wkładamy do piekarnika na jakieś 40 min (180 stopni). Naprawdę dobre.
Maja Włoszczowska
W 100% się zgadzam… i muszę stwierdzić, że chyba czuję już głód rowerowania. Bynajmniej nie w takich warunkach pogodowych jak były dzisiaj. Wyrosłam już z jeżdżenia w zimie, po śniegu i w bardzo niskiej temperaturze. Raczej już nie będę, chociaż … nigdy nie mów nigdy.
Na razie jednak dalej będę czuć głód.
Dzisiaj czas ograniczony (trochę obowiązków, a potem towarzyskie spotkanie z Panią Krystyną), tak więc zaledwie 45 min ćwiczeń. Wchodzą mi w krew i są już codziennym rytuałem, co mnie cieszy, bo wierzę, że będą tego efekty. A z kulinariów dzisiaj to przede wszystkim… Pani Krystyna przyniosła świeżo upieczony własnoręcznie chleb. Pyszny tak, że chyba nigdy aż tak dobrego nie jadłam. Najlepszy z samym masłem. Myślę, że wezmę przepis i kiedyś też spróbuję Mam ostatnio szczęście do chlebów, bo wczoraj też dostałam od kolegi własnoręcznie robiony. Również smaczny.
A ja dzisiaj upiekłam dawno nie pieczony przeze mnie biszkopt. Nowość była taka, że zamiast kakao (zawsze robiłam biszkopt dwukolorowy) dodałam karob ( w tym karobie podobno jest jakaś substancja - nazwy nie pamiętam, która dodaje energii:)). Wyszedł całkiem niezły. Takie proste ciasto. Polecam zamiast sklepowych słodyczy.
Jedna wada – mąka pszenna.
1/2 szklanki mąki pszennej, ¾ szklanki cukru, 4 jajka, trochę karobu albo kakao. Białka ubijamy na sztywną pianę z cukrem, dodajemy przesianą mąkę, delikatnie mieszamy, dodajemy żółtka, mieszamy. Część ciasta wlewamy do blachy nasmarowanej tłuszczem i posypanej bułką tartą, drugą część mieszamy z karobem (kakao) i wlewamy do wcześniej wlanego do blachy ciasta, wkładamy do piekarnika na jakieś 40 min (180 stopni). Naprawdę dobre.
- Aktywność Ciężary
Czwartek, 20 listopada 2014
Ładowanie energii
„Znalezione” na facebookowym profilu Angeli Gaber.
Dzisiaj.. dzień jak co dzień.
Listopad, ciemno, pochmurno i wilgotno.
Trzeba było więc w jakiś sposób uczynić ten dzień przyjemniejszym. Energię wytworzyć, sama się przecież nie wytworzy:).
Więc po pierwsze pieczenie smacznej przekąski (przepis poniżej), po drugie ćwiczenia: ketla i gumy. Godzinka.
Maja Włoszczowska o MTB: „… i pora na zmierzenie się z pytaniem „co dalej?”. W dodatku aż na dwóch płaszczyznach – życiowej (jakie studia) i kolarskiej, bo mam w swoim otoczeniu takich, którzy namawiają mnie na porzucenie terenowego cross country na rzecz kolarstwa szosowego, w którym z dobrymi wynikami dodatkowo czasem startuję. Wiem, że szosowe jest bardziej znane, bardziej pokazywane w mediach, ma trochę większy prestiż, mocniejszych sponsorów, a więc większe pieniądze. Ale wiem też, że górskie jest ciekawsze, fajniejsze, dziksze. Daje więcej emocji i adrenaliny. A każdy metr w dół po skałach to szaleństwo. Górskie jest sprawiedliwsze, bo nie ma jak na szosie wożenia się za kimś w peletonie. Wybieram górskie, pozostaje wierna rowerowi MTB” .
Na rowerze szosowym nie jeździłam, ale sporo jeżdżę po asfalcie. Zanim zaczęłam jeździć MTB to tak co najmniej dwa sezony „tłukłam” kilometry na asfalcie. To też jest fajne, ale MTB zdecydowanie wygrywa. Dlaczego? Maja właściwie wszystko powiedziała. Ja jeszcze mogę dodać: widoki, widoki, widoki, zapachy lasu, zakątki, które na szosowym rowerze nie byłby dostępne.. błoto? Tak, błoto też:).
A z nowości kulinarnych to… Kupiłam dzisiaj KAROB czyli mączkę chleba świętojańskiego (wyczytałam w Mai Włoszczowskiej, że to taka jej czekolada).
Karob wygląda jak kakao. Dość podobnie smakuje, ale nie uczula tak jak kakao, jest bardzo bogaty w białko. Do dostania niestety raczej tylko w sklepach lub stoiskach ze zdrową żywnością .
I tak dzisiaj zupełnie przypadkiem robiąc ciasteczka jabłkowo-bananowo-owsiane odkryłam, że można zrobić bardzo szybki i smaczny deser z karobem. Banan rozgnieciony widelcem (na miazgę), do tego odrobina karobu, może trochę rodzynek, albo kawałków gorzkiej czekolady. Szybko, smacznie i białkowo-węglowodanowo więc w sam raz dla kolarza.
Maja zresztą pisze w książce, że jeśli może obecnie wystrzega się chemicznych suplementów zwłaszcza przed i po treningu. Zastępuje to tym co oferuje nam natura. Np jogurt naturlany z suszonymi owocami.
A ciasteczka..
Przepis znalazłam w sieci. Trochę go zmodyfikowałam. Kilka bananów (ja miałam 3) rozgniatamy widelcem na miazgę, Dodajemy do nich garść wiórków kokosowych, trochę ziaren słonecznika, ja dodałam jeszcze karob i odrobinę cynamonu. W tej „mieszance” obtaczamy plasterki jabłka. Dajemy papier do pieczenia i do piekarnika. No i smacznego:). Dla kolarza i innych sportowców smaczna i pożywna przekąską:).
Przygotowane do pieczenia © lemuriza1972
Gotowe do jedzenia © lemuriza1972
Więc po pierwsze pieczenie smacznej przekąski (przepis poniżej), po drugie ćwiczenia: ketla i gumy. Godzinka.
Maja Włoszczowska o MTB: „… i pora na zmierzenie się z pytaniem „co dalej?”. W dodatku aż na dwóch płaszczyznach – życiowej (jakie studia) i kolarskiej, bo mam w swoim otoczeniu takich, którzy namawiają mnie na porzucenie terenowego cross country na rzecz kolarstwa szosowego, w którym z dobrymi wynikami dodatkowo czasem startuję. Wiem, że szosowe jest bardziej znane, bardziej pokazywane w mediach, ma trochę większy prestiż, mocniejszych sponsorów, a więc większe pieniądze. Ale wiem też, że górskie jest ciekawsze, fajniejsze, dziksze. Daje więcej emocji i adrenaliny. A każdy metr w dół po skałach to szaleństwo. Górskie jest sprawiedliwsze, bo nie ma jak na szosie wożenia się za kimś w peletonie. Wybieram górskie, pozostaje wierna rowerowi MTB” .
Na rowerze szosowym nie jeździłam, ale sporo jeżdżę po asfalcie. Zanim zaczęłam jeździć MTB to tak co najmniej dwa sezony „tłukłam” kilometry na asfalcie. To też jest fajne, ale MTB zdecydowanie wygrywa. Dlaczego? Maja właściwie wszystko powiedziała. Ja jeszcze mogę dodać: widoki, widoki, widoki, zapachy lasu, zakątki, które na szosowym rowerze nie byłby dostępne.. błoto? Tak, błoto też:).
A z nowości kulinarnych to… Kupiłam dzisiaj KAROB czyli mączkę chleba świętojańskiego (wyczytałam w Mai Włoszczowskiej, że to taka jej czekolada).
Karob wygląda jak kakao. Dość podobnie smakuje, ale nie uczula tak jak kakao, jest bardzo bogaty w białko. Do dostania niestety raczej tylko w sklepach lub stoiskach ze zdrową żywnością .
I tak dzisiaj zupełnie przypadkiem robiąc ciasteczka jabłkowo-bananowo-owsiane odkryłam, że można zrobić bardzo szybki i smaczny deser z karobem. Banan rozgnieciony widelcem (na miazgę), do tego odrobina karobu, może trochę rodzynek, albo kawałków gorzkiej czekolady. Szybko, smacznie i białkowo-węglowodanowo więc w sam raz dla kolarza.
Maja zresztą pisze w książce, że jeśli może obecnie wystrzega się chemicznych suplementów zwłaszcza przed i po treningu. Zastępuje to tym co oferuje nam natura. Np jogurt naturlany z suszonymi owocami.
A ciasteczka..
Przepis znalazłam w sieci. Trochę go zmodyfikowałam. Kilka bananów (ja miałam 3) rozgniatamy widelcem na miazgę, Dodajemy do nich garść wiórków kokosowych, trochę ziaren słonecznika, ja dodałam jeszcze karob i odrobinę cynamonu. W tej „mieszance” obtaczamy plasterki jabłka. Dajemy papier do pieczenia i do piekarnika. No i smacznego:). Dla kolarza i innych sportowców smaczna i pożywna przekąską:).
Przygotowane do pieczenia © lemuriza1972
Gotowe do jedzenia © lemuriza1972
- Aktywność Ciężary
Środa, 19 listopada 2014
AMJ
Postive:).
Na zakończenie koncertu to właśnie zaśpiewała Anna Maria. Posłuchajcie. Warto.
A to było tak.
Ela wiele miesięcy temu napisała mi, że uwielbia AMJ, szuka jej koncertu gdzieś w pobliżu Śląska, że ona rzadko koncertuje w Polsce, że jest koncert w Warszawie, ale bilet kosztuje 200 zł, do tego koszty dojazdu, koszty noclegu itd.
I szłam sobie kiedyś przez mój Tarnów i co widzę? Plakaty. Koncert Anny Marii. Napisałam zaraz do Eli. Ona szybko poukładała swoje sprawy, żeby na tę jedną noc z domu wyjechać mogła i przyjechała.
Przepiękny koncert, przepiękny głos, przepiękna muzyka (Marek Napiórkowski na gitarze). Emocje, emocje, emocje. Wycieszenie, stan błogości… tak jest tylko na koncertach. Szkoda tylko, że tak krótko. 1,5 godziny absolutnej przyjemności. Za mało, jak dla mnie za mało. Mogłabym tak godzinami słuchać:).
I ta Anna Maria.. oprócz cudownego głosu, masa kobiecości, subtelności. I talent. Po prostu talent. Polecam!!!
Wczoraj była więc przerwa od treningów, ale dzisiaj do nich ochoczo wróciłam, ponieważ ciemne jesienne popołudnia doprowadzają mnie do stanów niżowych, a ćwiczenia pozwalają przynajmniej na chwilę wydostać się z tych stanów. Liczę na śnieg, na śnieg na całej połaci:)…
Jasność i narty biegowe. Tymczasem ketla i gumy, a więc dużo ćwiczeń. Konkretnie to 1,5 godziny. Chciałam jeszcze pobiegać, ale wiało i padało i na dzisiaj odpuściłam.
Ela z Anną Marią Jopek © lemuriza1972
I szłam sobie kiedyś przez mój Tarnów i co widzę? Plakaty. Koncert Anny Marii. Napisałam zaraz do Eli. Ona szybko poukładała swoje sprawy, żeby na tę jedną noc z domu wyjechać mogła i przyjechała.
Przepiękny koncert, przepiękny głos, przepiękna muzyka (Marek Napiórkowski na gitarze). Emocje, emocje, emocje. Wycieszenie, stan błogości… tak jest tylko na koncertach. Szkoda tylko, że tak krótko. 1,5 godziny absolutnej przyjemności. Za mało, jak dla mnie za mało. Mogłabym tak godzinami słuchać:).
I ta Anna Maria.. oprócz cudownego głosu, masa kobiecości, subtelności. I talent. Po prostu talent. Polecam!!!
Wczoraj była więc przerwa od treningów, ale dzisiaj do nich ochoczo wróciłam, ponieważ ciemne jesienne popołudnia doprowadzają mnie do stanów niżowych, a ćwiczenia pozwalają przynajmniej na chwilę wydostać się z tych stanów. Liczę na śnieg, na śnieg na całej połaci:)…
Jasność i narty biegowe. Tymczasem ketla i gumy, a więc dużo ćwiczeń. Konkretnie to 1,5 godziny. Chciałam jeszcze pobiegać, ale wiało i padało i na dzisiaj odpuściłam.
- Aktywność Ciężary
Poniedziałek, 17 listopada 2014
Plany i marzenia
„ Im mniej planów, tym mniej rozczarowań” (przysłowie tajskie).
A jednak czasem coś planuję. A jednak czasem marzę.
Nie marzę już tak wiele:), ale mam kilka ważnych i mniej ważnych marzeń. Te ważne dotyczą zdrowia, te mniej ważne .. sportu. Jedno z nich jest takie, żeby raz jeszcze stanąć na starcie maratonu i przejechać go z wielką radością, siłą, z wielką satysfakcją i na mecie powiedzieć sobie: świetnie pojechałaś Iza, brawo.
I zrobię wszystko, żeby tak się stało. Nawet gdyby to miał być ten jeden jedyny raz. Chcę znowu poczuć to uczucie spełnienia na mecie.
A dzisiaj w celu realizacji tego celu, zrobiłam sobie trening z ketlą i gumami. Może nie tak solidny jak planowałam (trochę rzeczywistość zaskrzeczała), ale jednak był.
Zaczęłam czytać książkę Mai Włoszczowskiej. Z wiadomych przyczyn zaczęłam czytać od rozdziału o jedzeniu.
„ Człowiek to maszyna bardzo skomplikowana. Silnik w tej maszynie wymaga paliwa. Nasze paliwo to jedzenie. Im lepsze paliwo tym lepiej jedzie nasz samochód czyli nasz organizm lepiej się sprawuje. Nie lubię słów dieta i odchudzanie. Bardzo negatywnie się kojarzą. Dieta to w potocznym polskim języku określenie na okresowe ograniczanie jedzenia lub jedzenie według ściśle ustalonych zasad aby zwalczyć nadwagę czyli obniżyć masę ciała. Tymczasem dieta powinna być doborem właściwego jedzenia, pasującym do naszych potrzeb. Naszym dobrym stylem życia. Na szczęście widać, że coraz lepiej to wszyscy rozumiemy, chociaż od czasu do czasu trafi się jakiś „szarlatan”. Biologii, dietetyki, chemii nie da się w tydzień oszukać jakimś cudownymi tabletkami i preparatami. A już na pewno nie unikniemy skutków ubocznych. Zalecam ostrożność! Ja zrozumiałam, ze dieta jest stylem życia, obserwując swój organizm. W kolarstwie bardzo ważna jest masa ciała. Lekki kolarz łatwiej wjedzie na stromą górę. Wiecznie więc próbujemy swoją wagę ograniczać, będąc na jakiejś diecie” „…Ale zanim dojdę do szczegółów, najpierw puenta: nie daj się zwariować! Słuchaj przede wszystkim swojego organizmu, dbaj żeby jedzenie na talerzu było urozmaicone”
I dalej Maja pisze o swojej diecie. Cieszę się, bo bardzo dużo wspólnego ma ta jej dieta z moją. Mam więc poczucie, że zmierzam we właściwym kierunku.
„ Słyszałeś zapewne o diecie bez pszenicy. I teorii, że pszenica jest jednym z najbardziej zmodyfikowanych produktów żywnościowych w codziennej diecie. Cóż, każdy musi wyrobić sobie własną opinię. Białego pieczywa nie jadłam nigdy (samym swoim napompowanym wyglądem mnie odstrasza i nie potrzebuję żadnych naukowych dowodów, że jest to zwykły tuczący zapychacz), do jakiegoś czasu w mojej diecie coraz częściej goszczą ryż, kasze (absolutny top to kasza jaglana) oraz.. ziemniaki. Te ostatnie najlepiej po wysiłku z uwagi na wysoki indeks glikemiczny”
To co u Was jutro na śniadanie? Bo u mnie kasza jaglana z rodzynkami, żurawiną, truskawkami i olejem kokosowym. Jak to się teraz mawia… na bogato:). (i na słodko).
A na koniec… z cyklu „Iza na tropie” (taki sobie nowy cykl wymyśliłam i będzie jego zwieńczenie za jakiś czas)… wzięłam sobie do ręki w sklepie zachęcająco wyglądającą nowość na rynku” Przyprawa Kucharek bez substancji konserwujących".
I co? I niezbyt fajnie.
Skład: sól warzywa suszone (15,5%): marchew, pasternak, ziemniak, cebula, natka pietruszki, SELER, por, kapusta, korzeń pietruszki, pomidor, czosnek, papryka słodka wzmacniacze smaku: glutaminian monosodowy, inozynian disodowy, guanylan disodowy cukier skrobia pieprz czarny (0,2%) barwnik: ryboflawina Produkt może zawierać: gorczycę, mleko (łącznie z laktozą), jaja, soję i gluten, które są używane w zakładzie.
Warzyw w tym .. 15 %. O glutaminianie pisać nie będę bo to raczej już wszyscy wiedzą. A co oznaczają dwie pozostałe tajemnicze nazwy? Inozynian disodowy (E 631) zaliczany do substancji nieszkodliwych, jednak zdecydowanie powinny unikać go osoby chorujące na kamicę nerkową. Jego nadmiar może wywołać bóle głowy, nudności, przyspieszone bicie serca, uczucie osłabienia, zesztywnienie ramion i karku lub bezsenność. Ponadto, łatwo go przedawkować, gdyż nie jest wyczuwalny podczas jedzenia.
Guanylan diosodowy - kolejny wzmacniacz smaku. W nadmiernych ilościach może powodować bóle głowy, zaparcia. Unikać go powinny osoby z dną moczanową, kamieniami nerkowymi oraz uczulone na aspirynę. Niedozwolony w żywności dla noworodków i dzieci.
No właśnie....
A jednak czasem coś planuję. A jednak czasem marzę.
Nie marzę już tak wiele:), ale mam kilka ważnych i mniej ważnych marzeń. Te ważne dotyczą zdrowia, te mniej ważne .. sportu. Jedno z nich jest takie, żeby raz jeszcze stanąć na starcie maratonu i przejechać go z wielką radością, siłą, z wielką satysfakcją i na mecie powiedzieć sobie: świetnie pojechałaś Iza, brawo.
I zrobię wszystko, żeby tak się stało. Nawet gdyby to miał być ten jeden jedyny raz. Chcę znowu poczuć to uczucie spełnienia na mecie.
A dzisiaj w celu realizacji tego celu, zrobiłam sobie trening z ketlą i gumami. Może nie tak solidny jak planowałam (trochę rzeczywistość zaskrzeczała), ale jednak był.
Zaczęłam czytać książkę Mai Włoszczowskiej. Z wiadomych przyczyn zaczęłam czytać od rozdziału o jedzeniu.
„ Człowiek to maszyna bardzo skomplikowana. Silnik w tej maszynie wymaga paliwa. Nasze paliwo to jedzenie. Im lepsze paliwo tym lepiej jedzie nasz samochód czyli nasz organizm lepiej się sprawuje. Nie lubię słów dieta i odchudzanie. Bardzo negatywnie się kojarzą. Dieta to w potocznym polskim języku określenie na okresowe ograniczanie jedzenia lub jedzenie według ściśle ustalonych zasad aby zwalczyć nadwagę czyli obniżyć masę ciała. Tymczasem dieta powinna być doborem właściwego jedzenia, pasującym do naszych potrzeb. Naszym dobrym stylem życia. Na szczęście widać, że coraz lepiej to wszyscy rozumiemy, chociaż od czasu do czasu trafi się jakiś „szarlatan”. Biologii, dietetyki, chemii nie da się w tydzień oszukać jakimś cudownymi tabletkami i preparatami. A już na pewno nie unikniemy skutków ubocznych. Zalecam ostrożność! Ja zrozumiałam, ze dieta jest stylem życia, obserwując swój organizm. W kolarstwie bardzo ważna jest masa ciała. Lekki kolarz łatwiej wjedzie na stromą górę. Wiecznie więc próbujemy swoją wagę ograniczać, będąc na jakiejś diecie” „…Ale zanim dojdę do szczegółów, najpierw puenta: nie daj się zwariować! Słuchaj przede wszystkim swojego organizmu, dbaj żeby jedzenie na talerzu było urozmaicone”
I dalej Maja pisze o swojej diecie. Cieszę się, bo bardzo dużo wspólnego ma ta jej dieta z moją. Mam więc poczucie, że zmierzam we właściwym kierunku.
„ Słyszałeś zapewne o diecie bez pszenicy. I teorii, że pszenica jest jednym z najbardziej zmodyfikowanych produktów żywnościowych w codziennej diecie. Cóż, każdy musi wyrobić sobie własną opinię. Białego pieczywa nie jadłam nigdy (samym swoim napompowanym wyglądem mnie odstrasza i nie potrzebuję żadnych naukowych dowodów, że jest to zwykły tuczący zapychacz), do jakiegoś czasu w mojej diecie coraz częściej goszczą ryż, kasze (absolutny top to kasza jaglana) oraz.. ziemniaki. Te ostatnie najlepiej po wysiłku z uwagi na wysoki indeks glikemiczny”
To co u Was jutro na śniadanie? Bo u mnie kasza jaglana z rodzynkami, żurawiną, truskawkami i olejem kokosowym. Jak to się teraz mawia… na bogato:). (i na słodko).
A na koniec… z cyklu „Iza na tropie” (taki sobie nowy cykl wymyśliłam i będzie jego zwieńczenie za jakiś czas)… wzięłam sobie do ręki w sklepie zachęcająco wyglądającą nowość na rynku” Przyprawa Kucharek bez substancji konserwujących".
I co? I niezbyt fajnie.
Skład: sól warzywa suszone (15,5%): marchew, pasternak, ziemniak, cebula, natka pietruszki, SELER, por, kapusta, korzeń pietruszki, pomidor, czosnek, papryka słodka wzmacniacze smaku: glutaminian monosodowy, inozynian disodowy, guanylan disodowy cukier skrobia pieprz czarny (0,2%) barwnik: ryboflawina Produkt może zawierać: gorczycę, mleko (łącznie z laktozą), jaja, soję i gluten, które są używane w zakładzie.
Warzyw w tym .. 15 %. O glutaminianie pisać nie będę bo to raczej już wszyscy wiedzą. A co oznaczają dwie pozostałe tajemnicze nazwy? Inozynian disodowy (E 631) zaliczany do substancji nieszkodliwych, jednak zdecydowanie powinny unikać go osoby chorujące na kamicę nerkową. Jego nadmiar może wywołać bóle głowy, nudności, przyspieszone bicie serca, uczucie osłabienia, zesztywnienie ramion i karku lub bezsenność. Ponadto, łatwo go przedawkować, gdyż nie jest wyczuwalny podczas jedzenia.
Guanylan diosodowy - kolejny wzmacniacz smaku. W nadmiernych ilościach może powodować bóle głowy, zaparcia. Unikać go powinny osoby z dną moczanową, kamieniami nerkowymi oraz uczulone na aspirynę. Niedozwolony w żywności dla noworodków i dzieci.
No właśnie....
- Aktywność Ciężary
Niedziela, 16 listopada 2014
Bieganie (5)
Gomole nie próżnują. Gomole trenują.
Samozwańcza na przykład trenuje tak (narażając się rzecz jasna na bliskie spotkanie ze świerzbem):):
Tak trenuje Samozwańcza © lemuriza1972
https://www.facebook.com/video.php?v=102033443419...
Pomysłowe © lemuriza1972
W terenie © lemuriza1972
Ścieżka przyrodnicza © lemuriza1972
Dzielę się z Wami wiedzą na temat jedzenia, licząc na to, że może kogoś to zainteresuje, że może sam nie ma ochoty na poszukiwania, a jednak zdrowie jest dla niego ważne, więc może też u siebie coś odmieni.
Takie moje ostatnie odkrycie :kabanosy firmy KONSPOL (świetny skład, również dobra informacja dla „glutenowców” – bez
glutenu, bez konserwantów).
I bardzo smaczne.
.
Odkrycie © lemuriza1972
Oczywiście … można pytać z jakiego mięsa (czym karmione były i gdzie hodowane były kurczaki)… to może być minus, no ale cóż….
Nie są tanie ok 8-9 zł, ale warto. Dostępne np w … Biedronce. Nie ma porównania z porównywalnymi cenowo, mocno reklamowanymi kabanosami firm np. Henryk Kania czy Tarczyński (przyjrzyjcie się składowi).
Tarczyński kabanosy wieprzowe skład: mięso wieprzowe, błonnik pszenny bezglutenowy, sól, przyprawy i ich ekstrakty, wzmacniacz smaku: glutaminian monosodowy, przeciwutleniacz: izoaskrbinain sodu, substancja konserwująca: azotyn sodu. Ze 150g mięsa wyprodukowano 100g produktu.
KONSPOL kabanosy skład: mięso z kurczaka ( 135 g w 100 g produktu), sól, przyprawy, osłonka barania.
I z dzisiejszych łowów w moim osiedlowym sklepie. Keczup firmy Krokus (pyszny, miałam okazję już kiedyś próbować). Zdrowy, chociaż jak wszystkie dostępne na rynku keczupy niestety zawiera cukier.
Naprawdę pyszny © lemuriza1972
Samozwańcza na przykład trenuje tak (narażając się rzecz jasna na bliskie spotkanie ze świerzbem):):
Tak trenuje Samozwańcza © lemuriza1972
https://www.facebook.com/video.php?v=102033443419...
Niestety na treningi z Samozwańczą szans nie mam, bo nie mieszkam na Śląsku – muszę więc radzić sobie w pojedynkę (ale to dla mnie żadna nowość, więc nie ma dramatu:)).
Dzisiaj po raz kolejny Las Radłowski i bieganie. Dzisiaj dłuższe. Jakieś 40 min. Do tego w domu trochę "ruchu" z taśmami. Od ketli dzisiaj odpoczywam.
Mirek znowu pobiegł swoimi ścieżkami, a ja swoimi. Dzisiaj zapuściłam się w trochę bardziej dzikie tereny, ale dość szybko je opuściłam kiedy zobaczyłam znaczne połacie terenu zryte przez dziki. A poza tym moje kolano i skręcona kiedyś kostka, źle znoszą takie nierówności.
Las Radłowski stał się centrum sportowym dla mieszkańców Tarnowa i okolic. Coraz więcej osób tutaj przybywa. Na rowerach, na rolkach, chodzą z kijkami, biegają.
Mirek opowiadał mi dzisiaj jak wyglądają takie centra sportowe (w lasach) z prawdziwego zdarzenia w Skandynawii, gdzie miał okazję przez jakiś czas trenować. Kiedyś słyszałam wywiad z wójtem Wierzchosławic. Chyba planują coś działać w tym kierunku w Lesie Radłowskim tzn jakieś ścieżki np. do nart biegowych budować. Oby.
A z bieganiem jest trochę jak z jazdą na rowerze. Pierwsze metry trudne (tak jak na maratonie pierwszy podjazd). Potem łapie się właściwy rytm, oddech i już jakoś się „leci”.
Czytałam ostatnio artykuł o bieganiu. Że jest najbardziej naturalnym ruchem dla człowieka. Że każdy zdrowy człowiek po odpowiednim treningu jest w stanie przebiec maraton (mnie z moim kolanem raczej chyba to nie grozi). Że ludzie są, jeśli chodzi o bieganie dużo bardziej wytrzymali niż zwierzęta. Że zwierzę owszem biega szybciej, ale nie ma szans z człowiekiem jeśli chodzi o wytrzymałość. No i jest sportem najtańszym. Dobre buty, sportowe ciuchy i to wszystko.
I kilka zdjęć z Lasu Radłowskiego (specjalnie dla stęsknionego za nim Sławka Bartnika):
Liście już głównie na dole © lemuriza1972
Dzisiaj po raz kolejny Las Radłowski i bieganie. Dzisiaj dłuższe. Jakieś 40 min. Do tego w domu trochę "ruchu" z taśmami. Od ketli dzisiaj odpoczywam.
Mirek znowu pobiegł swoimi ścieżkami, a ja swoimi. Dzisiaj zapuściłam się w trochę bardziej dzikie tereny, ale dość szybko je opuściłam kiedy zobaczyłam znaczne połacie terenu zryte przez dziki. A poza tym moje kolano i skręcona kiedyś kostka, źle znoszą takie nierówności.
Las Radłowski stał się centrum sportowym dla mieszkańców Tarnowa i okolic. Coraz więcej osób tutaj przybywa. Na rowerach, na rolkach, chodzą z kijkami, biegają.
Mirek opowiadał mi dzisiaj jak wyglądają takie centra sportowe (w lasach) z prawdziwego zdarzenia w Skandynawii, gdzie miał okazję przez jakiś czas trenować. Kiedyś słyszałam wywiad z wójtem Wierzchosławic. Chyba planują coś działać w tym kierunku w Lesie Radłowskim tzn jakieś ścieżki np. do nart biegowych budować. Oby.
A z bieganiem jest trochę jak z jazdą na rowerze. Pierwsze metry trudne (tak jak na maratonie pierwszy podjazd). Potem łapie się właściwy rytm, oddech i już jakoś się „leci”.
Czytałam ostatnio artykuł o bieganiu. Że jest najbardziej naturalnym ruchem dla człowieka. Że każdy zdrowy człowiek po odpowiednim treningu jest w stanie przebiec maraton (mnie z moim kolanem raczej chyba to nie grozi). Że ludzie są, jeśli chodzi o bieganie dużo bardziej wytrzymali niż zwierzęta. Że zwierzę owszem biega szybciej, ale nie ma szans z człowiekiem jeśli chodzi o wytrzymałość. No i jest sportem najtańszym. Dobre buty, sportowe ciuchy i to wszystko.
I kilka zdjęć z Lasu Radłowskiego (specjalnie dla stęsknionego za nim Sławka Bartnika):
Pomysłowe © lemuriza1972
W terenie © lemuriza1972
Ścieżka przyrodnicza © lemuriza1972
Dzielę się z Wami wiedzą na temat jedzenia, licząc na to, że może kogoś to zainteresuje, że może sam nie ma ochoty na poszukiwania, a jednak zdrowie jest dla niego ważne, więc może też u siebie coś odmieni.
Takie moje ostatnie odkrycie :kabanosy firmy KONSPOL (świetny skład, również dobra informacja dla „glutenowców” – bez
glutenu, bez konserwantów).
I bardzo smaczne.
.
Odkrycie © lemuriza1972
Oczywiście … można pytać z jakiego mięsa (czym karmione były i gdzie hodowane były kurczaki)… to może być minus, no ale cóż….
Nie są tanie ok 8-9 zł, ale warto. Dostępne np w … Biedronce. Nie ma porównania z porównywalnymi cenowo, mocno reklamowanymi kabanosami firm np. Henryk Kania czy Tarczyński (przyjrzyjcie się składowi).
Tarczyński kabanosy wieprzowe skład: mięso wieprzowe, błonnik pszenny bezglutenowy, sól, przyprawy i ich ekstrakty, wzmacniacz smaku: glutaminian monosodowy, przeciwutleniacz: izoaskrbinain sodu, substancja konserwująca: azotyn sodu. Ze 150g mięsa wyprodukowano 100g produktu.
KONSPOL kabanosy skład: mięso z kurczaka ( 135 g w 100 g produktu), sól, przyprawy, osłonka barania.
I z dzisiejszych łowów w moim osiedlowym sklepie. Keczup firmy Krokus (pyszny, miałam okazję już kiedyś próbować). Zdrowy, chociaż jak wszystkie dostępne na rynku keczupy niestety zawiera cukier.
Naprawdę pyszny © lemuriza1972
Im więcej czytam, tym bardziej jestem przerażona tym jak podstępnie do naszego codziennego jedzenia wdzierają się różne niepożądane substancje i jak nieświadomość tego bardzo nam szkodzi.
Z przerażeniem też przyglądam się reklamom w tv. Ja mamią nas różnymi pozornie świetnymi, odżywczymi produktami. Rosół jak u mamy „na kostce rosołowej” Winiary, Nutella dająca energię całej rodzinie, pożywne śniadanka w postaci wafelka Knopers, deserki typu DANIO itd.
A za chwilę reklamy środków na : lepsze trawienie, odkwaszenie organizmu, pozbycie się tłuszczu z organizmu, wspomaganie wątroby, właściwy poziom cukru.
Paradoks goni paradoks. Po co nam te wszystkie leki za wielkie pieniądze? Nie lepiej po prostu zdrowiej się odżywiać?
Taki kolejny paradoks – tłumaczymy sobie, że nie stać nas na lepsze jedzenie, ale stać nas potem na zostawianie pieniędzy w aptece….
Dzisiaj będzie o syropie glukozowo-fruktozowym czyli.. prostej drodze do różnych chorób:
-otyłości brzusznej,
-cukrzycy,
- miażdżycy.
A wizyty u dentysty??? Lubicie? Wy i Wasz portfel? Nie sądzę.
Często słyszę jak ktoś mówi: ja nie słodzę napojów, nie jem słodyczy. Nie mam problemów z nadmiarem cukru. Pozornie wydaje mu się, że nie ma problemów z cukrem, ale…. Zapewne nie wie w jak wielu produktach spożywa syrop glukozowo-fruktozowy (tańszy zamiennik cukru, bardzo dla zdrowia niebezpieczny).
Często sięgamy po produkty z napisami ligth czy fit. Weźcie sobie będąc w sklepie, taki produkt do ręki i przyjrzyjcie się składowi. Słowo „light” w większości przypadków oznacza brak cukru, ale za to obecność syropu. Czyli wychodzi na to samo, albo nawet gorzej… J
est we wszystkich niemalże jogurtach owocowych, zagęszczonych sokach (nawet tych lepszych, droższych). Jest w wielu keczupach. Bardzo źle wypływa na zdrowie, bardzo szybko „przemienia się” w tkankę tłuszczową. Taka mała lista produktów, w których można ów cukier znaleźć:
-mleko zagęszczone, napoje mleczne, lody;
- napoje owocowe, nektary;
- napoje energetyzujące i izotoniczne;
- konserwy rybne i sałatki;
- jogurty, dżemy, serki homogenizowane;
- wędliny;
- keczup, musztarda;
- płatki śniadaniowe, batoniki;
- napoje gazowane, mrożona herbata, likiery i toniki;
-ciasta, słodycze ,
- piwa smakowe.
Dla bardziej zainteresowanych tematem dwa linki:
http://odzywianieodkuchni.blogspot.com/2013/05/uw...
http://odzywianieodkuchni.blogspot.com/2013/05/uw...
Z przerażeniem też przyglądam się reklamom w tv. Ja mamią nas różnymi pozornie świetnymi, odżywczymi produktami. Rosół jak u mamy „na kostce rosołowej” Winiary, Nutella dająca energię całej rodzinie, pożywne śniadanka w postaci wafelka Knopers, deserki typu DANIO itd.
A za chwilę reklamy środków na : lepsze trawienie, odkwaszenie organizmu, pozbycie się tłuszczu z organizmu, wspomaganie wątroby, właściwy poziom cukru.
Paradoks goni paradoks. Po co nam te wszystkie leki za wielkie pieniądze? Nie lepiej po prostu zdrowiej się odżywiać?
Taki kolejny paradoks – tłumaczymy sobie, że nie stać nas na lepsze jedzenie, ale stać nas potem na zostawianie pieniędzy w aptece….
Dzisiaj będzie o syropie glukozowo-fruktozowym czyli.. prostej drodze do różnych chorób:
-otyłości brzusznej,
-cukrzycy,
- miażdżycy.
A wizyty u dentysty??? Lubicie? Wy i Wasz portfel? Nie sądzę.
Często słyszę jak ktoś mówi: ja nie słodzę napojów, nie jem słodyczy. Nie mam problemów z nadmiarem cukru. Pozornie wydaje mu się, że nie ma problemów z cukrem, ale…. Zapewne nie wie w jak wielu produktach spożywa syrop glukozowo-fruktozowy (tańszy zamiennik cukru, bardzo dla zdrowia niebezpieczny).
Często sięgamy po produkty z napisami ligth czy fit. Weźcie sobie będąc w sklepie, taki produkt do ręki i przyjrzyjcie się składowi. Słowo „light” w większości przypadków oznacza brak cukru, ale za to obecność syropu. Czyli wychodzi na to samo, albo nawet gorzej… J
est we wszystkich niemalże jogurtach owocowych, zagęszczonych sokach (nawet tych lepszych, droższych). Jest w wielu keczupach. Bardzo źle wypływa na zdrowie, bardzo szybko „przemienia się” w tkankę tłuszczową. Taka mała lista produktów, w których można ów cukier znaleźć:
-mleko zagęszczone, napoje mleczne, lody;
- napoje owocowe, nektary;
- napoje energetyzujące i izotoniczne;
- konserwy rybne i sałatki;
- jogurty, dżemy, serki homogenizowane;
- wędliny;
- keczup, musztarda;
- płatki śniadaniowe, batoniki;
- napoje gazowane, mrożona herbata, likiery i toniki;
-ciasta, słodycze ,
- piwa smakowe.
Dla bardziej zainteresowanych tematem dwa linki:
http://odzywianieodkuchni.blogspot.com/2013/05/uw...
http://odzywianieodkuchni.blogspot.com/2013/05/uw...
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 listopada 2014
Bieganie (4)
Trzy wielkie damy polskiej muzyki. Czyż nie?
Nowe przyprawy © lemuriza1972
Nogi niosą © lemuriza1972
Takie tam widoczki © lemuriza1972
Listopad © lemuriza1972
Mirek biega © lemuriza1972
Sufa często śpiewa, że widział orła cień, ja zobaczyłam dzisiaj inny cień...
Gomoli cień © lemuriza1
Mirek kończy bieg © lemuriza1972
Z wywiadu z Mają Włoszczowską opublikowanego na Onecie:
"Krew i ból to codzienność w życiu kolarza. Uchodzicie za największych twardzieli.
- Każdy sportowiec jest twardy i przyzwyczajony do bólu. Dla mnie nie ma lekkich wyścigów. Na drugim okrążeniu z sześciu zaczynam myśleć, po co skazuję siebie na takie cierpienie. Naprawdę, na każdym wyścigu tak myślę. Potem wygrywam i jest fajnie, ale żeby wygrać, trzeba doprowadzić się do ogromnego bólu. "
No właśnie…. „każdy sportowiec” . Nie tylko kolarz. Często słyszę, czytam (najczęściej są to słowa jakichś kolarzów-amatorów) jacy to my kolarze jesteśmy dzielni, najbardziej twardzi itd. I trochę mnie to śmieszy. To prawda, to nie jest łatwy sport. Często właśnie na granicy dużego bólu. Okupiony upadkami, ranami, siniakami. Ale nie tylko kolarze odczuwają ból podczas treningu czy zawodów. Maja, kolarka światowej klasy pamięta o tym. Pamiętajmy i my.
A i wśród piłkarzy i to nawet polskich:) (tak do niedawna boleśnie słownie chłostanych przez internautów) zdarzają się pozytywni bohaterowie. Polecam . Fajny reportaż. http://wiadomosci.onet.pl/kraj/reporter-polski-se...
Dzisiaj bieganie w dzień (jasno!!!) i wreszcie nie po asfalcie. Przyjemnie.
Wybrałam się z Mirkiem do Lasu Radłowskiego. On biegał swoimi ścieżkami, ja rzecz jasna swoimi, bo jemu to nie dotrzymałabym kroku przenigdy.
Przyjemna pogoda jak na bieganie, ani za zimno, ani za ciepło. W sam raz.
35 minut było tego biegania. Do tego dołożyłam dzisiaj trening z ketlą i gumami (godzina).
Podczas wczorajszego touru po galerii Tarnovia (takie toury zdarzają mi się tak 2,3 razy do roku, stąd moje słabe rozeznanie) odkryłam stoisku Piekarni Kłaczyńskich. Tak, tak mieleckiej piekarni, której chleb żytni tutaj kiedyś polecałam. Biorąc jednak pod uwagę to jak rzadko bywam w galerii tarnowskiej, to częściej chleb będę jednak kupować w Mielcu:).
I jeszcze jedno zdjęcie. Znalazłam dwie fajne przyprawy polecanej przeze mnie firmy Dary Natury. Znalazłam w… Rossmanie. Zwłaszcza przyprawa pomidorowa (suszone pomidory, czarnuszka, czosnek) to jest świetna przyprawa, do kanapek, sałatek, zup.
Wybrałam się z Mirkiem do Lasu Radłowskiego. On biegał swoimi ścieżkami, ja rzecz jasna swoimi, bo jemu to nie dotrzymałabym kroku przenigdy.
Przyjemna pogoda jak na bieganie, ani za zimno, ani za ciepło. W sam raz.
35 minut było tego biegania. Do tego dołożyłam dzisiaj trening z ketlą i gumami (godzina).
Podczas wczorajszego touru po galerii Tarnovia (takie toury zdarzają mi się tak 2,3 razy do roku, stąd moje słabe rozeznanie) odkryłam stoisku Piekarni Kłaczyńskich. Tak, tak mieleckiej piekarni, której chleb żytni tutaj kiedyś polecałam. Biorąc jednak pod uwagę to jak rzadko bywam w galerii tarnowskiej, to częściej chleb będę jednak kupować w Mielcu:).
I jeszcze jedno zdjęcie. Znalazłam dwie fajne przyprawy polecanej przeze mnie firmy Dary Natury. Znalazłam w… Rossmanie. Zwłaszcza przyprawa pomidorowa (suszone pomidory, czarnuszka, czosnek) to jest świetna przyprawa, do kanapek, sałatek, zup.
Nowe przyprawy © lemuriza1972
Nogi niosą © lemuriza1972
Takie tam widoczki © lemuriza1972
Listopad © lemuriza1972
Mirek biega © lemuriza1972
Sufa często śpiewa, że widział orła cień, ja zobaczyłam dzisiaj inny cień...
Gomoli cień © lemuriza1
Mirek kończy bieg © lemuriza1972
Z wywiadu z Mają Włoszczowską opublikowanego na Onecie:
"Krew i ból to codzienność w życiu kolarza. Uchodzicie za największych twardzieli.
- Każdy sportowiec jest twardy i przyzwyczajony do bólu. Dla mnie nie ma lekkich wyścigów. Na drugim okrążeniu z sześciu zaczynam myśleć, po co skazuję siebie na takie cierpienie. Naprawdę, na każdym wyścigu tak myślę. Potem wygrywam i jest fajnie, ale żeby wygrać, trzeba doprowadzić się do ogromnego bólu. "
No właśnie…. „każdy sportowiec” . Nie tylko kolarz. Często słyszę, czytam (najczęściej są to słowa jakichś kolarzów-amatorów) jacy to my kolarze jesteśmy dzielni, najbardziej twardzi itd. I trochę mnie to śmieszy. To prawda, to nie jest łatwy sport. Często właśnie na granicy dużego bólu. Okupiony upadkami, ranami, siniakami. Ale nie tylko kolarze odczuwają ból podczas treningu czy zawodów. Maja, kolarka światowej klasy pamięta o tym. Pamiętajmy i my.
A i wśród piłkarzy i to nawet polskich:) (tak do niedawna boleśnie słownie chłostanych przez internautów) zdarzają się pozytywni bohaterowie. Polecam . Fajny reportaż. http://wiadomosci.onet.pl/kraj/reporter-polski-se...
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 14 listopada 2014
Mental Revolution
Będzie dzisiaj indiosowo.
Trzy utwory, trzy płyty.
Mental revolution (Mental revolution)
Part One (Inny punkt widzenia)
Peace (Kwiatek)
Trzy utwory, trzy płyty.
Mental revolution (Mental revolution)
Part One (Inny punkt widzenia)
Peace (Kwiatek)
26 października tego roku minęło 4 lata odkąd byłam na pierwszym koncercie Indios Bravos.
Wczoraj byłam na piątym (moim) koncercie IB.
Chłopaki jak zwykle zagrali na piątkę.
Na wielką piątkę z wielkim plusem.
Są tacy ludzie, którzy zdecydowanie poprawiają nam nastrój.
Wystarczy, że są. Że się uśmiechną:).
A jak już coś zaśpiewają.. a do tego takim pięknym głosem jak dajmy na to Gutek albo Hanka Wójciak, to zapomina się o wszystkich problemach świata.
Wystarczyło popatrzeć wczoraj na twarze tych, którzy na koncert przybyli. Positive!!!
Gutek, Banach i spółka są moim najlepszym antydepresantem.
Lepszym niż…. (pewnie się to Wam nie spodoba to co napiszę, ale tak, tak) lepszym niż rower.
Tak myślę.
Zdecydowanie Wam polecam – nawet jak nie słuchacie takiej muzyki. Jeśli gdzieś w pobliżu będzie koncert – dajcie sobie szansę na przeżycie czegoś naprawdę świetnego.
Nie będziecie żałować.
Zaczęło się od tego, że.. nie mogłyśmy wczoraj trafić do Klubu Forty Kleparz. Gdzie Forty są – to wiedziałam (5 lat studiowania w Krakowie, nie poszło na marne), ale już znaleźć KLUB, to nie było takie proste. Udało się jednak.
Potem pan parkingowy nakazał nam zaparkować obok .. busa ZESPOŁU. Nakaz wypełniłyśmy przykładnie i ochoczo:).
Potem zakupiłyśmy sobie herbatkę i usiadłyśmy obok jakichś drzwi.
Ku naszej wielkiej radości okazało się, że za tymi drzwiami przebywa sobie ZESPÓŁ. Kiedy więc wyszedł zza drzwi Piotrek Banach, Pani Krystyna szybko „przytakowała” go i Gomolątko ma na sobie kolejny autograf.
Ja nieśmiało poprosiłam jeszcze o zdjęcie.
Mam dla Piotra Banacha (jeśli ktoś nie wie, to informuję, że założył nie tylko IB, ale założył też taki zespół co się zwie HEY i przez wiele lat grał w nim i tworzył) wiele szacunku za to co robi i za konsekwentne podążanie własną drogą, więc to była wielka przyjemność wreszcie go spotkać, tak twarzą w twarz. Zawsze sobie obiecywałam, że kiedy już to się kiedyś uda, to powiem mu jak bardzo podziwiam go za to co robi. I co? I nic… Gadatliwa zwykle Iza.. zamilkła i powiedziała tylko, że bardzo nam zależy na zdjęciu.
A zdjęcia są takie sobie, ponieważ ciemno mocno było w tymże klubie.
A potem był koncert.. jak zwykle pełen wzruszeń, emocji, szaleństwa, grupowego śpiewania.
Tak sobie patrzyłam na Gutka i po raz kolejny podziwiałam tę jego energię. Myślę, że spokojnie dałby radę na naszej teamowej imprezie w Danielce. Myślę nawet, że miałybyśmy z Panią Krystyną twardego przeciwnika w konkurencji „ kto wytrzyma najdłużej” (zwykle nam się udaje kończyć imprezę). Gutek wydaje się być nie do zajechania, mówiąc kolokwialnie.
Może kiedyś nasz kolega teamowy Mateusz zwany Maculem, co to z Gutkiem był chodził do szkoły podstawowej zaprosi go ? Bo Gutek nie wie, że na naszych teamowych imprezach utwory Indios Bravos są obowiązkowym punktem programu. A gdyby tak kiedyś zaśpiewał na żywo… Ech…
P. Banach, Gomolątko and me:) © lemuriza1972
Gomolątko zyskuje nowy autograf © lemuriza1972
Jest następny transer © lemuriza1972
Tego na koncercie nie było, ale za to był fragment z Pink Floyd.
Ta wersja dla miłośników The doors.
A dzisiaj trening z ketlą (jesteśmy coraz bardziej zaprzyjaźnione) i gumami . Godzina. Jest coraz lepiej.
Są tacy ludzie, którzy zdecydowanie poprawiają nam nastrój.
Wystarczy, że są. Że się uśmiechną:).
A jak już coś zaśpiewają.. a do tego takim pięknym głosem jak dajmy na to Gutek albo Hanka Wójciak, to zapomina się o wszystkich problemach świata.
Wystarczyło popatrzeć wczoraj na twarze tych, którzy na koncert przybyli. Positive!!!
Gutek, Banach i spółka są moim najlepszym antydepresantem.
Lepszym niż…. (pewnie się to Wam nie spodoba to co napiszę, ale tak, tak) lepszym niż rower.
Tak myślę.
Zdecydowanie Wam polecam – nawet jak nie słuchacie takiej muzyki. Jeśli gdzieś w pobliżu będzie koncert – dajcie sobie szansę na przeżycie czegoś naprawdę świetnego.
Nie będziecie żałować.
Zaczęło się od tego, że.. nie mogłyśmy wczoraj trafić do Klubu Forty Kleparz. Gdzie Forty są – to wiedziałam (5 lat studiowania w Krakowie, nie poszło na marne), ale już znaleźć KLUB, to nie było takie proste. Udało się jednak.
Potem pan parkingowy nakazał nam zaparkować obok .. busa ZESPOŁU. Nakaz wypełniłyśmy przykładnie i ochoczo:).
Potem zakupiłyśmy sobie herbatkę i usiadłyśmy obok jakichś drzwi.
Ku naszej wielkiej radości okazało się, że za tymi drzwiami przebywa sobie ZESPÓŁ. Kiedy więc wyszedł zza drzwi Piotrek Banach, Pani Krystyna szybko „przytakowała” go i Gomolątko ma na sobie kolejny autograf.
Ja nieśmiało poprosiłam jeszcze o zdjęcie.
Mam dla Piotra Banacha (jeśli ktoś nie wie, to informuję, że założył nie tylko IB, ale założył też taki zespół co się zwie HEY i przez wiele lat grał w nim i tworzył) wiele szacunku za to co robi i za konsekwentne podążanie własną drogą, więc to była wielka przyjemność wreszcie go spotkać, tak twarzą w twarz. Zawsze sobie obiecywałam, że kiedy już to się kiedyś uda, to powiem mu jak bardzo podziwiam go za to co robi. I co? I nic… Gadatliwa zwykle Iza.. zamilkła i powiedziała tylko, że bardzo nam zależy na zdjęciu.
A zdjęcia są takie sobie, ponieważ ciemno mocno było w tymże klubie.
A potem był koncert.. jak zwykle pełen wzruszeń, emocji, szaleństwa, grupowego śpiewania.
Tak sobie patrzyłam na Gutka i po raz kolejny podziwiałam tę jego energię. Myślę, że spokojnie dałby radę na naszej teamowej imprezie w Danielce. Myślę nawet, że miałybyśmy z Panią Krystyną twardego przeciwnika w konkurencji „ kto wytrzyma najdłużej” (zwykle nam się udaje kończyć imprezę). Gutek wydaje się być nie do zajechania, mówiąc kolokwialnie.
Może kiedyś nasz kolega teamowy Mateusz zwany Maculem, co to z Gutkiem był chodził do szkoły podstawowej zaprosi go ? Bo Gutek nie wie, że na naszych teamowych imprezach utwory Indios Bravos są obowiązkowym punktem programu. A gdyby tak kiedyś zaśpiewał na żywo… Ech…
P. Banach, Gomolątko and me:) © lemuriza1972
Gomolątko zyskuje nowy autograf © lemuriza1972
Jest następny transer © lemuriza1972
Tego na koncercie nie było, ale za to był fragment z Pink Floyd.
Ta wersja dla miłośników The doors.
A dzisiaj trening z ketlą (jesteśmy coraz bardziej zaprzyjaźnione) i gumami . Godzina. Jest coraz lepiej.
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 12 listopada 2014
30 dni minęło
Dzisiaj trening z ketlą (ja jej nadałam formę żeńską, bo niektórzy mówią, ze ćwiczyli z ketlem) i z gumami (taśmami) na nogi.
Będę sobie sukcesywnie wydłużać ten trening.
Bardzo podobają mi się te ćwiczenia. Wreszcie coś innego, coś nowego. Motywujące bardzo.
A teraz będzie o jedzeniu. Minęło 31 dni odkąd zmieniłam moje życie pod względem żywieniowym. Miałam przeprowadzić 30 dniową próbę wg zasad Iwony. Nie do końca się ich trzymałam, ale "kręgosłup" udało mi się "zachować".
Ze swojej decyzji jestem zadowolona. Myślę, ze pierwsze efekty są odczuwalne, ale na jakieś większe podsumowanie pozwolę sobie po jakimś dłuższym czasie.
Chciałam Wam tylko napisać, że nie jest to trudne, że nie jest to bardzo kosztowne, nie kosztuje wiele czasu, a przynosi wiele satysfakcji. Zdaję sobie sprawę, że być może niektórzy patrzą na mnie podejrzliwie, ale naprawdę nie przeszkadza mi to, bo wiem, ze TUTAJ ja jestem wygrana. Gram o swoje zdrowie.
Przy okazji udaje mi się też motywować innych (są takie osoby), więc radość jest podwójna.
Ci, którzy twierdzą, że nie da się jeść bez „chemii”, ci którym zwyczajnie się nie chce, patrzą na mnie podejrzliwie, ja zaś patrzę podjerzliwie na tych, którzy wkładają do koszyka w sklepie: chipsy, colę, słodkie napoje, kostki rosołowe, słodycze itp. produkty. Bo ja w ich koszykach widzę .. truciznę.
Że nie da się żyć np. bez słodyczy? Oczywiście, ze się da. Słodycze to dla niektórych jak nałóg. Trzeba więc udać się na odwyk – powiedzieć sobie zdecydowanie NIE. To nie jest takie trudne. Wystarczy wziąć do ręki batona i przeczytać jego skład – odechciewa się jedzenia.
Nie kupujcie słodyczy w sklepie. Jeśli macie ochotę na coś słodkiego – zróbicie grillowanego banana, przegryźcie bakalie, zróbicie sobie batony energetyczne, albo po prostu upieczcie dobre, domowe ciasto.
Do zmian zainspirowało mnie kilka osób (pisałam już o tym). Jedną z nich była Iwona Wierzbicka. Dzisiaj cytat z jej bloga: „Zdrowie innych leży mi bardzo na sercu, choć jestem dietetykiem – to staram się nie wcinać z moimi radami tam gdzie nie są mile widziane, staram się właściwie nie wynosić pracy poza pracę. Często, pomimo że nic nie powiedziałam słyszę: „tak, ty to zaraz na pewno skrytykujesz”, „co pewnie nie pochwalasz tego co jemy”, „wiem, że to nie jest dietetyczne ale…” jest tego masa. Przykro mi kiedy widzę dziecko z pączkiem, albo w barze fast food z frytkami, colą i hamburgerem, kiedy dziecko pije pseudosoczek z barwnikami i aromatami, kiedy młodzi ludzie niosą pod pachą czipsy i kolorowy napój, kiedy ktoś pomimo tuszy wcina francuskie ciastka z tłuszczami trans i zapija słodkim napojem na bazie wody mineralnej o podobnej nazwie. Czasami coś powiem, czasami mam coś takiego dziwnego, widzę tego kogoś za kilka lat cierpiącego po operacji resekcji ważnych narządów życiowych, z workiem na kał, albo ostrzykującego się insuliną, rozdrabniającego pokarm i zażywającego garść leków, albo widzę kogoś bez włosów, podłączonego do kroplówki z trucizną, która ma go uleczyć, a on nie potrafi podjąć decyzji czy leczyć się naturalnie czy tradycyjnie. Lekarzy, którzy go straszą, że jak nie weźmie chemii to umrze, ale wiem że jak ją weźmie – to szanse że umrze są równie wysokie albo o procent mniejsze, za to umrze w ogromnych cierpieniach. Widzę rodzinę cierpiącą razem z tą osobą, widzę proces, cierpienie, czuję te emocje, ten żal, smutek. Dla mnie to jest straszne i wiem, że ten ktoś może zmienić swoją przyszłość, a nie robi tego bo myśli, że jest królem swojego życia… Jakże często słyszę: „złego licho nie bierze”, „jem od dawna i wciąż żyję”, „badałem się – cukry mam w normie”. Jakby to był jedyny wyznacznik zdrowia. Palenie zabija… ale jedzenie też, powoli i boleśnie… Rak, choroby autoimmunologiczne, problemy psychiczne nie biorą się z nieba i nie spadają na kogoś bo ktoś ma pecha!”
Trudno się nie zgodzić, jeśli nie ze wszystkim, to przynajmniej z częścią tego co napisała Iwona (bo na temat leczenia chorych na nowotwory zupełnie się nie znam, więc nie mogę się wypowiadać).
Też już coś takiego mam.. że patrzę na koszyki ludzi i widzę .. choroby.
Też już coś takiego mam, że zanim coś włożę do koszyka, to czytam etykietę. Powiedziecie, że przesada, że zwariowałam?
Ja wiem, że mam rację, a Wy… sami zdecydujecie o swoim zdrowiu.
A dzisiaj… dzisiaj będzie o zupie, którą właśnie ugotowałam. Lubię zupy. Czasem je gotuję.
Przepis jest częściowo Julity Bator, częściowo mój, taki sobie mix.
Zupa by Julita&Iza.
Przygotowywujemy wywar (kostka rosołowa bez glutaminianu), jedna marchewka, pietruszka, seler, trochę mrożonej pietruszki i lubczyka (akurat miałam), dwa suszone pomidory, do tego jedna marchewka starta na dużych oczkach tarki (uwielbiam taką marchewkę, nadaje zupie lekko słodkawy smak). 4 ząbki czosnku rozdrobinione podsmażamy na oliwie, do której po chwili dodajemy przecier pomidorowy (przecier nie koncentrat!). Ja miałam akurat przecier firmy TRACZ (świetny przecier , 100% pomidory, żadnych polepszaczy i substancji konserwujących). Dusimy 10 minut, a potem dolewamy do zupy. Dodałam jeszcze odrobinę śmietany Klimeko (zwykle nie daję śmietany do zupy, ale nie odmówiłam sobie Kliemko, jest po prostu REWELACYJNA). Trochę soli (ja od kilku lat używam różowej himalajskiej), pieprzu. I oczywiście moje ulubione przyprawy: suszony tymianek, lubczyk, estragon. Do tego ugotowana ciecierzyca. W przepisie Julity zupę miksuje się z ciecierzycą i podaje z makaronem lub ryżem, ale ja nie mam miksera, więc będę jeść niezmiksowaną.
Będę nieskromna, ale zupa ma naprawdę bajeczny smak.
Spróbujcie sami! (ugotować:))
A teraz będzie o jedzeniu. Minęło 31 dni odkąd zmieniłam moje życie pod względem żywieniowym. Miałam przeprowadzić 30 dniową próbę wg zasad Iwony. Nie do końca się ich trzymałam, ale "kręgosłup" udało mi się "zachować".
Ze swojej decyzji jestem zadowolona. Myślę, ze pierwsze efekty są odczuwalne, ale na jakieś większe podsumowanie pozwolę sobie po jakimś dłuższym czasie.
Chciałam Wam tylko napisać, że nie jest to trudne, że nie jest to bardzo kosztowne, nie kosztuje wiele czasu, a przynosi wiele satysfakcji. Zdaję sobie sprawę, że być może niektórzy patrzą na mnie podejrzliwie, ale naprawdę nie przeszkadza mi to, bo wiem, ze TUTAJ ja jestem wygrana. Gram o swoje zdrowie.
Przy okazji udaje mi się też motywować innych (są takie osoby), więc radość jest podwójna.
Ci, którzy twierdzą, że nie da się jeść bez „chemii”, ci którym zwyczajnie się nie chce, patrzą na mnie podejrzliwie, ja zaś patrzę podjerzliwie na tych, którzy wkładają do koszyka w sklepie: chipsy, colę, słodkie napoje, kostki rosołowe, słodycze itp. produkty. Bo ja w ich koszykach widzę .. truciznę.
Że nie da się żyć np. bez słodyczy? Oczywiście, ze się da. Słodycze to dla niektórych jak nałóg. Trzeba więc udać się na odwyk – powiedzieć sobie zdecydowanie NIE. To nie jest takie trudne. Wystarczy wziąć do ręki batona i przeczytać jego skład – odechciewa się jedzenia.
Nie kupujcie słodyczy w sklepie. Jeśli macie ochotę na coś słodkiego – zróbicie grillowanego banana, przegryźcie bakalie, zróbicie sobie batony energetyczne, albo po prostu upieczcie dobre, domowe ciasto.
Do zmian zainspirowało mnie kilka osób (pisałam już o tym). Jedną z nich była Iwona Wierzbicka. Dzisiaj cytat z jej bloga: „Zdrowie innych leży mi bardzo na sercu, choć jestem dietetykiem – to staram się nie wcinać z moimi radami tam gdzie nie są mile widziane, staram się właściwie nie wynosić pracy poza pracę. Często, pomimo że nic nie powiedziałam słyszę: „tak, ty to zaraz na pewno skrytykujesz”, „co pewnie nie pochwalasz tego co jemy”, „wiem, że to nie jest dietetyczne ale…” jest tego masa. Przykro mi kiedy widzę dziecko z pączkiem, albo w barze fast food z frytkami, colą i hamburgerem, kiedy dziecko pije pseudosoczek z barwnikami i aromatami, kiedy młodzi ludzie niosą pod pachą czipsy i kolorowy napój, kiedy ktoś pomimo tuszy wcina francuskie ciastka z tłuszczami trans i zapija słodkim napojem na bazie wody mineralnej o podobnej nazwie. Czasami coś powiem, czasami mam coś takiego dziwnego, widzę tego kogoś za kilka lat cierpiącego po operacji resekcji ważnych narządów życiowych, z workiem na kał, albo ostrzykującego się insuliną, rozdrabniającego pokarm i zażywającego garść leków, albo widzę kogoś bez włosów, podłączonego do kroplówki z trucizną, która ma go uleczyć, a on nie potrafi podjąć decyzji czy leczyć się naturalnie czy tradycyjnie. Lekarzy, którzy go straszą, że jak nie weźmie chemii to umrze, ale wiem że jak ją weźmie – to szanse że umrze są równie wysokie albo o procent mniejsze, za to umrze w ogromnych cierpieniach. Widzę rodzinę cierpiącą razem z tą osobą, widzę proces, cierpienie, czuję te emocje, ten żal, smutek. Dla mnie to jest straszne i wiem, że ten ktoś może zmienić swoją przyszłość, a nie robi tego bo myśli, że jest królem swojego życia… Jakże często słyszę: „złego licho nie bierze”, „jem od dawna i wciąż żyję”, „badałem się – cukry mam w normie”. Jakby to był jedyny wyznacznik zdrowia. Palenie zabija… ale jedzenie też, powoli i boleśnie… Rak, choroby autoimmunologiczne, problemy psychiczne nie biorą się z nieba i nie spadają na kogoś bo ktoś ma pecha!”
Trudno się nie zgodzić, jeśli nie ze wszystkim, to przynajmniej z częścią tego co napisała Iwona (bo na temat leczenia chorych na nowotwory zupełnie się nie znam, więc nie mogę się wypowiadać).
Też już coś takiego mam.. że patrzę na koszyki ludzi i widzę .. choroby.
Też już coś takiego mam, że zanim coś włożę do koszyka, to czytam etykietę. Powiedziecie, że przesada, że zwariowałam?
Ja wiem, że mam rację, a Wy… sami zdecydujecie o swoim zdrowiu.
A dzisiaj… dzisiaj będzie o zupie, którą właśnie ugotowałam. Lubię zupy. Czasem je gotuję.
Przepis jest częściowo Julity Bator, częściowo mój, taki sobie mix.
Zupa by Julita&Iza.
Przygotowywujemy wywar (kostka rosołowa bez glutaminianu), jedna marchewka, pietruszka, seler, trochę mrożonej pietruszki i lubczyka (akurat miałam), dwa suszone pomidory, do tego jedna marchewka starta na dużych oczkach tarki (uwielbiam taką marchewkę, nadaje zupie lekko słodkawy smak). 4 ząbki czosnku rozdrobinione podsmażamy na oliwie, do której po chwili dodajemy przecier pomidorowy (przecier nie koncentrat!). Ja miałam akurat przecier firmy TRACZ (świetny przecier , 100% pomidory, żadnych polepszaczy i substancji konserwujących). Dusimy 10 minut, a potem dolewamy do zupy. Dodałam jeszcze odrobinę śmietany Klimeko (zwykle nie daję śmietany do zupy, ale nie odmówiłam sobie Kliemko, jest po prostu REWELACYJNA). Trochę soli (ja od kilku lat używam różowej himalajskiej), pieprzu. I oczywiście moje ulubione przyprawy: suszony tymianek, lubczyk, estragon. Do tego ugotowana ciecierzyca. W przepisie Julity zupę miksuje się z ciecierzycą i podaje z makaronem lub ryżem, ale ja nie mam miksera, więc będę jeść niezmiksowaną.
Będę nieskromna, ale zupa ma naprawdę bajeczny smak.
Spróbujcie sami! (ugotować:))
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 listopada 2014
Święto
„Roxanne” trochę inaczej.
Wczoraj minęło 30 dni odkąd postanowiłam inaczej jeść. Odkąd postanowiłam nie pić mleka do kawy, nie używać cukru, nie jeść słodyczy, pieczywo i makaron z pszennego zamienić na żytnie, unikać „chemii” w jedzeniu, jeść zdrowiej.
Małe podsumowanie może zrobię jutro, dzisiaj nie będę o tym pisać.
W nagrodę za wytrwałość, cierpliwość i samozaparcie w nieużywaniu cukru i niejedzeniu słodyczy, upiekłam sobie wczoraj ciasto. No jest to pewien ewenement bo ciast raczej nie piękę i mistrzynią w tym nie jestem. Ciasto postanowiłam sobie upiec o godz. 22.
Wróciłam z kina, pomyślałam: wieczór długi.. jutro wolne, można się wyspać, to coś zrobię.
Przepis zmodyfikowałam na swoje potrzeby (a pochodzi z przedostatnich Wysokich Obcasów Extra). Właścicielką jest Agnieszka Kręglicka. Dałam niecałą szklankę cukru nierafinowanego brązowego, trzy jabłka, szklankę mąki (ale żytniej, w oryginale była pszenna), 4 jajka.
Jajka ubijamy na masę, dodajemy mąkę, pokrojone jabłka, wlewamy do formy i do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na 40 minut. Pychota!!!! A takie proste.
No to taki dobry początek dnia miałam - ciasto i kawa z cynamonem i miodem.
Miły początek dnia © lemuriza1972
A dzisiaj był piękny dzień. Słoneczny i ciepły (termometr na moim liczniku pokazywał w słońcu 19 stopni).
Postanowiłam więc dzień wykorzystać, bo być może to była ostatnia jazda w tym roku w takich warunkach pogodowych.
Może ostatnia w ogóle? I trzeba było rozruszać zakwasy po wczorajszym spotkaniu z KULĄ (a są konkretne, od razu widać, które mięśnie ostatnio były nieużywane).
Wybrałam trasę niezbyt skomplikowaną (trochę podjeżdżania, ale mało agresywnego) i niemalże zerowe zjeżdżanie (to akurat dobrze, bo warunki do zjeżdżania w tej chwili nie są najlepsze – liście a pod nimi błoto).
Pojechałam więc do Wojnicza (po raz pierwszy pod nowym wiaduktem w Bogumiłowicach), a w Wojniczu skręciłam w ulicę Wąwóz Szwedzki i zielonym szlakiem pieszym udałam się w kierunku Jaworska.
Bardzo lubię ten szlak, jest ładny widokowo i jakiś taki .. sielski.
W Lesie Milowskim było dość wymagająco. Ciężko kręciło się po liściach, błocie i pod górę. Moja rowerowa kondycja jest już marna. Niemniej jednak naprawdę przyjemnie było po takiej przerwie znowu wsiąść na rower.
Z Lasu Milowskiego wróciłam inaczej niż zwykle (zwykle jadę czarnym szlakiem pieszym na Panieńską Górę). Tym razem wróciłam zielonym szlakiem rowerowym, bo trochę bałam się o swoją kondycję. W sumie chyba niepotrzebnie, bo spokojnie zrobiłabym ten jeden podjazd na Panieńską. A powrót zafundowałam sobie z Wojnicza nową obwodnicą (robi duże wrażenie, zwłaszcza przejazd przez most). No i tak sobie leniwie przejechałam dość długą trasę.
Cmentarz w Wojniczu - Zamościu © lemuriza1972
Początek terenowej jazdy © lemuriza1972
W Lesie Milowskim © lemuriza1972
Dywan z liści © lemuriza1972
W Lesie Milowskim © lemuriza1972
Błękit © lemuriza1972
Takie mamy "śmieszne" nazwy miejscowości w okolicy © lemuriza1972
Widok na Tarnów z Jaworska © lemuriza1972
Dywan z liści © lemuriza1972
Gdzieś po drodze © lemuriza1972
Pozostałości po maratonie wojnickim © lemuriza1972
Pomnik przyrody w Lesie Milowskim © lemuriza1972
Modrzewiowo © lemuriza1972
I jeszcze raz modrzewiowo © lemuriza1972
W drodze powrotnej © lemuriza1972
Kolory jesieni © lemuriza1972
Wczoraj minęło 30 dni odkąd postanowiłam inaczej jeść. Odkąd postanowiłam nie pić mleka do kawy, nie używać cukru, nie jeść słodyczy, pieczywo i makaron z pszennego zamienić na żytnie, unikać „chemii” w jedzeniu, jeść zdrowiej.
Małe podsumowanie może zrobię jutro, dzisiaj nie będę o tym pisać.
W nagrodę za wytrwałość, cierpliwość i samozaparcie w nieużywaniu cukru i niejedzeniu słodyczy, upiekłam sobie wczoraj ciasto. No jest to pewien ewenement bo ciast raczej nie piękę i mistrzynią w tym nie jestem. Ciasto postanowiłam sobie upiec o godz. 22.
Wróciłam z kina, pomyślałam: wieczór długi.. jutro wolne, można się wyspać, to coś zrobię.
Przepis zmodyfikowałam na swoje potrzeby (a pochodzi z przedostatnich Wysokich Obcasów Extra). Właścicielką jest Agnieszka Kręglicka. Dałam niecałą szklankę cukru nierafinowanego brązowego, trzy jabłka, szklankę mąki (ale żytniej, w oryginale była pszenna), 4 jajka.
Jajka ubijamy na masę, dodajemy mąkę, pokrojone jabłka, wlewamy do formy i do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na 40 minut. Pychota!!!! A takie proste.
Miły początek dnia © lemuriza1972
A dzisiaj był piękny dzień. Słoneczny i ciepły (termometr na moim liczniku pokazywał w słońcu 19 stopni).
Postanowiłam więc dzień wykorzystać, bo być może to była ostatnia jazda w tym roku w takich warunkach pogodowych.
Może ostatnia w ogóle? I trzeba było rozruszać zakwasy po wczorajszym spotkaniu z KULĄ (a są konkretne, od razu widać, które mięśnie ostatnio były nieużywane).
Wybrałam trasę niezbyt skomplikowaną (trochę podjeżdżania, ale mało agresywnego) i niemalże zerowe zjeżdżanie (to akurat dobrze, bo warunki do zjeżdżania w tej chwili nie są najlepsze – liście a pod nimi błoto).
Pojechałam więc do Wojnicza (po raz pierwszy pod nowym wiaduktem w Bogumiłowicach), a w Wojniczu skręciłam w ulicę Wąwóz Szwedzki i zielonym szlakiem pieszym udałam się w kierunku Jaworska.
Bardzo lubię ten szlak, jest ładny widokowo i jakiś taki .. sielski.
W Lesie Milowskim było dość wymagająco. Ciężko kręciło się po liściach, błocie i pod górę. Moja rowerowa kondycja jest już marna. Niemniej jednak naprawdę przyjemnie było po takiej przerwie znowu wsiąść na rower.
Z Lasu Milowskiego wróciłam inaczej niż zwykle (zwykle jadę czarnym szlakiem pieszym na Panieńską Górę). Tym razem wróciłam zielonym szlakiem rowerowym, bo trochę bałam się o swoją kondycję. W sumie chyba niepotrzebnie, bo spokojnie zrobiłabym ten jeden podjazd na Panieńską. A powrót zafundowałam sobie z Wojnicza nową obwodnicą (robi duże wrażenie, zwłaszcza przejazd przez most). No i tak sobie leniwie przejechałam dość długą trasę.
Początek terenowej jazdy © lemuriza1972
W Lesie Milowskim © lemuriza1972
Dywan z liści © lemuriza1972
W Lesie Milowskim © lemuriza1972
Błękit © lemuriza1972
Takie mamy "śmieszne" nazwy miejscowości w okolicy © lemuriza1972
Widok na Tarnów z Jaworska © lemuriza1972
Dywan z liści © lemuriza1972
Gdzieś po drodze © lemuriza1972
Pozostałości po maratonie wojnickim © lemuriza1972
Pomnik przyrody w Lesie Milowskim © lemuriza1972
Modrzewiowo © lemuriza1972
I jeszcze raz modrzewiowo © lemuriza1972
W drodze powrotnej © lemuriza1972
Kolory jesieni © lemuriza1972
A na koniec przepis na omlet (bo naprawdę fajny jest). Przepis pochodzi z książki Julity Bator.
Warzywa (pieczarki, paprykę, oliwki i pomidory koktajlowe) przysmażamy na patelni.
Warzywa lepiej jeść surowe, ale nie wiem czy wiecie, że jest jedno warzywko, które zyskuje na wartości ususzone albo poddane obórce termicznej. To pomidor.
Dlatego takie zdrowe jest spożywanie np.. keczupów lub suszonych pomidorów.
Ale do rzeczy. Do omletu potrzebujemy jeszcze dwóch jajek. Białka ubijamy na sztywną pianę, po czym dodajemy żółtka, ubijamy, dodajemy 4 łyżki żytniej mąki. Mieszamy. Dodajemy warzywa, po czym wlewamy na patelnię i smażymy pod przykryciem ( z obydwu stron). Naprawdę pyszny omlet, wiem bo dzisiaj go robiłam:)
Omlet © lemuriza1972
Ale do rzeczy. Do omletu potrzebujemy jeszcze dwóch jajek. Białka ubijamy na sztywną pianę, po czym dodajemy żółtka, ubijamy, dodajemy 4 łyżki żytniej mąki. Mieszamy. Dodajemy warzywa, po czym wlewamy na patelnię i smażymy pod przykryciem ( z obydwu stron). Naprawdę pyszny omlet, wiem bo dzisiaj go robiłam:)
- DST 56.00km
- Teren 15.00km
- Czas 02:55
- VAVG 19.20km/h
- Aktywność Jazda na rowerze